Tekst

piątek, 27 maja 2016

3.17 Ta trzecia

Następnego dnia rano postanowiłam wybrać się na trening. Sama. Chciałam odpocząć po męczącym turnieju w Nowym Jorku,ale wczorajszej nocy ciężko mi było zasnąć. Przytuliłam się do pleców Rafaela,a on mimo,że odwzajemnił dotyk,pozostawał nieco sztywny. Zdziwiłam się,bo nigdy tego nie robił,a po tym jak obojętny był po powrocie łatwo było wywnioskować,że coś się stało. Nie mogłam jednak zapytać go o to wprost. Nie mam pojęcia o co chodzi,ale jeśli nie chce mi nic powiedzieć,znaczy że to poważna sprawa.
Trening wydawał mi się zatem najlepszą alternatywą by oderwać się na chwilę od takich ponurych myśli. Po prostu wzięłam torbę z rakietami,kilka piłek i butelkę wody i na piechotę udałam się do klubu,chociaż to kawałek. Rafa co prawda zdziwił się moim zamiarem,ale nie protestował. Może on też potrzebuje czasu,by przemyśleć tę tajemniczą sprawę?
W klubie Manacor zazwyczaj nie było tłoczno;zwłaszcza o dziewiątej rano. Zaledwie jeden z kortów był zajęty,więc udałam się na jeden z mieszczących się po lewej stronie od wejścia,aby słońce nie świeciło mi w oczy. Wyjęłam rakietę z pokrowca i piłeczkę z puszki po czym ustawiłam się naprzeciw ścianki i zaczęłam powoli odbijać przyjmując odpowiednie pozycje do forhendu i beckhendu. Moje ruchy w miarę wzrostu koncentracji robiły się coraz bardziej zautomatyzowane,mimo że robiło się coraz goręcej i pot ciekł mi ciurkiem po czole. Upiłam więc kilka łyków wody i napojów energetyzujących i zabrałam się za serwis,póki słońce nie świeciło bezpośrednio w oczy.
I znowu;piłka o ziemię raz i drugi,chwilę na rakiecie,potem ręka w górę i plask!Struny z cichym brzdękiem uderzają o piłkę posyłając ją na drugi koniec kortu(albo i nie,jeśli na przykład skrócę zamach czy też wyrzut). Na każdy punkt składa się wiele małych czynników,nad którymi trzeba zapanować,jeśli chce się odnieść sukces.
Około godziny dwunastej miałam serdecznie dość upału. Zebrałam rzeczy i udałam się na małą przekąskę do restauracji należącej do budynku klubu tenisowego. W środku było więcej ludzi niż na kortach-niektórzy pewnie zjawili się przede mną a jeszcze inni zaczynali trening od małej przekąski czy czegoś chłodnego do picia.
Pracujący za barem Pedro,facet około pięćdziesiątki,uśmiechnął się gdy tylko mnie zobaczył.
-Cześć Kinga!Dzisiaj sama?-zdziwił się podchodząc do mojego stolika.
-Tak.-skinęłam głową-Czasem sama muszę być dla siebie szefem.
Zaśmiał się krótko i wytarł dłonie o fartuch.
-Co dla ciebie?
-Poproszę kanapkę z kalmarami i szklankę soku pomarańczowego-odparłam z uśmiechem.
-Masz szczęście-pokręcił jakby z niedowierzaniem głową-Dopiero co przywieźli pomarańcze z Soller. Będzie świeżo wyciskany.
-Super!Dzięki.
Skoro udało mi się natrafić na świeżo wyciskany sok pomarańczowy z najlepszego sadu na wyspie,to może ten dzień nie będzie gorszy niż poprzedni?
W oczekiwaniu na zamówienie wyjęłam z torby swój rozkład turniejów,który zawsze na treningu mam przy sobie(w zasadzie nie wiem dlaczego,chyba po prostu lubię mieć w tenisie jakiś konkretny cel)i zerknęłam na niego. Po Wielkim Szlemie zawsze jest minimum tydzień wolnego od podróży,więc jest to czas na powrót na właściwe tory. Aktualnie mam przerwę aż do dwudziestego trzeciego września,do turnieju w Tokio a potem w Pekinie. Powinnam chyba wpaść z wizytą do rodziców w międzyczasie i...
Wzdrygnęłam się pochylając się nad kartką,gdy niespodziewanie zadzwonił mi telefon.
-Tak?-odebrałam niepewnie nie zerkając uprzednio na wyświetlacz.
-To przecież ja-burknęła na dzień dobry Gisela najwyraźniej nieco oburzona moim niepewnym głosem.
-Och,hej!-poruszyłam się na krześle starając się by mój głos zabrzmiał bardziej entuzjastycznie.-Dobrze cię słyszeć.
-I wzajemnie. Jak tam po US Open?
Mimowolnie przewróciłam oczami.
-Dobrze. A co u was?
-Hm,między innymi po to dzwonię. Może wpadlibyście do nas na tydzień?My byliśmy u was,więc czas na rewanż,prawda?
-Świetnie!-pisnęłam i skinęłam ręką na zdziwionego Pedro,który właśnie przyniósł moje zamówienie.-Myślę,że Rafa się ucieszy. Tęsknię za tobą,wiesz?
-Ja za tobą też-westchnęła-Musimy pogadać. Koniecznie.
-Koniecznie.-przytaknęłam.
-Daj mi znać co do terminów.-powiedziała po chwili namysłu-Muszę kończyć,bo...po prostu muszę,na razie!
Usłyszałam tylko jej pisk i cichy głos Pico. Uśmiechnęłam się sama do siebie na wyobrażenie sobie tej sytuacji. Najwyraźniej nie było powodów do zmartwień.
Skończyłam lunch i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Byłam mniej więcej w połowie,gdy znów zadzwonił mój telefon. Zmarszczyłam brwi,bo nie był to numer zapisany w mojej książce telefonicznej.
-Halo?
-Witaj.
-Czego chcesz?-zmrużyłam oczy i przyspieszyłam kroku na dźwięk znajomego głosu,który irytował mnie przez ostatnie pół roku.
-Spokojnie. Chcę porozmawiać.
-Nie mamy o czym. Daliśmy ci dość czasu. Wynoś się stąd jak najszybciej!
Nie chciałam dłużej bawić się w gierki. Zbyt dużo miałam do stracenia,a jeszcze więcej zmieniła Ona.
-Tak wiem-odparła zniecierpliwiona-Ale między innymi o tym muszę z tobą porozmawiać. Proszę.
Przystanęłam na chwilę w wąskiej alejce i przygryzłam wargę. A jeśli to jakiś kolejny podstęp?Z drugiej strony brzmiała jakby naprawdę jej zależało na rozmowie ze mną. Do cholery,w co ona gra?
-Niech będzie-zgodziłam się z wahaniem.-Kiedy i gdzie?
-Może być dzisiaj po południu?
Miejmy to z głowy jak najszybciej.
-
Zgoda. Na mieście czy u...Any Marii?
Za nic nie chciały mi przejść przez gardło słowa „w twoim mieszkaniu”.
-Lepiej załatwmy to w jakimś ustronnym miejscu. Przyjedź do mnie.
-W porządku. Ale lepiej,żebyś miała dobry powód,bo obiecuję,że w innym wypadku nie zagrzejesz tu dłużej miejsca.
-O to się nie martw-odparła wesoło.-Do zobaczenia.
-Jasne.
-Kinga?
-Co?
-Bez świadków.
