– Melanie słoneczko,zobacz co
dla ciebie mamy – uśmiechnęłam się i wyciągnęłam zapakowane
kolorowo pudełko z kokardkami w stronę dziecka siedzącego na
kolanach taty.
Jako,że jej urodziny wypadały
osiemnastego,gdy będziemy w Australii,prezent postanowiliśmy dać
wcześniej. Dla takiego dziecka to bez różnicy.
Spoglądała z zaciekawieniem na
kolorowe wstążeczki.
– No to jak?Otwieramy? –
spytał Spencer i zaczął rozrywać papier. On też właściwie się
nie zmienił,może poza tym częściej się uśmiechał. Nie mogłam
powstrzymać uśmiechu na widok jego nieodłącznego zarostu,chociaż
teraz nieco rzadszego. Dobrze wiedzieć,że niektórzy wciąż są
sobą w obliczu pojawiających się intruzów pragnących wkupić się
w łaski rodziny.
Pudełko było niewielkie,ale
zadbaliśmy o to,żeby przyciągało uwagę dziecka podobnie jak
papier. W środku zaś znajdowała się śliczna błękitna
sukienka,w której się zakochałam. Gdy tylko ją ujrzałam
zapragnęłam zachować dla swojej córeczki,jednak z żalem
uświadomiłam sobie,że do tego jeszcze daleko,a na razie mogę nią
uszczęśliwić kogoś innego.
– Ojej,jaka cudowna –
powiedziała Marina biorąc ciuszek do ręki i oglądając na
wszystkie strony.
Melanie zaś zdawała się nie
podzielać zachwytu mamy i bawiła się wstążeczkami. Dopóki
Spencer nie wyjął pluszowego,różowego króliczka,który z kolei
był pomysłem mojego męża. Natychmiast wzięła zabawkę w rączkę
i uważnie ją badała.
– Dzięki za prezent –
powiedziała Marina.
– Nie ma za co – wzruszyłam
ramionami – Dobrze,że jej się podoba.
– Nie mogę uwierzyć,że to
już rok – westchnął Spencer – Ciągle pamiętam jak trzymałem
ją po raz pierwszy.
Marina nieoczekiwanie wzdrygnęła
się.
– Do końca życie nie zapomnę
porodu. Kocham małą nad życie,ale jej narodzin nie będę mogła
beztrosko wspominać do końca życia. Bo to wcale nie jest tak jak
mówią. Że się zapomina a widok dziecka wszystko wynagradza.
Owszem,mnie też ulżyło. Przez dzień. Ale jak na drugi
przypomniałam sobie o wszystkim to zrobiło mi się słabo.
Teraz to mnie samej zrobiło się
słabo. Zmarszczyłam brwi zaniepokojona. To prawda,że każda
kobieta została stworzona do rodzenia dzieci,ale czy wszystkie
umieją sobie poradzić z tym bólem?
– Poważnie jest tak źle? –
spytałam na głos.
– Jak usłyszałem jej
krzyki,nie wytrzymałem bo miałem wrażenie,że zemdleję –
odezwał się Spencer.
Widząc nasze miny obydwoje
zachichotali.
– Spokojnie – złagodniała
Marina – Może trochę podkoloryzowałam. Przy dziecku jest tyle
roboty,że nie ma kiedy tego rozpamiętywać.
– Ale jednak mnie to przeraża
– odparłam z niechęcią.
– Nie można przejść przez
życie i nie doświadczyć bólu – skwitowała Marina. Melanie
zaczęła płakać.
-Zabiorę ją do pokoju. Czas
już spać-powiedział Spencer i mrucząc coś do Melanie
uspokajająco,wstał.
– Może Rafael się tym
zajmie? – zaproponowała blondynka – Ostatnio tak dobrze mu to
wychodziło...
Wzruszył ramionami.
– Czemu nie?
Ostrożnie wziął dziecko na
ręce i ruszył w kierunku pokoju.
– Pójdę z tobą –
zaoferowałam i zerwałam się z kanapy.
W pokoju małej naprawdę było
ładnie. Ściany były w kolorze żółci i zieleni,na półkach
stały zabawki,a obok okna kołyska z różowym baldachimem.
Zadziwiające,że rok temu było tu zupełnie inaczej. Jedynym
pozostałym elementem była mała sofa,na której podczas naszego
pobytu spali Spencer i Marina.
Rafael pokołysał lekko
dziewczynką na ramieniu i włożył ją do kołyski. Była o tyle
wygodna,że można było nią bujać. Jak kołyską zresztą,jednak
tak naprawdę nigdy takiej nie widziałam.
– Rafael boję się –
wyrzuciłam z siebie cicho opierając mu głowę na ramieniu.
