Tekst

piątek, 26 lutego 2016

3.4 Bez granic

 – Melanie słoneczko,zobacz co dla ciebie mamy – uśmiechnęłam się i wyciągnęłam zapakowane kolorowo pudełko z kokardkami w stronę dziecka siedzącego na kolanach taty.
Jako,że jej urodziny wypadały osiemnastego,gdy będziemy w Australii,prezent postanowiliśmy dać wcześniej. Dla takiego dziecka to bez różnicy.
Spoglądała z zaciekawieniem na kolorowe wstążeczki.
No to jak?Otwieramy? – spytał Spencer i zaczął rozrywać papier. On też właściwie się nie zmienił,może poza tym częściej się uśmiechał. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na widok jego nieodłącznego zarostu,chociaż teraz nieco rzadszego. Dobrze wiedzieć,że niektórzy wciąż są sobą w obliczu pojawiających się intruzów pragnących wkupić się w łaski rodziny.
Pudełko było niewielkie,ale zadbaliśmy o to,żeby przyciągało uwagę dziecka podobnie jak papier. W środku zaś znajdowała się śliczna błękitna sukienka,w której się zakochałam. Gdy tylko ją ujrzałam zapragnęłam zachować dla swojej córeczki,jednak z żalem uświadomiłam sobie,że do tego jeszcze daleko,a na razie mogę nią uszczęśliwić kogoś innego.
Ojej,jaka cudowna – powiedziała Marina biorąc ciuszek do ręki i oglądając na wszystkie strony.
Melanie zaś zdawała się nie podzielać zachwytu mamy i bawiła się wstążeczkami. Dopóki Spencer nie wyjął pluszowego,różowego króliczka,który z kolei był pomysłem mojego męża. Natychmiast wzięła zabawkę w rączkę i uważnie ją badała.
Dzięki za prezent – powiedziała Marina.
Nie ma za co – wzruszyłam ramionami – Dobrze,że jej się podoba.
Nie mogę uwierzyć,że to już rok – westchnął Spencer – Ciągle pamiętam jak trzymałem ją po raz pierwszy.
Marina nieoczekiwanie wzdrygnęła się.
Do końca życie nie zapomnę porodu. Kocham małą nad życie,ale jej narodzin nie będę mogła beztrosko wspominać do końca życia. Bo to wcale nie jest tak jak mówią. Że się zapomina a widok dziecka wszystko wynagradza. Owszem,mnie też ulżyło. Przez dzień. Ale jak na drugi przypomniałam sobie o wszystkim to zrobiło mi się słabo.
Teraz to mnie samej zrobiło się słabo. Zmarszczyłam brwi zaniepokojona. To prawda,że każda kobieta została stworzona do rodzenia dzieci,ale czy wszystkie umieją sobie poradzić z tym bólem?
Poważnie jest tak źle? – spytałam na głos.
Jak usłyszałem jej krzyki,nie wytrzymałem bo miałem wrażenie,że zemdleję – odezwał się Spencer.
Widząc nasze miny obydwoje zachichotali.
Spokojnie – złagodniała Marina – Może trochę podkoloryzowałam. Przy dziecku jest tyle roboty,że nie ma kiedy tego rozpamiętywać.
Ale jednak mnie to przeraża – odparłam z niechęcią.
Nie można przejść przez życie i nie doświadczyć bólu – skwitowała Marina. Melanie zaczęła płakać.
-Zabiorę ją do pokoju. Czas już spać-powiedział Spencer i mrucząc coś do Melanie uspokajająco,wstał.
Może Rafael się tym zajmie? – zaproponowała blondynka – Ostatnio tak dobrze mu to wychodziło...
Wzruszył ramionami.
Czemu nie?
Ostrożnie wziął dziecko na ręce i ruszył w kierunku pokoju.
Pójdę z tobą – zaoferowałam i zerwałam się z kanapy.
W pokoju małej naprawdę było ładnie. Ściany były w kolorze żółci i zieleni,na półkach stały zabawki,a obok okna kołyska z różowym baldachimem. Zadziwiające,że rok temu było tu zupełnie inaczej. Jedynym pozostałym elementem była mała sofa,na której podczas naszego pobytu spali Spencer i Marina.
Rafael pokołysał lekko dziewczynką na ramieniu i włożył ją do kołyski. Była o tyle wygodna,że można było nią bujać. Jak kołyską zresztą,jednak tak naprawdę nigdy takiej nie widziałam.
Rafael boję się – wyrzuciłam z siebie cicho opierając mu głowę na ramieniu.
Czego? – spytał zdziwiony.
Boję się rodzić...
Marina zrobiła ci wodę z mózgu kochanie – wyszeptał całując mnie w czubek głowy.
Ale przecież ona już rodziła i wie co mówi – zaprotestowałam.
Z pewnością wie,ale trochę przesadza. Nie znam się na tym co prawda,ale znam ją. Czasem lubi wyolbrzymiać.
No tak,racja – mruknęłam wpatrując się w zamykające się oczka Melanie. – Myślisz,że to naprawdę takie straszne?
Westchnął i objął mnie ramieniem. Spojrzałam w jego ciemne oczy błyszczące powagą w półmroku.
Jakiekolwiek by nie było pamiętaj,że zawsze będę przy tobie. Na dobre i na złe. Nigdy cię nie zostawię. Przysięgałem,pamiętasz?
Pamiętam – skinęłam z powagą głową. – Pamiętam.
Aż za dobrze by zapomnieć.