Nie czekając na odpowiedź rozłączyła się. Dobra,zaczynałam się poważnie niepokoić.
Z westchnieniem ruszyłam w drogę powrotną do domu.
Im bliżej było spotkania z Emeline,tym bardziej byłam spięta. Powiedziałam Rafaelowi,że muszę pojechać na kontrolną wizytę u ginekologa i dlatego potrzebuję samochodu. Bez wahania zgodził się,a ja oddałabym wszystko,żeby było to prawdą. Niepokoiłam się też,co powie Ana Maria,gdy zobaczy mnie u Emeline. Przełknęłam ślinę i zaparkowałam samochód na podjeździe przed jej domem.
Wychodząc wygładziłam białą spódniczkę z falbankami i odetchnęłam głęboko. Zadzwoniłam do drzwi i po chwili usłyszałam tupot na schodach. Francuzka otworzyła mi drzwi. Zmierzyła mnie wzrokiem jak to miała w zwyczaju,więc nie pozostałam jej dłużna. Miała na sobie czarną sukienkę wiązaną na szyi,a częściowo podpięte włosy opadały jej na ramiona.
-Wejdź-rzuciła i nie oglądając się na mnie ruszyła po schodach.
U Any Marii na dole panowała cisza.
Wprowadziła mnie do naszego dawnego salonu,który teraz był zdecydowanie zbyt pusty i urządzony minimalistycznie. To jednak wystarczyło,żeby obudzić we mnie wspomnienia. Westchnęłam cichutko i usiadłam na sofie krzyżując nogi.
-Napijesz się czegoś?-odezwała się Emeline.
-Nie,dziękuję-odparłam sztywno. Chciałam mieć tą rozmowę jak najszybciej za sobą.
Wzruszyła ramionami i usiadła naprzeciw mnie. Jej oczy błyszczały i nie byłam pewna,czy to dobrze czy wręcz przeciwnie.
-Czy Ana Maria jest na dole?-spytałam poruszając się nerwowo.
-Nie. Wyszła gdzieś.
Skinęłam głową.
-Mów więc o co chodzi. Najlepiej szybko.
Uniosła podbródek i uśmiechnęła się lekko.
-Skoro jesteś tego pewna. Dobrze wiem,że chcecie się mnie pozbyć.
-Już dawno nie powinno cię tu być-syknęłam dyskretnie zaciskając ręce w pięści.
Wzruszyła ramionami.
-Problem w tym,że nie mogę wrócić do Francji.
Prychnęłam i wycelowałam w nią palcem.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nic nas nie obchodzi twoja szemrana przeszłość. To,gdzie pójdziesz to twój cholerny interes. Jedno jest pewne:masz się wynosić.
Przez moment jej twarz pociemniała,chyba nie spodziewała się,że będę wiedziała o jej problemach z przeszłości. Szybko jednak wróciła do porządku i pokręciła głową.
Znowu ten pół-szyderczy uśmiech,który można interpretować na milion sposobów...
-Jak myślisz,jakby to wyglądało,gdybym teraz wyjechała uniemożliwiając Rafaelowi kontakt ze swoim własnym dzieckiem?
Poczułam,jakby ktoś trzasnął mnie mocno w głowę. Nawet zadzwoniło mi w uszach.
-Że co proszę?O czym ty mówisz do cholery?
Wstała z kanapy i rozłożyła ręce.
-Chciałaś krótko i treściwie więc proszę:Nie mogę się stąd wyprowadzić,bo w tym stanie nie mogę latać samolotem,a Rafa bardzo chce zostać ojcem. Sama rozumiesz...
Zaśmiałam się histerycznie.
-Łżesz!
-Niestety-pokręciła ze smutkiem głową i chwyciła końce materiału sukienki opinając ją na rzeczywiście nieco zaokrąglonym brzuchu.-Nie miałam tego w planie,ale stało się.
Poderwałam się jak oparzona.
-Nie mam pojęcia,z kim się pieprzyłaś,że do tego doszło,ale na pewno nie był to mój mąż-warknęłam.
Stałam tak blisko,że widziałam jak unosi brwi za grzywką.
-Jesteś tego pewna?
-Oczywiście.
-Masz też stuprocentową pewność,że wczoraj wieczorem był u matki?
Zachwiałam się lekko na nogach,ale nie chciałam usiąść i pozwolić jej tryumfować. Chciała mnie sprowokować,to jasne. Ale jej słowa miały sens. Rafael zdecydowanie nie zachowywał się wczoraj normalnie.
O Boże.
-Który to miesiąc?-wydusiłam starając się zachować resztki opanowania.
-Trzeci.
Czyli to musiało stać się w lipcu. Wtedy,gdy wróciłam wcześniej z Anglii i zastałam ich całujących się w salonie. Wiem co widziałam,ale kto wie co wydarzyło się kilka dni wcześniej?
Przełknęłam ślinę i wpatrywałam się niewidzącym wzrokiem w dal. Emeline zrobiła kilka kroków i oznajmiła:
-No,to chyba wszystko co miałam ci do powiedzenia. Potrzebuję odpoczynku,więc jeśli byłabyś tak uprzejma...
Moja ręka na jej policzku zatamowała słowa,które miały wypłynąć z jej ust. Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami nie mogąc uwierzyć,że naprawdę ją uderzyłam. Szczerze mówiąc,mnie też było ciężko w to uwierzyć.
-Myślisz,że skoro jesteś w ciąży,to nic ci nie grozi?Przekonasz się jak bardzo się mylisz,obiecuję ci to!Nie zasługujesz,żeby być matką!
Zostawiłam ją osłupiałą na środku salonu i wypadłam przez drzwi nie mogąc dłużej powstrzymywać łez. Usiadłam na miejscu kierowcy,a moje łzy kapały ciurkiem na kierownicę,co jakiś czas rozmazują mi obraz.
Wciąż nie mogę uwierzyć,że to wydarzyło się naprawdę. Jakie były szanse,że Emeline kłamała?Że mój mąż mnie nie zdradził i że to ja będę miała z nim dziecko?
Dotarłam do domu wyglądając zapewne jak wrak. Było pusto i cicho;Rafa wspominał,że pójdzie na zakupy. Na myśl o tym,że będę musiała z nim porozmawiać,skręcało mnie w żołądku. Czułam się jak kiepsko sklejona porcelanowa lalka,którą ktoś potłukł i nieudolnie posklejał,tak,że w każdej chwili mogła się rozpaść na tysiąc kawałków.
Powlokłam się do sypialni i schowałam twarz w dłoniach. Nie miałam siły więcej się kontrolować i wybuchnęłam histerycznym płaczem. Szlochałam przez znaczną część czasu powtarzając tylko w myślach:Jak on mógł?. W końcu zaczerpnęłam gwałtownie powietrza i wyprostowałam się.
Co teraz będzie?On na pewno uzna to dziecko. Będzie je kochał,uczył chodzić,przytulał. Stworzą szczęśliwa rodzinę,a ja pójdę do kąta. Mogłabym spróbować to zaakceptować,ale czy umiałabym żyć ze świadomością,że mój mąż wychowuje dziecko z inną kobietą,podczas gdy ja po prawie roku wciąż nie mogłam począć?
Rozwód.
Przeszedł mnie dreszcz,gdy przez myśl przemknęło mi to słowo. Tak. To jedyne wyjście. Rozwiedziemy się. A najgorsze jest to,że będziemy się widywać kilkanaście razy w roku na turniejach.
Czułam,że lalkę z porcelany oznaczoną jako moje życie ktoś właśnie potłukł.
*