– Czego? – spytał
zdziwiony.
– Boję się rodzić...
– Marina zrobiła ci wodę z
mózgu kochanie – wyszeptał całując mnie w czubek głowy.
– Ale przecież ona już
rodziła i wie co mówi – zaprotestowałam.
– Z pewnością wie,ale trochę
przesadza. Nie znam się na tym co prawda,ale znam ją. Czasem lubi
wyolbrzymiać.
– No tak,racja – mruknęłam
wpatrując się w zamykające się oczka Melanie. – Myślisz,że to
naprawdę takie straszne?
Westchnął i objął mnie
ramieniem. Spojrzałam w jego ciemne oczy błyszczące powagą w
półmroku.
– Jakiekolwiek by nie było
pamiętaj,że zawsze będę przy tobie. Na dobre i na złe. Nigdy cię
nie zostawię. Przysięgałem,pamiętasz?
– Pamiętam – skinęłam z
powagą głową. – Pamiętam.
Aż za dobrze by zapomnieć.
*
Nareszcie!
Wydałam z siebie westchnienie
ulgi i podeszłam do siatki by podać dłoń Monice Niculescu z
Rumunii po zakończonym gładko meczu do jednego i do czterech. W tej
chwili poczułam radość i wzruszenie,że wciąż mogę tu być i w
dodatku wygrywać. W tym roku miałam na sobie prostą sukienkę
tenisową w kolorze granatowym i z pomarańczową wstawką przy
dekolcie oraz równie pomarańczową bandanę. Na ten jeden element
podobieństwa z Rafą się zgodziłam,gdyż nie lubiłam jak włosy
lecą mi do oczu,a daszek przesłania za dużo powierzchni. Fakt,że
w Melbourne jest ciepło o tej porze roku nie miał tu nic do
rzeczy;tak naprawdę dawał niewiele cienia,a w głowę i tak grzało.
Na szczęście treningi w pełnym słońcu na Majorce oduczyły mnie
narzekania i teraz przystępowałam do meczu w samo południe z
równym spokojem jak do meczu w sesji wieczornej.
Ucieszyłam się,że po południu
znów tu wrócę,ale potem zdałam sobie sprawę,że jednak nie.
Przecież w tym roku gram tu sama. Nie będę mogła kibicować
Rafaelowi z trybun. Skuliłam się na samą myśl o tym,jak ciężko
jest mu to znieść. Mimo,że z zewnątrz wydaje się być dużym
dzieckiem,które przeraża potęga świata,to w głębi duszy jest
stuprocentowym mężczyzną. Świadomość,że ja mogę grać bez
przeszkód,podczas gdy on siedzi bezczynnie i patrzy godzi prosto w
jego męską dumę. Stara się tego nie pokazywać,ale to po prostu
widać.
Ogólnie w naszej drużynie jest
teraz bardzo smutno. Bez Mariny,bez Spencera,Titin i Tuts nie są w
stanie ich zastąpić,mimo iż widzę jak się starają. Spędzam
czas wolny grając z nimi na konsoli. Po godzinie robi się nudno
mimo mojego wielkiego przywiązania do gier komputerowych. No i jest
jeszcze ona...
Po Emeline w ogóle nie widać
zdenerwowania pierwszymi dniami pracy. Z uśmiechem wykonuje swoje
obowiązki(którymi jest odbieranie telefonów,w górnych granicach
trzy razy dziennie)i bezwstydnie śmieje się ze wszystkimi dookoła.
Zaciskam zęby,bo w tej chwili ważniejszy jest dla mnie turniej.
Całe szczęście Rafa nie
zwraca na nią zbytniej uwagi. Jest zbyt przybity niemożnością
startu w turnieju i wynagradza sobie to różnymi rozrywkami. Wypad
do restauracji,czy spacer we dwójkę. Gdyby nie smutne okoliczności
sytuacja byłaby idealna.
– Mam już dość tego
ciągłego grania na konsoli – jęknęłam wtulając twarz w
poduszkę niedługo po powrocie z meczu czwartej rundy. Byłam
cholernie zmęczona samym meczem jak i masażami,bo trwały w
nieskończoność podczas gdy ja marzyłam o powrocie do hotelu i
wtuleniu się w ramiona męża.
– No proszę – westchnął
szturchając lekko moje ramię – Ostatni raz.
– Nie – burknęłam
zakładając ręce. – Jestem zmęczona. Chyba się położę.
Przystawiłam głowę do
poduszki i zamknęłam oczy. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę z
tego,że on wciąż tu jest. Zerknęłam na jego piękną wyrzeźbioną
sylwetkę i ogarnęło mnie nagłe podniecenie. Podniosłam się.
– Rafael?
