Tekst

wtorek, 30 czerwca 2015

1.12 Zadbam o Ciebie...

Rano,zaraz po obudzeniu żadne z nas nie wracało do tego,co stało się wczoraj w nocy. Chociaż tak naprawdę wydarzyło się niewiele. Gdy tylko się obudziłam i zobaczyłam śpiącego na prawym boku Hiszpana uśmiechnęłam się. Dzień od razu nabiera kolorów.
*

-­ Spałaś z nim?!-­ musiałam odsunąć telefon od ucha,gdy Gisela wydała z siebie podniecony pisk,a po chwili krzyknęła tryumfalnie-­ Wiedziałam!
-­ Owszem,spałam-­ przytaknęłam.
-­ No,to wszystko jasne. Lecę poszukać po sklepach kajdanek!
-­ Nie nie,nie tak szybko-­ uprzedziłam ją-­ Była mowa o uprawianiu seksu,a nie o spaniu w jednym łóżku.
-­ Czyli wy nie...
-­ Nie.
-­ Szkoda-­ westchnęła zawiedziona.
-­ Ale...pocałował mnie!-­ szepnęłam wchodząc dla pewności do łazienki.
-­ No coś ty?!-­ wykrztusiła.
-­ Naprawdę. Wczoraj w kuchni. Ale stwierdził,że go poniosło.
-­ Jasne,poniosło-­ mruknęła-­ No,to pracuj nad tym!Muszę kończyć,na razie!
-­ Jasne. Cześć!
W salonie był włączony telewizor,jednak Rafael w ogóle nie zwracał ma niego uwagi,bo zawzięcie z kimś pisał. Co chwilę słychać było dźwięk przychodzącej wiadomości. Mina mi zrzedła,gdy zdałam sobie sprawę,że adresatką wiadomości może być Caroline.
Usiadłam obok niego na sofie i udałam,że bez reszty pochłonęła mnie telenowela i nie zauważyłam,z jakim uśmiechem reagował na kolejne SMS-y. Byłam coraz bardziej wkurzona. W końcu podniósł głowę i spojrzał na mnie. Spojrzałam na niego pytająco powstrzymując się od komentarza. Chrząknął znacząco.
-­ Chciałbym cię o coś zapytać.
Będziesz moją dziewczyną?Czy kochasz mnie tak samo jak ja ciebie?Pozwolisz mi zdjąć z ciebie tą bluzkę?
-­ Opanuj się idiotko!-­ zganiłam w myślach samą siebie-­ On przed chwilą prawdopodobnie pisał z Woźniacką.
-­ Tak?-­ spytałam lekko drżącym głosem.
-­ Nie miałabyś nic przeciwko,gdyby wpadło do nas paru znajomych?
Jak to ładnie brzmiało-nas.
-­ Chodzi ci o Titina,Titsa i resztę?
Titin i Tuts byli członkami jego ekipy,zajmowali się kolejno fizjoterapią i przygotowaniem fizycznym. Poznałam ich wtedy na plaży. z nich goście.
-­ Hm,nie-­ odrzekł z zakłopotaniem-­ Chodziło mi o Feliego i Marca Lopezów,Pico i Nando
-­ Verdasco?-­ pisnęłam.
Zaśmiał się krótko.
-­ Przecież umiesz sobie z nim poradzić.
-­ Nie o to chodzi-­ powiedziałam z zawstydzeniem wspominając incydent z Rzymu-­ Po prostu...nie wiem czy nie będzie się za to jakoś mścił.
-­ Boisz się go?
-­ Boję się tego co on może zrobić.
-­ Nie martw się-­ powiedział delikatnie, z wahaniem dotykając mojej dłoni-­ Zadbam o ciebie
Pogłaskał palcem moje kostki a ja podziękowałam mu uśmiechem.

*

Chłopaki byli na miejscu już o piętnastej. Rafael stwierdził,że to trochę za wcześnie,bo zaplanował,że wieczorem pójdziemy wszyscy do jednego z najmodniejszych klubów na Majorce-”Bauxy”,ale nie prostestował. Fernando się do mnie nie odezwał,jedynie skinął mi głową na powitanie. Widocznie wciąż przeżywał tamto upokorzenie.
Zjedli z nami spóźniony obiad i usiedli w salonie grając na PS3. Chcieli mnie wciągnąć w „Need4Speed”,ale odmówiłam i zaszyłam się w swojej sypialni dzwoniąc do Mariny(i Spencera przy okazji) oraz do rodziców,a potem jeszcze raz do Gi.
-­ Wiesz kto właśnie siedzi u Rafy w salonie?-­ zaczęłam celowo się ekscytując.
-­ Hm...Shakira wpadła do przyjaciela na herbatkę?A może to Jennifer Lopez z propozycją wspólnego teledysku?Tak,to dobry pomysł na reaktywację kariery-­ stwierdziła zgryźliwie.
-­ Właściwie to jest Lopez,a nawet dwóch,ale oboje są płci męskiej. I nie,na szczęście to nie jest Shakira
-­ Więc kto?-­ dopytywała się podekscytowana.
-­ A czy nazwisko Juan Monaco coś ci mówi?
-­ Żartujesz?!
-­ Serio.On,Marc,Feli i Nando
-­ Słynny kobieciarz Verdasco,któremu ośmieliła się oprzeć niejaka Kinga Kolat?
-­ Tak,ten sam-przewróciłam oczami.
Chichot po drugiej stronie.
-­ Odzywa się do ciebie?
-­ Nie
-­ Kolejny chichot. Zaczynało mnie to irytować.
-­ Idę powiedzieć Pico,że dzwoniłaś,to pa.
Rozłączyłam się zanim zdążyła coś powiedzieć. Nic nie mam tu już do roboty.
Chłopaki w salonie śmiali się coraz głośniej. Gdy stanęłam w progu,Rafael obrócił się w moją stronę.
-­ O,już jesteś?-­ uśmiechnął się i odsunął,by zrobić mi miejsce obok siebie-­ Może jednak z nami zagrasz?
Pokręciłam przecząco głową.
-­ Zapomniałam ci powiedzieć,że wybieram się na zakupy-­ wyjaśniłam
Kiedy wiązałam sandały,usłyszałam zza ściany głos Fernando:
-­ Przy okazji,nie masz nic przeciwko jeśli wybierze się z nami dziś wieczorem Jarah?Ma sesję w Palmie,więc zaproponowałem jej wspólny wieczór
Jarah?Co za Jarah?Z kontekstu rozmowy wynikało,że to jakaś modelka. No tak,Verdasco najczęściej usidla modelki.
-­ Jaaasne,czemu nie-­ odpowiedział z lekkim wahaniem Rafa.
Super. Będą mieli w „Bauxie” plejadę WAG's.

*

Kupiłam świetną sukienkę na dzisiejszy wieczór. Seksowna,czarna mini z głębokim wycięciem z przodu i z tyłu oraz srebrnym pasem pod biustem. Mam nadzieję,że Rafie się spodoba. Jak się tak głębiej zastanowić to przez te kilka dni żyliśmy ze sobą niemalże jak para. I to będąca w związku od kilku lat. Powiedziałam sobie stanowcze „Teraz albo nigdy!”Pieprzyć zakład. Jutro rano,kiedy chłopaki się porozjeżdżają porozmawiam z nim. A tak właściwie wspomniałam,że dziś też śpimy razem?No więc dzisiaj też śpimy razem. Ale to ze względu na gości oczywiście. Już słyszę co gadają między sobą.
Bauxa” to dosyć nowoczesny klub,ale z zachowanymi elementami staromodnego wystroju. Są tu niektóre ściany pokryte cegłą,w tym element przy barze,a niektóre pomalowane po prostu na biało. Parkiet robi duże wrażenie. Jest wielka kula dyskotekowa i stanowisko DJ-a,a podłoga wygląda jak podświetlana!
Imprezę zaczęliśmy około dwudziestej pierwszej,natomiast Jarah przybyła godzinę później. Była Amerykanką z hawajsko-koreańskimi korzeniami. Połączenie imponujące.
Fernando obmacywał ją praktycznie w tańcu non stop. Aż się zastanawiałam czy ręce mu nie przyrosły do jej tyłka. Robił to trochę na pokaz. Zwłaszcza żebym zobaczyła co straciłam. Kiedy sączyłam drinka na fotelu w kącie przysiadł się się do mnie.
-­ Co,znudziło ci się obmacywanie swojej dziewczyny?-­ spytałam zaczepnie
-­ Może. Chciałem cię tylko o coś zapytać.
-­ Pytaj-­ wzruszyłam ramionami. Wiedziałam o co zapyta.
-­ Dlaczego mi to zrobiłaś?
Odstawiłam drinka
-­ Czemu cię to interesuje?!-­ przekrzykiwałam muzykę dudniącą we wnętrzu.
-­ Powiedzmy,że lubię wiedzieć za co obrywam.
-­ Więc za twoją nachalność. Powiedziałam „nie” a ty nie potrafiłeś tego uszanować. To był najlepszy sposób.
Pokiwał głową i podniósł się z fotela.
-­ Przykro mi,że to tak się skończyło!-­ krzyknął na pożegnanie.
-­ Masz czego żałować!-­ odkrzyknęłam,jednak on zniknął w tłumie tańczących. Dopiłam drinka do końca i poszłam rozejrzeć się za Rafaelem,jednak po raz kolejny dało o sobie znać przyciąganie magnetyczne. Po prostu szłam a on złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
-­ Kogo szukasz?-­ spytał
-­ Ciebie-odparłam.
-­ Czemu nie siedzisz z Jarah?
-­ Nie widziałeś jak Fer ją obmacuje?Nie ma kiedy. Poza tym-­ spuściłam wzrok-­ Ona...zachowuje się dziwnie. Krzywo na mnie patrzy
Nie żeby mi było specjalnie przykro z tego powodu.
Rafael objął mnie w talii i zmusił do kołysania na boki,bo akurat zaczął się jakiś wolny kawałek.
-­ Nie przejmuj się nią-­ szepnął mi do ucha. A przynajmniej próbował,bo wszędzie panował hałas i było to po prostu niewykonalne-­ Jest zazdrosna,bo jesteś od niej znacznie ładniejsza.
Zarumieniłam się aż po cebulki włosów. Na szczęście światła dyskotekowe skutecznie to zamaskowały.
-­ Dziękuję-­ odparłam po prostu.
Wtedy spojrzał na mnie z czułością w oczach i miałam wrażenie,że znowu mnie pocałuje. Była to jednak utopia,bo w miejscu publicznym na pewno by tego nie zrobił. Widziałam natomiast jak bierze głęboki oddech:
-­ Jesteś po prostu najpiękniejszą kobietą na tej sali.