*

Nareszcie!
Wydałam z siebie westchnienie ulgi i podeszłam do siatki by podać dłoń Monice Niculescu z Rumunii po zakończonym gładko meczu do jednego i do czterech. W tej chwili poczułam radość i wzruszenie,że wciąż mogę tu być i w dodatku wygrywać. W tym roku miałam na sobie prostą sukienkę tenisową w kolorze granatowym i z pomarańczową wstawką przy dekolcie oraz równie pomarańczową bandanę. Na ten jeden element podobieństwa z Rafą się zgodziłam,gdyż nie lubiłam jak włosy lecą mi do oczu,a daszek przesłania za dużo powierzchni. Fakt,że w Melbourne jest ciepło o tej porze roku nie miał tu nic do rzeczy;tak naprawdę dawał niewiele cienia,a w głowę i tak grzało. Na szczęście treningi w pełnym słońcu na Majorce oduczyły mnie narzekania i teraz przystępowałam do meczu w samo południe z równym spokojem jak do meczu w sesji wieczornej.
Ucieszyłam się,że po południu znów tu wrócę,ale potem zdałam sobie sprawę,że jednak nie. Przecież w tym roku gram tu sama. Nie będę mogła kibicować Rafaelowi z trybun. Skuliłam się na samą myśl o tym,jak ciężko jest mu to znieść. Mimo,że z zewnątrz wydaje się być dużym dzieckiem,które przeraża potęga świata,to w głębi duszy jest stuprocentowym mężczyzną. Świadomość,że ja mogę grać bez przeszkód,podczas gdy on siedzi bezczynnie i patrzy godzi prosto w jego męską dumę. Stara się tego nie pokazywać,ale to po prostu widać.
Ogólnie w naszej drużynie jest teraz bardzo smutno. Bez Mariny,bez Spencera,Titin i Tuts nie są w stanie ich zastąpić,mimo iż widzę jak się starają. Spędzam czas wolny grając z nimi na konsoli. Po godzinie robi się nudno mimo mojego wielkiego przywiązania do gier komputerowych. No i jest jeszcze ona...
Po Emeline w ogóle nie widać zdenerwowania pierwszymi dniami pracy. Z uśmiechem wykonuje swoje obowiązki(którymi jest odbieranie telefonów,w górnych granicach trzy razy dziennie)i bezwstydnie śmieje się ze wszystkimi dookoła. Zaciskam zęby,bo w tej chwili ważniejszy jest dla mnie turniej.
Całe szczęście Rafa nie zwraca na nią zbytniej uwagi. Jest zbyt przybity niemożnością startu w turnieju i wynagradza sobie to różnymi rozrywkami. Wypad do restauracji,czy spacer we dwójkę. Gdyby nie smutne okoliczności sytuacja byłaby idealna.
Mam już dość tego ciągłego grania na konsoli – jęknęłam wtulając twarz w poduszkę niedługo po powrocie z meczu czwartej rundy. Byłam cholernie zmęczona samym meczem jak i masażami,bo trwały w nieskończoność podczas gdy ja marzyłam o powrocie do hotelu i wtuleniu się w ramiona męża.
No proszę – westchnął szturchając lekko moje ramię – Ostatni raz.
Nie – burknęłam zakładając ręce. – Jestem zmęczona. Chyba się położę.
Przystawiłam głowę do poduszki i zamknęłam oczy. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę z tego,że on wciąż tu jest. Zerknęłam na jego piękną wyrzeźbioną sylwetkę i ogarnęło mnie nagłe podniecenie. Podniosłam się.
Rafael?
Tak? – podniósł głowę znad ekranu i spojrzał na mnie pytająco.
Może byśmy tak...zajęli się czymś innym?
Od przyjazdu do Melbourne nie robiliśmy tego ani razu. Nie chciałam go zmuszać widząc jak bardzo jest posępny,ale też nie było czasu. No i Emeline nieustannie wpychająca się przed szereg...
Najwyższy czas by na trochę o niej zapomnieć.
Szarpnęłam ustami płatek aż westchnął i rozluźnił napięte mięśnie. Zeszłam niżej,do szyi i nagle pisnęłam,gdy złapał mnie w talii i przetoczył na łóżko,po czym ujął moją głowę i pocałował w usta. Jęknęłam rozkosznie czując na sobie ciężar jego ciała.
Nasze ręce niecierpliwie sięgały do krawędzi ubrań chcąc jak najszybciej się z nich uwolnić. Uśmiechnęłam się z szaleńczą satysfakcją,gdy moja bluzka wylądowała na podłodze a on jednym płynnym ruchem zdjął koszulkę. Wróciliśmy do pocałunków;subtelniejszych niż poprzednio chociaż było w nich więcej pożądania i miłości niż na to wyglądało. Rafael poruszył się w dół,ostrożnie dotknął mojego dekoltu aż poderwałam się czując zimno na swoim rozpalającym się ciele. Wsunął rękę za moje plecy,jego palce szarpnęły zapięcie stanika i...
Drzwi otworzyły się gwałtownie i zupełnie niespodziewanie. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni i spojrzeliśmy na intruza.
Wiesz do czego służą drzwi? – warknęłam w stronę osłupiałej Emeline – Do tego,żeby je zamknąć i nikogo nie wpuszczać. A jeśli już to trzeba zapukać.
Rafael patrzył na nią jakby zawstydzony. Jego policzki się zaróżowiły. Spuścił wzrok i rozglądał się za koszulką,po czym wsunął ją przez głowę.
P-przepraszam...ja... – wyjąkała Emeline. Na jej twarzy widać było dezorientację i zaskoczenie,ale kompletny brak wstydu. Tak jakby nie domyślała się,że będąc małżeństwem uprawiamy seks.
Spokojnie,nic się nie stało – uśmiechnął się nieśmiało w jej stronę Rafa i dotknął lekko mojego ramienia dając mi znak,żebym odpuściła. Otworzyłam usta w niemym proteście. Co ona sobie wyobrażała wpadając jak do siebie?