Kiedy Rafael w końcu wrócił z zakupów,wciąż siedziałam w sypialni. Nic jednak już nie odczuwałam,jakby ktoś rzucił mój umysł do pralki i wyprał z emocji. Wpatrywałam się w przestrzeń i nasłuchiwałam cichego tupotu jego stóp na schodach. Wszedł.
– Kinga,co robisz? -spytał z niepokojem podchodząc do łóżka. Widziałam go jakby przez mgłę,chociaż szedł prosto na mnie. Nie odezwałam się nawet,gdy usiadł tuż obok.
– Co się stało?
Zamrugałam kilka razy i odwróciłam głowę w jego stronę.
– Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?-Mój głos był chłodny i przytłumiony,zupełnie jak szum na trybunach podczas finału Wielkiego Szlema.
Zmarszczył brwi i dotknął ręką mojego ramienia. Wzdrygnęłam się.
– O czym?
– O Emeline.
– Skąd o tym wiesz?
– Bo byłam u niej-ponownie wpatrywałam się w przestrzeń.
– Miałaś jechać do lekarza-powiedział nieco ostrzejszym tonem.
-Tak ci powiedziałam-skinęłam głową. Tak jak ty powiedziałeś mi wczoraj,że jedziesz do matki.
Wciągnął powietrze ze świstem.
-Przepraszam. Nie chciałem cię martwić.
Parsknęłam.
-Rzeczywiście ci się udało.
Zapanowało milczenie. Rafael zdaje się zbierał myśli.
-To trudna sytuacja,prawda?-odezwał się w końcu.
-Trudna sytuacja?-wykrztusiłam nie dowierzając jego słowom.-Tylko tyle?
-Wiem,że chciałaś,żeby zniknęła z naszego życia raz na zawsze,ale rozumiesz,że w tej sytuacji nie mogę jej tak po prostu stąd wyrzucić.-Pogłaskał mnie uspokajająco po ramieniu,ale strząsnęłam jego dłoń.
-Tak,rozumiem. Doskonale rozumiem.-odparłam z goryczą.-Zostaw mnie. Chcę być sama.
-Uspokój się-powiedział cicho.-To powinnaś być ty,ale...
-Po prostu wyjdź!-warknęłam łamiącym się głosem,czując jak znowu wzbierają we mnie emocje.
Powoli wstał z łóżka i przyglądał mi się przez chwilę z niepokojem,po czym podszedł do drzwi mówiąc:
-Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to jestem na dole
I wyszedł.
Nie miałam już sił płakać. Siedziałam na moim małżeńskim łożu,które prawdopodobnie stało się areną zdrady i połykałam łzy. Zszokowało mnie zachowanie Rafaela. Spodziewałam się,że będzie zaprzeczał,wymigiwał się,mówił że mnie kocha. A on zwyczajnie w świecie wyskakuje ze stwierdzeniem „trudna sytuacja”!
To bolało jeszcze bardziej niż sama obecna sytuacja.
Z jękiem położyłam się na plecach i zamknęłam oczy. Pociągnęłam kilka razy nosem,a potem nie pamiętałam już niczego.


Znowu to formatowanie,ja już nie mam siły :/ Nawet referatu na uczelnię nie potrafi mi ten Open Office sklecić bez numerów -_- 
Haha,zaskoczone? Mam nadzieję. Mówiłam,że z biegiem czasu zrobi się ze mnie sadystka i ten czas nadszedł :D
Do następnego piątku!
xoxo

piątek, 20 maja 2016

3.16 W domu zawsze...najlepiej?

Po przegranym finale czułam się źle,ale to,że Rafa wygrał swój finał zgarniając trzynasty tytuł wielkoszlemowy po w miarę łatwym meczu z Djokovicem,jeszcze tę frustrację pognębiło. Skoro on mógł pokonać swojego największego rywala to czemu i ja nie mogłam? Owszem,cieszyłam się z jego szczęścia. Fakt,że wygrał najtrudniejszy dla nas obojga turniej z możliwych sprawiał,że aż do powrotu na Majorkę tryskał radością. Mogłam się sztucznie uśmiechać,ale on i tak wiedział-zwyczajnie mu zazdrościłam.
– Co u ciebie kochanie? – spytał obejmując mnie ramieniem po wylądowaniu w Palmie. – Cieszysz się z powrotu do domu?
–Mhm -odparłam bez większego entuzjazmu.
-Ja też. Chociaż myślę,że ten wyjazd bardzo dużo w nas zmienił.
-Tylko różnica między nami jest taka kochanie...-odparłam zdejmując jego rękę z mojego ramienia i uśmiechając się ironicznie. Nie mogłam sobie tego darować.-Że ty wracasz z pucharem a ja z talerzem.
Przyspieszyłam kroku ciągnąc za sobą walizki.
-Ej,daj już spokój-Dwoma susami znalazł się przy mnie i obrócił twarzą do siebie po czym wyszeptał:-Dla mnie i tak jesteś najlepsza.
Wiem o tym-przytaknęłam uśmiechając się blado-Ale chciałabym być też najlepsza dla innych.
-Jesteś. Dla swoich rodziców. Dla moich rodziców. Dla Maribel. Dla swoich fanów. Czy to ci nie wystarczy?
-Niby tak,ale...-westchnęłam przeczesując palcami włosy. Jak zwykle na Majorce było goręcej niż w innych częściach świata. No może poza Afryką.-Mam przeczucie,że zawiodłam kraj.
-Wy Polacy dziwnie potraficie docenić czyjś sukces. Przegra to źle. A jak wygra,mógł zrobić coś lepiej. Myślałem,że tylko Toni ma takie podejście do życia. No ale jeśli to cały wasz naród...
Musiałam się roześmiać. Faktycznie,sądząc po tym jakie oczekiwania wobec kraju spoczywają na moich barkach,Toni powinien być dla mnie ledwie ziarnkiem piasku.
Jak widać życie zaskakuje.
-Właśnie-podsumowałam ruszając dalej,do wyjścia numer sześć.-Cały naród.
-Nie czujesz się inaczej?
-Znaczy jak?-zdziwiłam się grzebiąc w torebce w poszukiwaniu okularów. Raziło jak diabli.
-Spójrz,przed wylotem do Stanów byliśmy jednym wielkim kłębkiem nerwów. Te wszystkie badania...naprawdę nie czujesz się teraz wyluzowana?
-Hm,może.-przyznałam.
A na pewno by tak było,gdyby nie fakt,że pewna osoba wciąż zajmuje mieszkanie nad moją teściową.
Cóż za niespodzianka! Kto pojawił się od razu po powrocie do Manacor?Emeline. Kto dosłownie tryskał radością,gdy zobaczył Rafaela?Pozwolę sobie nie odpowiadać.
Zgrzytałam zębami ze złości,kiedy ściskała mojego męża błyskając przy tym idealnie białymi ząbkami jak gdyby była jego siostrą albo inną kuzynką. Słowem:gdyby należała do naszej rodziny.
-Jak tam poszukiwania lokum?-spytałam chłodno bez ogródek puszczając mimo uszu jej gratulacje i standardowe „na pewno w przyszłym roku wygrasz”.
Spuściła wzrok i wsunęła palce w kieszenie dżinsów.
-No tak,właśnie o tym chciałam porozmawiać.
Ooo,to już postęp. Czyżby wreszcie się domyśliła,jak bardzo jest tu zbędna?
-Ale to może zaczekać do jutra-uśmiechnęła się swoim słynnym uśmiechem za milion dolarów i klasnęła w dłonie-Uciekam. Rozpakujcie się.
Minęła mnie w drzwiach z ponurą miną. Zauważyłam,że zamiast zwykłych obcisłych topów podkreślających jej biust miała na sobie szorty i białą tunikę,w której jej kształty były całkowicie schowane. Zgrywała cnotkę czy to po prostu dlatego,że było niesamowicie gorąco nawet jak na koniec dnia i wszystko lepiło się od potu?
Rafael od razu po przyjeździe włączył klimatyzację,a ja najchętniej wskoczyłabym od razu do morza. Jako,że nie można mieć wszystkiego udałam się na górę pod zimny prysznic. Kiedy wyszłam z łazienki,Rafa ustawiał nowe-stare trofeum w salonie.
-Bardziej na lewo-powiedziałam a on wzdrygnął się na dźwięk mojego głosu-Tam obok poprzedniego z US Open.
-Nie słyszałem jak wyszłaś. Przestraszyłaś mnie.
Zachichotałam i weszłam zamaszystym krokiem biorąc od niego puchar i stawiając go na wyznaczonym miejscu.
-A nie lepiej ustawiać wszystkie rocznikami?-skrzywił się lekko patrząc na kolekcję.
-Tak sądzisz?Mnie bardziej podoba się,kiedy z danych turniejów są razem. Widać wtedy ile razy co wygrałeś.
-Może-przytaknął niechętnie-Ale na razie niech stoi tutaj.
-Jeśli tak wolisz-wzruszyłam ramionami i objęłam go w pasie. Mruknął coś zaskoczony i przyciągnął do siebie.
-Może mały relaksik po ciężkiej podróży?-rzucił kusząco w moje włosy.
-Och nie,nie dzisiaj-jęknęłam.-Jest tak gorąco,że najchętniej usnęłabym w wodzie!Nie jest ci gorąco?
-Przeżyłem wiele wyższą temperaturę.-odparł z lekceważeniem-To jak będzie?
-Na mnie nie licz-odparłam i odsunęłam się.-Nie dzisiaj. Ale jutro?Kto wie?
Mrugnęłam i zostawiłam go z nieszczęśliwą miną na środku salonu.
*

