Tekst

piątek, 29 maja 2015

1.6 Wierzę w siebie !

Następnego dnia trenowaliśmy na pobocznych kortach treningowych,zamkniętych dla widowni. Sami. Potrzebowałam skupienia,a poza tym to by się kłóciło z moim planem. Na kortach obok trenowała między innymi Agnieszka Radwańska. Pomachałam w jej stronę,zaś parę kortów od nas,zgodnie z moimi przewidywaniami trenowali Fernando Verdasco,David Ferrer i reszta Hiszpanów,których z daleka nie rozpoznawałam. Podczas rozciągania mięśni ukradkowo zerkałam w jego stronę chcąc sprawdzić czy mnie zauważył. Chyba jednak nie,ale to tylko kwestia czasu. W przerwach między rozgrywanymi piłkami napotkałam jego wzrok. Moje spojrzenie pozostawało jednak obojętne aż do końca treningu. Wiedziałam,że tu przyjdzie prędzej czy później,dlatego zaoferowałam,że pozbieram piłki. Spencer był wyraźnie zdziwiony moja dzisiejsza postawą,ale nie protestował,wręcz przeciwnie był ze mnie zadowolony. Chłopcy tez skończyli trening i teraz rozmawiali na korcie,który leżał najbliżej "mojego".Kątem oka dostrzegłam,że ktoś się do nich zbliża. Odwróciłam głowę i zamarłam,bo oto do swoich przyjaciół dołączał Rafael Nadal. Moja odwaga momentalnie uciekła,pojawiło się widmo kompromitacji.
Idź stąd,idź,proszę!-błagałam go w myślach. Nic z tego. Zaczęłam w panice zbierać pozostałe piłki pragnąc uciec jak najszybciej,zapominając o planie.
Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Przełknęłam ślinę. Nici z ucieczki. Zgodnie z planem wrzasnęłam i zaczęłam się wyrywać. Gdy tylko mnie puścił spojrzałam na niego i wrzeszczałam dalej:
-­ Co ty sobie wyobrażasz?!Myślisz,że jak raz cię pocałowałam to masz prawo mnie dotykać?!Ani mi się waż!!
-­ Ale...ja...--­ kajał się zaskoczony.
-­ Żadne ale!Zapomnij,że kiedykolwiek coś ci proponowałam!
Chwyciłam torby i szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Nie odważyłam się spojrzeć na pozostałych Hiszpanów,ale słyszałam jak wybuchnęli śmiechem. Serce biło mi szybko ze zdenerwowania. Dałam popis swoich umiejętności aktorskich i w dodatku pozbyłam się "cichego wielbiciela".A przynajmniej miałam taką nadzieję.

*

Gdy po meczu trzeciej rundy z Martinez Sanchez zeszłam z kortu,byłam w euforii. Uważałam ją za swój życiowy sukces,ale nigdy bym nie przypuszczała,ze zajdę aż do finału!W ćwiartce wygrałam z Lucie Safarovą w trzech setach,6:4,6:7,6:4, zaś w półfinale natknęłam się na Anę Ivanovic i nie ukrywam,ze to był trudny sprawdzian mimo pokonania jej 6:4 7:5. A w finale nie kto inny jak mistrzyni Serena Williams. Spencer twierdzi,ze lepiej nie mogłam trafić,bo nadarzy mi się okazja do rewanżu. Nie byłabym tego taka pewna,mimo wszystko ja jestem tylko kwalifikantką a ona numerem jeden na świecie. To sprawia, że odczuwam presję, chociaż wierzę w siebie
Mecz był co prawda o piętnastej,ale Marina i Spencer od rana suszyli mi głowę. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam im,żeby dali mi spokój,bo i tak nie będę z nimi gadać o tenisie(myślę też,że to przez ta akcję z Fernando,bo po meczu trzeciej rundy Marina znalazła o tym wzmiankę w Internecie i zaczęło się piekło. Chcieli mnie w ten sposób zmusić do myślenia tylko o pracy. Swoją drogą, od tamtej pory Fernando nie odezwał się ani razu).Potrzebowałam w spokoju zebrać myśli,które nie krążyłyby wokół topspinu,woleja i forhendu. Miałam ochotę wybrać się dzisiaj wieczorem na mecz finałowy panów. Może to dziwne,zważywszy na to ze jestem tenisistką, ale nigdy nie byłam na żadnym meczu jako widz!Spojrzeć na tenis z zupełnie innej perspektywy i pozachwycać się Rafaelem Nadalem zmieniającym koszulkę...Zaraz jednak uświadomiłam sobie,że to nie jest dobry pomysł,bo mógłby mnie rozpoznać,a nie chciałam być pamiętana jako "ta,która dała kosza Verdasco" tylko "ta,która doszła do finału w Rzymie" i szybko odrzuciłam od siebie tę myśl. Leżałam w spokoju przez trzy godziny po treningu zatopiona we własnych myślach. Wstałam tylko na lekki obiad o godzinie 13 i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Marina przyniosła mi poprzedniego dnia sukienkę tenisową z Babolatu-odpowiednik mojego czerwonego kompletu,którą dostałam od firmy produkującej moje rakiety. Ostroznie zapięłam na szyi zawieszkę Svarowskiego i ucałowałam ją modląc się by przyniosła mi szczęście. Nigdy przedtem nie odprawiałam takich rytuałów,ale czułam że tym razem nie zaszkodzi. W szatni byłam już o czternastej. Zawsze trzeba było przychodzić wcześniej,żeby potem nie było niespodzianek w postaci opóźnienia meczu z powodu niekompetencji zawodnika. Sereny jeszcze nie było więc udałam się do szatni żeby się trochę rozpakować i powtórzyć w myślach całą taktykę. Byłam niezmierne stremowana.
Kiedy wychodziłam na kort moje ciało stopniowo się rozluźniało. Nie wiem jakim cudem,ale ta presja gdzieś uleciała. Poczułam,że w tym meczu nie mam nic do stracenia:przegram-trudno i tak zaszłam daleko,wygram-też dobrze. To w końcu ona ma odczuwać presję z bycia faworytką,nie ja. Postaram się zrobić wszystko by czuła się z tym niepewnie.

