Tekst

środa, 29 lipca 2015

1.19 But you put on quite a show...

Gdy godzinę później weszłam na kort by rozegrać spotkanie,wciąż miałam ślady łez na policzkach. Widmo tej kłótni i nieufności jaką w stosunku do mnie okazał Rafael ciągle widniało mi przed oczami i nie umiałam skutecznie skupić się na grze. Zazwyczaj adrenalina pomaga się włączyć w rywalizację i przemienić ewentualny gniew w sportową energię,ale nie tym razem. Ta sytuacja nijak nie mogła wyzwolić we mnie żądzy zwycięstwa.
Dobrze,że w turniejach Wielkiego Szlema trener nie może wejść na kort i udzielić porady,bo gdyby Spencer to zrobił-a gwarantuję,że zrobiłby to gdyby tylko mógł-porządnie by na mnie nawrzeszczał.
Drugi set był nieco lepszy,doprowadzenie do tie-breaka po pierwszym secie przegranym do dwóch było sukcesem samym w sobie. Jednak nie oszukując się to była tylko i wyłącznie wina Kanepi,która znacząco obniżyła poziom. W tie breaku nie miałam już nic do powiedzenia i przegrałam go do jednego. Od początku meczu byłam z góry pogodzona z porażką.
Odwołałam obie konferencje prasowe wykręcając się urazem barku. Byłam wrakiem samej siebie,ten mecz,mimo że z góry skazałam go na porażkę dodatkowo mnie dobił.
Kinga do jasnej cholery,co się z tobą działo?! – krzyczał Spencer w korytarzu prowadzącym z szatni na zewnątrz.
Przepraszam. Nie jestem teraz w stanie o tym rozmawiać – wymruczałam pod nosem i jak gdyby nigdy nic odeszłam.
W drodze powrotnej męczyły mnie wyrzuty sumienia. Bo co jeśli Rafa naprawdę chciał dla nas dobrze,a ja to zepsułam? Co jeśli byłam skończoną egoistką? Postanowiłam porozmawiać z nim gdy tylko dotrę do hotelu. A jak spotkam na korytarzu Woźniacką to łeb jej urwę!
Jednak Rafa nie był sam. Rozmawiał z kimś. Przystanęłam na chwilę i nadsłuchiwałam rozmowy między nim a-jeśli się nie myliłam-Tomeu Salvą.
Bo ona uważa,że się jej wstydziłem...
A nie jest tak?
Nie.
Ale przecież do tej pory uparcie twierdziłeś,że nie potrafisz sobie wyobrazić związku z kobietą spoza Majorki,a co dopiero z innego kraju!
Bo nie potrafię.
- A jednak... – nagle,sama nie wiedząc jak wtargnęłam do pokoju – Kłamałeś. Przez cały ten czas mnie okłamywałeś. Jak mogłeś mi wmawiać,że mnie kochasz?
Tomeu wyglądał na niezwykle onieśmielonego,a Rafael na zaskoczonego.
Kinga,to nie tak...
A jak?! – ryknęłam ze łzami w oczach – Byłam dla ciebie eksperymentem. Zabaweczką,którą się bawisz będąc w trasie! Nie miałam pojęcia,że możesz być tak bezduszny. Ty,taki dobry i wyrozumiały!
Próbował jeszcze coś powiedzieć,ale nie dał rady. Przeczesał nerwowo palcami włosy i odchylił głowę do tyłu. Tomeu się ulotnił,więc zaczęłam pakować swoje rzeczy. Rafael milczał,aż w końcu bąknął tylko „Przepraszam” i wybiegł z pokoju. Pakowałam swoje rzeczy zalewając się łzami,po czym poszłam do Mariny. Objęła mnie czule widząc w jakim stanie jestem i oznajmiła po prostu:
Lecimy jutro o 7 rano.

