-
Cholera,dziś
ma chyba dobry dzień-
myślałam podczas rozgrywania swojego podania. Było 5:4 i 30:0 dla
Any a ja broniłam się przed porażką w pierwszym secie. Jej
nadgarstek wyjątkowo dobrze się dziś sprawował,bo zaskoczyła
mnie kilkoma świetnymi returnami. Obawiałam się swojego
podania,zwłaszcza drugiego,bo piłka na kortach twardych ma mniejszą
rotację,przez co daje mi mniej czasu na ustawienie się. Zwyczajnie
dzisiaj po prostu nie zdążałam do piłek.
I
stało się. Po głupim błędzie w siatkę,miała setową,a potem
jak głupia dałam się rozprowadzić,az w końcu skończyła
forhendem po linii. Szlag!
Zdenerwowałam
sie na samą siebie i swoją głupotę i z tej złości rzuciłam
rakieta o kort,jednak zrobiłam to łagodnie,pamiętając co się
dzieje gdy pozwalam emocjom wziąć górę nad rozsądkiem.
-
Co się dzieje?- spytał Spencer,gdy przyszedł do mnie na
krótką konsultację.
-
Ona jest za dobra- odparłam.
-
Nieprawda. To ty jesteś za słaba- powiedział stanowczo-
Jej gra jest prosta. Rozrzucić cię i skończyć,najlepiej z
forhendu
-
Wiem o tym- mruknęłam- Ale ten jej forhend jest
piekielnie dobry.A moja rotacja tu nie działa
-
Więc bądź cierpliwa i staraj się ją zmusić do błędu.Pokaż,że
się nie poddasz i że ta złość to taka mała demonstracja.Aha,i
slajsuj drugie podanie,albo graj kickiem. Tylko tędy droga-
rzucił na odchodnym i wrócił na trybuny a ja na kort.
Wzięłam
sobie jego rady do serca,zawsze tak robię i się do nich
stosuję.Wiem,że tak naprawdę nawet samej sobie nie mogę zaufać w
takiej sytuacji.
Drugi
set zaczął się troszkę lepiej.Przełamałam ją w pierwszym gemie
i wygrałam swoje podanie na 2:0.Spencer miał rację,tylko slajsem
albo kickiem można dziś odnieść sukces. Ana jednak nie składała
broni.W życiu nie widziałam jej takiej zaciętej. Biegała do
wszystkiego,nawet do lobów pod końcową linię i skutecznie je
odgrywała. Co w takiej sytuacji mogłam zrobić?
Szybko
się odłamała i wyszła na prowadzenie 3:2. Ale i we mnie coś
pękło bo dałam się łatwo przełamać(bardzo jej w tym pomogłam zaliczając ramę i korytarz)
Było
więc 4:2 i serwowała na 5:2. I wtedy,gdy już mi się wydawało,że
się zdenerwowała,znów zaczęła trafiać.I to w dodatku bardzo
efektownie.Uznałam,że widziałam dość i chciałam to jak najszybciej zakończyć.
“Pobawiłam”
się we własnym gemie podaniem szukając asów,co o dziwo raz mi się
udało i dość łatwo wygrałam go do 15.
Ostatni
gem,to popis doskonałej gry Serbki,i co tu dużo mówić,mojej
bardzo marnej. Ale prawda była taka,że straciłam jakikolwiek zapał
do podjęcia dalszej walki i po prostu oddałam jej zwycięstwo.
Spencer
nie był na mnie zły,uważał że Ana grała dziś koncertowo i
nawet samej Szarapowej czy Williams trudno byłoby ją ograć.Tym nie
mniej nie szczędził mi uwag dotyczących gry.
A
więc turniej w Cincinnati zakończyłam na trzeciej rundzie,ale to
nie znaczyło,że to koniec.To dopiero początek misji...
*
-
Nie ruszaj się,prawie skończyłam!- syknęłam gdy Gisela
gwałtownie się poruszyła podczas gdy malowałam jej powiekę
-
Chciałam sie tylko zobaczyć!- zaprotestowała.
-
Zobaczysz jak skończę- ucięłam- Teraz siedź prosto i
zamknij oczy.
Zgodnie
z planem przygotowywałam ją do przylotu Juana. Miała wyglądać
naturalnie,ale tak seksownie,żeby nikt nie mógł się jej oprzeć.