W końcu odzyskała mowę.
Trzeba było zamknąć drzwi na klucz – stwierdziła unosząc podbródek,po czym zwróciła się do Rafaela – Przyszłam powiedzieć,że umówiłam was na jutro na wywiad. Oboje – dodała obojętnie,chociaż słychać było,że nie jest tym faktem zachwycona.
Gdzie? – spytałam poprawiając rozczochrane fale na głowie. Nie przejmowałam się tym,że nie mam na sobie koszulki.
Dla Eurosportu,niedaleko Melbourne Park.
I jest to na tyle niezwykłe,że musiałaś nam przerwać by przekazać to natychmiast - odparłam krzyżując ręce na piersi.
Rafael cmoknął mnie w skroń.
Kochanie spokojnie. To dobrze,że Emeline porządnie wykonuje swoje obowiązki,prawda?
Nie rozumiałam go. Za każdym razem,gdy budził się w nim instynkt prawdziwego mężczyzny,zwierzęce pożądanie zapominał o wszystkim. Jeśli jednak ktoś nam przeszkadzał,momentalnie wracał do rzeczywistości. Myślałam,że jak facet jest napalony to myśli tylko o tym,żeby jak najszybciej przelecieć kobietę,ale jak widać nie. Dlaczego?
Prawda – przyznałam niechętnie. – Ale myślałam,że ustaliliśmy,że taki wywiad nie jest niczym szczególnym...
W tym wypadku chyba jest – wzruszyła przepraszająco ramionami – Otóż chcą zapytać o kontuzję Rafaela i czy... – spuściła wzrok – Czy jeszcze zagra.
Och.
Rafa wstał z łóżka i spojrzał w okno. Jego ramiona zadrżały. Miałam ochotę zdzielić ją w tę smarowaną francuskimi kremami twarzyczkę.
I ty zgodziłaś się od razu widząc jak zareaguje mój mąż – powiedziałam z wyrzutem. – Pełen profesjonalizm.
Nie zgodziłam się. – pokręciła głową wprawiając grzywkę w ruch – Odrzuciłam ofertę,ale oni nalegali. Więc wynegocjowałam wyrzucenie tej kwestii i zamiast tego zaproponowałam,że Rafa będzie u nich codziennie po kilka minut,żeby przeanalizować mecze. Wydaje mi się zatem,że znalazłam wam odpowiednie zajęcie,oui?
Wspaniale-Rafael odwrócił się od okna z westchnieniem ulgi. – Dzięki.
Drobiazg – odwzajemniła uśmiech błyskając zębami. – W porządku. Nie będę już wam...przeszkadzać.
Zacisnęłam usta i syknęłam gniewnie gdy wyszła.
Ma szczęście – mruknęłam podchodząc do męża. – Wszystko dobrze?
Objęłam go i położyłam głowę na jego ramieniu. Wyglądało to pewnie dość komicznie,bo był dużo szerszy w ramionach niż ja,ale nie dbałam o to. Kochałam go i nie chciałam by jakaś Francuzka go zraniła. Zresztą,nie chciałam,żeby ktokolwiek go zranił.
Tak – mruknął przygarniając mnie do siebie.
Nie wierz jej. Niedługo znowu wyjdziesz na kort i zaczniesz wygrywać. Zobaczysz.
Zaśmiał się cicho.
A co jeśli nie?
Zaufaj mi. Zaufaj lekarzom – powiedziałam stanowczo – Znam cię. Wiem,że się nie poddasz. Nie z takimi problemami dawaliśmy sobie radę. Musisz po prostu uwierzyć,że cię na to stać. Dlaczego pozwalasz by strach cię paraliżował?
Rafael ujął mój podbródek i spojrzał mi prosto w oczy. Jego spojrzenie wyrażało troskę i uwielbienie.
Ja też cię znam i wiem,że niekiedy masz wątpliwości dlaczego się z tobą ożeniłem. – położył mi palec na usta,kiedy chciałam zaprotestować. – I jeśli jeszcze kiedyś cię dopadną,przypomnij sobie co mi przed chwilą powiedziałaś. Właśnie za to cię kocham. Wiem,że starasz się podnieść mnie na duchu... – spuścił wzrok i zaczął bawić się skręconym kosmykiem moich włosów. – Ale ja wciąż liczę się z tym,ze mogę zakończyć karierę w każdej chwili.
Co ty wygadujesz? – wyrwałam się z jego objęć i zmierzyłam go gniewnym spojrzeniem – Przecież wszystko jest na dobrej drodze. Wkrótce wrócisz do gry i...
Ryzyko istnieje mimo to – przerwał mi – Nawet jeśli wrócę teraz,to uraz może zacząć się odnawiać.
Otworzyłam usta ze zdziwienia.
Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Kinga kochanie... – złapał mnie za dłoń i zaczął ją lekko gładzić. – Nie chciałem cię denerwować. Przeze mnie masz problem z zajściem w ciążę,więc pomyślałem,że jeśli uwierzysz,że wszystko jest dobrze to będzie o to łatwiej.
Sapnęłam i pokręciłam gwałtownie głową. O co mu chodziło?
Że co? – wykrztusiłam – Myślisz,że byłoby dobrze oczekiwać dziecka w takiej sytuacji?Chcę by to było dla nas radosne wydarzenie,ale na razie ty jesteś dla mnie najważniejszy. Ty i twoje zdrowie. Dziecko może zaczekać.
Uśmiechnął się wstydliwie i dotykał moich palców.
Tak bardzo chciałaś więc nie chciałem sprawiać ci zawodu.
Rafael skarbie,jak możesz tak mówić? – spytałam łagodnie i pogłaskałam go po policzku. – Nie mogę być szczęśliwa,jeśli ty cierpisz. – przełknęłam ślinę i pozwoliłam wypłynąć trudnym słowom: – Chyba,że...ty nie chcesz mieć ze mną dziecka.
Bardzo chcę – odparł natychmiast – Chcę tego najbardziej na świecie. Chcę założyć z tobą rodzinę. Chcę mieć kim się cieszyć,jeśli...jeśli się nie wyleczę.
Wyleczysz się! – wyrzuciłam – Nie waż się protestować.
Uniósł ręce w geście poddania się.
Odetchnęłam z ulgą.