*

Ostatnia piłka. To może być ostatnia piłka .Nie,to wcale nie jest ostatnia. To tylko jedna z wielu. Zagraj ją tak jak dotychczas. To nic wielkiego-szeptały na zmianę głosy w mojej głowie. Miałam wyraźną świadomość tego,iż jest to piłka meczowa i od niej zależy czy wygram. Drżącą ręką posłałam wyrzucający serwis na forhend. Return wpadł tuż poza karem. Taka prosta do skończenia piłka....
I oto nagle do głowy przyszedł mi oryginalny pomysł. Zrobiłam skrót z kończącej. Poszybował trochę wyżej niżbym się spodziewała i tym samym upadł nieco dalej. Na szczęście asekurowała go mocna rotacja i tuż nad ziemią piłka skręciła w stronę korytarza,ale Serena do niej dobiegła i odegrała wolejem,którego przytomnie złapałam i tym samym skończyłam piłkę,wymianę,cały gem,set i mecz 2:6,6:4,7:5.Zamknęłam oczy gdy do mnie to doszło i podniosłam dłonie w geście tryumfu. Przy siatce Serena uśmiechnęła się i obok standardowego „dziękuję” powiedziała:
-­ Byłaś świetna.
Na ceremonii rozdania nagród cała drżałam,ale nie płakałam,choć głos momentami mi się załamywał. Podziękowałam wszystkim,którzy wzięli udział w moim zwycięstwie i przyszedł czas na sesję zdjęciową,standardową po każdym turnieju. Pozowałam uśmiechając się i całując trofeum. Po jakichś piętnastu minutach bolały mnie wszystkie mięśnie twarzy,więc jakby nigdy nic zeszłam z podium i zaczęłam się pakować.
Myślałam,że tej nocy nie zmrużę oka. Po meczu czekała mnie dwugodzinna konferencja prasowa,jedna standardowo po angielsku,a na drugą-co było wyjątkowym zaskoczeniem przybyli dziennikarze z Polski. Nawet nie pamiętam co odpowiadałam,marzyłam tylko o ciepłej kąpieli i masażu,bo zaczynało mi brakować sił. Konferencje skończyły się mniej więcej o wpół do dziewiątej i chciałam od razu udać się do hotelu. Kiedy wchodziłam do taksówki non stop błyskały flesze i słyszałam rzucane w moją stronę pytania. Odetchnęłam z ulgą gdy w końcu usadowiłam się na siedzeniu obok Mariny. Moje dłonie były przepocone od kurczowego trzymania pucharu,jakbym mogła się nim cieszyć tylko chwilę a potem zamierzano mi go odebrać. Spojrzałam na niego.
Więc to przez ciebie!-pomyślałam z goryczą-Jakim cudem zaczarowałeś pół miasta,żeby rzucali się za mną w pogoń?.
-­ Przyzwyczajaj się-­ usłyszałam głos Mariny.
-­ Słucham?-­ otrząsnęłam się z rozmyślań.
-­ Od teraz będziesz takie ściskać często-­ wyjaśniła patrząc na mnie z lekko przechyloną głową.
-­ Skąd ta pewność?
-­ Zaufaj mi .I sama też w to uwierz-powiedziała tajemniczo się uśmiechając.
Wzruszyłam ramionami i wyjrzałam przez okno. Ulice były spokojniejsze niż kilka metrów dalej,nikt nie biegł za nami. Tymczasem telefon Mariny bez przerwy się urywał. Dzwonili z telewizji,gazet,programów śniadaniowych. Ciągle słyszałam tylko:"Przemyślimy to" albo"Porozmawiam z nią" czy "Damy znać tego i tego o tej i o tej"
W hotelu przewinęło się też kilka kontraktów na ubrania.
-­ Dzwonili z Lacoste'a-­ oznajmiła w holu.
-­ To fajnie-ziewnęłam-­ Ale możesz powiedzieć,że damy znać rano?
Skinęła głową
-­ Jasne. Idź weź kąpiel i odpocznij. Że teź wcześniej o tym nie pomyślałam,przecież jesteś pewnie nieludzko zmęczona!-­ zganiła się.
-­ A gdzie Spencer?.
-­ Pewnie ciągle uwalnia się od paparazzich-­ zaśmiała się.
Przytaknęłam niemrawo i ruszyłam w stronę windy. Rzuciłam tylko szybko "Zobaczymy się rano" i pojechałam na drugie piętro.
W pokoju postawiłam puchar na szafie i uśmiechnęłam się. Dopiero teraz do mnie dotarło czego dokonałam. Wygrałam turniej najwyższej kategorii zaraz po Wielkim Szlemie,zarobiłam 900 punktów do rankingu i milion dolarów. Miałam powody do dumy.

*

Po czterech dniach odpoczynku w domu i własnym łóżku przyszedł czas na ostateczny sprawdzian formy a mianowicie Roland Garros. Tym razem z udziałem w turnieju nie było najmniejszych problemów,bo wygrana dała mi spory awans(Miejsce nr.43!) i jestem jego pełnoprawną uczestniczką. We Wrocławiu oczywiście też roiło się od fotografów,którzy czyhali na mnie za każdym rogiem,ale jestem im nawet za to wdzięczna,bo dzięki nim powoli przyzwyczajam się do bycia ciągle na językach. Obecność reporterów nie krępuje mnie i nie paraliżuje już tak jak po zwycięstwie w Rzymie. Szczerze mówiąc pierwszy raz czuję się w jakiś sposób doceniona,bo dotychczas mimo mojego sukcesu w Madrycie nikt oprócz mojego boksu zbytnio się nim nie przejmował. Teraz mam większą szansę na zwrócenie uwagi i dzięki temu na dalszy rozwój. Nie najgorzej się ułożyło.Marina też nie daje mi ani chwili wytchnienia. Mój telefon bez przerwy się urywa,bo ta co i raz dzwoni do mnie z propozycjami a to wywiadów,a to kontraktów. Na wszystkie odpowiadam "Nie".Po prostu nie uważam,że osiągnęłam tak dużo żeby móc opowiadać o tym godzinami.
Cieszę się więc,że jutro rano wylatuję do Paryża i będę teraz postrzegana nie jako "Ta,która wygrała Rzym" tylko jako jedna ze 128 zawodniczek biorących udział w rywalizacji. Dzisiaj, 20 maja pakuję swoje rzeczy na dwa tygodnie pobytu w stolicy Francji(mam nadzieję,że to będą dwa tygodnie!). Szukając czegoś w szafie, usłyszałam dzwonek telefonu.
-­ Co tym razem?-­ spytałam lekko zniecierpliwiona,kiedy na ekranie wyświetlił się numer Mariny.
-­ Nie uwierzysz...Nike!-­ oznajmiła piskliwym głosem.
Rozszerzyłam oczy ze zdumienia
-­ Co takiego?
-­ Nike chce podpisać z tobą kontrakt. Oferują 300 tysięcy. Na początek oczywiście.
-­ Co to znaczy na początek?-­ spytałam przełykając ślinę.
-­ No na początku będziesz brała od nich 300 tysięcy,a potem masz szansę na podniesienie stawki-­ oznajmiła jakby tak wielkie pieniądze były dla niej codziennością. A przecież zarabia u mnie grosze!
-­ Biorę-zdecydowałam natychmiast.
-­ Ok,przesłali mi potrzebne dokumenty. Musisz je tylko jutro podpisać. Ja muszę się jeszcze tylko spotkać z ich przedstawicielem i po problemie. Będziesz nosiła na korcie fajne ciuchy i jeszcze dostawała za to kasę. Nie powiem,trochę ci zazdroszczę-­ ostatnie zdanie powiedziała żartobliwie
-­ Jesteś wspaniała-­ powiedziałam z wdzięcznością.
-­ Przestań-­ żachnęła się-­ To twoja zasługa. Usiłowałam ci załatwić ten kontrakt wiele razy pamiętasz?
-­ Pamiętam-­ odparłam z goryczą-­ Gdybym nie wygrała tego turnieju nigdy nie podpisałabym tego kontraktu.
-­ Tego się już nie dowiesz-­ ucięła-­ Nie przejmuj się,masz go i już. Przepraszam,muszę kończyć. Znów ktoś na drugiej linii.