Ubrałam
ją więc w śliczny sweterek w paski i czarne,skórzane rurki.Włosy
spletłam w niedbałego,wręcz zadziornego warkocza,a na głowę dla
ozdoby założyłam opaskę z beżowym kwiatkiem pasującym do
pasków.
-
I jak?- spytałam gdy pozwoliłam jej otworzyć oczy.
-
Jej,Kinga wyglądam fantastycznie!- oznajmiła gdy w końcu
przestała przewiercać na wylot swoje odbicie
-
Starałam się-oznajmiłam skromnie odgarniając za ucho kosmyk
włosów wymykający się z niedbałego koka na czubku głowy-
No,jak to nie pomoże,to ja już sama nie wiem!
Gi
była już gotowa,zaś ja postanowiłam ubrać się w
krótki,pomarańczowy sweterek z dużymi oczkami i białe dżinsy. W
końcu trzeba dobrze wyglądać na przylot swojego mężczyzny!
-
Aha,byłabym zapomniała- odwróciła się od lustra i
pogrzebała w torebce a po chwili pomachała mi różowymi
kajdankami,po czym mi je rzuciła
Spojrzałam
na nią wymownie i pokręciłam głową
-
Powodzenia- mrugnęła do mnie okiem- I pamiętaj,że będę
uważnie słuchała twojej relacji.
-
Jasne- mruknęłam przeciągle,wciągając sweter przez głowę-
Ale pamiętaj,że później ci je oddam,żebyś zrobiła to samo z
Pico!
-
Tego w umowie nie było- obruszyła się.
-
Ale może być- wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i zaraz tego
pożałowałam,bo dostałam w twarz poduszką.
Z
piskiem zaczęłyśmy się okładać poduszkami aż w końcu
zabrzęczała moja komórka,obwieszczając,że Rafa już jest na
dole.
-
Szybko!- poganiałam Giselę,która nie mogła zapiąć paska od
sandała- Oni już są!
-
No przecież idę- odparła zniecierpliwiona
W
holu,próbując jakoś ustawić swoje bagaże stał Rafael. Wyglądał
jak zwykle nieziemsko.
Pico,z
nonszalancją opierał się o blat podczas gdy Pani Silikon zwana
także Zairą poprawiała włosy i spoglądała na swoje paznokcie.
Owszem,była bardzo,bardzo ładna i dostrzegłam kątem oka jak
Gisela się wzdrygnęła,ale gołym okiem widać było,że to
wszystko co ma do zaoferowania. W dodatku wszystko było robotą
chirurgów i speców od wizerunku.
Odchrząknęłam.
Pora zacząć przedstawienie.
Weszłyśmy
z Giselą na hol udając,że zawzięcie rozmawiamy. Rafael podniósł
głowę.
-
Kinga?- spytał uśmiechając się- Co ty tu robisz?
-
Och cześć!- udałam,że dopiero teraz go zauważyłam i
podeszłam bliżej. Gisela nieśmiało kroczyła za mną-
Zatrzymałam się tu,ale jutro wylatuję.
-
Co za zbieg okoliczności- powiedział z nutą sarkazmu całując
mnie,jak to miał w zwyczaju w oba policzki.
-
Cześć Pico!- przywitałam się,być może nieco zbyt
entuzjastycznie,ściskając go.
-
Witaj- odparł zaskoczony- Miło cię widzieć.
Zaira
spojrzała wymownie w górę dając do zrozumienia,że czuje się
ignorowana.
-
Ach tak,poznaj,to jest Zaira. Moja dziewczyna
-
Miło mi- odparłam uprzejmie podając rękę.
-
Mnie również- odparła ściskając ją krótko. Auć,gdyby
głos mógł zamrażać...
-
A to pewnie jest Gisela?- spytał Rafael spoglądając na Gi
-
Tak. Miło mi cię wreszcie poznać. Jesteś moim mistrzem-
odparła Gi zaskoczona,że i ją przywitał w identyczny sposób jak
i mnie.
-
Hej,Gisela my się już chyba gdzieś spotkaliśmy,prawda?-
spytał Juan spoglądając na nią
-
Ach tak- odparła niepewnie- W zeszłym roku,chyba w Buenos
Aires?