Dobrze. A teraz chodź do mnie...


Aż mnie nostalgia ogarnęła sprawdzając ten rozdział. Sama sobie zadałam pytanie czy Rafa jeszcze kiedyś wróci,bo chyba na razie na jakieś spektakularne rezultaty to marne szanse :(

piątek, 19 lutego 2016

3.2 Francuska zagadka

Zmęczone zakupami w Palmie,razem z Giselą postanowiłyśmy odpocząć i napić się czegoś w jednej z tamtejszych kawiarni.
Pucharek lodów i lampkę wina proszę.
Odłożyłam na krzesło obok torbę z Victoria's Secret,w której spoczywał strój na przyszłą rocznicę ślubu.
Gisela uniosła brew.
Czyżby wino o tak stosunkowo wczesnej porze miało związek z pojawieniem się pewnej nowej członkini waszego zespołu?
Nie. – zaprzeczyłam gwałtownie. Widząc pogardliwe spojrzenie Argentynki zmieniłam zdanie. – Dobra. Tak. Nie ufam jej.
Nie ufasz żadnej kobiecie,która kręci się wokół twojego męża – zauważyła Gisela zamykając kartę.
Bo nie ufam. Ufam tylko i wyłącznie jemu. Tyle razy się na to nabierałam,że takie coś nie robi już na mnie najmniejszego wrażenia.
Poważnie? – spytała żartobliwie. – Kogo ty chcesz oszukać?
Wyluzuj trochę. Rafael i ja staramy się o dziecko. Wątpię,żeby był w stanie teraz zboczyć z tego toru. Wiesz jaki on jest. Jestem całkowicie spokojna o jego intencje. A ona...jakoś nie mogę jej rozgryźć.
Jest...uporządkowana – stwierdziła Gisela.
Bardzo. Chodząca doskonałość. – odparłam z ironią.
Och i zapewne jest równie nudna jak ta jej ścięta co do centymetra grzywka. Naprawdę sądzisz,że będzie z nią jakiś problem?
Nie wiem. – wzruszyłam ramionami – Mam jednak wrażenie,że nie jest do końca uczciwa. Pozostaje się przekonać.
Kelnerka podała lody i moje wino i natychmiast sięgnęłam po łyżeczkę i zatopiłam ją w kremowym deserze.
A tak właściwie,to skąd ona się wzięła? – spytała Gisela przyglądając się kolorowi swoich lodów.
Nie mam pojęcia. Nie wiem o niej właściwie nic,poza tym,że jest siostrzenicą Benita. A on jakoś nigdy o niej nie wspominał. I to jest podejrzane.
Może jest zbiegłą kryminalistką? – zasugerowała – Albo złodziejką?
Niemożliwe. Benito traktuje nas jak rodzinę,nie podesłałby nam kogoś takiego.
Może on wcale o tym nie wie? – Gisela świetnie się bawiła wymyślając coraz to nowe niechlubne zajęcia dla Emeline.
Pracowała jako rzecznik prasowy od dwudziestego roku życia i zapewnia,że jest w tym dobra.
Cokolwiek to znaczy – dodałam w myślach
Musi znać się na rzeczy,skoro Benito wybrał ją a nie kogoś obcego – dodałam z naciskiem.
Nepotyzm – gwizdnęła.
Przestań – westchnęłam odkładając ze złością łyżeczkę. – I mówisz,że ja jestem przewrażliwiona?
Usiłuję ci pomóc ustalić pewne fakty – odparła urażona.
Uwierz mi,w ten sposób nie pomagasz.
Dobra – westchnęła prostując się na krześle – Masz jakiś lepszy pomysł?
Mam. Cierpliwość – wycedziłam.
Kiedy wróciłyśmy do domu,Emeline siedziała w salonie całkiem swobodnie i rozmawiała z Rafaelem trzymając na kolanach notatnik. Wyglądali na bardzo rozbawionych. Starałam się zachować obojętny wyraz twarzy i weszłam do salonu. Gisela mruknęła coś o tym,że nie chce się wtrącać i uciekła na gorę. Tyle jeśli chodzi o solidarność jajników.
Wkroczyłam do salonu i rzuciłam przelotne spojrzenie na kobietę. Rafael natychmiast odwrócił głowę w moją stronę.
Witaj kochanie. Jak tam zakupy? – spytał gdy znienacka usiadłam mu na kolanach.
Wspaniale. Kupiłam kwas foliowy i jakieś tabletki dla ciebie. Mam nadzieję,że dadzą wyraźny efekt – szepnęłam mu do ucha zerkając kątem oka na Emeline. Odwróciła wzrok i niecierpliwie zastukała długopisem w notatnik.
Nie tego się spodziewałem,ale w porządku – odparł z uśmiechem przyciągając mnie bliżej. – Mamy zacząć od razu?
Nie – pokręciłam głową – Zaczniemy znów od lutego. Chcę mieć możliwość obrony tytułu w Australii.
Na początku roku,właściwie tuż przed ślubem wygrałam Australian Open dołączając do kolekcji czwarty Wielki Szlem i wpłacając zaliczkę do fotela liderki rankingu,którą jestem do tej pory. A skoro jeszcze nie jestem przy nadziei,warto byłoby jeszcze trochę się tym wszystkim pocieszyć.
Och,przepraszam,przeszkadzam wam? – spytałam niewinnie zwracając się w stronę Emeline.
Troszeczkę – uśmiechnęła się sztucznie i zgromiła mnie spojrzeniem.
A o czym rozmawialiście?
Ustalamy priorytety jeśli chodzi o życie medialne. Mówię Emeline jakim mediom udzielamy wywiadów,jakim nie i na ile pozwalamy niszczyć naszą prywatność. – wyjaśnił Rafael.
W takim razie mnie też to dotyczy – stwierdziłam i zajęłam miejsce obok męża,po czym skinęłam ręką na Emeline – Śmiało,kontynuuj.
Zacisnęła usta w wąską kreskę i zerknęła do notatek.
A więc nigdy nie wypowiadacie się w plotkarskich magazynach...
Owszem – skinęła głową – Pamiętaj o tym.
Ale za to jesteście otwarci na wywiady w innych gazetach. – ciągnęła niestrudzenie
To prawda – przytaknęłam ze zdziwieniem.
Więc Rafael chyba wyjaśnił mi wszystko co powinnam wiedzieć,oui? – powiedziała Emeline wypowiadając jego imię w wyjątkowo subtelny francuski sposób.
No pięknie.
Pochodzisz z Francji? Masz bardzo wyraźny akcent – stwierdziłam beznamiętnie.
Moja mama była Francuzką a tata pochodził z Katalonii – wyjaśniła uprzejmie – Chciałabyś wiedzieć coś jeszcze?
Z czego tak się śmiałaś wraz z moim mężem
Nie. To wszystko.
W takim razie już pójdę. – wstała i wygładziła czarny obcisły top. Była szczupła,ale w odpowiednich miejscach zaokrąglona. A przede wszystkim nie miała tak szerokich bioder jak ja. – Przeniosę moje rzeczy do mieszkania.
Pomogę ci – zaoferował natychmiast Rafa.
Nie trzeba. To kilka kroków stąd.
Odetchnęłam z ulgą. Mieszkanie u matki Rafaela,Any Marii stało puste,ale my też mieliśmy gościnny pokój. Dobrze,że Rafa zdecydował się na to pierwsze rozwiązanie.
Wyszła i atmosfera w pokoju nagle się rozrzedziła. Może nie myliłam się co do niej znacząco. Ewidentnie trzeba ją mieć na oku. To już nie Aga albo Karolinka. Kto wie,co jej chodzi po głowie?
Chyba udzielił mi się nastrój Giseli. I chociaż ufałam mojemu mężowi,to nie zaszkodzi zaznaczyć wyraźnie swojego terytorium.
I to grubą kreską.