Przewróciłam się z jękiem na drugi bok,z początku bojąc się otworzyć oczy. Kiedy jednak to zrobiłam,odetchnęłam z ulgą. Byłam w domu.
Te nieustanne podróże,zmiany klimatu i stref czasowych męczyły mnie niemiłosiernie,dlatego też po pewnym czasie czułam się wykończona przez hałasy Nowego Jorku i dobrze było obudzić się w domowym zaciszu.
-Nie śpisz już?-usłyszałam za plecami głos mojego męża. Wyciągnął rękę i dotknął delikatnie mojego karku.
-Nie-odparłam odwracając się do niego twarzą-Nie chcę stracić ani minuty z pobytu w domu.
Zaśmiał się cicho i przyciągnął do siebie. Spędziliśmy poranek pijąc zimne napoje i jedząc oliwki(absolutnie NIGDZIE nie ma równie pysznych co w Hiszpanii). Temperatura jak się okazuje towarzyszyła wyspie od tygodnia i postanowiliśmy spędzić dzień na plaży. Pierwszy raz od miesiąca czułam się szczęśliwa i całkowicie wolna od problemów. Opalałam się,piłam drinki i kąpałam się w czystej morskiej wodzie. Było po prostu doskonale.
Gdy wróciliśmy do domu,zaniosłam torby do kuchni i zabrałam się za ich rozpakowywanie. Spojrzałam kątem oka na półkę z trofeami w salonie i uśmiechnęłam się. Żadnego stresu,zero napięcia. Zwykły talerz między pucharami zdarza się nawet najlepszym.
-Więc jak?Zadowolona z pobytu w domu?-spytał Rafael rozpinając guziki koszuli z wilgotnym od włosów mankietem.
-Oczywiście-odparłam z ekscytacją i rzuciłam koc na sofę-Czy kiedykolwiek byłam rozczarowana?
-Nie wiem,dlatego pytam-podszedł do mnie od tyłu,co zresztą bardzo lubiłam i pocałował w kark. Wzdrygnęłam się lekko,kiedy jego wilgotne kosmyki opadły na moją nagą szyję.
-Zatem wiedz,że w domu zawsze najlepiej. Nie ważne gdzie by był.
Zaczęliśmy się całować,aż zapomniałam o tym,co robiłam wcześniej. Jego usta były słone i smakowały morską wodą,ale mimo to w tej chwili wydawały mi się najsłodsze na świecie. Jak zwykle niecierpliwy,wsunął mi rękę pod bluzkę.
-Ej!-odsunęłam się i pacnęłam go-Nie przesadzaj.
-Mieliśmy się relaksować,zapomniałaś?Ale wczoraj komuś było bardzo gorąco...
-A z kolei ktoś inny jest ostatnio bardzo napalony-zauważyłam bawiąc się guzikami koszuli Rafaela.
-Miałaś okres przez cały tydzień-powiedział tonem naburmuszonego dziecka i zmarszczył brwi doprowadzając mnie do wybuchu śmiechu.
-Może i masz rację-przyznałam w końcu łagodnym tonem i odpięłam jeden guzik.-Powinniśmy się zająć staraniem się o dziecko.
-Właśnie-skinął głową i z powrotem przyciągnął mnie do siebie.-Robiliśmy to kiedyś w kuchni?
Kolejną serię coraz bardziej śmiałych i namiętnych pocałunków przerwał telefon Rafaela.
-To tylko sms-mruknęłam obejmując jego twarz dłońmi.-Odczytasz później.
-Maribel miała dzisiaj egzamin-przypomniał i zrobił krok w kierunku telefonu. W międzyczasie nalałam sobie szklankę wody i upiłam łyk. Obserwowałam jak mój mąż marszczy brwi czytając wiadomość. Wystukał coś szybko i podniósł na mnie spojrzenie.
-Nie poszło jej?-spytałam odstawiając szklankę.
-Co?Nie,to mama-odparł szybko chowając telefon do kieszeni, po czym zwrócił się do mnie przepraszającym tonem-Nie gniewaj się. Muszę jechać.
-Och,okej-zamrugałam oczami zaskoczona.
-Wrócę wieczorem. Kocham cię-złożył na moich ustach szybki pocałunek,po czym złapał kluczyki od auta i wyszedł. Super. Po raz kolejny teściowa niszczy moje pożycie małżeńskie.
Westchnęłam i dokończyłam rozpakowywanie. Nie mając nic lepszego do roboty,włączyłam konsolę i odpaliłam grę zajadając się oliwkami. Dawno nie grałam,więc siedziałam na kanapie ze skupieniem wciskając guziki na kontrolerze aż zrobiło się ciemno. Weszłam pod szybki prysznic i przebrałam się w koszulę nocną. Była dwudziesta pierwsza trzydzieści dwie.
Nie zamierzałam kłaść się spać sama. Chcąc nie chcąc,otworzyłam książkę i starałam się skupić na czytaniu. Z miernym skutkiem. Odłożyłam książkę z westchnieniem. Leżałam przez chwilę licząc,czy wzięłam wszystkie witaminy,aż w końcu usłyszałam zgrzyt zamka w drzwiach i odetchnęłam z ulgą.
-Jeszcze nie śpisz?-zdziwił się Rafael wchodząc do sypialni.
-Czekałam na ciebie. Czy u twojej mamy wszystko w porządku?
-Jak najbardziej.-odparł automatycznie.
-A u Maribel?
-Też. Zdała-kolejna szybka odpowiedź.
-Cieszę się.
Pokiwał głową i udał się do łazienki. Słysząc,jak odkręca prysznic,położyłam się na boku i zamknęłam oczy z niejasnym wrażeniem,że coś jednak jest nie tak.