*

Tej nocy spałam w pokoju Mariny,zaś ona sama zgodziła się spać dziś razem ze Spencerem (Wreszcie!),chociaż spałam to nie najlepsze określenie. Całą noc przewracałam się z boku na bok nie mogąc powstrzymać myśli. Na samolot wstałam już o trzeciej,zrobiłam sobie kawy i popijałam ją pochlipując. Jakim cudem mężczyzna,którego uważałam za ideał mógł się okazać takim rozczarowaniem?Faceci to jednak świnie.
To nawet było porównywalne z moim poprzednim związkiem,tyle że tamten zakończył się zdradą z kobietą,a ten-z egoizmem. Ukryłam twarz w dłoniach i policzyłam do dziesięciu,a potem zaczęłam po cichu śpiewać.
But you put on quite a show,really had me going,but now it's time to go,curtain's finally closing,that was quite a show,very entertaining,but it's over now
Go on and take a bow. [...]And the award for The Best Lier goes to you-szepnęłam na koniec – Please,what else is on? *

*

Zdawałam sobie oczywiście sprawę,że to było po prostu żałosne,że powinnam być silna i zdecydowana,ale prawda była taka,że jeśli na czymś mi zależało nie potrafiłam powiedzieć sobie :”dość”.Łatwo mi przyszło spławienie Fernando,bo kompletnie mi na nim nie zależało,ale pokochałam Rafaela i nie było to łatwe. Robię coś dla zabawy-robię to bez napięć i stresu,robię coś na poważnie-jestem spięta i zdenerwowana.
Taka już moja skomplikowana kobieca natura.
Około piątej do pokoju wkroczyła Marina. Miała na sobie zielony szlafrok,a włosy niedbale związane w węzeł.
Jak się czujesz? – powiedziała i ziewnęła przeciągle. Wskazłam jej ręką kubek z kawą.
Dzięki – mruknęła siadając na skraju łózka i upijając łyk z drugiego kubka – Więc?
Westchnęłam ciężko wpatrując się w okno.
Okropnie – odwróciłam się w jej stronę – Nie mogłam spać przez całą noc.
Pokiwała głową ze smutkiem.
Powinnam się z tym pogodzić – oznajmiłam po prostu – Nic innego nie mogę zrobić.
A nie chcesz z nim porozmawiać?
Nie ma o czym. Doskonale już wszystko wiem
Jak chcesz. Nie będę ci na siłę dawać rad ani pocieszać – skwitowała.
Samolot wystartował z półgodzinnym opóźnieniem doprowadzając mnie przy okazji do szału. Chciałam jak najszybciej opuścić to miasto,które przysporzyło mi tak wielu problemów. Zdążyłam przynajmniej opowiedzieć o wszystkim Marinie. Spencer,jak zwykle zresztą wracał do siebie innym samolotem,a my dwie miałyśmy szansę na przeprowadzenie poważnej rozmowy. Opowiedziałam jej więc o całej sytuacji. Tym razem spojrzała na wszystko pod kątem zawodowym.
Musisz się jak najszybciej pozbierać,bo nie będziesz w stanie trenować w przyszłym tygodniu!
W następną środę leciałam do Londynu,żeby potrenować ze Spencerem w ośrodku,w którym pracuje. Stwierdził,że ma ze mną dużo roboty,więc nie było czasu do stracenia.
Wiem. Dojdę do siebie – obiecałam – A tak z ciekawości,zamierzasz się pojawić?
Prawdopodobnie tak. Sama rozumiesz,nie mamy za dużo czasu żeby pobyć ze sobą sam na sam – powiedziała z lekkim zawstydzeniem – No i nie mam nic do roboty.
Robi się ciekawie – uśmiechnęłam się lekko i założyłam na uszy słuchawki pogrążając się w „Take a bow”,piosence przy której pogrążałam się w rozpaczy tego samego ranka.

Lot przebiegł bez większych komplikacji,mimo że potwornie się dłużył. W końcu,kiedy dotknęłam polskiej ziemi byłam najszczęśliwszą osobą na świecie,wolną od zgiełku i chaosu Nowego Jorku i mojego własnego życia.

*Odwaliłeś niezłą szopkę,naprawdę się przejęłam. Ale czas już iść. Kurtyna się opuszcza. To było kompletne przedstawienie. Bardzo zabawne, ale nadszedł koniec. Idź i ukłoń się. […] Nagroda dla Najlepszego Kłamcy wędruje do Ciebie,proszę,coś jeszcze?