*

Zanim przyszedł czas na Australię,wybraliśmy się wraz z Rafą do Londynu,odwiedzić Marinę,Spencera i oczywiście małą Melanie,która kończyła rok. Byłam szczęśliwa,bo wreszcie mieliśmy trochę czasu tylko dla siebie. Ostatnimi czasy cały nasz wolny czas poświęcamy rodzinie;były święta,trzeba było lecieć do Polski i tak dalej. Nie wspominając już o treningach,na które trzeba było uczęszczać regularnie bez dnia odpoczynku. Poważnie. Toni nie uznaje czegoś takiego jak urlop. Wprawdzie zmusza mnie tylko do jednego treningu dziennie,ale w perspektywie dni to naprawdę dużo.
Cóż,taka cena bycia sportowcem.
Nie kłócę się z nim zbyt często. Staram się opanowywać wybuchy złości,a w konsekwencji i tak robię po swojemu. Czasem wychodzi,a czasem nie,ale żyję w zgodzie i z nim,i ze sobą.
Spencer i Marina wciąż mieszkali w tym samym apartamencie niedaleko akademii,tyle,że przeszedł on teraz drastyczne zmiany. A wszystko za sprawą jednej,małej osóbki.
Melanie była ślicznym dzieckiem,kiedy ostatni raz ją widziałam,miała ledwie miesiąc,a teraz sporo urosła. Brązowe włoski stały się gęstsze,a z niebieskich oczu biła ciekawość świata.
Cześć Mel – powiedziałam uśmiechając się do dziewczynki zaraz po przyjeździe i powitaniu – Pamiętasz mnie?
Mała popatrzyła na mnie przenikliwie i wymamrotała coś po swojemu, po czym wyciągnęła rączki i wzięłam ją. Zaczęła przyglądać się moim wiszącym kolczykom i złapała jeden.
Widać bardziej interesują ją twoje kolczyki niż osobowość kochanie – zachichotał Rafael stając obok mnie.
Och,jest wszędobylska – zapewniła Marina ze śmiechem. Zauważyłam,że zostało jej nieco zbędnych kilogramów po ciąży,ale nie wyglądała źle. Wciąż miała kręcone włosy a na policzkach nieodstępny róż. Wyglądała na szczęśliwą i zadowoloną z życia. – Chodź do mnie skarbie zanim urwiesz cioci ucho.
A gdzie Spencer? – spytał Rafael
W akademii. Przyjedzie wieczorem – wyjaśniła. – Jesteście głodni? Właśnie zaczęłam robić lunch.
Pójdę z tobą – zaoferowałam patrząc na nią porozumiewawczo. Wolno skinęła głową i odwróciła się żeby odejść w głąb domu.
Rafael musiał zauważyć co się święci,bo oznajmił:
Dobra. Róbcie ten lunch a ja pobawię się z małą.
W porządku – Marina wzruszyła ramionami – Mało mówi,ale możesz mieć problem ze zrozumieniem jej. Czasem nawet ja sama nie wiem o co jej chodzi,dopóki nie pokaże.
Spokojnie – odparł Rafael uśmiechając się do dziewczynki i wziął ją na ręce – Poradzimy sobie,prawda?
Melanie wydała z siebie w odpowiedzi radosny pisk i razem z Rafą zniknęła w niegdyś gościnnym pokoju,który teraz był jej królestwem.
Co robimy na lunch? – spytałam gdy weszłyśmy do kuchni.
Zaczęłam robić sandwich'e i sałatkę więc możemy skończyć.
Okej.
Wzięłam do ręki sałatę i umyłam ją,po czym złapałam słoik z oliwkami i odkręciłam go. Kątem oka dostrzegłam jak Marina trzasnęła lodówką i wzięła się po boki.
Możesz już przestać – powiedziała – Mów o co chodzi.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Jak wszyscy ci ludzie dobrze mnie znają...
Westchnęłam i popatrzyłam w jej błękitne oczy.
Martwisz się,że do tej pory nie zaszłaś w ciążę,prawda? – zgadywała.
Pokręciłam głową,chociaż w głębi duszy to wciąż mnie męczyło.
To nic,liczę się z tym,że po odstawieniu tabletek potrzeba nieco więcej czasu. Poza tym Australian Open i ta paskudna kontuzja Rafy... – zacisnęłam usta
W zeszłym roku podczas Wimbledonu,Rafa odpadł już w drugiej rundzie a następstwem było odnowienie się kontuzji kolana w efekcie czego nie gra do tej pory,a jeśli dobrze pójdzie wystąpi dopiero w lutym. Pamiętam jak płakał oglądając Us Open z hotelowego telewizora i nie mogąc w nim zagrać. Był to ciężki okres dla nas wszystkich i być może też dlatego mój organizm zareagował w inny sposób uniemożliwiając poczęcie. Najważniejsze jest jednak to,żeby Rafael jak najszybciej odzyskał zdrowie i wolę walki.
Jak on się czuje? – spytała cicho – Będzie mógł jeszcze grać?
Istniało nawet i takie ryzyko. Pod koniec roku nie wiedzieliśmy czy nie będzie musiał wcześniej skończyć kariery.
Oczywiście – przytaknęłam z ulgą na wspomnienie traumatycznych przeżyć – Tyle,że dopiero w lutym jeśli dobrze pójdzie.
Od czegoś trzeba zacząć – skwitowała – To silny facet. Da sobie radę.
Skinęłam głową i wróciłam do krojenia oliwek. Marina nie dała jednak za wygraną.
To cię tak martwiło? – upewniła się.
W zasadzie to nie...coś...się u nas ostatnio zmieniło.
Wskoczyłam na blat i splotłam ręce na kolanach.
Opowiadałam ci o chorobie Benita,prawda?
Przytaknęła.
Właśnie. Na początku grudnia znalazł nam...zastępstwo. – spuściłam wzrok.
Kogo?
Swoją bratanicę Emeline – odparłam gorzko.
Marina dotknęła ręką czoła i westchnęła.
Kinga,dałabyś spokój. To się robi chore.
Nie chodzi mi o zazdrość – zaprotestowałam szybko. Poniekąd nie – Z nią ogólnie jest coś nie tak. Jest strasznie tajemnicza. Do tej pory wiem tylko,że jest pół Francuzką. A właściwie to pół-Hiszpanką,bo całe życie mieszkała w Paryżu i pracowała jak rzecznik prasowy dla jakichś małych francuskich gwiazdek,których nazwisk nie potrafię wymówić,a co dopiero zapamiętać.
Odchrząknęła i popatrzyła na mnie z ciekawością.
Próbowałaś rozmawiać o niej z Rafaelem?
Prychnęłam i zamachałam gniewnie nogami.
On?Zdaje się być nią zachwycony. Często się konsultują w sprawie jakichś wywiadów i Bóg wie czego i chwali ją za to. A jak do tej pory nie miała zbytniej okazji się wykazać.
Wykrzywiła usta w cynicznym uśmiechu i pokiwała głową.
Jasne. Kogo ty próbujesz oszukać? Ty po prostu jesteś zazdrosna i już. Wcale cię nie obchodzi jakie ma intencje,chcesz tylko mieć Rafaela dla siebie.
Zmrużyłam oczy i wysyczałam:
Dobra,może i jestem zazdrosna. Nie ufam żadnej kobiecie,która się kręci wokół niego,pasuje? A już zwłaszcza nie tej. Dziwi cię,że chcę go mieć tylko dla siebie? Po tym jak ciężko walczyłam,żeby mieć chociażby możliwość spotkania z nim?
Fakt,może trochę za mocno się wyraziłam... – przyznała z pokorą – Ale musisz przestać się tak zachowywać. Nie możesz w każdej kobiecie na świecie upatrywać rywalki. On jakoś ci ufa i nie dostaje szału kiedy gadasz z innym facetem,nie?
Prawda – przyznałam z niechęcią.