Wybaczcie,że tak krótko ale musiałam zastosować jakiś podział. Poza tym to cała ja,uwielbiam przerywać zostawiając czytelników z nutką niedosytu :D
Roland Garros się zaczyna,tak perfidnie kiedy sesja tuż tuż. Nie będę pewnie miała pojęcia o tym co się dzieje w Paryżu,może poza Snapchatem Sereny Williams ,ale to co innego :P Tak czy siak - #believeladecima. No. Amen.
xoxo

piątek, 13 maja 2016

3.15 Krok nad przepaścią

Zaczyna się cykl przygotowań do US Open. Po cichu miałam nadzieję,że nie będę mogła w nim już wystąpić,ale skoro mój organizm uparcie nie chciał przyjąć nowego życia,chcę dać z siebie wszystko. Po solidnym treningu w Anglii moje morale wzrastały dwukrotnie. Pocieszałam się myślą,że badania w Palmie wypadły pozytywnie. Nie było żadnych podstaw do niepokoju,a Alves-Valera orzekła,że w moim przypadku winę za trudności z zajściem w ciążę ponoszą tabletki. Z deszczu pod rynnę. Jedyny problem ostatnio stanowił fakt,że Emeline wciąż się nie wyprowadziła. Rafael i Ana Maria pozwolili jej zostać,dopóki czegoś sobie nie znajdzie,a ja każdego dnia miałam nadzieję,że to już. Ta suka nawet po wylaniu nie daje o sobie zapomnieć. Miała nawet czelność odwiedzać nas,kiedy byliśmy u mojej teściowej. Musiała czerpać ogromną satysfakcję z możliwości wylewania trucizny na ścieżki mojego życia. Nadchodził jednak czas pracy i musiałam wyrzucić ją z głowy. Zaczęliśmy z Rafaelem podróżować po całej Ameryce,byliśmy w rozjazdach niemal non stop. To zawsze bolało. Być tak blisko,a jednak tak daleko.
Dylematy związku na odległość skończyły się wraz z 26 września,a właściwie kilka dni wcześniej,kiedy spotkaliśmy się w końcu wszyscy w Nowym Jorku. Od tej pory,dni zaczęły lecieć szybciej i zanim się obejrzałam,minął pierwszy tydzień zmagań w US Open. Dzień za dniem mijał na treningu,meczu swoim i Rafaela,a czasem na kolacji na mieście. Przez cały tydzień miałam również dobry humor. W miarę gładko radziłam sobie z kwalifikantkami;dopiero w przyszłym tygodniu czwartą rundę rozgrywam z Aną Ivanovic. Udało mi się ją pokonać dość łatwo,dwa razy do czterech. Ćwierćfinał US Open stoi przede mną otworem,pierwszy raz w karierze! Z tego też powodu,Rafa traktował mnie wyjątkowo przez cały wieczór i nie mogłam się doczekać rozwinięcia dalszej akcji. Całą rodziną zjedliśmy kolację w indyjskiej restauracji,cały czas śmiejąc się i żartując. Wróciliśmy dość późno i zaczęło mnie ogarniać zmęczenie,ale mój mąż miał-zgodnie z przewidywaniami inny zamiar. – Jestem zmęczona – zaprotestowałam ziewając kiedy niespodziewanie objął mnie z tyłu i pocałował w kark. – Och,nie przesadzaj-wymruczał skubiąc ustami moją skórę – Postaram się,żebyś nie myślała o zmęczeniu. Wraz z jego pocałunkami coraz bardziej miękły mi nogi i w końcu pozwoliłam,aby wziął mnie na ręce i ułożył na łóżku. Przymknęłam oczy,a on odpiął pasek moich spodni i z delikatnym szelestem zsunął je w dół. Zachichotałam cichutko,a on niezrażony wsunął swoje ciepłe palce pod moją bluzkę i pociągnął ją do góry. Podniosłam się i pomogłam mu pozbyć się koszuli guzik po guziku,aż w końcu spoczęła na podłodze. Wycałowałam każdy mięsień jego brzucha i ruszyłam do paska w spodniach,ale powstrzymał mnie z uśmiechem. – Nie jesteś jeszcze gotowa – szepnął przechylając mnie na plecy. Zamknęłam oczy i wbiłam paznokcie w pościel przyjmując z westchnieniem każde uderzenie gorąca. W końcu odsunął się ode mnie,na co zareagowałam westchnieniem rozczarowania.
– Zapomniałem...no wiesz... – wymamrotał czerwieniąc się i wstał.
Leżałam przez chwilę wpatrując się w sufit i nagle usłyszałam dźwięk wiadomości. Złapałam swój telefon,ale to nie ja dostałam wiadomość.
Na drżących nogach podeszłam do komody,na której leżała komórka Rafaela. Patrzyłam na nią jak zahipnotyzowana. Odebrać czy nie?To nieetyczne i zdecydowanie ingeruje w prywatność,ale o tej porze to mogło być coś ważnego. Zerknęłam zatem na drzwi od łazienki i kliknęłam na wyświetlacz.
Emeline?
„Musimy pogadać!”
Czego ona może znowu chcieć?
Ze złością skasowałam sms. Niech nie myśli,że jesteśmy na każde jej skinienie. A poza tym już dawno powinna się wyprowadzić. Znaj moją dobrą wolę.
– Już jestem – Rafael wyszedł z łazienki,a ja niemalże podskoczyłam. Udając,że nic się nie stało podeszłam i pocałowałam go. Kiedy zaczęliśmy się kochać,nie umiałam jednak zapomnieć o wiadomości. Co miał znaczyć ten wykrzyknik na końcu? Znowu się w coś wpakowała?
– Chyba naprawdę jesteś zmęczona – powiedział ze smutkiem Rafa gładząc mnie po policzku. Leżał na boku i wciąż ciężko oddychał,a ja przymknęłam oczy.
Przełknęłam ślinę. Nie powiem mu o tym. Nie chcę się znowu o nią kłócić. Czy tak trudno jest zostawić nas w końcu w spokoju?
– Tak,chyba tak – zgodziłam się ziewając dla potwierdzenia. Zmusiłam się do lekkiego uśmiechu – Dobranoc kochanie
Jeśli się nie nie mylę,Emeline nie odzywała się więcej po tamtym sms'ie. Rafa twierdził,że nie miał od niej wiadomości,kiedy zapytałam o jej plany mieszkaniowe. Mimo to miałam złe przeczucia. Co ona znowu kombinowała?
Nie miałam co prawda zbyt wiele czasu by o tym myśleć,bo oto udało mi się osiągnąć finał US Open. Byłam tym tak przejęta,że spędzałam czas niemal wyłącznie na treningach. Nawet Toni był zdziwiony moją postawą i nakazał mi nieco odpoczynku. Prawda była jednak taka,że potrzebowałam zajęcia,na którym mogłabym się bezgranicznie skupić uciekając od problemów. Co z tego,że między mną a Rafaelem wszystko było w porządku?Ona wisiała między nami jak most linowy,na który wejdziesz i od razu runiesz w przepaść,sprawiając,że boisz się postawić kolejny krok.
Nie chcę upaść.
Mój mąż również miał dużo na głowie. Tyle,że w jego przypadku półfinał Wielkiego Szlema to nic nowego. Znów żyliśmy jakby w związku na odległość.
Chciałabym zamknąć oczy,policzyć do dziesięciu i otworzyć je ponownie z uśmiechem,mając świadomość,że zostawiłam problemy za sobą,a przede mną maluje się świetlana przyszłość.
W dzień finału US Open obudziłam się zbyt wcześnie i długo nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Z trudem zjadłam na śniadanie parę owoców i czekoladowego batonika,mój żołądek ściskał się z nerwów już od samego rana. Nie czułam stresu;w końcu nie był to mój pierwszy występ w takim finale. Ciążyła mi presja. W Polsce jak zwykle w takich sytuacjach wrze. Wymagają cudów od pretendenta,a jeśli mu się nie powiedzie,znajdują tysiące powodów,dla których nie było szansy by poszedł o krok wyżej. Tak to już jest. Zdążyłam się psychicznie przyzwyczaić,ale moje ciało ma własny sposób przeciwdziałania presji. Po prostu wie,że tego dnia będzie musiało znieść wysiłek przekraczający niekiedy zdrową normę i zawczasu wysyła mi ostrzeżenia.
Na trening wstałam w nieco lepszym humorze,ale nie czułam się najlepiej i obawiałam swojej formy w meczu finałowym. Rafael nie poruszał ze mną otwarcie tematu meczu. Nikt zresztą tego nie robił,taka była niepisana reguła w tej rodzinie. Przy obiedzie ścisnął lekko moją dłoń i posłał mi nieśmiały uśmiech. Wcale mi to nie pomogło. Przeciwnie,czułam się jeszcze gorzej ze świadomością,że nawet on utracił we mnie wiarę wykonując ten gest.
Dzień minął w nerwowym oczekiwaniu,a kiedy wreszcie wyszłam na kort,poczułam się jak w szklanej kuli. Hałas z trybun był głośny,ale słyszałam tylko szum,nerwowe kołatanie swojego serca i własny przyspieszony oddech.
Przed pierwszym punktem wzięłam dyskretnie parę głębokich oddechów,ale gdy odbiłam kilka piłek straciłam resztki pewności siebie.
Po kilku gemach miałam jasno zarysowany obraz postawy jaką prezentuje Williams. Była skoncentrowana i zdeterminowana do granic możliwości. Ja z kolei czułam,że stoję nad przepaścią.
Kilka piłek później runęłam w dół. Co prawda przegrałam pierwszego seta do pięciu,po w miarę wyrównanej walce,ale wciąż nie umiałam wygrzebać się z dołka,w którym się znalazłam jeszcze przed meczem. Zwyczajnie brakowało mi pewności siebie. Pewność uderzenia-owszem była. Ale co z tego,jeśli wszystkie elementy tenisowego kunsztu były od siebie oderwane?
Postanowiłam wziąć się w garść. Sięgnęłam pamięcią wstecz,do początków mojej kariery i przypomniałam kilka meczów. Na przykład ten w finale Wimbledonu,właśnie z Sereną. Było ciężko,ale wygrałam. Dlaczego nie miałabym zrobić tego ponownie,na przekór wszystkim problemom?
Tak. Zmiana nastawienia to najlepsze co mogę zrobić,jeśli przegrywam mecz,przekonałam się już nie raz. Zmotywowana do granic możliwości weszłam na kort by rozpocząć drugiego seta. W przerwach między zagraniami powtarzałam sobie jak mantrę:”Nie poddawaj się,rób swoje niezależnie od wszystkiego”.
Wypuściłam gwałtownie powietrze gotowa podjąć wyzwanie.