– Tak? – podniósł głowę
znad ekranu i spojrzał na mnie pytająco.
– Może byśmy tak...zajęli
się czymś innym?
Od przyjazdu do Melbourne nie
robiliśmy tego ani razu. Nie chciałam go zmuszać widząc jak
bardzo jest posępny,ale też nie było czasu. No i Emeline
nieustannie wpychająca się przed szereg...
Najwyższy czas by na trochę o
niej zapomnieć.
Szarpnęłam ustami płatek aż
westchnął i rozluźnił napięte mięśnie. Zeszłam niżej,do szyi
i nagle pisnęłam,gdy złapał mnie w talii i przetoczył na
łóżko,po czym ujął moją głowę i pocałował w usta. Jęknęłam
rozkosznie czując na sobie ciężar jego ciała.
Nasze ręce niecierpliwie
sięgały do krawędzi ubrań chcąc jak najszybciej się z nich
uwolnić. Uśmiechnęłam się z szaleńczą satysfakcją,gdy moja
bluzka wylądowała na podłodze a on jednym płynnym ruchem zdjął
koszulkę. Wróciliśmy do pocałunków;subtelniejszych niż
poprzednio chociaż było w nich więcej pożądania i miłości niż
na to wyglądało. Rafael poruszył się w dół,ostrożnie dotknął
mojego dekoltu aż poderwałam się czując zimno na swoim
rozpalającym się ciele. Wsunął rękę za moje plecy,jego palce
szarpnęły zapięcie stanika i...
Drzwi otworzyły się gwałtownie
i zupełnie niespodziewanie. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni i
spojrzeliśmy na intruza.
– Wiesz do czego służą
drzwi? – warknęłam w stronę osłupiałej Emeline – Do
tego,żeby je zamknąć i nikogo nie wpuszczać. A jeśli już to
trzeba zapukać.
Rafael patrzył na nią jakby
zawstydzony. Jego policzki się zaróżowiły. Spuścił wzrok i
rozglądał się za koszulką,po czym wsunął ją przez głowę.
– P-przepraszam...ja... –
wyjąkała Emeline. Na jej twarzy widać było dezorientację i
zaskoczenie,ale kompletny brak wstydu. Tak jakby nie domyślała
się,że będąc małżeństwem uprawiamy seks.
– Spokojnie,nic się nie stało
– uśmiechnął się nieśmiało w jej stronę Rafa i dotknął
lekko mojego ramienia dając mi znak,żebym odpuściła. Otworzyłam
usta w niemym proteście. Co ona sobie wyobrażała wpadając jak do
siebie?
W końcu odzyskała mowę.
– Trzeba było zamknąć drzwi
na klucz – stwierdziła unosząc podbródek,po czym zwróciła się
do Rafaela – Przyszłam powiedzieć,że umówiłam was na jutro na
wywiad. Oboje – dodała obojętnie,chociaż słychać było,że nie
jest tym faktem zachwycona.
– Gdzie? – spytałam
poprawiając rozczochrane fale na głowie. Nie przejmowałam się
tym,że nie mam na sobie koszulki.
– Dla Eurosportu,niedaleko
Melbourne Park.
– I jest to na tyle
niezwykłe,że musiałaś nam przerwać by przekazać to natychmiast
- odparłam krzyżując ręce na piersi.
Rafael cmoknął mnie w skroń.
– Kochanie spokojnie. To
dobrze,że Emeline porządnie wykonuje swoje obowiązki,prawda?
Nie rozumiałam go. Za każdym
razem,gdy budził się w nim instynkt prawdziwego mężczyzny,zwierzęce
pożądanie zapominał o wszystkim. Jeśli jednak ktoś nam
przeszkadzał,momentalnie wracał do rzeczywistości. Myślałam,że
jak facet jest napalony to myśli tylko o tym,żeby jak najszybciej
przelecieć kobietę,ale jak widać nie. Dlaczego?
– Prawda – przyznałam
niechętnie. – Ale myślałam,że ustaliliśmy,że taki wywiad nie
jest niczym szczególnym...
– W tym wypadku chyba jest –
wzruszyła przepraszająco ramionami – Otóż chcą zapytać o
kontuzję Rafaela i czy... – spuściła wzrok – Czy jeszcze
zagra.
– Och.
Rafa wstał z łóżka i
spojrzał w okno. Jego ramiona zadrżały. Miałam ochotę zdzielić
ją w tę smarowaną francuskimi kremami twarzyczkę.
– I ty zgodziłaś się od
razu widząc jak zareaguje mój mąż – powiedziałam z wyrzutem. –
Pełen profesjonalizm.