No,więc weź z niego przykład i zluzuj trochę – ucięła – A teraz robimy lunch,bo twój małżonek na pewno zgłodniał przez ten czas.


Moje panie. Znacie Kingę. Wiecie,że nie ma to tamto ;) Ale obiecuję Wam,że mimo iż wygląda to banalnie to nie będziecie się nudzić,a przynajmniej mam taką nadzieję :) Dodałam postać Emeline do zakładki "Bohaterowie"
xoxo


piątek, 12 lutego 2016

3.1 Nowa twarz

 – Och,znowu? – jęknęłam głośno po polsku. Siedziałam na krawędzi wanny i z rezygnacją spoglądałam na jedną kreskę dobitnie widoczną na teście ciążowym. Odkąd wyznałam Rafaelowi w noc poślubną,że jestem gotowa na założenie rodziny,zabraliśmy się do pracy w czerwcu,dokładnie po Roland Garros. Był grudzień i do tej pory nasze starania nie przyniosły zamierzonego efektu.
Co do cholery jest ze mną nie tak? – zastanawiałam się na głos.
I jak? – Usłyszałam zza drzwi podniecony głos Giseli. Ona i Juan przyjechali do nas na wakacje dwa dni temu. Nie widzieliśmy się od lutego,kiedy przyjechali na nasz ślub. Cały czas mijamy się między turniejami,ale to nie to samo co usiąść i swobodnie pogadać z dala od medialnego szumu i presji związanej z dobrym występem w turnieju.
Wejdź – westchnęłam. Na widok mojej nieszczęśliwej miny się zasępiła,a wokół jej oczu pojawiły się małe zmarszczki. Była piękną kobietą; ciemne blond włosy wyglądały zabójczo splecione w luźny warkocz,a brązowe oczy błyszczały inteligencją. Nic więc dziwnego,że po krótkim epizodzie ze sztuczną miss plastiku zwaną Zairą,Juan Monaco wybrał właśnie Giselę Benitez.
Bez słowa podałam jej test.
Och. – westchnęła – Przykro mi.
Wzruszyłam ramionami. Gisela przysiadła obok mnie i objęła jednym ramieniem.
Cierpliwości. Na pewno w końcu się uda. – powiedziała łagodnie.
Ale kiedy? – mruknęłam z rezygnacją.
Może to po prostu przez te tabletki? – zasugerowała – Wiesz,że musi minąć trochę czasu,żeby komórki jajowe znów zaczęły się rozwijać...
Tak,i dlatego zaczęliśmy w czerwcu – wyjaśniłam – Po pół roku.
Westchnęła ponownie przesuwając ręką po moim ramieniu.
Ale przynajmniej będziesz mogła dłużej cieszyć się tenisem – dodała wesoło. – Chcę w końcu z tobą zagrać,wiesz?
Zachichotałam mimowolnie. Pomimo tego,że obie jesteśmy na światowych kortach ponad dwa lata,nie rozegrałyśmy ze sobą ani jednego spotkania!
Ja z tobą też – Utkwiłam wzrok w czubkach moich lekkich balerinek. – Teraz jak już jestem numerem jeden może będzie okazja.
To prawda. W marcu,po wygraniu Indian Wells zostałam liderką rankingu detronizując samozwańczą Karolinę Woźniacką. Samozwańczą poprzez jej ciułanie punktów na mniejszych turniejach nie wygrywając wcześniej żadnego Wielkiego Szlema. W moim przypadku,mając już cztery szlemy,fotel liderki jest miłym dodatkiem do i tak już noszonej korony. Troszkę szkoda było mi to wszystko zostawić,ale z całego serca pragnęłam urodzić dziecko,a potem wrócić do sportu z jakimiś perspektywami.
No,masz teraz dobrze – odparła z nuta zazdrości – Teraz już kompletnie wszyscy szaleją na twoim punkcie.
Ach,nie przesadzaj – machnęłam ręką – Nie tacy znowu wszyscy.
Racja,Caroline na przykład – skrzywiła się odruchowo. – Widziałaś ten jej naszyjnik?
Prychnęłam.
Mam ładniejsze. Plus obrączkę a ona nie.
Karolinka znalazła sobie w zeszłym roku chłopaka,który obdarował ją naszyjnikiem w kształcie serca z motywem flagi Danii. Od tamtego czasu-a właściwie od kiedy z nim jest-ostentacyjnie demonstrują swoje uczucia.
Tak,to fakt – roześmiała się Gisela.
Ale to nie zmienia faktu,że bardziej niż tego chciałabym zajścia w ciążę – powiedziałam ponuro.
Gisela,jeśli nawet miała dość tych narzekań,nie pokazała tego po sobie. Zamiast tego uniosła brwi i radośnie spytała:
Hej,jest może jeszcze to pyszne ciasto cytrynowe?
W lodówce – przytaknęłam.
Pierwszy raz w życiu ośmieliłam się upiec coś samej,ale stwierdziłam też,że wypada mieć coś dla gości. Bałam się tylko,że spalę pół świeżutkiej,nowej kuchni,ale jak wszyscy zgodnie stwierdzili - ciasto było przepyszne.
Może zjemy sobie po kawałku zanim wrócą nasi mężczyźni i pochłoną wszystko?
Uśmiechnęłam się i z entuzjazmem ruszyłyśmy do kuchni połączonej z dużym salonem. Była podobna jak w poprzednim mieszkaniu,ale nieco większa i przytulniej urządzona. Wyjęłam ze srebrnej lodówki paterę i odkroiłam po sporym kawałku bladożółtego ciasta.
Jadłyśmy w salonie milcząc,każda pogrążona we własnych myślach. Skupiłam się na swoim problemie,ale natychmiast się zganiłam. Okazało się,że Benito Perez,nasz rzecznik prasowy choruje na jakąś ciężką chorobę,której nie umiem sobie przetłumaczyć na polski i żeby odpowiednio się wyleczyć potrzebuje badań i serii zabiegów. Tym samym nie może u nas dłużej pracować i trzeba szukać kogoś innego na to miejsce. Z biegu podałabym Marinę,moją dawną menadżerkę,ale rok temu urodziła dziecko i potrzebowała urlopu. Nie wątpię,że inaczej byłaby więcej niż zainteresowana.
Wracają – szepnęła Gisela wychylając się.
Przez okno w salonie mieliśmy widok na ulicę,którą wracali Juan i Rafael. Oboje wyglądali niezwykle przystojnie w koszulkach polo,krótkich spodenkach i kijami golfowymi na plecach. Uśmiechali się i co chwila wybuchali śmiechem wykonując różne gesty,zapewne parodie swoich ruchów na polu golfowym. Śmiali się aż do salonu.
Cześć dziewczyny! – rzucił Pico rozwalając się na sofie obok Gi. Nachylił się,żeby zgarnąć z łyżeczki kawałek ciasta,ale ta odsunęła talerzyk i zrobiła groźną minę w stylu „Moje,nie oddam!” Zrezygnowany opadł na poduszkę i spojrzał w moją stronę – Co tam?
Wzruszyłam ramionami zatykając usta ciastem. Gisela spuściła wzrok nie bardzo wiedząc co powiedzieć i czy w ogóle coś powiedzieć.
Kto wygrał? – spytałam luźno.
Rafa – Pico pokręcił głową z niedowierzaniem w stronę mojego męża wkraczającego do salonu. – Nie dość,że wszystkich bije na korcie to jeszcze i w golfie.
Po prostu uwielbiam wygrywać – uśmiechnął się i pocałował mnie w skroń,po czym usiadł obok i zdjął rękawice.
Juan przewrócił oczami.
Mógłbyś czasem dać komuś wygrać.
Mógłbym – przytaknął – Ale co to byłaby za wygrana?
Sprawiedliwa.
Dla mnie czy dla ciebie? – Uniósł pytająco brew.
Dobra,dość tych filozoficznych gadek o sposobie odnoszenia zwycięstw – ucięła Gisela z satysfakcją zjadając ostatni kęs ciasta. – Co dzisiaj robimy?