 *

A więc czas na Miasto Miłości. Tylko co to za frajda,skoro nie ma się swojej miłości...
Gdy w końcu dolecieliśmy,o mało co bym się nie wywróciła tak było mi spieszno na paryską ziemię. Przez te dwie godziny strasznie mi się nudziło i niczego bardziej nie pragnęłam jak lądowania .Kiedy w końcu moje stopy dotknęły ziemi poczułam ulgę. Co prawda nie bałam się juz tak jak za pierwszym razem,jednak ciągle niepewnie się czułam stąpając po pokładzie samolotu. Szybko wyjęłam telefon i wysłałam do rodziców SMS-a informującego że zakończyłam swoją podróż i właśnie udaję się do hotelu. W samą porę, prawdę mówiąc. Jest dziewiąta,a więc pora na śniadanie. Zanim udałam się do pokoju weszłam do jadalni i wzięłam sobie trzy świeżutkie croissanty,prawdziwe francuskie,o niebo lepsze od tych w Rzymie.
-A gdzie Spencer?-spytałam Marinę siadając przy stole i zajadając śniadanie
-Napisał,że mają drobne opóźnienie i przyleci mniej więcej o dwunastej-odparła mieszając swoją kawę.
-Czyli do południa mamy wolne?-spytałam z nadzieją
-Ty masz.Ja muszę się spotkać z tym przedstawicielem Nike,więc jak zjesz to podpisz te dokumenty
-Jasne
Dokończyłam swoją porcję,wzięłam długopis i podpisałam się kilka razy na dokumentach po czym podałam je Marinie.
-Powodzenia.A,może lepiej się trochę ogarnij zanim przyjedzie Spencer i ten przedstawiciel co?-powiedziałam puszczając do niej oczko i odeszłam w stronę windy.
W pokoju skontaktowałam się z Giselą.Ona też gra w turnieju,ale jako "dzika karta" więc ma trochę utrudnione zadanie.Przyleci do Paryża około trzynastej,także wychodzi na to,że będę się nudzić przez całe popołudnie.Świetnie.Całe szczęście,że w pokoju jest telewizor.Rozłożyłam się na łóżku i skakałam po kanałach,ale nie znalazłam niczego ciekawego.Poszłabym na kort trochę poodbijać,ale nie mam nawet z kim.Kiedy tak leżałam na wznak i rozmyślałam przypomniałam sobie,że być może Aga jest już na miejscu i warto by było do niej zadzwonić.
-Halo?-odezwała się Agnieszka kiedy wybrałam jej numer
-Hej,cześć.Zastanawiam się czy nie miałabyś ochoty na mały trening?
-Hm...wiesz,właśnie wybieram się z Ulą na zakupy,ale może pójdziesz z nami?
W sumie mogłabym iść,ale znając siebie zaraz wpadnie mi w oko coś na co nie będę mogła sobie pozwolić i przez cały pobyt będę się zamartwiała tą rzeczą.A że nie wolno mi teraz zbyt pochopnie inwestować pieniędzy nie jest to dobry pomysł.
-Niee,dzięki ale ja odpadam.To pa,bawcie się dobrze.
Westchnęłam ciężko gdy się rozłączałam.Pozostaje mi tylko mieć nadzieję,że Marina zaraz wróci.
Po jakiejś godzinie spędzonej na oglądaniu w telewizji programów,których kompletnie nie rozumiem usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę-mruknęłam nie odrywając wzroku od telewizora
-To ja-w drzwiach pojawiła się moja menedźerka
-No wreszcie!
Natychmiast poderwałam się z łóżka i wskazałam jej miejsce obok siebie
-I co?
-Wszystko załatwione-oznajmiła z uśmiechem-O drugiej przywiozą ci wszystkie rzeczy
-Tak szybko?-zdziwiłam się-Myślałam,że to dopiero w niedzielę i to o ile dobrze pójdzie
-A na co tu czekać?Powiedziałam im wcześniej,że podpiszesz ten kontrakt,więc byli przygotowani na tę ewentualność.W niedzielę albo poniedziałek musisz już grać w ich rzeczach
-Super-pisnęłam i przytuliłam ją-Dziękuję
-Nie ma za co-wzruszyła ramionami-A teraz może chodźmy gdzieś pozwiedzać miasto!