*

Wróciliśmy grubo po północy i po prostu padałam z wycieńczenia. Wprawdzie jestem przyzwyczajona do wysiłku fizycznego,ale byłam zwyczajnie zmęczona długim dniem. Zmusiłam się jednak,żeby wziąć prysznic i ubrać się w top i spodenki zamiast koszuli nocnej,bo świadomość tego że znów będziemy spać razem kazała mi dbać o wygląd,a poza tym byłam sama z pięcioma facetami i nie chciałam żeby zobaczyli więcej niż powinni.
Wszyscy byliśmy trochę wstawieni,a najbardziej Feliciano i Fernando,którzy położyli się razem w „moim” łóżku. Mam tylko nadzieję,że go nie zarzygają.
Chociaż w sumie...wtedy znów spalibyśmy razem. To nie byłoby takie złe. Ale może lepiej nie kusić losu.
Rano,gdy się obudziłam Rafaela obok mnie nie było. No tak,jest dziesięć po dziewiątej,poszedł na trening. Niby nic,ale zaimponowało mi to,z jaką obowiązkowością podchodzi do życia zawodowego. Wczoraj imprezowaliśmy całą noc,a on mimo tego wstał na poranny trening,chociaż mógłby tego nie robić. Ten człowiek jest prawdziwym mistrzem.

*

Gdy chłopcy pojechali każdy w swoją stronę,my z Rafą postanowiliśmy spędzić kolejny piękny dzień na plaży w Porto Cristo,tym razem tylko we dwoje. Podczas tych kilku dni opaliłam się bardziej niż przez całe życie,więc moja skóra w połączeniu z białym bikini robiła imponujące wrażenie. Zdaje się,że i Rafael to docenił mówiąc,że pięknie wyglądam w tym kostiumie. Prędzej czy później to coś,co wisi między nami musi wybuchnąć,bo tak dalej być nie może. Dziś wieczorem postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Jak się okazało,Maribel szła dziś na randkę,a Ana Maria pojechała na imieniny przyjaciółki w Petrze i zostawała u niej na noc. W zasadzie to niedaleko,ale Rafael sam poprosił matkę żeby nie wracała po ciemku. Nadarzała się więc idealna okazja...

Jestem przeszczęśliwa, gdyż okazało się, że zdałam maturę,juu-huuu :D
Wimbledon się zaczął a ja znowu cała się trzęsę. Rafa-Novak możliwe w 4 RUNDZIE. Ludzie, ratujcie mnie.
Do piątku :*
Gatique

piątek, 26 czerwca 2015

1.11 Burza magnetyczna

Rano obudziłam się ze zdumieniem,bo nie wiedziałam z początku gdzie jestem. Dopiero gdy sobie przypomniałam na moją twarz wypłynął leniwy uśmiech. Stanęłam przed ściennym lusterkiem i zatkałam usta dłonią. Musiałam spać lepiej niż przypuszczałam,bo włosy miałam niesamowicie rozczochrane, a oczy tęskniące jeszcze za snem. Szybko wzięłam do ręki szczotkę i przygładziłam niesforne kosmyki do stanu używalności ciesząc się,że Rafael nie zobaczył mnie w tym stanie.
Wyszłam z pokoju i udałam się w stronę kuchni po szklankę wody. Chyba nic się nie stanie jak sama się obsłużę?Na blacie leżała kartka.
Wybacz ,ale Toni nie dał mi urlopu. Jestem na treningu,wracam po dziesiątej. Czuj się jak u siebie
R.”
P.S Mam nadzieję,że znalazłaś tą wiadomość,spałaś tak słodko,że nie chciałem cię rano budzić.
Musiał się spieszyć,bo pismo było bardzo niechlujne a i układ zdań pozostawiał wiele do życzenia,ale pisał ją po angielsku więc pomińmy to. Bardziej mnie zaniepokoiło,że widział mnie w tym stanie. A jeśli mamrotałam coś przez sen,albo chrapałam?Chyba spalę się ze wstydu!
Zerknęłam na zegarek.9:30.No pięknie. Szybko pomknęłam do łazienki żeby się umyć. Śniadanie może poczekać. Trzeba się zrobić na bóstwo. Ubrałam zwykłą,szarą bawełnianą sukienkę plażową,pomalowałam rzęsy,a włosy spięłam niedbale spinką. Żeby tylko nie pomyślał,że od rana chodzę w galowych sukniach,bo niewątpliwie uznałby mnie za wariatkę!
Postanowiłam poczekać ze śniadaniem,bo nie czułam się swobodnie w tej stosunkowo dużej kuchni. Wstydziłam się zejść na dół,więc wolałam trochę zgłodnieć i poczekać na właściciela. W końcu usłyszałam,że drzwi się otwierają.
-­ Kinga?-­ zawołał niepewnie od progu Rafael.
-­ Jestem w kuchni!-­ odpowiedziałam wstając z krzesła.
Włosy miał lekko zwilżone od potu,ale mimo to wciąż wyglądał seksownie. Miał na sobie białą koszulkę i spodenki. Podszedł i tak jak wczoraj pocałował w oba policzki.
-­ Zrobiłaś sobie śniadanie?-­ spytał
-­ Nie zrozum mnie źle,ale głupio mi urzędować w cudzej kuchni.
-­ Och,daj spokój. Czuj się jak u siebie-powiedział po prostu-­ Na co masz ochotę?
Na ciebie-­ pomyślałam natychmiast i na wszelki wypadek ugryzłam się w język.

*
Po śniadaniu Rafael oznajmił,że jedziemy do Porto Cristo. Pytał czy nie będę miała nic przeciwko obecności jego siostry. Zgodziłam się z ulgą,bo gdybyśmy byli tam sami... Ubrałam więc zielone bikini,spakowałam parę rzeczy do torebki i zeszliśmy na dół,gdzie Rafael przedstawił mi swoją siostrę.
-­ Jestem Maribel-­ długowłosa blondynka wyciągnęła do mnie rękę na powitanie. Byli do siebie z Rafą bardzo podobni.
-­ Miło mi cię poznać-­ oznajmiłam ściskając jej dłoń.
Do Porto Cristo dzieliło nas zaledwie kilkanaście minut jazdy. Był to piękny nadmorski kurort,do którego przybywało mnóstwo ludzi,głównie z Manacor by czerpać garściami piękną,wyspiarską pogodę, a także by zwiedzić kompleks jaskiń nieopodal kurortu. Rozmawiałyśmy żwawo z Maribel podczas jazdy. Okazało się,że obie uwielbiamy piosenki J.Lo i wkurza nas Shakira(„Hej,słyszałeś braciszku?Przez ciebie Shaka nie ma fanek!”).Czuję,że możemy być przyjaciółkami.
Dzień na plaży również minął wspaniale. Słońce pięknie świeciło,woda była cieplutka a rodzeństwo Nadalów w bardzo dobrych humorach. Kiedy leżałyśmy z Maribel na ręcznikach brzuchem do dołu i cicho rozmawiałyśmy,Rafael bezszelestnie podszedł do mnie i położył mi mokre ręce na plecach. Pisnęłam zaskoczona nagłą wilgocią.
-­ Zwariowałeś?-­ wykrzyknęłam,ale jednak żartobliwie-­ Mogłam dostać szoku termicznego!
-­ Chodź do wody,albo cię wrzucę-­ uprzedził.
-­ No już dobrze,idę-­ zgodziłam się.
Do Manacor wróciliśmy około osiemnastej,żeby się przebrać i wysuszyć zanim wyruszymy zwiedzać miasto,które nawiasem mówiąc urzekło mnie swoją architekturą i klimatem. Było tak dalekie od tętniącego przepychem Wrocławia jak tylko można sobie wyobrazić. Na rondzie przy wjeździe kręcił się mały wiatraczek kierując przyjezdnych w stronę brukowanych uliczek i Plaza Mayor z drobnymi straganami i budkami z tanim jedzeniem. Manacor chlubiło się nawet fabryką sztucznych pereł.
-­ Teraz rozumiem dlaczego kochasz to miasto-­ przyznałam gdy szliśmy jedną z uliczek w drodze powrotnej
-­ No?Dlaczego?-­ podpuszczał
-­ Bo jest po prostu cudowne. Ta architektura,ta cisza i spokój. Po prostu nie do opisania-­ zachwycałam się machając rękoma
Pokiwał tylko z wolna głową na znak,że się zgadza. W końcu spytał:
-­ Ale wiesz dlaczego jeszcze?-­ a gdy pokręciłam głową dodał-­ Zauważyłaś,że nikt do nas nie podchodził i nie robił nam zdjęć?
-­ Faktycznie-­ zgodziłam się ze zdziwieniem,bo nawet nie zauważyłam braku fanów i fotografów
-­ No właśnie. Tylko tutaj mogę zapomnieć kim jestem na co dzień i być tym kim chcę być na całe życie
-­ A kim chcesz być?-­ zagrodziłam mu drogę,tak by musiał przystanąć i spojrzeć mi w oczy.
-­ Dobrym człowiekiem. Takim,na jakiego chciała mnie wychować moja mama-­ odparł poważnie i minął mnie. Lekko oszołomiła mnie ta nagła powaga.
-­ Jesteś nim cały czas-­ powiedziałam doganiając go.
-­ To dobrze.-­ pokiwał w zamyśleniu głową.-­ To...dobrze.

*

Następne trzy dni spędziliśmy w zasadzie tak samo,jak pierwszy. Rano Rafael musiał wstać na trening(trochę mi było głupio,że tak się obijam podczas gdy on trenuje w pocie czoła),potem jeździliśmy na plażę z jego przyjaciółmi,a wieczorami na zakupy. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie,że zdążyliśmy się zaprzyjaźnić i wcale nie chodzi mi tu tylko o Rafę,ale także o wszystkich jego przyjaciół,którzy okazali się naprawdę fajnymi ludźmi. A może to po prostu otwartość Majorkańczyków nakazująca im sympatię wobec gości?Tego nie wiem,ale jestem pewna,że pobyt tutaj na długo zapadnie mi w pamięć.
Poniedziałek był pierwszym dniem,w którym nie dopisała pogoda i głowiliśmy się nad jakimś zajęciem.
-­ Mam pomysł-oznajmiłam pewnego ranka zanim zdążył wyjść na trening-­ Nie pada,nie jest za gorąco,więc co byś powiedział,gdybyśmy potrenowali dziś razem?
-­ Razem?-­ powtórzył ze zdumieniem odkładając łyżeczkę.
-­ Czemu nie?-­ wzruszyłam ramionami-­ Mnie też się trening przyda,nie sądzisz?
-­ Hm...w sumie...-­ zawahał się
-­ Proszę-powiedziałam słodko mrugając oczami
-­ No dobrze-­ zgodził się-­ Zaraz zadzwonię do Toniego i go uprzedzę.
-­ Super-­ uśmiechnęłam się.