*

– Byłaś świetna!
– Hej,nie przejmuj się,grałaś wspaniale!
– Za rok na pewno wygrasz!
Te zdania dudniły mi w uszach,gdy szłam po skończonym meczu do taksówki. Spuściłam głowę i założyłam kaptur od bluzy chcąc się odizolować od nich wszystkich. Co oni mogli wiedzieć? Widzieli tylko to,co reszta kibiców i Serena. Nie mieli pojęcia,jaką walkę toczyłam sama ze sobą,byleby tylko jakoś się zmotywować.
W hotelu pierwszym co zrobiłam było wyruszenie do łazienki i odkręcenie kurka z wodą. Zanurzyłam się w pachnącej pianie po samą szyję i zamknęłam oczy licząc do dziesięciu. Który to już raz dzisiaj?
Nienawidziłam przegrywać. Zresztą kto lubił? Ale jeśli odniosło się porażkę marnując tyle szans na odwrócenie sytuacji,to bolało. Oj bardzo. I przejdzie najwcześniej do poniedziałku. Jeszcze dziś w nocy przyśni mi się ten mecz i będzie nękał aż nie pogodzę się z utratą. Cóż,w moim wypadku przegrana prowadzi do stanów depresyjnych.
Nawet nie wiem,ile czasu spędziłam w wannie,bo Rafa ani nikt z rodziny nie przeszkadza mi,kiedy po meczu biorę kąpiel. Tym razem jednak usłyszałam zza drzwi głos mojego męża.
– Zaraz wychodzę! – odkrzyknęłam owijając się w ręcznik i przeczesując ręką mokre włosy.
Stał w pokoju z rękoma w kieszeniach szortów.
– Już ci lepiej? – spytał dotykając mojego ramienia.
– Powiedzmy.
– Zacząłem się martwić... – A to nowość – Zapomniałaś o masażu?
– Ojej. Prawdę mówiąc to tak. Powiedz Titinowi,że zaraz będę.
Włożyłam coś na siebie i wróciłam do pokoju. Titin siedział na krześle wyłamując palce.
– Cześć ślicznotko! – powiedział z uśmiechem – Zapomniałaś o należytym odpoczynku?
Mruknęłam coś w odpowiedzi i pozwoliłam mu zająć się moimi nogami. Wcierał w nie jakieś maści,ugniatał(skrzywiłam się parę razy z bólu;najwyraźniej skurcze okażą się gorsze niż przypuszczałam)i pobudzał krążenie zimnymi okładami.
– No jak,lepiej? – spytał życzliwie zakręcając butelki.
– Pytasz o nogi czy nastawienie?
– W takim razie o obydwa.
– Dziękuję,na pewno będzie mniej bolało jutro rano. Wiesz jak nie lubię przegrywać.
– To tak jak Rafa. Przyzwyczaiłem się. – mrugnął i podniósł się z krzesła wzdychając – Chciałbym już wrócić do domu.
– Ja też. Mam dość koczowania. – przytaknęłam rozcierając kark.
– Ale musimy czekać aż do środy.