Porto Cristo? – zasugerował Rafael.
Palma i mały shopping? – podsunęłam ja.
A może dwa w jednym? – zaproponował Juan.
Stoi – skinęła głową Gisela – Potrzebuję nowego paero.
Pico złapał się za głowę i mruknął:
Ta kobieta mnie wykończy.
Nikt ci nie każe iść ze mną – obruszyła się jego dziewczyna – Możemy pojechać we dwie. A wy możecie zostać i iść na ryby albo coś. Kinga?
Okej. Wstąpimy do apteki po jakieś witaminy albo cokolwiek...
Urwałam uświadamiając sobie,że nie czuję się dobrze rozmawiając o czymś tak osobistym w większym gronie. Mimo iż byli to przyjaciele.
Rafael posłał mi zaniepokojone spojrzenie i błyskawicznie wyczuł mój nastrój. Trzeba przyznać,że miał do tego dar. Odczytywał moje intencje niemal za każdym razem.
Chcesz porozmawiać? – spytał łagodnie wstając. – Na osobności?
Tak – skinęłam głową i odczułam ulgę,że nie będę musiała tego w sobie dalej dusić. A zwłaszcza przed nim. Przed moim mężem,który zawsze musiał się o mnie troszczyć.
To takie słodkie i upierdliwe zarazem. Nawet kota można zagłaskać na śmierć.
Objęłam się ramionami i stanęłam przy małej toaletce w naszej sypialni. W lustrze dostrzegłam sylwetkę Rafaela,który schował ręce w kieszeniach.
Co się stało kochanie? – spytał podchodząc i obejmując mnie od tyłu. Podniosłam z toaletki test ciążowy i wręczyłam mu. Zmarszczył brwi o odłożył go z westchnieniem.
Nie martw się. Na pewno wkrótce nam się uda...
Wszyscy tak mówią – odparłam z goryczą – A co jeśli nie będą mieli racji? Co,jeśli nie możemy mieć dzieci?
Poczułam łzy pod powiekami i zamrugałam oczami chcąc je za wszelką cenę przepędzić. Jeszcze łez mi tu brakuje!
Nie mów tak – Przesunął dłonią po moich włosach i ujął w dłonie jedno falowane pasmo. – Nie wolno ci tak myśleć.
A jednak myślę. – odparłam ponuro – I jakoś niespecjalnie mam ochotę myśleć,że jest inaczej.
Jest – wymamrotał całując mnie w czubek głowy. Jego ramiona delikatnie mnie kołysały. Zawsze to robił gdy byłam zdołowana. – Zobaczysz,że w niedługo pokażesz mi ten test,tym razem z dwoma kreskami. Są pary,którym przez kilka lat nie udaje się zajść w ciążę i wcale nie oznacza to,że są bezpłodni.
Zdziwiłam się,że powiedział „zajdziemy”. Nie ja,lecz oboje. Dość jasno to pokazywało,że zależy mu na dziecku tak samo jak i mnie chociaż zdawał się zupełnie nie przejmować brakiem efektów.
Mam nadzieję,że się nie mylisz – mruknęłam wtulając głowę w jego ramię.
Zobaczysz. A na razie będziemy próbować i próbować...
Zaśmiałam się,gdy pocałował mnie w szyję.
Później. Mamy gości,zapomniałeś?
Nie widzę przeszkód by goście zajęli się tym samym – szepnął schodząc ustami do obojczyka. Wsunęłam jedną rękę w jego włosy i poddałam się pieszczocie,po czym obróciłam się twarzą do niego i pocałowałam w usta.
Zaczęło robić się bardzo przyjemnie,czułam ciepło stopniowo wypełniające moje ciało aż zadrżałam z podniecenia. Wtedy jednak usłyszałam niepewne wołanie Juana.
Rafael,moglibyście na chwilę zejść?
Westchnęliśmy oboje i z żalem ruszyliśmy na dół.
Gdy schodziłam ze schodów,nie miałam pojęcia co jest grane. W holu,obok Benita stała atrakcyjna,młoda kobieta. Miała proste włosy barwy czekolady i idealnie prostą grzywkę ściętą tuż przy linii brwi. Ubrana była w czarny top i długie białe spodnie. Gdy spojrzała na mnie,w jej ciemnych oczach dostrzegłam błysk strachu.
Benito – rzucił Rafa z uśmiechem – Jak się masz?
Objął przyjaciela i spojrzał na jego towarzyszkę.
A to jest...?
Właśnie o tym chciałem z wami porozmawiać – odparł Benito i zerknął w stronę salonu – Możemy wejść?
Och,jasne.
Kobieta uśmiechnęła się do Rafy odsłaniając rządek idealnie równych zębów. On zaś spuścił wzrok i przeszedł do salonu nieco speszony.
Zarządzam stan alarmowy – mruknęła przez zęby Gisela przemykając na górę. Nie mając innego wyjścia dołączyłam do nich i usiadłam naprzeciwko brunetki. Siedziała sztywno na samej krawędzi czarnej sofy zakładając nogę na nogę.
Jak zapewne wiecie,jestem zmuszony odejść – powiedział ponuro Benito splatając dłonie. Kąciki jego ust były opuszczone,a on sam sprawiał wrażenie,jakby zgasł. Przełknęłam ślinę. Lubiłam tego gościa. Nie chcę,żeby stało mu się coś złego.
Panowała idealna cisza przesycona nerwowym nastrojem oczekiwania. Wypuściłam powoli powietrze.
Ale nie chcę też zostawiać was w niezręcznej sytuacji,dlatego też przedstawiam wam moją bratanicę Emeline. Przejmie moje obowiązki na czas kiedy ja...dopóki nie będę mógł wrócić.
Niezręczna sytuacja? Jaja sobie robi? TO dopiero była niezręczna sytuacja. Z trudem stłumiłam parsknięcie i musiałam się zadowolić wytrzeszczeniem oczu z niedowierzania. Spojrzałam na Rafaela. W jego oczach błysnęła troska,a wyraz twarzy mówił,jak bardzo był przygnębiony. Nie wydawał się specjalnie zachwycony nowym faktem,ale to nie było nic dziwnego biorąc pod uwagę to,z jakim trudem się do kogoś przywiązuje. Kiedy Benito odejdzie,wraz z nim odejdzie jakaś cząstka jego duszy,którą wypełniał. Nie dało się tego tak po prostu zlekceważyć.
Widząc nasze miny,Benito szybko dodał:
Mam nadzieję,że nie macie nic przeciwko?
Z równą szybkością odpowiedział mu Rafael:
Nie. Po prostu...będzie nam ciebie brakować i tyle.
Och tak – przytaknęłam. Odezwałam się pierwszy raz odkąd zaczęliśmy rozmowę. – Zdecydowanie.
Emeline spojrzała na mnie z błyskiem w oku. Po części wyglądała na spiętą,a po części na złą na całą tą sytuację. Będę musiała jakoś rozgryźć tę dziewczynę.
Chociaż nie,dziewczyna to złe słowo. Była stuprocentową kobietą,w dodatku starszą ode mnie. Miała delikatne,kobiece rysy twarzy,pełne usta pomalowane na blady róż i oczy w kształcie migdałów podkreślone jasnym cieniem i eyelinerem,które wydobywały ich czekoladowy kolor. Wyglądała jak uosobienie precyzji.
Zapewniam,że jestem profesjonalistką. Pracowałam już jako rzecznik prasowy kilkanaście razy. – odezwała się miękko czystym hiszpańskim castellano,chociaż w jej głosie pobrzmiewał obcy akcent.
Nie wątpię – mruknęłam pod nosem po polsku.
A więc...witamy w ekipie! – powiedział z uśmiechem Rafael. Emeline odpowiedziała mu tym samym. Jej uśmiech,mimo iż olśniewający nie do końca zdawał się być szczery. Mój mąż posłał mi szybkie spojrzenie,sugerujące iż mam zrobić to samo.
Taaak. Witaj – powiedziałam chłodno krzyżując ręce na piersi.