*

Te trzy dni spędzone tylko i wyłącznie na treningach i dobrej zabawie minęły w mgnieniu oka,dziś jest poniedziałek i pora zacząć turniej. Gram dzisiaj trzeci mecz na korcie numer 11,a moja przeciwniczka to mocno uderzająca i dysponująca świetnym serwisem,Amerykanka Melenie Oudin. Normalnie trochę bym się jej bała,ale jako że korty ziemne nie służą dobrze serwującym nie mam zbytnich powodów do obaw i żyję w przekonaniu że ją pokonam. Słusznym czy nie okaże się wieczorem.
Rzeczy z Nike,których mi wczoraj dostarczono było mnóstwo. Dres,bluza od dresu,T-shirt,buty do treningu,buty na kort,nawet kurtka na chłodniejsze dni,ale przede wszystkim sukienki tenisowe. Pozwolono mi wybrać kolor,więc wybrałam lazur, gdyż ciemny róż jakoś do mnie nie przemawia.
Mecz z Oudin wygrałam po dość wyrównanej walce w pierwszym secie 7:5,w drugim zaś zupełnie przejęłam kontrolę nad sytuacją i wygrałam 6:2.Amerykanka kompletnie się w tej partii pogubiła i miałam wrażenie,że w ciągu półtorej godziny rozegrałam dwa inne mecze. Spencer stwierdził,że powinnam być bardziej cierpliwa,bo zbyt szybko atakowałam i mogłam wygrać pierwszego seta dużo szybciej i zachować więcej sił.
Po dniu odpoczynku stanęłam do walki z rozstawioną z "piątką" Eleną Dementievą i ku zdumieniu wszystkich a przede wszystkim mojemu własnemu też wygrałam,choć nie było łatwo.W pierwszym secie byłam jak sparaliżowana,bo przegrałam 2:6.Doszłam do wniosku,że to przez grę z zawodniczkami rozstawionymi mam po prostu tremę. W drugim jakoś się pozbierałam i wygrałam 6:4.Trzeci był prawdziwym wyzwaniem,bo mimo że przegrywałam 2:5 zebrałam maksymalnie koncentrację i uderzałam pewnie,zaś Elena zupełnie zgubiła rytm i doprowadziłam do wyrównania .Cały czas byłam skupiona na maksa,a mój umysł został całkowicie uwolniony od zbędnych myśli. Liczyła się tylko gra. Każde kolejne uderzenie i każdy kolejny punkt. Rosjanka kompletnie nie mogła przyjąć tego do wiadomości i tym samym podnieść jakość swojej gry. Wyszło więc na to,że mecz wygrałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Mój pierwszy występ w Roland Garros i od razu dochodzę do trzeciej rundy eliminując piątą zawodniczkę świata!Znowu zaczęłam być w centrum zainteresowania,mówi się że jestem "czarnym koniem" turnieju i dużo jest w tym prawdy,bo takiego rozwiązania nikt się chyba nie spodziewał.
Następnie rozgromiłam Aleksandrę Woźniak 6:1 6:2 i przeszłam do czwartej rundy. Ludzie wciąż dziwili się jakim cudem gram przez tak długi okres czasu na tym samym,wysokim poziomie i tym samym jak dziewczyna będąca 43 w światowym rankingu zdołała zajść tak wysoko .Ja sama nie znam odpowiedzi na to pytanie,ale mniemam,że odpowiedź leży w mojej psychice która teraz funkcjonuje jak należy. Potrafię trzeźwo myśleć,ale przede wszystkim zachowywać spokój w kluczowych momentach. Oczywiście na korcie nie gra się tylko i wyłącznie głową. Trzeba też mieć jakieś umiejętności,a moje od początku roku uległy znacznej poprawie.
Mecz czwartej rundy to pojedynek z Chanelle Scheepers. W tym meczu wszystko było wyrównane i właściwie żadna z nas nie była faworytką,a to dlatego że obie byłyśmy pierwszy raz na tym etapie w wielkoszlemowym turnieju i obie miałyśmy tyle samo zacięcia żeby zajść jeszcze wyżej. W pierwszym secie pokazałam klasę i wygrałam 6:3.Drugi był prawdziwą wojną i żadna z nas nie chciała ustąpić. Skończył się dopiero w tiebreaku,którego ona wygrała do pięciu. Mnie zabrakło trochę zimnej krwi,bo jestem pewna,że gdybym bardziej się postarała zdołałabym wygrać w dwóch setach. W trzecim secie nadrobiłam zaległości i wygrałam cały mecz 6:3,6:7,6:4 i tym samym osiągnęłam pierwszy w karierze ćwierćfinał Wielkiego Szlema. Na konferencji nie kryłam swojej radości i z chęcią opowiadałam o przebiegu meczu. Cieszyłam się tym bardziej,że było to naprawdę trudne spotkanie z kimś na tym samym poziomie.
Przed ćwierćfinałem szukałam natchnienia w sklepach i kupiłam sobie fajne białe dżinsowe rurki. Nie trudno zgadnąć,że zakupy wprawiły mnie w dobry nastrój i w dzień ćwierćfinałów byłam uśmiechnięta i wdzięczna losowi za to,że zdołałam zajść tak daleko.
Mecz z Petrovą był prawdziwą szkołą przetrwania. Ona odbija piłki bardzo mocno,tak że niekiedy ciężko cokolwiek z nimi zrobić i trzeba po prostu poczekać aż to bombardowanie się skończy,albo przynajmniej nieco się uspokoi. Gdyby nie ten dobry nastrój i chłodny umysł mogłaby to być trzeystówka,ale udało mi się skończyć w dwóch ciężkich setach 7:6,7:6.Z każdym zwycięstwem cieszyłam się coraz bardziej,ale mimo dnia odpoczynku przed półfinałami zaczynałam odczuwać trudy turnieju. Postawiłam na nogi całą armię masażystów i fizjoterapeutów,byle tylko doprowadzili mnie do należytego porządku.
Półfinał ze Schiavone rozegrałam z bólem w stawie skokowym. Byłam zmuszona poprosić nawet o opatrzenie go,bo momentami ból był nie do zniesienia. Przegrywałam wtedy ten mecz 4:6 2:3.Dzięki temu masażowi udało mi się jakoś stanąć na nogi i wygrać ostatecznie tego seta do czterech,mimo że nie grałam zbyt rewelacyjnie. W trzecim zaczęłam grać coraz lepiej zapominając o bólu,ale Schiavone też nie pozostawała dłużna. Wiedziała,że teraz nie odpuszczę i była zdecydowana zrobić to samo. W tym secie wyrównana walka trwała do stanu po 4,bo stwierdziłam że warto teraz się skupić na własnych gemach serwisowych i zachować siłę na kluczowy moment i tak też się stało. Przełamałam ją,gdy serwowała na 5:4 i byłam o krok od zakończenia. Ręka mi się trzęsła i mimo prowadzenia 40:0 w gemie zdołałam go wygrać dopiero po równowadze. Gdy już się to stało wpadłam w euforię i wydałam z siebie piskliwy okrzyk,który miał oznaczać"Mam finał Wielkiego Szlema!".

A więc tak jak jest napisane w nagłówku-cały świat patrzy jak Kinga powstaje. 
Szarapowa na stos. Już zapalam. CO TO ZA DRABINKA JA SIĘ PYTAM??!! Boję się oglądać tego Garrosa, żeby nie być świadkiem przedwczesnego odpadnięcia Rafy. Rzygam już Djokovicem. 
Chyba zostanę przy maratonie serialu.
Gatique.
P.S Ja także uwielbiam tenisowe stroje, więc wrzucam zdjęcie opisywanego:







piątek, 22 maja 2015

1.5 Wiem,że tego chcesz

Spencer dotrzymał obietnicy i punktualnie za pięć ósma wparował do mojego pokoju.
-­ Wstawaj!!-­ ryknął tak,że natychmiast poderwałam się z łóżka-­ Czas na trening.
Spojrzałam zaspana na telefon.
-­ Przecież nawet ósmej nie ma!-­ zaprotestowałam oburzona.
-­ Jeżeli nie chcesz się myć,możesz pospać dłużej.
-­ Cóż za wspaniałomyślność-­ mruknęłam po polsku podnosząc się.
-­ Słyszałem to.A teraz biegiem do łazienki
-­ Od kiedy ty znasz polski?!-­ spytałam zrywając się.
-­ Od kiedy z tobą pracuję.Za pół godziny na dole-­ powiedział i wyszedł.
Trzeba przyznać jednak,że skutecznie mnie tym obudził. W łazience była duża wanna z prysznicem,co bardzo przypadło mi do gustu.Nie miałam jednak czasu na kąpiel i wzięłam jedynie szybki prysznic , nałożyłam białe dresy-rybaczki,biały top z niebieską lamówką i białą bluzę do kompletu,a potem czym prędzej zasznurowałam buty,wzięłam torbę z rakietami i ruszyłam na dół.Zdziwiłam się jednak,gdyż Spencer zazwyczaj przychodził pierwszy,a teraz zamieniliśmy się rolami i to ja czekałam na niego.Pojawił się jednak po chwili dyskutując z Mariną.Momentalnie przeszła mi złość na niego.
-­ Cześć!-­ przywitałam się z uśmiechem-­ Dobrze się spało?
-­ Byłoby dobrze,gdyby nie ta ranna pobudka-­ mruknęła Marina.
A więc nie tylko ja zostałam obudzona przez mojego nienormalnego trenera.