Tylko
spokojnie- upomniałam
ją w myślach.
-
Racja,pamiętam. Nie poszło nam wtedy co?- mrugnął do niej
lekko,a ona spłonęła rumieńcem
-
To...może chodźmy gdzieś indziej?- rzuciłam przerywając
zapadającą ciszę.
-
Dobry pomysł. Co o tym myślisz kochanie?- powiedział Juan.
-
Sądzę- wycedziła miażdżąc Giselę wzrokiem- Że to
jest doskonały pomysł.
Chyba
czeka nas dużo pracy...
Usiedliśmy
wszyscy w hotelowym barze(chociaż słowo “wszyscy” można wziąć
w cudzysłów,bo Zaira obecna była tylko ciałem,które było zajęte
wyrażaniem pogardy dla każdego gestu ze strony Giseli w kierunku
Juana,ale pomińmy to). Gisela pozbyła się napięcia,które
towarzyszyło jej od początku i teraz całkiem swobodnie rozmawiała
z Juanem. Nie umknęło mi oczywiście jak na nią patrzył. Z każdą
chwilą zdawali się być sobie coraz bliżsi.
A
Rafael i ja....no cóż,gadaliśmy o bzdurach i przytakiwaliśmy.
Patrzyłam na jego usta z pożądaniem. Nie mogłam się doczekać
kiedy będziemy się mogli w końcu pocałować
W
końcu Zaira nie wytrzymała.
-
Wychodzę- oznajmiła podnosząc się gwałtownie- Będę w
pokoju kotku.
-
W porządku kochanie- odparł mrugając do niej- Zaraz
przyjdę.
Obdarzyła
go promiennym uśmiechem od ucha do ucha i odeszła machając włosami
-
Dziwka- mruknęłam po polsku.
– Mówiłaś
coś?- spytał Rafael odwracając głowę w moją stronę.
-
Co...ja...och,tak tylko- wyjąkałam- Coś po polsku,nie
ważne.
Uniósł
brwi i pokiwała głową.
-
Nie gniewajcie się,ale będę leciał- oznajmił Juan wstając-
Do zobaczenia.
-
Pa- wyszeptała ledwo słyszalnie Gisela. Po chwili i ona
wstała.
-
No...widzimy się jutro rano Kinga- oznajmiła wstając od
stolika- Cześć!
-
Zdaje się,że nareszcie możemy zająć się sobą- mruknął
Rafael.
-
Zachowaj pozory kotku- odparłam cicho.
-
Pozory mylą.
-
I o to właśnie chodzi.
-
To może najpierw pójdę się rozpakować a potem przyjdę do
ciebie?
-
Świetnie. Będę czekać- wymruczałam.
*
Podczas
kąpieli w wielkiej wannie rozmarzyłam się.
Odkąd
przyjechałam z Majorki zadaję sobie pytanie:Co on we mnie
widzi?Przecież takich jak ja są na świecie miliony.
Zwyczajne,proste dziewczyny. No...może nie do końca jestem taka
zwyczajna,bo bycie mistrzynią dwóch turniejów Wielkiego Szlema
jest co najmniej wyjątkowe,ale i bez względu na to. Może zależy
mu tylko na szybkich numerkach podczas touru,skoro i tak jestem pod
ręką?
Nie.
On
taki nie jest. Może i znam go osobiście krótko,ale jego
wypowiedzi,sposób zachowania. Nie.To do niego nie pasuje. To nie to
samo co Verdasco.
Uspokojona
nieco tym tokiem myślenia odchyliłam głowę do tyłu i zaczęłam
nucić pod nosem “Te amo” Rihanny. .Nie zauważyłam nawet kiedy
zaczęłam śpiewać trochę przeinaczając tekst.
-
My soul hears his cry, without asking why....I said Te Amo, wish
somebody'd tell me what he said...te...
-
AAAA!!- pisnęłam i natychmiast otworzyłam oczy gdy
niespodziewanie woda zafalowała i poczułam czyjś dotyk
-
Cii!-szepnął Rafa kładąc mi palec na ustach
“Masz
pojęcie jak mnie przestraszyłeś?!”-chciałam krzyknąć,ale jego
uśmiech skutecznie mi to uniemożliwił i nie pozostało mi nic
innego jak tylko poddać się chwili.