Dorwało się dziecko do Internetu i jest rozdział hahaha :D
Karmelku nie wiem jakim cudem w komentarzach do poprzednich rozdziałów rozszyfrowałaś wszystko jak będzie. Wiedźmy same tu są !
Piosenka "Take a bow" oczywiście jest Rihanny. Pobawiłam się dzisiaj w szaloną z tytułami piosenek w rodziałach :D
Nie wiem kiedy następny, bo ciągle jestem za granicą, ale wszystko wróci do normy od 6 sierpnia.
Jeszcze troszkę i koniec 1 części. 
Do następnego !
Gatique

wtorek, 21 lipca 2015

1.18 To musiało się tak skończyć,czyli wszystko wymyka się spod kontroli

Dzisiejszy mecz grałam w sesji nocnej,co oznaczało,że zamiast swojej tradycyjnej czerwonej sukienki,ubieram czarną. Nike zazwyczaj oferuje takie urozmaicenia swoim podopiecznym podczas Us Open,ale co ciekawe nie w Australii,gdzie również gra się sesje nocne.
Cóż,nie mnie o tym decydować.
Na trening wybrałam się w doskonałym nastroju,który jak się okazało zdążył w ciągu całego dnia wyparować równie szybko jak woda.
Przed wyjściem na kort i standardowym odbijaniem,ćwiczyłam na siłowni. Spencer chce,żebym serwowała szybciej i mocniej jak przystało na moje doskonałe do tego warunki fizyczne,więc zmusza mnie do podnoszenia ciężarków.
Przynajmniej mam pewność,że Marina mi go nie zepsuła.
Trenowałam też dzisiaj poruszanie się z Velottim,ale raczej nie był ze mnie zadowolony. Twarda nawierzchnia okazuje się dla mnie wciąż wyzwaniem. Nic dziwnego,że humor mógł mi się pogorszyć.
– Kinga,poczekaj – powiedziała Marina gdy chciałam udać się do swojego pokoju – Muszę ci coś pokazać.
Zaprowadziła mnie do siebie(nie zdecydowała się dzielić pokoju ze Spencerem) i otworzyła laptopa.
– Co to jest? – spytałam gdy otworzyła jakiś plotkarski portal.
Serce zabiło mi mocniej gdy pokazała mi tytuł.
Wielka miłość polskiej tenisistki?”
Przełknęłam ślinę i czytałam dalej.
Kinga Kolat,najbardziej rozchwytywana sportsmenka ostatnich miesięcy zdaje się mieć dobrą passę również poza kortem. Wczoraj,późnym wieczorem paparazzi przyłapali ją na wymianie czułych gestów z...samym Rafaelem Nadalem!
Jak dotąd para nie potwierdziła informacji o swoim związku,jednak wszyscy są przekonani,że to jedynie kwestia czasu”
Pod spodem widniały zdjęcia ze Starbucks,na których wycieram Rafaelowi policzek i uśmiechamy się do siebie nieźle rozbawieni.
Wiedziałam,że tak to się skończy. Nic dziwnego,że Marina była dzisiaj rano taka niespokojna.
– Cholerni paparazzi – mruknęłam.
– Nieźle się wkopałaś – stwierdziła Marina.
– Spencer już to widział?
– Nie.Ale muszę mu pokazać. Nie przejmuj się,raczej nie będzie zły – uspokoiła widząc,że zamieniam się w kłębek nerwów.
– Nie o Spencera się martwię. Boję się co powie Rafa.
– Daj spokój – żachnęła się – przecież to nie twoja wina.
– Poniekąd i moja. To ja publicznie dałam sygnał,że coś jest na rzeczy.
– I powiedziałam Woźniackiej – pomyślałam z goryczą.
– Na pewno zrozumie. Nie chciałaś przecież nic złego.
– Miejmy nadzieję-mruknęłam.
W pokoju Rafy nie było. Pewnie znowu ćwiczył dłużej serwis. Odetchnęłam z ulgą. Co prawda nie miałam nic na sumieniu,ale jakoś niespecjalnie uśmiechała mi się perspektywa tego,że mógłby się dowiedzieć. To było wbrew temu co sam mi wpajał. Postanowiłam więc,że zadzwonię do Giseli.
– Hej – powiedziałam gdy się odezwała.
– Cześć. Właśnie miałam do ciebie zadzwonić – wyznała niespodziewanie.
– Chyba wiem dlaczego – powiedziałam ponuro.
– Tak,widziałam już to. Veronica mi pokazała. Ona się wręcz lubuje w takich rzeczach. I właśnie po to dzwonię. Powiedzieć ci,żebyś to olała.
– Wiesz,trochę ciężko skoro to ty jesteś na ustach całego świata i w dodatku wokół ciebie lada moment rozegra się miłosny skandal – powiedziałam ironicznie.
Coraz bardziej mnie irytowała ta sytuacja. Już się wprost nie mogę doczekać konferencji prasowej...
Gisela westchnęła ciężko i oznajmiła:
– Widzę,że marna ze mnie pocieszycielka. Jakbyś czegoś potrzebowała,zadzwoń
Rozłączył się zanim zdążyłam je podziękować. Widocznie ona też miała mnie dosyć. Padłam na łóżko,ukryłam twarz w poduszce i wydałam z siebie okrzyk wściekłości. Ten dzień zdecydowanie wymyka mi się spod kontroli