*
Po kilku ćwiczeniach rozciągających na siłowni nieco bolały mnie mięśnie,ale nauczyłam się nie narzekać.Miałam dosyć dobry humor przez co przyszło mi to z łatwością. Spencer postanowił, że dzisiaj potrenujemy ślizgi.
Wyglądało to w ten sposób,że graliśmy wymianę,a on za jakiś czas grał skrót,do którego musiałam się dośliznąć  i w dodatku poprawnie odbić piłkę. Miało mi to pomóc w grze z zawodniczkami grającymi serve&wolej. Trenowaliśmy też serwis. Z niego był najbardziej zadowolony,gdyż nigdy nie serwowałam jakoś szczególnie mocno i poprawnie.
-­ Koniec na dzisiaj?-­ spytałam z nadzieją około godziny jedenastej.
-­ Myślę,że tak. Dobrze się spisałaś
Czułam ogromną satysfakcję.Warto było wstać tak wcześnie.
Gdy schodziłam z kortu w korytarzu prowadzącym do szatni spotkałam inną tenisistkę. Nigdy wcześniej jej nie widziałam,dlatego doszłam do wniosku, że i ona dopiero stawia pierwsze kroki w wielkim tenisowym świecie. Była trochę niższa ode mnie, jej włosy były w kolorze ciemnego blondu. Miała śniadą karnację, musiała być albo Hiszpanką albo pochodzić z Ameryki Południowej. W jej ciemnoniebieskich oczach malował się strach.
-­ Pierwszy raz w Wiecznym Mieście?-­ spytałam gdy mijałyśmy się. Spojrzała nieśmiało w moją stronę.
-­ Aż tak to widać?-­ spytała zdumiona.
-­ Trudno tego nie zauważyć.Ale nie przejmuj się,ja także pierwszy raz tu jestem.
-­ Ale się nie boisz-­ zauważyła
-­ Bo już schodzę z kortu.Ale też się bałam,zapewniam cię.
Przyjrzała mi się dokładniej.
-­ Hej,ty jesteś Kinga Kolat,prawda?
-­ Zgadza się-­ odparłam nieco zdziwiona tym,że jestem rozpoznawalna.
-­ Miło mi cię poznać i gratuluję ci sukcesu w Madrycie. Ja jestem Gisela Benitez.
Uścisnęłyśmy sobie dłonie
-­ Dziękuję. Mnie też miło cię poznać. Grałaś kwalifikacje?
-­ Tak,i jestem bardzo szczęśliwa,że mi się udało.
-­ Znam to uczucie.W Madrycie...-­ nie zdążyłam dokończyć bo oto pojawił się Spencer.
-­ Kinga,zbieraj się ,kończymy trening-powiedział i skinął głową w stronę Giseli-­ Inni też chcą potrenować.
-­ Nie widzisz,że rozmawiam?-­ warknęłam w jego stronę.
-­ Nie szkodzi-­ uśmiechnęła się Gisela-­ Ja też muszę iść na trening.
-­ Gisela,jesteś gotowa?-­ usłyszałam w korytarzu jakiś głos.
W naszą stronę zmierzał mężczyzna na oko w wieku Spencera. Miał czarne włosy przyprószone siwizną. Typowy południowiec .Kiedy zobaczył Spencera, rozpromienił się.
-­ Heat!Widzę,że jednak jesteśmy umówieni.
-­ No,no Sebastian Velotti!Tak myślałem,że jednak się spotkamy-­ odparł Spencer i po męsku uścisnęli sobie dłonie
-­ Zaraz,to wy się znacie?-­ spytałam zdziwiona.
-­ Oczywiście. Mówiłem ci,że będziesz miała dodatkowego trenera,prawda?-­ odparł Spencer-­ No,więc oto on:Sebastian Velotti,najlepszy fachowiec od treningu fizycznego jakiego znam.
-­ Miło mi.Kinga Kolat-­ odparłam i uścisnęłam mu dłoń.
-­ A także trener Giseli Benitez-­ dodał-­ Widzę,że się już znacie.
-­ Tak,jak widać-­ mruknęłam.
-­ No więc jak widzisz będę cię trenował w przygotowaniu fizycznym,za to Spencer pomoże Giseli w uderzeniach.Prosty układ-­ oznajmił.
O tym nie miałam pojęcia.Trzeba było jednak przyznać, że to pomysłowe, ale jednak dziwne w tenisowym świecie,gdzie rywalizuje się z każdym.
-­ No więc widzimy się jutro o dziewiątej?-­ spytał Spencer.
-­ Jasne .Dziewczyny zagrają sobie sparing,a ja w tym czasie popatrzę nad czym trzeba z Kingą popracować.
Fajnie,że ja mam na ten temat coś do powiedzenia.
Po południu postanowiłam wybrać się z Mariną na zakupy. Planowałam kupić sobie jakąś ładną,krótką sukienkę, ale w sumie mogło to być cokolwiek.Bardzo,bardzo marzyłam o zakupach we Włoszech!
-­ Zlituj się,odwiedzamy już przynajmniej dziesiąty sklep-­ jęczała Marina gdy wchodziłyśmy do kolejnych sklepów.
-­ No to co?-­ nie przejęłam się nią-­ Raz na jakiś czas można zaszaleć.
-­ Ale ty jesteś taka wybredna!Ta za krótka,ta za długa,ta ma za szerokie ramiączka,a ta w ogóle ich nie ma,kolor za jasny,kolor za ciemny...
Nie słuchałam jej marudzenia, bo przed wejściem do kolejnego sklepu zauważyłam idącego ulica Verdasco.
-­ Och nie-­ jęknęłam-­ Szybko,chodź tu!-­ pociągnęłam Marinę za rękaw swetra do najbliższego sklepu.
-­ O co ci chodzi?-­ syknęła wygładzając rękaw.
-­ Verdasco idzie tą ulicą-­ szepnęłam wchodząc za rzędy wieszaków.
-­ Myślałam,że dał ci spokój
-­ Chciałabym.Nie odzywał się do mnie od Madrytu, ale to jeszcze nie znaczy, że mu przeszło
-­ A może po prostu dasz mu szansę?-­ poradziła i skrzywiła się odkładając na miejsce wściekle różową sukienkę z wielką kokardą
-­ Nie!-­ syknęłam-­ On chce mnie tylko wykorzystać.
-­ A może jednak się w tobie zakochał?
-­ Nie rozśmieszaj mnie.Zamieniając ze mną ledwie dwa słowa?
Przeglądając wieszaki trafiłam na idealną sukienkę.Była szyfonowa na biuście,sięgała przed kolana,a z tyłu była nieco dłuższa.W pasie miała czarny pasek idealnie kontrastujący z jej morskim kolorem.
-­ Spójrz na nią-­ rzuciłam do Mariny-­ Jest piękna.
-­ Ojej...jest cudowna.Przymierz ją-­ zarządziła.
W te pędy poleciałam do przymierzalni.Leżała idealnie
-­ Biorę ją-­ zdecydowałam natychmiast,ale po chwili zawahałam się-­ Marina?
-­ Hm?-­ mruknęła oglądając inne.
-­ A tak właściwie to gdzie ja ją założę?
-­ Może na randkę?-­ usłyszałam za plecami męski głos-­ Na przykład ze mną?
Obróciłam się gwałtownie.Za mną stał Verdasco.
-­ Skąd się tu wziąłeś?-­ wydusiłam tłumiąc jęk rozczarowania.
-­ Cóż,wpadłem tu,żeby kupić sobie jakiś przyzwoity krawat i nagle cię zobaczyłem-­ odparł-­ To jak będzie z ta randką?
Jednak nie żartował.
-­ To nie jest dobry pomysł-­ oznajmiłam.
-­ Dlaczego?
-­ Ostatnio kiedy razem trenowaliśmy odpadłam z turnieju pamiętasz? Chyba nie jest mi pisane spotykanie się z tobą-­ powiedziałam słodkim głosikiem.
Machnął ręką.
-­ Ale tym razem nie będziemy trenować
-­ Nie?-­ uniosłam brew
-­ Jeżeli zjesz ze mną kolację, nic ci się nie stanie-­ nalegał.
-­ Oj nie wiem-­ ciągnęłam swoją grę dalej-­ Mogę się zatruć,albo coś...
-­ Daj spokój-­ przerwał mi stanowczo.Czyżby słynny Mistrz Podrywu nie był przyzwyczajony do odmowy ze strony swojej wybranki?-­ Nic ci się nią stanie,a jeśli nawet biorę za to pełną odpowiedzialność
No,no,no,żeby aż tak się poniżyć?
-­ Zgoda-­ oznajmiłam idąc do kasy.Kątem oka dostrzegłam Marinę zmierzającą w moją stronę.We wtorek o dziewiętnastej. Nie spóźnij się.
-­ We wtorek?Hm...-­ zawahał się.
-­ Coś nie tak?-spytałam niewinnie
-­ Tak...nie...ja....Och,dobrze postaram się skończyć przed dziewiętnastą-powiedział lekko się jąkając.
-­ A gdzie?
Podał nazwę.
-­ Za drogo.
-­ Ja stawiam.
-­ W porządku-­ oznajmiłam udając się do kasy-­ Zatem we wtorek dziewiętnasta w La Trattoria.