*

-­ Kobieto,ile ty masz w sobie energii!-­ oznajmił z podziwem Rafael gdy popijaliśmy po treningu napoje energetyczne
Zaśmiałam się krótko i upiłam łyk ze swojej butelki.
-­ Ty też nie jesteś gorszy-­ stwierdziłam-­ Możesz biegać i biegać w nieskończoność!
-­ To nic takiego-­ powiedział skromnie-­ Właściwy trening,to wszystko.
-­ No jak się ma takiego trenera to chyba tak musi być,co?-­ spytałam ciszej na wypadek,gdyby Toni postanowił wrócić
-­ Hm,no tak,Toni jest wymagający-­ przyznał równie cicho-­ Ale gdyby nie on,nie byłby tym kim dzisiaj jestem.
-­ Dobrym człowiekiem?-uniosłam brew w nawiązaniu do wczorajszej rozmowy
-­ Chodziło mi o tenis,ale masz rację,to też. Pilnuje,żeby woda sodowa nie uderzyła mi do głowy
-­ I przyznam,że mu się udaje. Chyba nigdy nie spotkałam bardziej skromnego człowieka od ciebie-­ wyznałam
Nie odpowiedział.

*
Wieczorem,przed kąpielą obserwowałam niebo,które stawało się coraz ciemniejsze i bardziej zachmurzone. Przez wielkie okna w apartamencie Rafaela było widać je doskonale.
-­ Będzie burza-­ nie wiadomo jakim cudem Rafa znalazł się tuż za mną. Drgnęłam lekko,bo przestraszyłam się jego głosu,ale też dlatego,że poczułam się jakby kopnął mnie prąd .Milimetry dzieliły moje włosy od jego ramienia-­ Trzeba wyłączyć wszystko z kontaktu
-­ Przecież jeszcze nie grzmi-­ mój głos był słaby,paraliżowała mnie jego tak bliska obecność.
-­ Wolę być ostrożny-­ powiedział i odszedł.
Westchnęłam cicho,bo moje serce przestało dziko łomotać,zamiast tego poczułam...ulgę?Nie,chyba nie .Było mi dobrze z tamtym uczuciem. Teraz z kolei odczuwałam pustkę,jakby moje serce działało tylko wtedy,gdy on znajduje się w pobliżu. Tak jak dwa magnesy o przeciwnych biegunach-gdy znajdują się blisko siebie,zaczynają się przyciągać. Pytanie tylko czy to działa w obie strony...
Nadal miał rację. Nadciągała burza. Przynajmniej magnetyczna.

*

W nocy z piskiem obudziłam się,gdy błyskawica przecięła niebo tuż obok mojego okna,rozświetlając cały pokój. Serce biło mi ze strachu trzy razy szybciej niż zwykle. Huknęła kolejna. Schowałam głowę pod kołdrę i policzyłam do dziesięciu. Odetchnęłam i wyszłam do kuchni,w której o dziwo paliło się światło .Rafa popijał wodę obok wysepki kuchennej. W samych bokserkach,pragnę wyjaśnić. Poczułam się zawstydzona,chociaż ja sama miałam na sobie tylko cieniutką koszulę nocną ozdobioną różową koronką. Gdy mnie zobaczył wyjął z szafki szklankę,nalał wody i podał mi. Wzięłam ją bez słowa.
-­ Boisz się?-­ spytał gdy skończyłam pić.
-­ Trochę-­ skłamałam. Byłam przerażona.
Obrócił się do mnie twarzą i popatrzył głęboko w oczy. Z pewnością szukał w nich kłamstwa. Delikatnie dotknął ręką mojego lewego ramienia. Tego,na którym opieram całą pewność serwisu i uderzeń. Potem z wahaniem pochylił się i lekko mnie pocałował. Kompletnie zaskoczyła mnie jego reakcja,ale odwzajemniłam pocałunek. Przestałam zwracać uwagę na serce,które lada moment mogło wyskoczyć mi z piersi,bo oto Rafael Nadal,gwiazda światowych kortów całował mnie. I to dobrze całował.
Gdy wreszcie przestał odsunął się gwałtownie:
-­ Przepraszam-­ powiedział spuszczając głowę-­ Poniosło mnie.
Spojrzałam na niego pytająco,ale wciąż wlepiał wzrok w swoje bose stopy.
-­ Nie masz za co przepraszać-oznajmiłam cicho,a w tej samej chwili kolejna błyskawica z hukiem rozświetliła pokój. Pisnęłam z przerażenia,a Rafael otoczył mnie ramionami. Wtuliłam głowę w jego nagi tors i pociągnęłam nosem. Nigdy w życiu nie czułam się tak przestraszona i szczęśliwa jednocześnie.
-­ Już dobrze-­ powiedział uspokajająco głaszcząc mnie po włosach,chociaż widziałam że bał się tak samo jak ja.
Spojrzałam mu w oczy.
-­ Śpijmy dzisiaj razem-­ wypaliłam zanim zdążyłam się zastanowić,ale on jedynie skinął głową i powiedział „Dobrze”.
Opanowując mieszaninę emocji tkwiąca w głębi siebie poszłam do łazienki a następnie do sypialni Rafaela.
Czekał na mnie w łóżku,ale nie chodzi tu o erotyczny podtekst. Wsunęłam się pod kołdrę posyłając mu nieśmiały uśmiech.
-­ Dobranoc
-­ Dobranoc.-­ odparł.

Muszę powiedzieć, że bardzo lubię ten rozdział. Jako jeden z nielicznych z pierwszej części,moi rozdziałowi faworyci znajdują się niemal w całości w części trzeciej, no i może w drugiej też coś się znajdzie. No ale nie mnie oceniać ;)
Jakby ktoś nie wiedział o co chodzi ze stwierdzeniem Maribel odnośnie braku fanek Shakiry: https://www.youtube.com/watch?v=_3-GiVIE8gc Oj. Byłam wtedy zła....
Wimbledonie przybywaj, a tymczasem życzę pozostałym miłych wakacji :)
Do wtorku.
Gatique.

piątek, 19 czerwca 2015

1.10 Mi casa es su casa

-­ I jak było?!-­ równocześnie krzyknęłyśmy na swój widok następnego ranka w pokoju najlepszej menedżerki jaką nosiła matka ziemia.
-­ Cudownie!--­ I tym razem byłyśmy zgodne,co zaraz skwitowałyśmy wybuchem śmiechu.
Usiadłam na najbliższym fotelu i założyłam nogę na nogę.
-­ No,ty pierwsza-­ zachęciłam blondynkę do zwierzeń.
-­ To nie był mój bal. Ty zacznij-­ odparła zajmując fotel naprzeciwko i opierając łokcie na stole. Wpatrywała się we mnie z oczekiwaniem.
Opowiedziałam więc jak przebiegał cały wieczór,z propozycją wakacji na Majorce włącznie. Kiwała głową z niedowierzaniem.
-­ Wow!-­ skomentowała gdy skończyłam-­ W życiu bym się czegoś takiego nie spodziewała!
-­ Ja tym bardziej .I co mam z tym zrobić?
-­ Przecież odmówiłaś-­ zauważyła i popatrzyła na mnie spode łba-­ Chyba,że jest coś o czym nie wiem?
Odetchnęłam głęboko i przymknęłam na sekundę oczy.
-­ Chciałabym pojechać. Chcę się do niego zbliżyć. Od zeszłego roku się w nim podkochuję-­ wyznałam czerwieniąc się.
-­ No coś ty?-­ powiedziała z oburzeniem-­ I ja o tym nie wiem?
-­ No wiem,przepraszam-­ odparłam zniecierpliwiona-­ Ale jakoś wstyd było się przyznać
Marina machnęła ręką i dodała:
-­ Ach,to po to był ci ten bilet!A ja myślałam,że chodzi ci o inspirację w grze!
Spuściłam głowę a moja twarz płonęła żywą czerwienią. Marina milczała chwilę stukając paznokciami o blat stolika.
-­ Więc pojedź-­ oznajmiła w końcu.
-­ Że jak?!-­ z niedowierzania podniosłam głowę.
- Po prostu tam pojedź. Skoro od dłuższego czasu go obserwujesz,to chyba troszkę go znasz co?
Podobał mi się jej tok myślenia i od razu się rozpromieniłam.
-­ Tak sądzisz?
-­ Jasne. Przynajmniej zobaczysz coś więcej niż utarte od lat szlaki.
Skinęłam głową i nachyliłam się nad stolikiem żeby pocałować ją w policzek.
-­ Dziękuję. No,teraz twoja kolej!-pogoniłam ją. Chcę w końcu usłyszeć prawdę!
Spuściła wzrok a po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech. Popatrzyłam na nią przenikliwie.
-­ Ej,chyba nie chcesz mi powiedzieć,że...
-­ Prawie-przerwała mi zanim zdążyłam wypowiedzieć odpowiednie słowa.
Gwizdnęłam z podziwem. Ale się porobiło!
-­ Co wam przeszkodziło?
-­ Alkohol-­ podniosła w końcu wzrok i utkwiła go we mnie-­ Byliśmy trochę wstawieni.
-­ Nie zauważyłam-­ stwierdziłam ze zdumieniem.
-­ Bo później było trochę lepiej-­ wyjaśniła-­ Nie wypiliśmy wcale tak dużo,a poza tym tańczyliśmy i w ogóle...
-­ Co w ogóle?-­ przerwałam pochylając się nad nią.
-­ Całowaliśmy się.
- Kiedy?-­ rozszerzyłam oczy ze zdumieniem i skrzywiłam się na myśl o kującym zaroście mojego trenera
-­ Wtedy,jak tańczyliście. Zrobiło się trochę ciemniej. Akurat siedzieliśmy sami. Nie zauważyłaś,bo wy też byliście sobą zajęci!
-­ No,no-­ skwitowałam-­ Widzę,że mieliśmy wszyscy udany wieczór!
W pokoju czekała na mnie wiadomość od Rafy. Ucieszyłam się,że napisał pierwszy. Ma facet klasę. Po krótkiej wymianie zdań zaczerpnęłam tchu i wystukałam:
„Szykuj się!Wybieram się na Majorkę!”


*


Godzinę przed odlotem do domu zadzwoniłam do mojej dawno nie słyszanej przyjaciółki.
W wieczór przed wyjazdem moja walizka pękała w szwach i liczyłam się z dodatkową opłatą za bagaż. Zaopatrzyłam się także w pewien mały gratis...Co prawda nie liczyłam się z przegraną,ale Gisela ma rację co do tego,że wakacyjny klimat potrafi namącić w głowie.
Podczas gdy samolot podchodził do lądowania,wybudziłam się z drzemki. Niespokojna i nieprzespana noc dała o sobie znać.