-Co takiego?-jęknęłam Myślałam,że w poniedziałek w nocy możemy być już w domu. Zazwyczaj tak jest.
-Kiedy ma się menadżera-zauważył.
No tak. Zaraz okaże się,że Emeline jest niezbędna w naszej ekipie. Po moim trupie!
-Zatrudnimy kogoś najszybciej jak się da. Wiesz ile jest teraz roboty.
-I właśnie dlatego przydałby się ktoś taki. Może dałoby się przywrócić Emeline?Wiesz,do końca roku.
-Och nie,nie w tym życiu-wstałam gwałtownie czując znaczny wzrost ciśnienia.-Jest skreślona do końca swoich dni. Nie wróci.
-Szkoda-westchnął-Bo naprawdę dobrze się wszystkim zajmowała. No i jest taaaaka...
Przerwałam zanim zdążył powiedzieć cokolwiek o fizyczności tej suki. Czy im wszystkim odbiło na jej punkcie? Co ona ma w sobie,że owija wszystkich wokół palca?
Wygląda na to,że tylko jak jeszcze jestem normalna. Czas na palenie czarownic.


Cholerne edytory tekstu,zawsze jak próbuję coś edytować musi się coś zepsuć :/ No nic,nie mam sił się z tym męczyć,jakoś dociągnę do końca z innymi czcionkami i tak dalej.
W niedzielę blog skończył rok. Ależ to szybko minęło! Nie spodziewałam się,że aż tyle zajmie mi dodawanie tych rozdziałów,jednakże cieszę się,że zdecydowałam się na publikację. Dało mi to sporo motywacji do dalszej pracy nad swoim pisarskim warsztatem,co poniekąd poskutkowało powstaniem drugiego bloga. Ogromne podziękowania także dla czytelników za tak ogromną liczbę wyświetleń,która przy każdym poście jest niemal regularna.
Dziękuję! xoxo

piątek, 6 maja 2016

3.14 Drobne zwycięstwa

W końcu się jej pozbędę – oznajmiłam podekscytowana Giseli,kiedy siedziałam na plaży sącząc zimne mojito. Rafael gonił Maribel po wodzie jak małe dziecko,a jego przyjaciele grali w siatkówkę kilka kroków ode mnie. Postanowiłam wykorzystać moment i podzielić się nowiną z przyjaciółką. Kiedy doznałam wstrząsu spowodowanego ujrzeniem mojego męża z bezczelną Francuzką,zadzwoniłam oczywiście do Mariny,ale pożałowałam tego. Niby mi współczuł,ale wiedziałam,że tak naprawdę cieszy się,że miała rację.
Też mi wsparcie.
Całe szczęście. Potrzeba było czegoś takiego,żeby wreszcie przejrzał na oczy – stwierdziła Gisela.
Wiesz jaki jest Rafa – westchnęłam mieszając drinka słomką – To dobrze,że w ogóle się na to zdecydował.
Lepiej późno niż wcale. – przyznałam. Wymieniłyśmy jeszcze kilka uprzejmości i chichotów,po czym się rozłączyłam. Jeśli sprawę Emeline będę miała dziś załatwioną pozytywnie,pozostanie jeszcze jedna. Mianowicie jutro mam wizytę u ginekologa. Kolejną zresztą,ale tym razem u kobiety,doktor Alves-Varela. Był to ostatni moment na zbadanie się i ewentualne wycofanie z turniejów w Stanford i Toronto,a poza tym potrzebowałam świeżości. Miałam nadzieję,że lekarka mi pomoże,może przepisze kolejną garść witamin,cokolwiek. Nie miałam siły dłużej walczyć sama ze swoją niepłodnością.
Rafael wyszedł z wody dysząc lekko,za nim wlekła się Maribel wykręcająca po drodze włosy.
W porządku? – spytał podchodząc i cmokając mnie w policzek. Pisnęłam cicho,gdy kilka kropel wody spadło na mój rozgrzany dekolt.
Mam nadzieję – odparłam przygryzając wargę.
Wiem,że tak. Kiedyś w końcu musi być dobrze.

*

Emeline siedziała w naszym salonie z rękoma złożonymi na kolanach. Poza tym,że była naprężona jak struna,nie widać było po niej oznak jakiejkolwiek niepewności. Tylko w jej oczach tliło się zainteresowanie. Wolnym krokiem zbliżyłam się do sofy i skrzyżowałam ręce na piersi. Spojrzała na mnie chłodno.
O co chodzi? – spytała bezczelnie przenosząc wzrok to na Rafaela to na mnie.
Wylatujesz – warknęłam z satysfakcją i uśmiechnęłam się widząc jaka tęcza emocji maluje się na jej twarzy. Otworzyła usta,a oczy jej zaświeciły. Drżała.
Co? –wydusiła słabo.
Dobrze słyszałaś – odezwał się Rafael kładąc mi dłoń na ramieniu. – Po tym co się stało musisz odejść.
Ale...ale... – zaczęła się jąkać a mnie przyszło do głowy,że chyba nigdy nie widziałam jej bardziej przerażonej i zdezorientowanej w jednym,nawet w Paryżu. – To przecież nic...
Ty tak uważasz – przerwałam. – Rzecz w tym,że to nie pierwszy raz,kiedy zachowujesz się nieprofesjonalnie. Byliśmy tolerancyjni,ale teraz poważnie przegięłaś.
Emeline oparła się o sofę oddychając szybko. Przejechała ręką po twarzy i spojrzała na Rafaela z wyrzutem.
Naprawdę muszę?
Tak Emeline – Był nieugięty. Jego zazwyczaj ciepłe brązowe oczy teraz były zimne i obojętne.
Skinęła ze smutkiem głową i pociągnęła nosem.
W porządku – westchnęła. – Ile mam czasu?
Dajemy ci dwa tygodnie.
Uniosła głowę i popatrzyła mi prosto w oczy. Byłam pewna,że zamierza mnie spiorunować wzrokiem albo coś,ale jej oczy zaszkliły się nagle.
Czy...muszę się też wynieść z mieszkania? – zapytała cicho ocierając łzę płynącą po policzku.
Tak będzie najlepiej – skwitowałam.
Zabrała torebkę i podniosła się. Minęła nas ze spuszczoną głową. Na odchodnym Rafael powiedział jeszcze:
Przykro nam.
Ale ona pociągnęła nosem po raz kolejny i wyszła trzaskając drzwiami.
Wiem,że to niemoralne,ale miałam ochotę krzyczeć z radości. To koniec! Po tylu miesiącach wreszcie będę mogła pozbyć się koszmaru i zacząć żyć bez obaw o swój związek.
Ale Rafael najwyraźniej nie podzielał mojego nastroju. Usiadł na sofie,na której przed chwilą siedziała Emeline i spuściwszy głowę przeczesał palcami włosy. Usadowiłam się obok niego i pogłaskałam łagodnie po plecach. Całą siłą woli wypracowaną przez lata na kortach całego świata zmusiłam się do zachowania kamiennej twarzy mimo tryskającego wewnątrz źródła radości.
– Dobrze postąpiliśmy – odezwałam się cicho przesuwając dłoń na jego kark aż wzdrygnął się lekko pod moim dotknięciem. – Wiem o tym – westchnął unosząc głowę. – Ale źle się czuję ze świadomością,że pozbawiłem ją źródła zarobku. – Zarobiła u nas dość dużo,żeby sobie poradzić aż znajdzie następną pracę.