*

W poniedziałek rano jak zwykle poszłam na trening.Tym razem jednak miał to być sparing z Giselą i miał służyć Velottiemu do poznania moich fizycznych możliwości,więc nie było to zwyczajne spotkanie z trenerem.Musiał to być też szybki mecz,ponieważ grałam dzisiaj wcześnie,już o dwunastej na korcie numer pięć.Musiałam więc się maksymalnie skupić i oszczędzać siły na mecz pierwszej rundy.Ustaliłyśmy zatem z Giselą,że gramy tylko jednego seta.
Nie znałam wcześniej jej stylu gry.Był bardzo podobny do gry Marii Sharapovej,jednak zagrywała piłki z dużym czuciem i-podobnie jak i Maria-dosyć mocno.Z pewnością dobrze się zapowiadała.Potrafiła świetnie atakować,ale ja w obronie byłam równie skuteczna.Nie chciałam jednak zbytnio się nabiegać,więc przy stanie 5:5 przegrałam swój gem serwisowy i po chwili Gisela wygrała 7:5.
-­ Niezły mecz-­ powiedziała zziajana przy siatce-­ Dobra jesteś.
-­ Ty też-odparłam-­ Świetnie atakujesz.
-­ Nie trafiam jeszcze tak jakbym chciała.Ale ma wrażenie że ty też nie.
-­ Ja nie dałam z siebie wszystkiego-przyznałam pakując rakietę do torby-­ Chciałam oszczędzić siły na pierwsza rundę.
-­ Rozumiem.
-­ Kiedyś pokażę na co mnie stać-­ uśmiechnęłam się-­ Obiecuję ci to.
-­ Nie ma sprawy,rozumiem. Może w turnieju?-­ uniosła brew.
-­ Jestem za.
Zauważyłam,że podeszli do nas trenerzy.
-­ Świetnie się poruszasz-­ skomplementował mnie Sebastian-­ Ale musisz się bardziej porozciągać przed meczem.Zrobimy coś z tobą.
Poklepał mnie z uśmiechem po ramieniu
-Gisela,graj bardziej z rotacją,na mączce się przydaje-poradził Spencer
-­ Wiem, ale jestem nauczona grać płasko
-­ Nie zawsze musisz, czasem lepiej użyć rotacji. Graj z głową to daleko zajdziesz. Twój styl jest doskonały
-­ Nie przesadzasz?-­ spytałam z odrobiną zazdrości-­ Czyim w końcu jesteś trenerem?
-­ Twoim-­ odparł spokojnie-­ Ale wobec twoich rywalek muszę być obiektywny nie sądzisz?A teraz idź pod prysznic i odpocznij chwilę przed meczem
Gdy wychodziłam z szatni,minęłam się w drzwiach z Giselą
-­ Chyba nie masz mi za złe,że wykorzystuję twojego trenera?-­ spytała zaniepokojona.
-­ Nie,to nie o to chodzi-­ odparłam szybko słysząc ton jej głosu-­ Po prostu mnie tak nigdy nie pochwalił.
Rozszerzyła oczy.
-­ Naprawdę?
-­ Tak. Po prostu poczułam się zazdrosna i tyle. A teraz przepraszam cię,muszę iść
Szybkim krokiem udałam się w stronę wyjścia czując na sobie wzrok Giseli. To nie moja wina,że czuła się winna,po prostu zabolało mnie podejście Spencera. Mimo,że był taki od zawsze i nauczyłam się z tym żyć,to jednak po tym komplemencie w stronę rywalki jakiś niesmak pozostał. Mnie nigdy nie powiedział że mam idealny styl gry,nawet biorąc pod uwagę to,że sam mnie w nim wychował. Żeby go stworzyć nauczył mnie grać lewą ręką i wolejem. Poświęcił całe godziny na trenowanie wyrzucającego serwisu. Ale ani razu nie stwierdził,że gram idealnie. A czym ja się różnię od Giseli Benitez,bo chyba jesteśmy w końcu na tym samym poziomie?!Nie znoszę być na drugim miejscu!