-­ Cześć,Gi!-­ przywitałam się entuzjastycznie gdy podniosła słuchawkę-­ Strasznie dawno cię nie słyszałam.
-­ Kinga!-­ pisnęła-­ Ja ciebie też!Oglądałam cały twój turniej,byłaś niesamowita!To w jakim stylu pokonałaś Williams robi wrażenie. Jej,to było cudowne!Gratuluję ci!
Dopiero po minucie zrozumiałam sens jej trajkotania.
-­ Dzięki-­ odparłam w końcu-­ Jak się czujesz?
-­ Trochę mnie jeszcze pobolewa,ale już lepiej!-­ Gisela tuż przed Wimbledonem nabawiła się kontuzji nadgarstka,co wyeliminowało ją z występu-­ A ty?Nic sobie nie zrobiłaś?
-­ Nie,wszystko ok. Jestem zdrowa jak ryba!-­ zapewniłam-­ Chciałam ci powiedzieć,że za tydzień wylatuję na Majorkę.
-­ No proszę. Sama?
-­ Tak,ale...hmm...właściwie to sama nie będę-­ wyjaśniłam z lekkim zakłopotaniem.
-­ Poznałaś jakiegoś przystojnego Anglika i z nim uciekasz?-­ zażartowała.
-­ Nie,ale blisko. To Rafa Nadal zaprosił mnie do siebie.
Wydała z siebie zduszony okrzyk.
-­ Niemożliwe!-­ wydusiła w końcu.
-­ A jednak-­ uśmiechnęłam się do siebie na wspomnienie własnej reakcji.
-­ Super!Szczęściara z ciebie-­ powiedziała z zazdrością.
-­ Spokojnie. I na ciebie przyjdzie czas-­ uspokoiłam przyjaciółkę.
-­ Tylko nie zapomnij się zabezpieczyć-­ zachichotała-­ Na wakacjach łatwo o tym zapomnieć.
-­ Przestań-­ zaczerwieniłam się lekko-­ My się ledwo znamy.
-­ I już zaprasza cię do siebie co?-­ zadrwiła-­ Kinga,musisz czytać między wierszami. Idę o zakład,że prędzej czy później wylądujecie w łóżku
-­ Ok-­ oznajmiłam pogodnie-­ O co się założymy?
Zaskoczyło ją to pytanie. Nie sądziła,że wezmę je na serio.
-­ Hm...jak wygram to coś mi kupisz-­ stwierdziła Gisela.
-­ Ale...
-­ Albo nie!-­ przerwała mi raptownie. Pobladłam, gdy przedstawiła mi pomysł. Gisela zaczęła głośno chichotać. Najwyraźniej zaczęła się rozkręcać.
Ty wariatko!-­ pomyślałam z zawiścią.
-­ Niech będzie-powiedziałam spokojnie. Niech wie że nie zrobiło to na mnie wrażenia-­ Za to jeśli ja wygram zrobisz to samo z Juanem!
Zamilkła na moment. Wiedziałam,że się waha.
-­ W porządku-­ powiedziała w końcu-­ Stoi.
-­ Fajnie. To na razie,niedługo mam samolot.
-­ Pa. Nie zapomnij kupić gumek!


*

Myślałam,że jak w końcu przyjadę do domu będę miała chwilę spokoju,ale gdzie tam!Na lotnisku we Wrocławiu powitał mnie tłum fanów i odśpiewał „Dziękujemy!,mama z tatą też są ciągle zalatani,bo planują pojechać razem nad morze,a ja jestem non stop zamęczana telefonami od Mariny.A to wywiad,a to sesja zdjęciowa,a to jeszcze coś innego. W końcu zgodziłam się na wywiad w popularnym programie w nadziei, że zobaczy mnie cała Polska i dadzą mi spokój. Do tego dołożyłam jedną sesję zdjęciową. Tak zleciał mi tydzień .
14 lipca,w środę wylatywałam na Majorkę. Dziś,w poniedziałek robiłam listę potrzebnych mi rzeczy. Rodzice wczoraj wyjechali do Sopotu,chociaż nie kryli żalu,że postanowiłam zostać. Wiedzieli o moich planach,ale mimo to czułam że ich zawiodłam. No trudno.
-­ Co powinnam zabrać?-­ myślałam otwierając i zamykając szafę-­ Na pewno jakieś bikini...
Postanowiłam wziąć jedno białe,bez ramiączek i z wiązanymi figami oraz wiązane na szyi i na bokach majtek w kolorze limonkowym. Ale na ciuchy za nic nie mogłam się zdecydować. Przerzucałam zawartość szafy raz po raz,ale to i tak na nic. W końcu zdecydowałam się zadzwonić do Rafaela.
-­ Cześć!-­ przywitał się gdy tylko podniósł słuchawkę. Sądząc po brzmieniu jego głosu musiał się bardzo ucieszyć-­ Spodziewałem się,że usłyszymy się dopiero w środę
Ktoś w tle zachichotał i był to niewątpliwie kobiecy głos. Poczułam ukłucie zazdrości.
-­ Hej,eee ktoś jest obok ciebie?-­ spytałam najpierw niepewnie.
Głos w tle ponownie dał o sobie znać.
-­ Tak,moja cudowna siostrzyczka Maribel uważa,że to bardzo zabawne-­ odparł znudzonym głosem-­ A czemu pytasz?
-­ Nic,tak tylko-­ mruknęłam-­ Słuchaj,bo wiesz...ja właściwie nie wiem co mam ze sobą zabrać i chcę zapytać na jaką pogodę mam się pakować
Powiedział coś do siostry i słychać było,że zmienia miejsce.
-­ No jest dosyć ciepło. I pewnie będzie tak przez cały czas-­ powiedział w końcu gdy ustały szmery-­ Ale musisz sobie wziąć też coś cieplejszego,bo zapowiadają w najbliższym czasie burze.
- Ok,dziękuję
-­ Drobiazg. To o której masz samolot?
-­ O dwudziestej
-­ Tak późno?
-­Cóż, nie było innego wyjścia.
-­Skoro tak...Zatem do zobaczenia !
Gdy się rozłączyłam,ponownie stanęłam przed szafą i ponownie zadałam sobie pytanie:Co mam ze sobą zabrać?


*

W nocy z kolei nie mogłam zasnąć. Dręczył mnie jakiś dziwny niepokój związany z podróżą. Oby to nie był zły znak!
Rano z kolei nie mogłam znaleźć sobie miejsca,chodziłam z kąta w kąt,sprawdzałam raz po raz czy wszystko mam. Dzwoniłam nawet do Mariny i opowiedziałam jej o niepokoju.
-­ Przestań się przejmować-­ zganiła mnie-­ Jedziesz na wakacje,wyluzuj trochę!
Jak mi później zdążyła wyznać,również spędzała wakacje poza domem,a mianowicie u Spencera w Anglii. Zdaje się,że romans kwitnie i bardzo dobrze,byle tylko potrafili oddzielić życie zawodowe od prywatnego.
Siedziałam więc przed telewizorem oglądając głupawe seriale i wcinając pospiesznie ugotowany ryż z musem truskawkowym. W końcu nadeszła pora żeby udać się na lotnisko. Z trudem zniosłam swoje dwie ciężkie walizki na dół po czym taksówką pojechałam na lotnisko. Kierowca był tak miły,że pomógł mi zanieść bagaże do odprawy,za co dałam mu większy napiwek..Od teraz muszę radzić sobie sama!


*

Wyjrzałam przez okno w nadziei na zobaczenie lotniska,ale jako że było już po dwudziestej pierwszej,ciężko było cokolwiek zobaczyć. Jedyne co rzucało się w oczy to połyskujące lustro wody Morza Śródziemnego. Im bliżej było do lądowania,tym bardziej wyczekiwałam momentu,w którym stanę na lądzie,bo biorąc pod uwagę mój tryb życia miałam serdecznie dość latania.
Udałam się na odprawę,po czym zaczęłam się rozglądać po lotnisku w poszukiwaniu Rafaela,ale go nie widziałam. Zauważyłam za to,jak piękne otoczenie ma lotnisko. Mnóstwo palm dookoła,proste drogi i morze oddalone o jakieś dwa kilometry. Wszystko piękne,ale co z tego skoro jestem sama pośród tego?
I wtedy przez głowę przeszła mi myśl:Co jeśli on mnie wystawił?Jeśli przez cały ten czas tylko sprawdzał do jakiego stopnia jestem naiwna?Pewnie teraz śmieje się ze mnie w swoje wilii w towarzystwie jakiejś pół nagiej blondynki.
Wlokłam się zrezygnowana do głównego wejścia sprawdzić o której jest jakiś samolot powrotny,albo w najgorszym wypadku poszukać jakiegoś hotelu. Czytałam plan lotów,gdy na gablocie mignęły światła reflektorów. Odwróciłam się w stronę parkingu i zobaczyłam parkujący naprzeciwko mnie samochód. Z niego wyłonił się nie kto inny,tylko Rafael.
Serce radośnie mi podskoczyło. Więc jednak mnie nie wystawił!
-­ Witaj-powiedział cmokając mnie w oba policzki,a pode mną ugięły się nogi i to wcale nie miało nic wspólnego z walizkami. Musiałam mieć niewyraźną minę,bo dodał-­ Wybacz,jeśli cię tym uraziłem,zawsze się tak witam z kobietami
-­ Nie,spokojnie. Wiem,że to taki gest powitalny-­ uspokoiłam go
Uśmiechnął się w odpowiedzi patrząc mi prosto w oczy. Przez chwilę staliśmy uśmiechając się jak idioci aż w końcu powiedział zmieszany:
-­ Och,przepraszam,zapomniałem że masz bagaże. Daj,spakuję je do bagażnika.
Podałam mu obie,a na ich widok stwierdził żartobliwie:
-­ Nie mówiłaś,że przyjeżdżasz na miesiąc.
-­ Gdybym się tu wybierała na miesiąc walizek byłoby sześć-­ odparłam trzymając fason.
-­ Kobiety-jęknął teatralnie-­ Po co wam aż tyle?
-­ To wszystko co niezbędne-­ powiedziałam niewinnie i objęłam się ramionami,bo miałam na sobie top z krótkim rękawem,a wieczór był chłodny.
- Jedźmy już,bo widzę,że ci zimno .Żebyś się tylko nie przeziębiła-­ zaczął się martwić.
Podczas jazdy podziwiałam krajobraz obrzeży Palmy(na tyle ile pozwalały ciemności) i omawiałam zaobserwowane szczegóły z moim kierowcą. W mniej więcej połowie drogi,w miejscowości Algaida traciłam zapał do rozmowy i stawałam się senna. Coraz częściej ziewałam i opierałam głowę o poduszkę.
-­ Jeszcze pół godzinki-­ powiedział uspokajająco Rafa widząc z jaką łatwością przechodzę w stan uśpienia
-­ Mhm-­ mruknęłam tylko sennie i odwróciłam głowę do szyby. Nic więcej nie pamiętam z trasy.