Ciężko
mi określić jednoznacznie uczucia,które mi towarzyszą kochając
się z nim. To coś pomiędzy ulgą i ekscytacją. Chociaż
ekscytacja jest przy tym sama w sobie.
Gdy
wielka tęsknota w końcu wybuchła pozwalając nam w pełni cieszyć
się sobą(albo też kiedy woda zrobiła się zimna),Rafael wyszedł
i delikatnie wyniósł mnie na rękach wprost do sypialni.
-
Tak bardzo za tobą tęskniłam- wyszeptałam delikatnie całując
jego usta.
-
Ja za tobą też- wyszeptał w odpowiedzi gładząc moje włosy-
Nawet nie wiesz jak ciężko było się budzić samemu w nocy po tych
wszystkich chwilach,które z tobą przeżyłem. Kiedy kładłem się
spać czułem twój zapach,gdy wstawałem słyszałem twój
głos,nawet na treningu widziałem ciebie po drugiej stronie.
Nie
byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Ten Rafa,mój ukochany
Rafa,który nie miał śmiałości żeby mocno mnie pocałować i nie
wypuszczać w swojej własnej kuchni mówi mi coś takiego?Czy on
mnie w takim razie...
Nie.
Na pewno nie. Jeszcze nie.
A
czy ja jego...?Jak mam to poznać?I jak poznam,że on też?
Sama
nie wiem co o tym wszystkim sądzić.
-
Jesteś szczęśliwy?- zapytałam w końcu.
-
Teraz tak- mruknął mi do ucha- Nigdy w życiu nie byłem
bardziej szczęśliwy
Przełknęłam
ślinę.
-
To dobrze- szepnęłam- To...cudownie.
*
Nazajutrz
rano obudził mnie głośny tupot stóp na korytarzu. Nie zdążyłam
się dobrze rozbudzić,gdy drzwi otworzyły się z impetem i wpadł
przez nie Toni.
-
Aha,tak myślałem że cię tu znajdę!- krzyknął tryumfalnie
budząc Rafę.
-
Co?-mruknął zaspany przecierając oczy i wypuszczając mnie z
objęć- Co ty tu robisz?
-
A jak ci się wydaje?- warknął- Zamiast iść na trening
ty wylegujesz się w najlepsze ze swoją....- zawahał się
przez moment- dziewczyną. Za pięć minut na dole!-
oznajmił i ruszył do wyjścia
-
Aha- dodał odwracając się w moją stronę- Przepraszam
za najście,ale...sama rozumiesz
-
Jasne. Nie ma sprawy- odparłam zawstydzona i lekko zaszokowana.
Rafael
jęknął przeciągle i schował twarz w poduszkę
-
Hej,ubieraj się bo nie zdążysz- rzuciłam wesoło
Chwilę
marudził pod nosem,ale w końcu wstał i zaczął się ubierać.
Chyba podobnie jak ja poczuł się nieco zawstydzony,bo zebrał
resztę i pomknął do łazienki. Cóż,widok nagiego faceta z samego
rana to wciąż dla mnie nowość.
Poleżałam
jeszcze chwilę w łóżku aż wyszedł.
-
Kinga..- zaczął z wahaniem
-
Tak?
-
Jeśli teraz wyjdę to zobaczymy się dopiero w Nowym Jorku
Spuściłam
głowę. Miał rację.
-
Ale musisz. Wiesz jaki jest Toni. A poza tym,samolot mam dopiero
wieczorem. Może zdążymy
-
Ale jeśli nie...- powiedział i ujął moją twarz w dłonie
namiętnie całując.
-
Do zobaczenia- wyszeptałam gdy przestał,po czym uśmiechnął
się smutno i wyszedł.
No
tak. Znowu wracamy do punktu wyjścia.
*
Tak
jak się spodziewałam,zobaczyliśmy się z Rafą dopiero podczas Us
Open a konkretniej podczas imprezy Nike organizowanej co raku nad
rzeką Hudson. Na szczęście zabrakło na niej Karoliny i tym razem
nie miał mi kto zniszczyć sukienki,a ubrałam zwyczajną małą
czarną z rękawami na ramionach i dekoltem w łódkę.