– Nie zgodziłam się. –
pokręciła głową wprawiając grzywkę w ruch – Odrzuciłam
ofertę,ale oni nalegali. Więc wynegocjowałam wyrzucenie tej
kwestii i zamiast tego zaproponowałam,że Rafa będzie u nich
codziennie po kilka minut,żeby przeanalizować mecze. Wydaje mi się
zatem,że znalazłam wam odpowiednie zajęcie,oui?
– Wspaniale-Rafael odwrócił
się od okna z westchnieniem ulgi. – Dzięki.
– Drobiazg – odwzajemniła
uśmiech błyskając zębami. – W porządku. Nie będę już
wam...przeszkadzać.
Zacisnęłam usta i syknęłam
gniewnie gdy wyszła.
– Ma szczęście – mruknęłam
podchodząc do męża. – Wszystko dobrze?
Objęłam go i położyłam
głowę na jego ramieniu. Wyglądało to pewnie dość komicznie,bo
był dużo szerszy w ramionach niż ja,ale nie dbałam o to. Kochałam
go i nie chciałam by jakaś Francuzka go zraniła. Zresztą,nie
chciałam,żeby ktokolwiek go zranił.
– Tak – mruknął
przygarniając mnie do siebie.
– Nie wierz jej. Niedługo
znowu wyjdziesz na kort i zaczniesz wygrywać. Zobaczysz.
Zaśmiał się cicho.
– A co jeśli nie?
– Zaufaj mi. Zaufaj lekarzom –
powiedziałam stanowczo – Znam cię. Wiem,że się nie poddasz. Nie
z takimi problemami dawaliśmy sobie radę. Musisz po prostu
uwierzyć,że cię na to stać. Dlaczego pozwalasz by strach cię
paraliżował?
Rafael ujął mój podbródek i
spojrzał mi prosto w oczy. Jego spojrzenie wyrażało troskę i
uwielbienie.
– Ja też cię znam i wiem,że
niekiedy masz wątpliwości dlaczego się z tobą ożeniłem. –
położył mi palec na usta,kiedy chciałam zaprotestować. – I
jeśli jeszcze kiedyś cię dopadną,przypomnij sobie co mi przed
chwilą powiedziałaś. Właśnie za to cię kocham. Wiem,że starasz
się podnieść mnie na duchu... – spuścił wzrok i zaczął bawić
się skręconym kosmykiem moich włosów. – Ale ja wciąż liczę
się z tym,ze mogę zakończyć karierę w każdej chwili.
– Co ty wygadujesz? –
wyrwałam się z jego objęć i zmierzyłam go gniewnym spojrzeniem –
Przecież wszystko jest na dobrej drodze. Wkrótce wrócisz do gry
i...
– Ryzyko istnieje mimo to –
przerwał mi – Nawet jeśli wrócę teraz,to uraz może zacząć
się odnawiać.
Otworzyłam usta ze zdziwienia.
– Dlaczego mi nie
powiedziałeś?
– Kinga kochanie... – złapał
mnie za dłoń i zaczął ją lekko gładzić. – Nie chciałem cię
denerwować. Przeze mnie masz problem z zajściem w ciążę,więc
pomyślałem,że jeśli uwierzysz,że wszystko jest dobrze to będzie
o to łatwiej.
Sapnęłam i pokręciłam
gwałtownie głową. O co mu chodziło?
– Że co? – wykrztusiłam –
Myślisz,że byłoby dobrze oczekiwać dziecka w takiej sytuacji?Chcę
by to było dla nas radosne wydarzenie,ale na razie ty jesteś dla
mnie najważniejszy. Ty i twoje zdrowie. Dziecko może zaczekać.
Uśmiechnął się wstydliwie i
dotykał moich palców.
– Tak bardzo chciałaś więc
nie chciałem sprawiać ci zawodu.
– Rafael skarbie,jak możesz
tak mówić? – spytałam łagodnie i pogłaskałam go po policzku.
– Nie mogę być szczęśliwa,jeśli ty cierpisz. – przełknęłam
ślinę i pozwoliłam wypłynąć trudnym słowom: – Chyba,że...ty
nie chcesz mieć ze mną dziecka.
– Bardzo chcę – odparł
natychmiast – Chcę tego najbardziej na świecie. Chcę założyć
z tobą rodzinę. Chcę mieć kim się cieszyć,jeśli...jeśli się
nie wyleczę.
– Wyleczysz się! –
wyrzuciłam – Nie waż się protestować.
Uniósł ręce w geście
poddania się.
Odetchnęłam z ulgą.
– Dobrze. A teraz chodź do
mnie...
Aż mnie nostalgia ogarnęła sprawdzając ten rozdział. Sama sobie zadałam pytanie czy Rafa jeszcze kiedyś wróci,bo chyba na razie na jakieś spektakularne rezultaty to marne szanse :(