*

-­ Hej,obudź się śpiąca królewno,jesteśmy na miejscu-­ usłyszałam czyjś łagodny głos przemawiający do mnie i dotyk zimnej skóry na ramieniu. Drgnęłam czując zimno i oprzytomniałam.
-­ Co?Już?Jak?Gdzie?-­mamrotałam bez sensu wybudzając się.
-­ Jesteśmy w Manacor-­ Rafael cofnął swoją zimną dłoń i pomógł mi wysiąść-­ A to jest mój dom.
Zobaczyłam pokryty szkłem budynek. W oknach na dole paliło się światło,zaś na górze było ciemno.
-­ Mieszkasz z mamą?-­ domyśliłam się.
-­ Tak-­ przyznał bez wstydu wyciągając z bagażnika moje rzeczy.
Pokiwałam wolno głową oglądając apartamentowiec.
-­ Nie,ja to wezmę-stanowczo oznajmił Rafael gdy chciałam wziąć jedną z walizek-­ Chodź za mną
Weszłam do przedpokoju pomalowanego na jasny pomarańcz z kinkietami na ścianach. Chciałam zdjąć buty,ale Rafael powstrzymał mnie:
-­ Zdejmiesz je u mnie.
Wzruszyłam więc ramionami i podążyłam za nim do pokoju dziennego połączonego z kuchnią i jadalnią. Przed miniaturową plazmą,na beżowej sofie pasującej do ścian siedziała kobieta,niewątpliwie matka Rafaela.
-­ Mamo-­ powiedział Rafael gdy kobieta wstała i podeszła do nas-To moja przyjaciółka Kinga
Ana Maria Parera(bo tak się nazywała) miała około sześćdziesięciu lat, proste blond włosy sięgające ramion i wesołe niebieskie oczy,wokół których dało się dostrzec drobne kurze łapki.
-­ Miło mi panią poznać-­ przywitałam się starając się by mój hiszpański brzmiał najlepiej jak tylko się da
-­ Mnie też miło-­ odpowiedziała uprzejmie,bez cienia chłodu podając mi dłoń-­ Widziałam jak grasz,jesteś świetną tenisistką
-­ Och,niech pani nie przesadza-­ zaczerwieniłam się-­ To pani syn jest prawdziwym mistrzem
Spojrzałam na Rafaela,który akurat spuścił wzrok.
-­ Mamo,zobaczymy się rano-­ oznajmił kierując mnie z powrotem do przedpokoju-­ Powinnaś już się położyć.
-­ Dobranoc-­ powiedziałam i ruszyłam po schodach do przedpokoju na górę. Weszliśmy przez drewniane drzwi do kolejnego przedpokoju!
-­ Teraz możesz zdjąć buty-­ oznajmił mój gospodarz.
-­ A dlaczego nie na dole?-­ odparłam pochylając się i odwiązując sznurówki.
-­ Bo na dole mieszka moja mama,teraz jesteśmy tylko i wyłącznie w moim mieszkaniu-­ odparł kładąc moje bagaże na ziemi i również siłując się ze sznurówkami.
-­ Jej,fajnie-odparłam rozglądając się. Korytarz,podobnie jak ten na dole rozświetlały kinkiety,ale ściany pomalowane były w kolorze burgunda. Poza tym ten był niewątpliwie większy i szerszy od tego w części Any Marii.
-­ Tu jest twoja sypialnia-­ oznajmił Rafael niosąc bagaże do pokoju tonącego w barwach wesołej zieleni.- Rozgość się. Mi casa es su casa.
-­ Dzięki.-­ wyszeptałam tylko z podziwem rozglądając się po kątach.
-­ Łazienkę masz zaraz obok-­ wyjaśnił.-­ Także swoją.
Szybko więc wyjęłam z walizki bokserkę i króciutkie szorty oraz ręcznik i poszłam wziąć prysznic w luksusowej łazience.

Majorka...Raj na ziemi. Chciałabym tam wrócić, bo co to za wakacje, skoro pogoda na razie nie rozpieszcza? Cóż, czekamy na Wimbledon.
Do następnego.
Gatique.


czwartek, 11 czerwca 2015

1.9 Więcej nie uciekniesz

O siódmej trzydzieści byłam ubrana,uczesana i umalowana,jednym słowem-w pełni gotowa do wyjścia. W ruch poszła lokówka i zamiast niesfornych pojedynczych fal na mojej głowie pojawiła się teraz burza seksownych,długich loków.
Zobaczymy,co powiesz jak mnie zobaczysz-­ mrużąc oczy zadałam w myślach pytanie do Woźniackiej i Nadala
Czułam się jak Kopciuszek,który idzie na bal i nie pominęłabym tu nawet motywu z księciem.
Usłyszałam stukot obcasów przed moimi drzwiami.
-­ Powinniśmy już iść-­ oznajmiła Marina wchodząc do pokoju.
Jej. Wyglądała naprawdę olśniewająco. Miała na sobie czarną,mini sukienkę przed kolano. Górną część zdobiły koronkowe kwiaty,zaś spódnica była zwiewna i podrygiwała przy najmniejszym ruchu. Włosy spięła w kok,z którego wystawało celowo kilka kosmyków.
-­ Jasne. Już idę-­ odparłam biorąc wimbledońskie trofeum.
Odwróciła się demonstrując mi głębokie rozcięcie na plecach wiązane na szyi.
-­ Spencer będzie zachwycony-­ rzuciłam gdy zamykałam pokój.
Niemal widziałam jak pod różem na policzkach pojawia się rumieniec.

*

Punktualnie o ósmej wkroczyłam do hotelu „InterContinental London Park Lane” Przed wejściem jak zwykle czekała armia reporterów,więc musiałam się trochę pouśmiechać i promienieć szczęściem .Nie musiałam udawać,bo faktycznie byłam szczęśliwa,ale i nieco nerwowa.
Marina i Spencer mogli zająć miejsca przy stolikach w ogromnej sali balowej,w której panował półmrok. Jedynym źródłem światła były fioletowe lampki umieszczone na ścianach. Ja musiałam zaczekać aż zostanę przedstawiona wszystkim obecnym. A była ich cała sala.
Zauważyłam,że Rafael się pojawił,chociaż i w przedsionku panował półmrok i nie mogłam zobaczyć wyraźnie zarysu jego twarzy. Gdy spojrzał w moją stronę,przez chwilę miałam wrażenie,że się uśmiechnął i skinął mi głową.
Wychodził jako pierwszy.
-­ A teraz...zwyciężczyni Wimbledonu 2010...Kinga Kolat!-­ wydobywający się nie wiadomo skąd głos spikera dał mi do zrozumienia,że już czas.
Zeszłam po schodach w dół trzymając sukienkę i modląc się,żeby nie spaść. Przywitały mnie owacje i wiwaty.
U dołu schodów czekał na mnie mistrz Wimbledonu. Gdy moje stopy bezpiecznie dotknęły ziemi podsunął mi swoje ramię i spytał:
-­ Czy pozwoli się pani odprowadzić na miejsce?
Serce mi drgnęło na dźwięk jego głosu. Skinęłam nieco sztywno głową i złapałam go pod rękę. Przeszedł mnie dreszcz. Zaprowadził mnie do właściwego stolika i odsunął krzesło.
Gdy siadał przyjrzałam mu się dokładnie. Miał na sobie elegancki czarny smoking z muszką. Zauważyłam,że w pośpiechu nie zdążył nałożyć żelu na włosy,przez co jego brązowe kędziory sterczały nieco niesfornie.
-­ Już więcej mi nie uciekniesz-­ powiedział z uśmiechem patrząc mi w oczy.
Zatrzepotałam wymalowanymi rzęsami z zakłopotania i przechyliłam głowę na bok dając mu do zrozumienia,że nie wiem o co chodzi. Jakoś zaschło mi w gardle i nie mogłam wydusić z siebie słowa.
-­ Próbuję z tobą porozmawiać od miesiąca-­ wyjaśnił wciąż patrząc mi głęboko w oczy.
-­ Ach tak-odparłam głupio-­ A d-dlaczego?
Drżałam teraz z podekscytowania na całym ciele.
-­ Bo uważam,że jesteśmy do siebie podobni.
Uniosłam brwi,a po chwili na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Stopniowo się rozluźniałam.
-­ Ja też tak sądzę-­ odparłam starając się by mój głos brzmiał seksownie i powabnie.
-­ Widziałem jak grasz...
-­ Ja również widziałam jak grasz-pociągnęłam ten flirt i ponownie przechyliłam głowę-­ I to nie jeden raz.
-­ Naprawdę?Widziałem cię tylko raz.
Mhm,bo byłam tylko raz. Ale od czego jest telewizja?-­ wymruczałam. Nie sądziłam, że tak będzie to przebiegać.
Zanim zdążył coś odpowiedzieć kelnerzy przynieśli tace z kolacją. Kiedy do moich nozdrzy doszedł zapach smakowitości na talerzu żołądek skręcił mi się z głodu. Natychmiast sobie przypomniałam,że nie jadłam obiadu a jedynie przekąsiłam coś w biegu między przymiarkami.
Popatrzyłam nieco sceptycznie na danie,ale w końcu odkroiłam kawałek łososia i nabrałam na widelec trochę warzyw.
-­ Mmm...pyszne-powiedziałam ochoczo biorąc się do następnego kawałka. Przez chwilę jedliśmy w milczeniu aż w końcu zapytałam:-­ Często bywasz na przyjęciach?
-­ Niezbyt-­ odparł niechętnie-­ Ale ty chyba też ich nie lubisz,skoro wypadłaś z ostatniego jak burza i mnie potrąciłaś?
Mało brakowało a zalałabym szampanem kolejną sukienkę. Kaszlnęłam dyskretnie parę razy krztusząc się.
-­ To byłeś ty?-­ wydusiłam w końcu.
-­ Owszem. Szedłem wtedy do ciebie,ale mi uciekłaś-­ odparł ze smutkiem.
-­ Ojej. Nie zdawałam sobie sprawy,że na ciebie wpadłam. Jeszcze raz przepraszam.
Wzruszył ramionami.
-­ Już mnie przepraszałaś. Co się takiego stało,że uciekałaś w takim popłochu?
-­ Och,to nic takiego-­ odparłam spuszczając wzrok i odgarniając kosmyk włosów za ucho-­ Drobny wypadek,to wszystko
Wykonał ruch ręką świadczący o chęci podniesienia mi głowy do góry,jednak w porę się zorientował,że w okolicy zaczynają błyskać flesze. Takie zdjęcia to ostatnie czego byśmy chcieli.
Nie powiedziałam mu o zemście Caroline,bo uznałam że sama się z nią rozprawię. Podczas kolacji rozmawialiśmy o naszych zwycięstwach i stylu gry. W końcu,gdy zamilkliśmy w oddali zaczęła grac muzyka. Rafael wstał,podszedł do mojego krzesła i wyciągnął rękę.
-­ Czy mistrzyni Wimbledonu pozwoli się poprosić do regulaminowego tańca?
Con placer!-­ odparłam i pozwoliłam poprowadzić się na parkiet
Piosenka była wolna,więc Rafael objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Właściwie dreptaliśmy tylko w miejscu i kołysaliśmy na boki,bo żadne z nas nie wiedziało jak ma w ogóle wyglądać ten regulaminowy taniec.
-­ Nie wiedziałem,że mówisz po hiszpańsku-­ szepnął mi do ucha podczas tańca.
-­ Jestem dziewczyną wielu talentów-­ szepnęłam w odpowiedzi.
-­ Coraz bardziej mnie zadziwiasz-skwitował z uśmiechem.
Odwróciłam głowę na bok i moje spojrzenie zatrzymało się na Marinie i Spencerze. Mimo,że siedzieli z trenerem Rafy,Tonim Nadalem i jeszcze dwoma facetami,też niewątpliwie z jego boksu zdawali się zwracać uwagę wyłącznie na siebie. Pochylali się nad sobą i uśmiechali się. Chyba kompletnie zapomnieli co się dzieje.
Piosenka dobiegła końca i Rafael w końcu wypuścił mnie ze swoich objęć. A szkoda,było mi tak dobrze. Mimo,że zaczynał się następny kawałek,wróciliśmy do stolika.
-­ Dobrze tańczysz-pochwaliłam mojego partnera-­ Pewnie jak się mieszka na Majorce to nie sposób nie umieć co?
-­ Faktycznie,Majorka nigdy nie śpi,nawet jeśli ulice pogrążają się w nocnej ciszy-­ przytaknął-­ I między innymi za to ją kocham.
-­ We Wrocławiu jest tak samo. Tyle,że tam panuje nieustanny szum bez względu na okoliczności. Nie jest to dobre miejsce na odpoczynek,ale przynajmniej mogę się cieszyć byciem z rodziną-­ uśmiechnęłam się dopijając końcówkę szampana przysięgając sobie,że to ostatni kieliszek.
-­ Chciałabyś porządnie odpocząć?
-­ No w sumie to tak. Gdzieś gdzie jest cicho i spokojnie i mogę zapomnieć o tenisie.
-­ Więc przyleć do mnie-­ zaproponował niespodziewanie.
Rozszerzyłam oczy ze zdumienia
-­ Mówisz serio?
-­ Jasne. Nie chciałabyś się całymi dniami opalać a nocami tańczyć do białego rana?
-­ Pewnie,że bym chciała,ale nie wiem czy to dobry pomysł-oznajmiłam niepewnie strzepując niewidzialny pyłek z sukienki
-­ Boisz się?-­ uniósł zadziornie brew do góry.
-­ Ja? Skąd. Po prostu nie wiem,czy moja rodzina będzie zadowolona z takiego pomysłu-­ skłamałam,bo w rzeczywistości naprawdę się troszkę tego bałam. Owszem,bywałam porywcza i spontaniczna,ale nie do tego stopnia.
-­ W porządku,rozumiem-­ wzruszył ramionami,ale wyczuwałam w jego głosie nutę zawodu. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Sądziłam,że każe mi wyluzować i się zgodzić
-­ Ale dziękuję za propozycję-dodałam szybko nie chcąc go bardziej urazić. Bo co do tego,że był urażony nie miałam najmniejszych wątpliwości
Po chwili mieliśmy się stawić na sesji zdjęciowej z trofeami. Robili nam zdjęcia wspólnie i każdemu z osobna. Trochę trwało zanim wszystko wyszło jak trzeba.
-­ Może jeszcze zatańczymy?-­ zaproponował nieśmiało Rafael odrywając wzrok od parkietu pełnego ludzi.
-­ Czemu nie?W końcu to bal-­ przytaknęłam i z ochotą dałam się ponownie objąć jego silnym ramionom.
To był nieco szybszy kawałek,więc musiałam zadzierać nieco sukienkę,ale dawałam sobie radę. Rafa nieustannie śmiał się ze mnie,ukazując co chwilę na swojej twarzy swoje urocze dołki w policzkach. Na parkiecie zauważyłam też moją szalejącą ekipę i ze zdumieniem uświadomiłam sobie,że pierwszy raz widzę takiego rozradowanego Spencera. A może to przez alkohol? Nie zmienia to jednak faktu,że między nim i Mariną wyraźnie dzieje się coś dobrego. Aż mnie korci na myśl o jutrzejszej rozmowie!
Po północy bal dobiegł końca i z żalem uświadomiłam sobie,że teraz każde z nas pójdzie w swoją stronę. Rafael widocznie myślał o tym samym. Wymieniliśmy się więc numerami i przez chwilę staliśmy w milczeniu naprzeciwko siebie.
-­ Tak właściwie to pięknie wyglądasz-­ powiedział nieśmiało a po chwili jak na komendę wybuchnęliśmy śmiechem zdając sobie sprawę,że takie rzeczy mówi się zazwyczaj na początku spotkania.
-­ Ty też nie kiepsko-zrewanżowałam się i na nowo wybuchnęliśmy salwą śmiechu
Marina i Spencer minęli nas i stanęli w oczekiwaniu na zewnątrz.
-­ Muszę już iść-­ oznajmiłam ze smutkiem a on...pochylił się i pocałował mnie w policzek!
Czułam,że serce zaraz wyskoczy mi z piersi,mimo że w Hiszpanii takim gestem zazwyczaj wita i żegna się kobiety i nie powinno to robić na mnie najmniejszego wrażenia,ale gdy robi to ktoś taki...naprawdę można dostać zawału
-­ Do widzenia-oznajmił z uśmiechem. 