Impreza
jak impreza,nic specjalnego. Jedzenie,alkohol,muzyka i rozmowy w
towarzystwie. Pod jednym względem jest jednak wyjątkowa-nie muszę
przychodzić sama co skrzętnie wykorzystuję zabierając Marinę i
Spencera. Rafa zresztą też nie przyszedł sam,pojawił się wraz z
całą swoją ekipą.
Podczas
całego przyjęcia byliśmy aż do bólu ostrożni. Żadnych
zagadkowych uśmiechów,głaskania po ręce,o pocałunku nie
wspominając. Mogłabym zostać aktorką. Zrobiliśmy sobie jedynie
przyjacielskie zdjęcie,które wrzuciłam na Facebooka. Cały ten
teatrzyk zaczynał mnie już irytować,chciałam na każdym kroku
pokazać co nas łączy. Ale skoro Rafa tego nie chciał...
Tym
razem jednak spełniliśmy przyrzeczenie i wynajęliśmy razem pokój.
Jeśli będę miała dość siły żeby co rano wstawać na trening
to wpiszcie mnie do księgi rekordów Giunessa. Spencerowi średnio
się to podobało,ale on sam miał od kilku turniejów pokój z
Mariną więc wolał się nie oddzywać .Między nimi robiło się
coraz poważniej. W sumie cieszę się ich szczęściem,ale w dalszym
ciągu to dla mnie dziwna sytuacja. Gisela twierdzi,że to
normalne,ale później idzie się przyzwyczaić. Cóż,mam
nadzieję,bo nie chciałabym kiedyś nakryć ich w łóżku.
To
by miało zdecydowanie zły wpływ na moją karierę i psychikę przy
okazji.
*
Zapowiadał
się ciekawy turniej....
W
pierwszej rundzie grałam z Simoną Halep z Rumunii,która owszem,na
korcie była sławna ale bynajmniej nie ze swoich tenisowych
umiejętności tylko...ekhem,walorów. I chociaż to była już
przeszłość ludzie nadal kojarzyli ją jako tenisistkę z
największymi cyckami. Współczułam dziewczynie.
Zgarnięcie
tytułu było o tyle łatwiejsze(chociaż nie jestem pewna czy w moim
przypadku można już mówić o łatwości),że z powodu kontuzji
stopy nie zagra Serena Williams. Cały tour oddycha pewnie z ulgą.
Rafael,jak
na mistrza przystało drabinkę ma dość prostą. W pierwszej
rundzie Teimuraz Gabashwilli. Takiemu to dobrze. Nie to co ja,bądź
co bądź jeszcze żółtodziób,który musi płacić za zwycięstwo
litrami potu.
Nie
to żeby on tego nie robił. Zdążyłam go poznać już na tyle,że
nauczyłam się jego niektórych nawyków. Walka do ostatniej piłki
była jednym z nich. Po prostu jemu jest łatwiej mając pozycję i
nazwisko.
Ach,i
jeszcze jedna ważna rzecz. Caroline znów puszy się
niemiłosiernie,bo “w zeszłym sezonie doszła do finału”.Tak,tak
i co z tego?
Najbardziej
na świecie pragnę zobaczyć jej minę,kiedy publicznie wyznamy
światu swój romans. To będzie bezcenne!
Ale
na razie trzeba z tym poczekać i póki co cieszyć się ze wspólnie
wynajętego pokoju.
-
Kochanie,nie zapomnij,że idziemy dzisiaj na popołudniowy trening z
Tonim- przypomniał Rafael gdy wychodziłam z Giselą pozwiedzać
miasto
-
Nie zapomnę- musnęłam ustami jego wargi- Wszak już
jutro zaczyna się turniej
Obie
ustaliłyśmy,że w ostatni dzień wolny wypadałoby zwiedzić Nowy
Jork. Nie wiem jakim cudem zdążymy to zrobić,ale liczą się
chęci.
Wiem
jedno.”Zwiedzanie” zawsze kończy się zakupami!
To chyba będzie ostatni dłuższy rozdział, bo zauważyłam, że do końca części pierwszej pozostało bardzo niewiele, więc trzeba dawkować. Poza tym, przyszłe wydarzenia muszę oddzielić osobną klamrą, więc musiałam ten przedłużyć. No i jestem otwarta do dyskusji o wczorajszym półfinale :D
Do wtorku :*
Gatique