*

Żeby rozegrać mecz pierwszej rundy wyszłam na kort godzinę później niż było to ustalone. Przede mną mecz grali panowie,którzy grali trzysetówkę,a w męskim tenisie zarówno trzy jak i pięciosetówki są zazwyczaj bardzo wyrównane,a panowie walczą do ostatniej piłki. Na tym właśnie polega cała dramaturgia tenisa. Dopóki piłka jest w grze zdarzyć się może wszystko.
Do meczu przystąpiłam spokojnie,nie martwiłam się już sytuacją z treningu i niesprawiedliwym traktowaniem Spencera. Spojrzałam w ich stronę. Obok niego siedział Sebastian Velotti .To bez wątpienia było nowością. Do tej pory mój boks świecił pustkami,a teraz siedziały w nim cztery osoby. To nadal niewiele,ale przy takim układzie czułam się obco biorąc pod uwagę fakt,że poznałam ich zaledwie wczoraj. W rzędzie niżej siedziała Marina,a obok niej menadżerka panny Benitez i-uwaga-żona Sebastiana w jednym. Do tej pory uśmiecham się przy wspomnieniu miny mojej menadżerki na wiadomość o tym układzie. Mam tylko nadzieję,że to ją zmobilizuje, bo obok niej siedział żywy przykład tego że można.
Jie Zheng okazała się łatwa do ogrania. Dość szybkie 6:4 6:4 dla mnie,co oznaczało ,że w kolejnej rundzie znowu zagram z Karoliną Woźniacką.
Po meczu byłam usatysfakcjonowana,bo mój trener w końcu mnie docenił. Powiedział tylko co prawda "dobra robota" i skomplementował serwis, ale był to wystarczający powód do radości.
Jako iż Marina cały czas żaliła się na Veronicę, postanowiłam wybrać się do Giseli. Jak się wczoraj okazało nocowali w tym samym hotelu. Gdy zapukałam i uchyliłam lekko drzwi zobaczyłam,że Argentynka leży na łóżku podpierając się rękoma. Wyglądała jak dziecko,które dostało szlaban.
-­ Co ci się stało?-­ zapytałam. Jeśli i ona ma focha,wychodzę!
-­ Nudzi mi się-­ oznajmiła-­ Próbowałam się zdrzemnąć,ale nie mogę zasnąć.
-­ Chodźmy na kawę-­ zaproponowałam automatycznie.
Podniosła się z łóżka.
-­ Świetny pomysł. Daj mi pięć minut.
Kwadrans później szłyśmy ulicą w poszukiwaniu jakiejś kawiarni. Usiadłyśmy przy stoliku na zewnątrz w pierwszej napotkanej i zajrzałyśmy do karty.
-­ Latte Machiato i tiramisu-­ mruknęłam do kelnerki,która akurat teraz się pojawiła.
-­ Hm...cappucino i tiramisu-­ oznajmiła z kolei Gisela.
-­ Nie pijasz kawy?-­ spytałam swobodnie po hiszpańsku gdy kelnerka odeszła.
-­ Nie,nie przepadam,ale...hej,nie wiedziałam że mówisz po hiszpańsku!Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?
-­ Nie wiem,nie było okazji.
-­ Od dawna?
-­ Od jakichś pięciu lat. Mam rodzinę w Hiszpanii i często tam bywałam. Chcąc nie chcąc, nauczyłam się.
-­ Super. Nie często trafia się na Polkę znającą hiszpański-­ uśmiechnęła się.
Kelnerka podała kawę i ciasto.
-­ Dzięki za wsparcie-­ powiedziała ni stąd ni zowąd Gisela.-­ Pierwszy raz jestem w tak ważnym turnieju.
-­ Drobiazg.Tydzień temu mnie samej nie było łatwo. Dobrze cię rozumiem-­ odparłam próbując deseru.
-­ Czułam się taka zagubiona-­ przyznała-­ Te wszystkie tenisistki,znane na cały świat...i ja jedna stawiająca pierwsze kroki jako profesjonalistka.
-­ One wcale nie są taki złe-­ zapewniłam-­ Po porażce w Madrycie Serena Williams zachowała się w stosunku do mnie w porządku i pogratulowała mi świetnej gry. Ale są i taki których nie lubię
-­ Ja też .Kiedy patrzę na zachowanie niektórych to cieszę się że nie jestem sławna.
-­ Ciekawa jestem jacy są tenisiści?-­ zastanawiałam się na głos-­ Też tacy zepsuci?
-­ Nie,chyba nie. Chociaż pewna nie jestem
-­ Znasz kogoś?-­ spytałam biorąc kolejny kęs tiramisu. Było wyśmienite
-­ Poznałam Juana Monaco-­-­oznajmiła z lekkim rumieńcem,ale uznałam że nie będę poruszać tego tematu-­ Jest miły i wcale się nie wywyższa. A ty?
-­ Fernando Verdasco-­ przewróciłam oczami.Gisela z kolei o mało co się nie zakrztusiła kawą
-­ Takie ciacho?-­ jęknęła-­ Jej,ale ci zazdroszczę!
-­ Nie ciesz się. Nie wiesz,że to chyba najbardziej znany tenisista-kobieciarz?
-­ Wiem. Ale jest cudny-­ rozmarzyła się.
Odstawiłam widelczyk na talerz zastanawiając się czy powiedzieć jej o randce.
-­ Przestań-­ zganiłam ją-­ Idę z nim jutro wieczorem na kolację. Żyć mi nie dawał.
-­ I ty jeszcze marudzisz?-­ prawie krzyknęła-­ Idziesz na randkę z Fernando Verdasco!
-­ Nie krzycz!-­ syknęłam nachylając się nad stołem-­ Dla ciebie to może i jest szczyt marzeń,ale nie dla mnie.
-­ Przecież on jest boski-­ broniła się.
-­ Zgoda,jest przystojny,ale ja nie chcę być z kimś kto zmienia kobiety jak rękawiczki. Raz na takiego trafiłam i nie uśmiecha mi się powtórka-­ odparłam zdecydowanie.
-­ Ale jeden wieczór chyba cię nie zbawi co?
Przewróciłam oczami. Nie spodziewałam się że ta znajomość będzie miała drugie dno.

*

Dzisiaj mecz grałam planowo o godzinie jedenastej,gdyż Caroline jako rozstawiona z "dwójką" zawsze grała na centralnym,a tak się składało że nasz mecz był pierwszy. Od wczoraj nie opuszczała mnie pewność siebie. Obawiałam się niekiedy o utratę koncentracji w związku z tym,ale wewnętrzna walka między strachem a chęcią udowodnienia,że jestem lepsza rozegrała się na korzyść tego drugiego.
Kiedy rozpoczęłyśmy mecz,wyraźnie widziałam nie tylko w uderzeniach,ale i w oczach Karoliny niepewność. Rozumiałam ją,wcześniejsza porażka z jakąś szerzej nieznaną zawodniczką nie działała z pewnością na nią korzystnie,dlatego też obawiała się popełnienia choćby najmniejszego błędu. Nie znaczy to,że z nerwów nie trafiała. Po prostu grała bardzo ostrożnie,przez środek dając mi w ten sposób szansę na atak,ale nie korzystałam z nich. Piłkę na druga stronę oddawałam jednak nieco mocniej i ze znacznie większą rotacją,tak,że niekiedy musiała ją odbierać z okolicy ramion z czym kompletnie sobie nie radziła. Nic więc dziwnego,że po kilkunastu minutach wygrałam pierwszego seta 6:1.Zupełnie jak w pierwszym spotkaniu.
Zawsze kiedy idzie mi bardzo dobrze,albo bardzo źle podczas przerwy spoglądam na swój boks. Ten czteroosobowy układ będzie już w nim chyba gościł na stałe z czego nie ukrywając byłam bardzo zadowolona. Jednak z trenerami siedziała dziś również i Gisela. Ucieszyłam się na jej widok,bo pomimo tego spięcia z trenerami zdołałam ją polubić.
Drugi set Karolina zaczęła od utrzymania swojego podania,ale nie na długo. Przy stanie 1:1 przełamałam ją na 2:1,a potem wygrałam kolejne cztery gemy i tym samym cały mecz. Publiczność biła mi brawa, ja poczułam że na nie zasłużyłam,gdyż naprawdę niektóre akcje wychodziły mi wyśmienicie. Na konferencji śmiało przyznałam,że to był najlepszy mecz w mojej karierze.
Wieczorem należałoby się jakoś przygotować do randki z tym palantem. Na pewno nie założę tej ślicznej chabrowej sukienki,co to to nie !Poszperałam w swoich rzeczach i znalazłam czarne rurki. Doskonale. Jeszcze tylko jakaś elegancka bluzka i będzie dobrze. Problem jednak w tym,że nie zabrałam takiej. Szybko poszłam więc do Mariny,która zazwyczaj ma coś pod ręką.
-­ Przeszło ci już?-­ spytałam na wejściu. Nie widziałyśmy się od wczorajszego wieczora,więc nie wiedziałam czy jej humor uległ poprawie.
-­ Ale co?-­ spytała zdziwiona klikając szybko w swoim laptopie
-­ No,ten wczorajszy foch.
-­ Aaa,tak,już lepiej. Chyba dopadł mnie PMS.
-­ Świetnie. Masz jakąś elegancką bluzkę?Potrzebuję na wieczór
-­ Myślałam,że założysz tę śliczną sukienkę.-­ zdziwiona popatrzyła na mnie
-­ Dla niego?W życiu-­ prychnęłam-­ To jak będzie?
-­ Poczekaj,zaraz sprawdzę-powiedziała i zanurkowała w szafie-­ O,co powiesz o tej?
Pokazała mi beżową satynową bluzkę wiązaną na szyi.
-­ Może być. Dzięki-­ odparłam gdy rzuciła mi ją przez pokój-­Zobaczymy się rano
-­ Nie zamierzasz wrócić na noc?-­ spytała z ciekawością unosząc brew.
-­ Oczywiście że zamierzam .Uważasz mnie za dziwkę?-­ spytałam nieco urażona.
-­ Skąd-­ zreflektowała się szybko-­ Po prostu...ach,nie ważne.
Mruknęła i znów utkwiła oczy w klawiaturze a ja uznając to za pożegnanie wróciłam do siebie. Chyba naprawdę zbliża jej się okres,bo od dłuższego czasu jest strasznie drażliwa.