Ou, nawet nie wiedziałam, że taki krótki rozdział wyszedł. Postaram się, żeby następne były dłuższe. Miałam wstawić dopiero jutro, ale będę zajęta i nie wiem, czy znalazłabym czas, tak więc jest dzisiaj :) Już i tak miałam dostateczną radochę z takiego trzymania w niepewności :D
Na dniach zmienię szablon. To hasło w nagłówku trochę nie będzie już pasowało do tematyki :D Utworzyłam specjalną zakładkę na tenisowe pogaduchy, tak więc dzielcie się swoimi przemyśleniami do woli, a wiem, że jest komu ;)
Do napisania...jakoś w tygodniu.
Gatique.

piątek, 5 czerwca 2015

1.8 Kopciuszek idzie na bal !

Przyszedł czas na Wimbledon,a właściwie najpierw na przyjęcie,tzw. ”Pre-Wimbledon Players Party” odbywające się dzień przed rozpoczęciem turnieju,najczęściej w niedzielę. Uznałam,że będzie to świetna okazja do założenia tej ślicznej chabrowej sukienki,którą kupiłam wtedy w Rzymie i pokazania się od jak najlepszej strony. Miałam nadzieję,że wynagrodzę tym samym tak niski poziom tenisa prezentowany w Eastbourne. Marina wyprostowała mi włosy i pomalowała tak,że wyglądałam jakbym zmierzała po Oscara. Trochę mnie to speszyło. Nie wiedziałam że mogę aż tak ładnie wyglądać. 
Dodałam na Facebooka zdjęcie zrobione przed wyjściem i rozeszło się ono dość dużym echem. Skrzywiłam się lekko na widok mojej figury. Jak zwykle nie podobały mi się biodra,które uważałam za zbyt szerokie. Marina zajrzała mi przez ramię i przyjrzała zdjęciu.
-­ Mam za szerokie biodra-­ oznajmiłam gorzko-­ Jakim cudem nie mogę się ich pozbyć?
-­ Przestań-­ żachnęła się-­ Nie wiesz,że szerokie biodra przyciągają facetów?
-­ A to czasami nie chodzi o tyłek?
-­ O tyłek też. Ale faceci podświadomie lecą na szerokie biodra,bo kobieta mająca szerokie biodra urodzi im zdrowe dzieci.
-­ A ja faktycznie nie mam nic innego do roboty-­ skwitowałam.
-­ Daj spokój. Oni po prostu lubią takie kobiety,bo na pierwszy rzut oka widać,że są zdrowe. A nie jak takie anorektyczki
-­ Masz rację-­ przyznałam dla świętego spokoju-­ Nie potrzebnie się przejmuję.
I tak uważam,że mam za szerokie biodra.