Sięgnął po moją dłoń i pogłaskał ją delikatnie uśmiechając się połowicznie. – Przynajmniej odzyskałem ciebie...


*



W szpitalu w Manacor pełno było pomieszczeń i nie wiedziałam,do którego gabinetu i którędy mam trafić. Ściany korytarza były pomalowane na bladożółty kolor z lamperią w ciemniejszym odcieniu i poprzecinane były wgłębieniami,w których znajdowały się drzwi do poszczególnych gabinetów. Gabinet doktora Ibarry znajdował się na pierwszym piętrze i dotychczas nie miałam problemów z trafieniem do niego,jednakże teraz czułam się zdezorientowana. Przygryzłam wargę rozglądając się dookoła. Na drugim piętrze też ani śladu doktor Alves-Valery. Na schodach rozległy się kroki i po chwili na korytarzu pojawiła się sprzątaczka. Tak przynajmniej sądziłam,bo trzymała w rękach wiadro i mopa. 
 – Eee,przepraszam? – spytałam ruszając w jej kierunku. Zatrzymała się i popatrzyła na mnie ze zdumieniem. Najwyraźniej widok jednej z dwóch gwiazd tenisa zamieszkujących to miasto był dla niej równie obcy jak dla mnie widok mojego męża zajadającego się serem.
 – Może mi pani pomóc? Szukam gabinetu doktor Alves-Valery. 
 – Czwarte piętro – odparła przyglądając mi się niepewnie. Miała obcy,ale hiszpański akcent. Zdaje się,że z Madrytu. 
 – Dziękuję – uśmiechnęłam się do niej życzliwie i ruszyłam do windy. Czwarte piętro było bardziej zatłoczone. Na końcu korytarza kręciło się dwóch mężczyzn,a na krzesłach pośrodku siedziały dwie kobiety. Jedna z nich była w zaawansowanej ciąży i ogarnęło mnie ukłucie żalu. Co będzie,jeśli ja nie będę mogła mieć dzieci? Usiadłam na jednym z krzeseł i chwyciłam do ręki pierwszy lepszy magazyn,bo zaczynałam: a)mieć czarne myśli. b)budzić zainteresowanie czekających. 
Odczekałam trochę na swoją kolejkę,a kiedy kobieta z zaokrąglonym brzuszkiem wyszła z gabinetu uśmiechając się do swojego partnera,ja wkroczyłam do gabinetu. Był jasny i przestronny;ściany pomalowane zostały na subtelny bladoróżowy kolor,a z sufitu zwieszały się dwie długie lampy. Za białym parawanem stał prawdopodobnie fotel ginekologiczny,a przy jasnym dębowym biurku siedziała młoda kobieta. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie,po czym wstała i wyciągnęła rękę. 
 – Witam – powiedziała ściskając mi dłoń. Miała sympatyczną twarz,mądre brązowe oczy i pełne usta. Jej proste złociste włosy sięgały aż do pleców i ku mojemu zdziwieniu nie były niczym związane,więc swobodnie opadały jej na ramię. Ubrana też była jak na lekarza nietypowo;pod białym lekarskim fartuchem miała dżinsy i czerwony top na ramiączkach ze sporym dekoltem. 
– Jestem Lucia Alves-Valera. Nie często mam przyjemność zajmować się słynnymi kobietami. 
 – Tak,hmm... – mruknęłam spuszczając wzrok. 
 – Proszę usiąść – wskazała mi krzesło naprzeciwko biurka a sama zajęła miejsce po drugiej stronie – Co panią do mnie sprowadza? 
 – Zanim cokolwiek pani wyjawię muszę mieć pewność,że nie będzie pani rozmawiała z mediami o moim...stanie zdrowia – oznajmiłam i wyjęłam z torebki teczkę z pismem,które przygotowała dla mnie jeszcze Emeline. 
 – Obowiązuje mnie tajemnica lekarska – odparła zaskoczona,a jej oczy rozszerzyły się. 
 – W moim przypadku wolę dmuchać na zimne,sama pani rozumie – podsunęłam jej kartkę. 
– Oczywiście – skinęła głową i złożyła zamaszysty podpis,po czym z powrotem wręczyła mi oświadczenie. – Więc ponawiam:Jaki jest cel pani wizyty? 
 Westchnęłam i zacisnęłam palce na torebce,którą kurczowo trzymałam na kolanach. 
 – Ja i mój mąż od miesięcy staramy się o dziecko i jak do tej pory bez rezultatów.
 – Rozumiem – Odgarnęła włosy za ucho i otworzyła moja kartę pacjenta. Przesunęła szczupłym palcem po notatkach i powiedziała:
Widzę,że stosowała pani tabletki antykoncepcyjne,witaminy i...ojej,sporo tego było! Przytaknęłam smutno. 
 – Nic nie pomogło. To znaczy oprócz tabletek... 
 – Zobaczymy – uśmiechnęła się i wstała – Proszę się rozebrać. Przeprowadzę krótkie badanie i za chwilę wszystko będzie wiadome. 
 Już za chwilę? Tyle czasu i pieniędzy zmarnowanych na ginekologa,a ona za moment będzie w stanie określić przyczynę mojej niepłodności? Kiedy ubierałam się z powrotem po badaniu i dostrzegłam zmarszczone brwi pani ginekolog,miałam wrażenie,że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Z powrotem zajęłam miejsce przy biurku. Jeszcze raz przejrzała moją kartę i nachyliła się nad biurkiem. 
 – Nie widzę powodów,dla których nie mogłaby pani zajść w ciążę,jednakże... 
 – Tak? – spytałam słabo czując,jak miękną mi kolana 
 – Stosowanie tabletek antykoncepcyjnych może niekiedy wywołać zaburzenia gospodarki hormonalnej. A te które pani stosowała,są hm...skuteczne,ale istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo wystąpienia efektów ubocznych. 
 – To znaczy? – Czułam,że bladnę. 
 – W skrajnych przypadkach nawet bezpłodność. 
 Jeśli jeszcze coś powie,to przysięgam-zemdleję Musiała jednak zauważyć moją minę,bo dodała: 
 – Tak się dzieje przede wszystkim u kobiet prowadzących bierny tryb życia. Pani jest zdrowa i odpowiednio się odżywia,więc myślę,że to minie. Dla pewności jednak wypiszę Państwu skierowanie na badania specjalistyczne w Palmie. Nabazgrała coś na blankiecikach i wręczyła mi z uśmiechem. 
 – Proszę odwiedzić mnie w przyszłym tygodniu z wynikami. 
 – Dobrze,dziękuję. 
 Na trzęsących się nogach opuściłam gabinet. Nadzieja ciągle jest.


Czy sportowcy żądają od lekarzy takich poświadczeń to nie wiem xD Wydaje mi się to logiczne,ale wybaczcie,jeśli jednak tak nie jest. No,ale to szczegół,zbliżamy się do mojej ulubionej "części w części",jestem ciekawa jak się spodoba i nawet czarownica szalona nie jest w stanie przewidzieć tego co nastąpi :D