Uniosła podbródek i skinęła głową. Początkowy lęk związany zapewne z obcym miejscem zniknął i teraz swobodnie mogłam zacząć czytać jej charakter,podobnie jak czytam grę na korcie. Te dwie rzeczy w gruncie są podobne;obydwie wynikają z siebie. Jeśli przeciwniczka gra na przykład jak Azarenka,jest pewna siebie i nigdy się nie poddaje. Zaś jeśli gra podobnie jak Isia,ma słaby charakter,ale wolą walki dorównuje najlepszym. Czuję,że właśnie tak będzie w przypadku Emeline.


No moje drogie,macie pełne pole do popisu dla swoich wiedźmińskich zdolności :D
xoxo

piątek, 5 lutego 2016

3.0 Prolog

Stała na paryskim lotnisku zmarznięta i przemoknięta do suchej nitki. Westchnęła i otuliła się szczelniej ramionami,chcąc zachować ciepło chociaż na sekundę dłużej. Był zaledwie początek grudnia,a francuska stolica już tonęła w śniegu. Pierwszy raz od kilku lat obserwowała,jak łagodne,wesołe prószenie śniegu zamienia się w prawdziwą zamieć. Zazwyczaj zima we Francji była łagodna,a wręcz symboliczna. Śnieg pokrywał zaledwie kilkucentymetrową warstwą ulice i dachy,nadając miastu świąteczny klimat i wywołując radość w oczach mieszkańców spragnionych choć odrobiny magii świąt Bożego Narodzenia odczuwalnej we wschodniej części Europy.
Niestety wystarczyła nieco większa odrobina białego puchu by sparaliżować ruch uliczny i lotniczy,a co dopiero mówiąc o takiej zamieci. Tym sposobem została uziemiona na lotnisku na co najmniej godzinę. A znając swoje szczęście,pewnie nie będzie to tylko jedna godzina. Ale co to ma za znaczenie skoro nikt na nią nie czeka? Równie dobrze mogłaby przylecieć późną nocą,a następnego dnia i tak wszyscy myśleliby,że tak miało być.
No właśnie. Wszyscy.
Wuj uprzedzał ją,że niezwykle ciężko będzie jej go zastąpić i wkupić się w łaski ich rodziny. Podobno byli ze sobą związani niezwykłą a nawet nieludzką więzią. Jednakże jednej osobie się to udało. Czemu i ona nie miałaby odnieść sukcesu?
Przyjęcie tej pracy było dla niej wyzwaniem. Nigdy wcześniej nie wyjeżdżała do innego kraju by pracować. Dotychczas udawało jej się pracować tu,w Paryżu,a teraz musiała wyjechać i radzić sobie sama.
Samodzielność była akurat jej mocną stroną;nauczyła się być zdaną tylko na siebie bardzo szybko. Właściwie to nie wyobrażała sobie,żeby kiedykolwiek mogło być inaczej. Od zawsze była nikim.
Skuliła się na krześle w poczekalni na tę myśl i chociaż przez dwadzieścia pięć lat nauczyła się z nią żyć,to jednak wciąż bolała jak niezasklepiona rana na duszy,na którą wciąż ktoś sypie sól utwierdzając ją w przekonaniu,z którym żyła od dziecka. Teraz już nawet nie starała się zaprzeczać.
Być może,a może przede wszystkim właśnie dlatego miała obsesyjną potrzebę akceptacji i przynależności. Chciała po prostu po raz pierwszy w życiu być kochana. A ten wyjazd i włączenie się do ich rodziny jej to umożliwiły. To był kolejny z powodów,dla których tak bardzo zależało jej na tej pracy.
Drugi był taki,że nie chciała zawieść wuja. Benito był jej jedynym krewnym,z którym utrzymywała kontakt. Pozostali...ach,szkoda gadać.
Wyszła z poczekalni i po raz setny przeczytała plan lotów. Odgłos jej płaskich obcasów uderzających głucho o podłogę rozniósł się donośnym echem po pomieszczeniu. Wzdrygnęła się słysząc przeraźliwą pustkę uświadamiającą beznadziejność sytuacji,w której się znalazła.
Oprócz niej na plastikowych krzesłach siedziało siedem osób;kobiety,mężczyźni a nawet dzieci całego wachlarza narodowości. Zgadywała,że pierwsza z brzegu rodzina pochodziła z Turcji. Kobiety przyodziane w tradycyjne szaty i dziewczynki z głowami owiniętymi w chustki. Ich widok nie zadziwiał;każdy mieszkaniec Francji zdążył się przyzwyczaić do masowo zamieszkujących ich kraj przybyszy z Bliskiego Wschodu. A było ich naprawdę sporo.
Może to jakiś znak?-pomyślała krążąc między rzędami siedzeń-Może ja wcale nie powinnam tam lecieć?
A może wręcz przeciwnie?
Te pytania brzęczały jej w głowie przez dłuższą chwilę zanim zdążyły przybrać postać wątpliwości. Odczuła strach. Bo co jeśli to ostrzeżenie przed,chociażby katastrofą samolotu?
Do diabła,nie miała nic do stracenia. Nigdy nie bała się nowych wyzwań i osiągała cel,który sobie wcześniej wyznaczyła. Jeśli jej na czymś zależało,nic innego się nie liczyło.
Otrząsnęła się z zamyślenia,gdy usłyszała komunikat o planowanym starcie jej samolotu. Za godzinę powinna siedzieć w ciepłym fotelu i zacząć odtajać. Lotnisko zostało wyposażone w najnowocześniejsze technologie,ale niestety ogrzewanie nie było jedną z nich. A przynajmniej nawaliło podobnie jak i reszta.
Z ulgą chwyciła rączki swoich walizek i udała się do odprawy. Każda minuta przybliżała ją do opuszczenia tego miasta co najmniej na rok i dlatego też nie chciała tracić czasu. To cała ona. Uporządkowana i praktyczna.
Wreszcie,po dwóch godzinach marznięcia w poczekalni bez ogrzewania usiadła w miękkim samolotowym fotelu i zdjęła obszytą sztucznym futrem kurtkę oraz czapkę uwalniając przy tym kaskadę ciemnych prostych włosów. Wygładziła dłonią równo przystrzyżoną grzywkę i zamknęła oczy. Pora zmierzyć się z nową rzeczywistością.
Zdumiała się,jak szybko udało jej się zasnąć. Kiedy otworzyła oczy,głos stewardessy poinformował,że zbliżają się do lotniska w Palmie. Zamrugała kilka razy chcąc przywrócić przytomność zmęczonemu umysłowi. Leciała do nowych pracodawców. Do wuja,któremu obiecała pomóc.
Miała ochotę krzyczeć z radości,gdy samolot bezpiecznie dotknął majorkańskiej ziemi i zatrzymał się. Zrobiła to. Teraz nie było już odwrotu. Gdy tylko wyszła,zaczęła przeklinać potworną zimę we Francji. Tutaj było ciepło,słońce świeciło łagodnie,a przede wszystkim nie było żadnego śniegu. Momentalnie ogarnęła ją fala gorąca. Pozbyła się grubego swetra,a kurtkę,szalik i czapkę przełożyła przez walizkę. Wciąż jednak miała na sobie długie dżinsy,wysokie kozaki i bluzkę z długim rękawem nie pozwalające jej w pełni cieszyć się klimatem wyspy.
Znów była sama w tłumie;ludzie zmierzali w różne strony,jedni do samolotu,drudzy do wyjścia,a ona stała nie wiedząc gdzie ma pójść.
Gdzie ta taksówka?-myślała ukradkiem ocierając pot z czoła-Przecież miała być tutaj...
Ach tak. Godzinę temu.
Ze złością uderzyła się w udo. Najwyraźniej wszyscy dziś zmieniali plany co do niej. Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić,udała się do głównego budynku i opuściła teren lotniska. Może będzie można tu gdzieś zapalić.
Odpaliła papierosa i zaciągnęła się dymem. Jej akurat uzależnienie nie wciągnęło w swoje sidła. Nie paliła często;paczka starczała jej przeważnie na tydzień,a jeśli była bardzo zapracowana to nawet na dwa. Po cichu liczyła,że i tym razem będzie mogła na dłużej rozstać się ze zgubnym nałogiem. I rzecz jasna zarobić kilka groszy.
Zmarszczyła brwi i zgasiła niedopałek. Na parkingu stało mnóstwo samochodów,ale jeden wyraźnie się wyróżniał. Był w kolorze purpury,a kierowca opierał się o maskę i bębnił palcami o blachę. Ujęła w dłonie rączki ciężkich walizek i podeszła bliżej. Wytrzeszczyła oczy,gdy rozpoznała twarz Benita. Postarzał się odkąd ostatni raz go widziała,ale nadal miał ten sam przyjazny uśmiech co kilka lat temu. Zmierzył ją niepewnym spojrzeniem. W najmniejszym stopniu nie spodziewała się,że przyjedzie po nią osobiście.
Wujku? – spytała nieśmiało skupiając jego uwagę.
Zmarszczył brwi,a po chwili otworzył oczy ze zdumienia.

Emeline,to naprawdę ty?


Pozdrowienia moi kochani! Przychodzę do Was z nową częścią wolna jak ptaszek,ferie czas zacząć <3 No ale ja nie o tym.
Witam w mojej ukochanej części tegoż opowiadania. Wieeem,nie wiecie jeszcze o co chodzi,cierpliwości ;) A czemuż jest to moja ulubiona część? A no dlatego,że w porównaniu do drugiej miałam na nią konkretny pomysł no i mam wrażenie,że między pierwszą a trzecią częścią nabrałam w pisaniu trochę wprawy i wygląda to znacznie lepiej niż na początku.
Tymczasem zostawiam Was z refleksją i milionem domysłów :)
xoxo