*
Przyjęcie zaczynało się o dwudziestej pierwszej czasu lokalnego. Kiedy wychodziłam z samochodu odwożącego zawodników oślepił mnie błysk fleszy i zalał potok ogłuszających okrzyków „Kinga,tutaj!”.Wciąż nie mogłam poradzić sobie z popularnością jaką zyskałam wygrywając French Open. Postanowiłam jednak zrobić dobrą minę do złej gry. Szłam do budynku,w którym odbywa się przyjęcie machając i uśmiechając się do paparazich. Przy ścianie,na tle której pozowali wszyscy przybywający Caroline Wozniacki ogrzewała się w blasku fleszy rozpaczliwie usiłując poprawić swoją reputację jako zawodniczki. Jakie to żałosne. Chętnie bym się z nią zamieniła,bo co prawda nie lubię kiedy wszyscy patrzą mi na ręce,ale trzeba akceptować wyzwania,które stawia przed nami los.
Wkroczyłam na jej miejsce,po czym dumna i wyprostowana pozowałam z ręką na biodrze aż w końcu trzeba było zejść i ustąpić miejsca Anie Ivanovic. Kiedy weszłam do budynku uderzyła mnie elegancja bijąca z każdego kąta . Pośrodku został umieszczony ogromny szwedzki stół a dookoła niego rozłożone po całej sali okrągłe mniejsze stoliki. W powietrzu unosił się zapach drogich perfum,do moich nozdrzy docierała niesamowita mieszanina męskich i damskich zapachów .Panowie ubrani w eleganckie garnitury pili szampana rozmawiając w wąskim gronie,zaś panie w rozmaitych sukienkach siedziały przy stolikach popijając wino,dzieląc się najnowszymi plotkami i raz po raz wybuchając śmiechem. Gdy już przywykłam do atmosfery towarzyszącej przyjęciu dotarło do mnie,że jestem w innym świecie. Świecie,do którego wstęp mają tylko nieliczni..
Nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić podeszłam do najbliższego kelnera i wzięłam kieliszek z szampanem. Sącząc bąbelki lustrowałam salę w poszukiwaniu znajomych twarzy. Zauważyłam Agnieszkę siedzącą przy stoliku w kącie sali razem z Woźniacką. Bez zastanowienia ruszyłam w ich stronę,bo choć nie odpowiadało mi towarzystwo tej drugiej nie widziałam tu innej bratniej duszy.
-­ Cześć dziewczyny!-­ przywitałam się z promiennym uśmiechem-­ Jak się bawicie?
Aga popatrzyła na mnie z radością w oczach,zaś Caroline zlustrowała mnie od stóp do głów zimnym spojrzeniem. Widocznie miała do mnie uraz za te dwie porażki
-­ Jakie to nieprofesjonalne-­ pomyślałam-­ Mieszać sprawy zawodowe z prywatnymi!
-­ Hej Kinga,świetnie-­ odparła Agnieszka-­ Usiądź
Usiadłam na wskazanym miejscu i rozmawiałam chwilę z Agą o moim zwycięstwie w Roland Garros. Caroline nie odezwała się ani słowem,ale przynajmniej przestała przewiercać mnie bryłą lodu ukrytą w spojrzeniu. Siedziała teraz obojętnie przysłuchując się rozmowie,albo od czasu do czasu rozglądając się po sali. W końcu wstała,podeszła do stołu i zaczęła nakładać sobie coś na talerz.
-­ Niezła akcja-­ stwierdziła Aga nagle.
-­ Jaka akcja?-­ spytałam zdziwiona dopijając szampana.
-­ No ta z Fernando. Ponoć wrzeszczałaś jak opętana!
-­ Ach,to-­ machnęłam ręką uspokojona,bo przez chwilę myślałam,że chodzi jej o pojawienia się na finałach-­ Nic specjalnego.
-­ Nic specjalnego?Robisz facetowi wstyd przed całym obiektem i mówisz,że to nic specjalnego?-­ w jej urażonym głosie było słychać nutę podziwu.
-­ Zasłużył sobie-­ ucięłam-­ A za co to już nie ważne.
Rozszerzyła oczy i otworzyła usta żeby coś powiedzieć,ale zaraz je zamknęła bo do stolika wróciła Karolina
-­ Hej,Karo-­ zagadnęła-­ Co tak długo?
-­ Ach,po prostu rozmawiałam z Rafaelem-­ odparła siląc się na obojętny ton,ale nawet ślepy by zauważył jak próbowała ukryć szeroki uśmiech i głuchy usłyszał podniecenie w jej głosie.
Poczułam na sobie wymowne spojrzenie. Wiedziałam,że chce bym poczuła się zazdrosna mając świadomość jak świetnie się znają. Trafiła w sedno,jednak nie dałam się sprowokować.
-­ O czym rozmawialiście?-­ spytała Aga biorąc następny kieliszek szampana
Zmarszczyła brwi. W jednej sekundzie twarz jej spochmurniała i zauważyłam nie bez satysfakcji,że wygląda teraz co najmniej o dziesięć lat starzej. W końcu wzruszyła ramionami i poruszyła się niespokojnie.
-­ Wiesz,takie tam-­ odparła starając się by jej głos brzmiał obojętnie,ale i tym razem widać było,że dobrą aktorką to ona nie jest.
Isia popatrzyła na nią przenikliwie i uniosła brew,ale ta odwróciła wzrok. Karolin wykonała ręką taki ruch,jakby chciała wziąć do ręki kieliszek z szampanem,ale zamiast tego przewróciła go sprawiając,że jego zawartość wylądowała...na mojej sukience. Zerwałam się na równe nogi.
-­ Och,tak mi przykro-­ wycedziła Caroline z udawaną litością-­ Może chcesz chusteczkę?
-­ Nie,dziękuję-odparłam patrząc na nią z mordem w oczach-­ I tak miałam już iść.
Agnieszka rzuciła mi szybkie,bezradne spojrzenie po czym ze wzrokiem utkwionym w podłodze ruszyłam do wyjścia. Mogłam jednak patrzeć przed siebie,bo kilka kroków od stolika wpadłam na jakiegoś faceta w garniturze. Wymamrotałam tylko szybkie „Przepraszam” i niemal biegnąc wypadłam przez drzwi.
Ogarnęło mnie przejmujące zimno. Przez chwilę miałam wrażenie,że to przez spojrzenia,którymi obdarzała mnie Woźniacki,jednak w końcu dotarło do mnie,że mamy dziś wyjątkowo zimny wieczór. Na domiar złego lało. Jęknęłam rozpaczliwie i wygrzebałam z torebki telefon by zadzwonić po taksówkę. Zanim przyjechała,włosy zdążyły mi się z powrotem skręcić,a sukienka porządnie przemoknąć. Gdy siedziałam już bezpiecznie na tylnym siedzeniu,odetchnęłam z ulgą,ale nie na długo. Kierowcy bardzo się nie podobało,że umoczę siedzenia i patrzył na mnie wrogo,więc zaproponowałam,że dam mu większy napiwek .Pokiwał głową uspokojony,a ja pozbyłam się dwudziestu funtów.
Chyba ten wieczór nie może być już gorszy.

*

W dzień po party nie rozpoczynałam jeszcze turnieju. Musiałam jednak solidnie przyłożyć się do treningu. Gdy wczoraj wieczorem w paskudnym humorze wróciłam do hotelu nie chciałam rozmawiać ani z Mariną ani Spencerem. Gdy rano wstałam z łóżka pokazałam Marinie poplamioną sukienkę. Obrzuciła Karolinę kilkoma rosyjskimi przekleństwami i natychmiast znalazła dla niej miejsce w pralni chemicznej. To znaczy sukienki, nie Karoliny. Spencer potwierdził po prostu moją teorię o jej nieprofesjonalnym podejściu. Przyznałam mu rację,bo identycznie myślałam na początku,ale teraz jestem niemal pewna,że jej niechęć do mojej osoby(zresztą z wzajemnością) jest spowodowana zazdrością.
Po ćwiczeniach w siłowni weszłam na kort pełna energii. Uderzałam piłkę tak agresywnie i mocno,że aż sama się sobie dziwiłam. Spencer nie do końca był zachwycony moją postawą.
-­ Graj spokojniej. Mniej siły,więcej rotacji-­ radził.
Nie mogłam jednak się zastosować do tych rad. Ciągle jeszcze buzowała we mnie wściekłość i agresja.
-­ Módl się żebyś mnie gdzieś nie spotkała-­ groziłam w myślach Woźniackiej uderzając piłkę za piłką-­ Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia!
-­ Kinga do cholery!-­ Spencer w końcu nie wytrzymał i krzyknął. Po polsku.
-­ Możesz w końcu wyrzucić z głowy ten wczorajszy incydent?-­ spytał nieco łagodniej przechodząc na moją stronę kortu-­ Wiem,że jesteś zła,ale nie możesz pozwolić by emocje wzięły górę. Postaraj się skupić,chociaż na chwilę!
Skupiłam się,ale mimo to nie prezentowałam się jeszcze z najlepszej strony. Miałam tylko nadzieję na to,że moja treningowa postawa nie znajdzie odzwierciedlenia na korcie w meczu pierwszej rundy przeciwko Anabel Medinie.
-­ Dobra,koniec-­ postanowił Spencer widząc,że i tak nie jestem w stanie współpracować-­ Ale dziś po południu masz być zwarta i gotowa do pracy,rozumiemy się?
Pokiwałam głową i zebrałam swoje rzeczy. Byłam na siebie zła,za to,że pozwoliłam negatywnym emocjom sobą zawładnąć. To chyba znak,że zbliża mi się okres,bo zazwyczaj potrafię się opanować. Zaraz też pomyślałam,że nie wróży to nic dobrego na starcie turnieju.
Nie mam szans-pomyślałam smutno przechodząc z kortów do szatni.-­ Jeden wygrany turniej wielkoszlemowy to i tak dużo.

*
Nie wiem już teraz czy to mój tok myślenia po pierwszym treningu,czy nieustająca złość na Woźniacką zmotywowała mnie do gry. W pierwszej rundzie grałam niezwykle agresywnie i notowałam dużo winnerów. Skończyło się na tym,że odesłałam Hiszpankę do domu wygrywając 6:0,6:2.Spencer nie był zbyt zadowolony stylem jaki prezentowałam,ale nie mógł zarzucić mu nieskuteczności.
Druga runda z Niculescu była nieco trudniejsza,głównie ze względu na nietypowy slajs z forhendu jaki preferuje,ale wygrałam,tym razem 6:2,6:2.Powoli wracałam na swój normalny poziom,co wróżyło dobrze,bo droga do tytułu z meczu na mecz stawała się coraz bardziej wyboista.
Trzeci mecz rozegrałam z waleczną Czeszką Klarą Zakopalovą. Na trawie była bardzo szybka i wspaniale serwowała. Grała na tyle dobrze,że wygrała pierwszą partię 6:4.Dostałam wtedy sygnał,że trzeba wziąć się ostro do roboty,ale nie zdążyłam wykonać planu do końca. Przy stanie 5:4 i 30-0 dla mnie Klara poddała mecz z powodu doznanego w pierwszym secie urazu pleców.
Szczęśliwie więc przeszłam do czwartej rundy,w której zmierzyłam się z Kaią Kanepi. Ten mecz również nie był łatwy,bo Kaia jest naprawdę dobrą tenisistką potrafiącą znakomicie atakować. Nie umie jednak zachować koncentracji w kluczowych momentach,co ostatecznie przechyliło szalę zwycięstwa na moją stronę i spotkanie skończyło się wynikiem 7:6,4:6,6:4.
Walkę o półfinał rozpoczęłam z lekkim niepokojem,bo po drugiej stronie siatki stała Petra Kvitova,również bardzo niebezpieczna na trawiastych kortach,ale i ją udało mi się pokonać. Mecz był bardzo nerwowy,ale i wyrównany,a ja mimo dnia odpoczynku miałam w nogach mecz z Kanepi. Gładko przegrałam pierwsze dwa gemy dając się przełamać już na początku meczu. Przegrałam ten set 2:6.W następnym Kvitova przechodziła kryzys formy,tylko po to by obudzić się w trzecim secie. Dało mi to zwycięstwo w tym samym stosunku co w pierwszej partii. Wojna nerwów w trzecim secie zakończyła się moim zwycięstwem 7:5,bo Petra nie wykorzystała prowadzenia 5:4.Widziałam ten turniej w coraz jaśniejszych barwach.
Najcięższy mecz stoczyłam o dziwo nie w finale,a półfinale z Sereną Williams,królową Wimbledonu. Jej obecność po drugiej stronie siatki zawsze plątała mi nogi i usztywniała rękę .Nie inaczej było i tym razem. Serena prowadziła już 3-0,a ja postanowiłam że tak dalej być nie może. Odrzuciłam od siebie myśl,że jest jedenastokrotną tryumfatorką turniejów wielkoszlemowych i dla niej ten mecz to nic wielkiego i od razu zaczęłam lepiej grać. Doprowadziłam do wyrównania,a następnie ani razu nie pozwoliłam się przełamać. Rozstrzygnięcie nastąpiło dopiero w tie-breaku po nerwowej walce. Wygrałam go 8-6.Po tym pozwoliłam sobie na głośny okrzyk „Come on!” i wyrzuciłam z siebie napięcie. W drugim secie dzielnie broniłam się przed przełamaniem prezentując wiele świetnych akcji zarówno z głębi kortu jak i przy siatce. Serena dotrzymywała mi kroku ze swojej strony oferując asy i wygrywające serwisy. Publiczność szalała z zachwytu widząc tak spektakularne akcje z obu stron. Podobnie jak pierwszego,i tego seta rozstrzygnął tie-break,ale tym razem Williams pokazała klasę i wygrała do pięciu.
Mecz robił się coraz dłuższy i nic nie wskazywało na to,by,miał się szybko zakończyć. Coraz bardziej zmęczona popełniałam więcej błędów męcząc się przy własnych gemach serwisowych. Skuteczność mojego pierwszego podania z gema na gem malała,ale i Serena zaczynała mieć dość,bo często nie trafiała tak typowymi dla siebie ostrymi returnami. Pozwalało mi to utrzymać się w meczu.
Gdy mecz w końcu zbliżał się do rozstrzygnięcia, zebrałam resztki sił jakie mi pozostały i grałam to co potrafię najlepiej-wysoki topspin z forhendu. Zaskakiwało ją to,nie była w stanie kończyć niektórych piłek,bo albo miała kłopot z timingiem,albo zwyczajnie do nich nie dobiegała. W końcu po niemal trzygodzinnej walce wygrałam 7:6,6:7,9:7 i awansowałam do drugiego wielkoszlemowego finału w mojej karierze!