*

Przed "La Trattorią" czekałam dobre piętnaście minut aż w końcu szybkim krokiem dostrzegłam zbliżającego się Fernando
-­ Hej,przepraszam cię za spóźnienie,ale mecz mi się troszkę przedłużył-­ powiedział z tym swoim czarującym uśmiechem.
Omiótł mnie wzrokiem
-­ Wyglądasz cudownie-­ szepnął.
Miałam na sobie wybrany komplet i małą czarna torebkę a na nogach szpilki(swoją droga też od Mariny)Związałam włosy wysoko w koński ogon,a w uszy wpięłam małe brylantowe kolczyki.
-­ ...ale myślałem,że założysz tą sukienkę-­ dodał nieco rozczarowany.
-­ Jest trochę za chłodno,nie sądzisz?-­ stwierdziłam cierpko.
-­ Och,to może lepiej wejdźmy-­ powiedział szybko speszony. Widać było,że nie odnajdywał się w standardowej roli amanta.
Usiedliśmy przy stoliku pod oknem. We wnętrzu było dość...romantycznie i podobało mi się.
-­ Pijesz czerwone czy białe?-­ spytał przeglądając kartę win.
-­ Czerwone.
Gdy kelner przyjął nasze zamówienie,Hiszpan zaczął mi się bacznie przyglądać. Spojrzałam na niego pytająco.
-­ Czy wszystkie Polki są tak piękne jak ty?-­ spytał po chwili.
Litości!To ma być Mistrz Podrywu?
-­ Raczej tak-­ odparłam dumnie unosząc głowę-­ A czy wszyscy Hiszpanie są tacy bezpośredni?
Zaśmiał się nerwowo
-­ Zazwyczaj mówimy to co myślimy,ale liczymy się z cudzymi uczuciami-­ oznajmił akcentując ostatnie dwa wyrazy dając mi tym samym do zrozumienia,że go uraziłam. Nie zamierzam przepraszać.
-­ Wygrałeś w końcu ten mecz?-­ spytałam po chwili niezręcznego milczenia.
-­ Przestań,musimy rozmawiać o pracy?-­ spytał pochylając się nad stołem.
-­ A masz lepszy pomysł?
-­ W zasadzie to mam-­ spuścił na chwilę wzrok-­ Porozmawiajmy o nas...
Chciał przykryć swoja ręką moją,ale na szczęście w tej chwili kelner pojawił się z naszym zamówieniem i szybko ją cofnęłam chwytając za kieliszek .Kątem oka dostrzegłam,że Fernando spiorunował odchodzącego kelnera wzrokiem. Szybko wzięłam widelec do ręki i nabrałam trochę makaronu po czym wsunęłam go sobie do ust.
-­ A więc...-­ kontynuował jakby nic nam nie przerwało-­ Porozmawiajmy o nas.
Na szczęście miałam makaron w ustach i nie odpowiedziałam,jednak gdy dostrzegłam,że unosi pytająco brew pospiesznie przełknęłam makaron i oznajmiłam:
-­ Nie ma żadnych nas. Nie ma i nigdy nie będzie.
-­ Jesteś pewna?-­ spytał unosząc widelec do ust-­ Wiele kobiet marzy żeby być na twoim miejscu.
-­ To znajdź taką-­ podsunęłam-­ Ja nie jestem zainteresowana.
-­ W takim razie po co się zgadzałaś?
-­ Bo nie dałbyś mi spokoju. Stwierdziłam,że jeden wieczór mogę z tobą spędzić,więc bądź tak dobry i nie zepsuj mi go-­ powiedziałam jadowicie po czym utkwiłam wzrok w talerzu i zajęłam się kolacją.
Przez resztę wieczoru rozmawialiśmy albo o bzdurach albo milczeliśmy jedząc. Spojrzałam na zegarek.
-­ Już późno-­ stwierdziłam-­ Powinniśmy się zbierać.
-­ Masz rację. Odwieźć cię do hotelu?
Wzruszyłam ramionami i uniosłam kąciki ust,bo przyszedł mi do głowy świetny pomysł.
-­ Czemu nie?
Gdy dotarliśmy do mojego hotelu, skinęłam na niego głową żeby wszedł za mną na górę. Nie trzeba chyba dodawać,że pędził aż się kurzyło.
Pod drzwiami obróciłam się twarzą do niego i namiętnie pocałowałam. Wiem,że sama sobie zaprzeczam,ale naprawdę wiedziałam co robię
Kiedy w końcu przestaliśmy jego lubieżny wzrok przesuwał się po moim ciele.
-­ No-­ zaczął szeptem-­ Co będzie dalej?
-­ Dalej-­ podłapałam szepcząc mu do ucha-­ Będziesz grzecznym chłopcem i poczekasz do jutra. To wszystko co mogę ci dziś zaoferować
-­ Daj spokój-­ żachnął się-­ Wiem,że tego chcesz.
-­ Nie-­ odparłam szeptem-­ Ty tego chcesz. Jutro możemy tego chcieć oboje. To jak będzie?
Przejechałam dłonią po jego koszuli aż do spodni.
-­ Zgoda-­ powiedział jak zahipnotyzowany.
-­ Grzeczny chłopiec. Zatem jutro po treningu...ach,zresztą zobaczysz. Dobranoc
Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi wsuwając się do środka. Pomachałam mu dłonią i zamknęłam drzwi. Stałam chwilę bez ruchu aż w końcu usłyszałam jego kroki. Odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się do siebie. Jutro nie będziesz chciał mnie znać dokończyłam w myślach i udałam się pod prysznic.

How I met my best friend italian version. Ach, jaka jestem szczęśliwa, 4 miesiące wakacji czas zacząć <3 Dobrze, że mam tego bloga, więc będzie co robić ^^ Poza oglądaniem tenisa i "Supernatural", od którego się uzależniłam. Uff, dobrze, że przez ten serial nie zapomniałam dodać tego posta !
Cieszy mnie ogromnie, że blog zyskuje nowych czytelników, wyświetlenia i komentarze mówią same za siebie :) Oby tak dalej!
Ogromnie szczęśliwa,
Gatique.