*

Gdy w dzień finału krzątałam się rano po pokoju,usłyszałam ciche kliknięcie telefonu. Zdziwiłam się widząc,że nadawcą wiadomości jest Agnieszka.
Długo myślałam nad tą wiadomością,dlatego przepraszam że przyszła dopiero teraz,ale uznałam że powinnaś wiedzieć. W ten wieczór Karolina naprawdę rozmawiała z Rafaelem,ale to on zaczepił ją tylko po to,żeby zapytać o Ciebie. Podobno chce Cię poznać od dłuższego czasu. Przepraszam za Karo,teraz już wiesz,że to nie było bezinteresowne”
Ach,więc to tak-­ pokiwałam głową odczytując wiadomość do końca-­ No,to ma sens
Złość nigdy nie jest bezinteresowna. Od kiedy Rafael chce mnie poznać?”
Wystukałam drugie zdanie bez większych nadziei na konkretną odpowiedź,ale to jedno krótkie zdanie mnie zafascynowało. Rafael Nadal chce mnie poznać!I to od dłuższego czasu!Może przyjdzie na finał?Może będzie chciał ze mną potrenować?
To zaskakujące jak jedna,zdawałoby się nieistotna w kontekście dzisiejszego dnia wiadomość może zmienić nastawienie.

*
Na finał weszłam rozmarzona,ale tym samym i wyluzowana. W sumie nie było się czym przejmować,bo najtrudniejszą przeszkodę mam już chyba za sobą,a Vera Zvonareva to niesamowicie chimeryczna tenisistka.
Pierwszy gem,serwis Zvonerevej. Drugie podanie w okolice środkowej linii kara. Odebrałam tą piłkę returnem na środek. Vera natychmiast spróbowała ją skończyć,ale chybiła. To był sygnał,żeby prowadzić z nią długie wymiany. Jak widać chciała grać szybko,trzeba ją sprowadzić na ziemię.
Druga piłkę z kolei zepsułam ja wyrzucając return. Machnęłam ręką. To dopiero pierwszy gem,który Vera wygrała grając dwie świetne piłki i dzięki jeszcze jednemu błędowi z mojej strony. Nadeszła moja kolej na serwowanie. Ciekawe,czy Rafael tu jest i patrzy na mnie?A jeśli tak,to co zrobi po zakończeniu meczu?
Niepotrzebnie o tym myślałam,bo nawet nie zorientowałam się kiedy dałam się przełamać. Dobra,dość tego. Albo gramy na poważnie,albo w ogóle.
Chwilę mi zajęło zanim się na dobre skoncentrowałam,ale w końcu udało mi się odrobić straty,a potem dobrze serwując doprowadzić do wyrównania. Kiedy weszłam już w swój właściwy rytm,Rosjanka miała mało do powiedzenia. Oddałam do końca seta tylko jednego gema,wygrałam ta partię 6:3.
W przerwie pomiędzy setami szukałam na trybunach Rafaela,ale nie znalazłam go. Czułam się nieco zawiedziona,ale nie dopuszczałam do siebie zbędnych w tym momencie myśli,chociaż jak się okazało mogłabym.
Gra Zvonarevej w drugim secie kompletnie się posypała. Istny festiwal błędów. Udało jej się nieco podciągnąć serwisem,ale dobry serwis to za mało by wygrać mecz.
Przy stanie 5:2 i 40:0 ręka mi drżała,ale nie czułam już takiego niepokoju jak podczas paryskiego finału. Zaserwowałam na jej forhend. Odegrała returnem do mojego forhendowego narożnika. Posłałam głęboki topspin na jej bekhend,a potem jeszcze jeden i podeszłam do siatki. Lob był dobry,podkręcony ale niezbyt wysoki,spokojnie go złapałam i skończyłam smeczem w bekhendowy narożnik mojej rywalki.
Ukryłam twarz w dłoniach i zgięłam się wpół. Nie sądziłam,że niespełna trzy tygodnie po pierwszym wielkoszlemowym tryumfie będę miała na koncie kolejny,a tu proszę!Udało się!
Charakterystyczne,kobiece trofeum z Wimbledonu od razu przypadło mi do gustu. Pozwoliłam sobie na szaleństwo i spontaniczność w pozowaniu. W końcu miałam ku temu powody. Mam niespełna dwadzieścia dwa lata i wygrałam już dwa turnieje Wielkiego Szlema. Co więcej,jestem pierwszą Polką,która tego dokonała. Kiedy sobie pomyślę o tych wszystkich rekordach aż kręci mi się w głowie.
W hotelu i tym razem czekała moja rodzina z szampanem.
-­ No dziewczyno,jestem z ciebie dumny-­ oznajmił Spencer ściskając i klepiąc mnie po plecach.
-­ Wybacz,że tak skromnie-­ przeprosiła Marina kiedy szłyśmy do pokojów-­ Ale będziesz świętowała porządnie na balu zwycięzców.
Mrugnęła do mnie porozumiewawczo i chciała się odsunąć,ale ją powstrzymałam.
-­ No właśnie,co z moją sukienką?-­ przypomniałam sobie o ofierze incydentu
Marina jakby nieco przygasła.
-­ Hm...Kinga przykro mi,ale nie udało się jej uratować-­ oznajmiła z żalem
Zadrżała mi dolna warga. Że co proszę?
-­ Te chemikalia zostawiły odbarwione plamy na materiale. Inaczej się nie dało,a materiał widocznie nie był przystosowany do prania chemicznie. Oczywiście,zwrócili nam koszty-dodała szybko widząc jak tracę humor.
Chciało mi się płakać. To w czym teraz pójdę na ten cholerny bal? W dżinsach?
-­ Nie martw się,coś ci znajdę-­ Marina pogłaskała mnie po ramieniu-­ Jestem pewna,że są tu jacyś projektanci,którzy...
Projekty!No jasne!
Pociągnęłam Rosjankę za rękaw do pokoju i zaczęłam przetrząsać walizkę. Odnalazłam swój zeszyt z projektami,przekartkowałam go w poszukiwaniu odpowiedniego rysunku i podetknęłam Marinie pod nos.
-­ Uszyjesz mi ją!-­ wykrzyknęłam entuzjastycznie.
Popatrzyła na mnie,potem na projekt a potem znów na mnie tak, jakbym jej właśnie oznajmiła,że zamierzam paradować po śniegu w bikini.
-­ Kinga,przecież wiesz,że już nie szyję-powiedziała odsuwając zeszyt-­ A poza tym to trudny projekt
Pokręciłam głową
-­ Tyle razy miałaś mi coś uszyć,ale nie było okazji. Teraz jest odpowiednia.-­ naciskałam
Milczała. Jej niebieskie oczy przesuwały się szybko po pomieszczeniu.
-­ Nie ma innego wyjścia. Nie zostawisz mnie teraz na lodzie,prawda?-­ spytałam twardo
Po chwili wahania westchnęła i oznajmiła:
-­ Dobrze. Zrobię to. Tym razem będę twoją dobra wróżką

*

Nigdy więcej nie będę wątpić w zdolności organizacyjne mojej menedżerki. Miała niespełna dwa dni na uszycie mi sukienki,którą rzucę na kolana wszystkich obecnych i wykonała to zadanie wzorowo.
Jednym z projektów,o którego realizacji marzyłam od przynajmniej roku była długa, czerwona sukienka z asymetrycznym fasonem na jedno ramię ,rozporkiem sięgającym niemal biodra oraz efektownym marszczeniem i falbaną z boku
Tą właśnie sukienkę ubiorę na bal zwycięzców Wimbledonu. Kiedy ją włożyłam,odczułam nawet coś w rodzaju wdzięczności dla Karoliny,bo wiem,że gdyby nie ona nie miałabym teraz na sobie tego cuda.
Marina oglądała mnie uważnie z każdej strony z centymetrem w ręce i zarzucała pytaniami w stylu:
-­ Nie za krótka,nie za szeroka?,Rozcięcie nie za wysokie?
I pomyśleć,że zaledwie wczoraj nie chciała słyszeć o szyciu!
W końcu,po usłyszeniu na każde pytanie odpowiedzi przeczącej podparła się pod boki i stwierdziła:
-­ No. Wykonałam kawał dobrej roboty. Warto było odnowić stare kontakty!
Trudno temu zaprzeczyć. Musiała się nieźle nagimnastykować,żeby znaleźć jakąś pracownię i pomocników. Jeśli kiedyś przyjdzie mi do głowy,żeby ją zwolnić,niech ktoś mnie porządnie zdzieli po głowie!
-­ No dobrze-­ odparłam wieszając sukienkę na drzwiach szafy-­ A ty w co się ubierzesz?
-­ Uszyłam też coś sobie,nie martw się-­ odparła zbierając walające się po całym pokoju centymetry,kartki i kawałki materiału.
Ten bal był świetną okazją do rozpalenia jakiegoś uczucia między nimi. Bo kiedy ja będę zajęta korespondencją z mistrzem męskiego turnieju...
A właśnie,kim będzie ten mistrz turnieju?Z kim przyjdzie mi świętować?
Gdy tylko Marina wyszła włączyłam telewizor na BBC. Relacjonowali tam męski finał,który już się zakończył. Na razie ciężko stwierdzić,kto został mistrzem,bo ceremonia rozdania nagród się jeszcze na dobre nie zaczęła.
-­ Panie i panowie-rozległ się głos jakiegoś oficjela prowadzącego. Nigdy nie wiedziałam kto jest kim-Finalista Wimbledonu 2010...Tomas Berdych!
Zamarłam. Berdych finalistą?To oznacza,że mistrzem został...
-­ Zwycięzca Wimbledonu 2010...Rafael Nadal!
Schowałam twarz w poduszkę,żeby tylko nie krzyknąć. Serce gwałtownie załomotało mi w piersi i przypomniałam sobie wiadomość od Isi.
Zapowiada się ciekawy wieczór...

Zgon. Agonia. Męka duszy. To wszystko przeżywam po tym felernym meczu. 6:1. Podwójny błąd na koniec. Dajcież spokój...A w półfinałach sami nielubiani tenisiści. Jak żyć?
Jeśli ktoś sympatyzuje z Woźniacką to przepraszam, ale ja po jej "dowcipnych" incydentach z Rafą i Novakiem(mam na niego focha forever, ale to nie znaczy, że zasługuje na znoszenie wybryków Karolinki na swojej konferencji prasowej) serdecznie jej nie cierpię. 
Szalona, myślałaś o zagraniu w Totolotka? :P
Tym razem będę okrutna i rozdział dopiero w następny piątek. A co ! :D Poza tym, muszę dojść do siebie.
Gatique.