*
Rafa wrócił z treningu,ale nic nie wskazywało na to,że wie. Postanowiłam nie wyprowadzać go z błędu. Przez caly ten okres medytacji w pokoju uświadomiłam sobie,że to błahostka i jeszcze nie raz się z czymś takim w życiu spotkam.
– Jak tam trening kochanie? – zagadnął wychodząc spod prysznica,co było dziwne biorąc pod uwagę fakt,że zazwyczaj odświeżał się od razu po zejściu z kortu.
W dodatku odziany jedynie w sam ręcznik. Można zwariować od oglądania codziennie takich widoków.
– Niezbyt – machnęłam niechętnie ręką – Nie wychodzi mi poruszanie się,a siłowni wprost nie cierpię.
– Biedactwo – pochylił się i cmoknął mnie lekko w usta – Może powinnaś zmienić trenera od poruszania się?
– Co masz na myśli?
– Na przykład to,że Joan Forcades powinien i ciebie wziąć pod opiekę
Niegłupi pomysł,prawdę mówiąc też się nad tym zastanawiałam. Ale miał jedną wadę,a mianowicie:
– Ale przecież on z tobą nie jeździ
Uniósł do góry brew.
– Żaden problem. Będziesz częściej przyjeżdżać na Majorkę. Nie mogę narzekać
Uśmiechnęłam się do niego promiennie. Więc to był jednyny powód! Jaki on był wspaniały!
Poranek spędziliśmy baaardzo miło.
Rafa nie grał dzisiaj meczu,ale umówił się po południu z przyjaciółmi na lunch w mieście,więc nie powinien się ociągać,jeśli nie chciał się spóźnić na męski wypad.
Mnie z kolei czekało nudne popołudnie spędzone nie wiadomo jak. Gisela grała po południu swoją trzecią rundę,więc wspólne zakupy czy nawet wyjście odpadało. Pozostawała mi więc tylko Marina. Super...
Wraz z moją menedżerką doszłyśmy do wniosku,że zakupy w Nowym Jorku mogą się przeciągnąć nawet do wieczora,co nie byłoby najlepszym rozwiązaniem zważywszy na mecz w sesji nocnej. A żal z niekupienia danej rzeczy towarzyszyłby mi potem przez cały mecz.
Zamiast tego Spencer zaciągnął mnie do obejrzenia powtórki mojego meczu z Kanepi w Wimbledonie i analizy poszczególnych fragmentów gry. I w sumie dobrze,bo zabiję jakoś czas i zrobię coś pożytecznego dla samej siebie.
Zeszło nam do wieczora i powoli powinnam zacząć się przygotowywać do rozgrywania meczu bogata w nowo zdobytą wiedzę. W pokoju czekał na mnie Rafael. Siedział na łóżku i wpatrywał się w ekran laptopa.
– Cześć! – powiedziałam radośnie na powitanie – Jak było?
Podniósł wzrok,który był pełen smutku i wyrzutu. Od razu wiedziałam o co chodzi.
– Kinga jak mogłaś? – zaczął z żalem – Ufałem ci...
– Kochanie,te zdjęcia to nic takiego. Głupie plotki,to wszystko. Sam mówiłeś,że paparazzi...
– Wiem co mówiłem – przerwał mi łagodnie,ale stanowczo – Zdjęcia są jedynie głupim pretekstem. Ale dlaczego się przyznałaś?
– Co?! – spytałam zszokowana – Przecież nie zabierałam głosu w tej sprawie!
– Sama zobacz.
Pokazał mi artykuł na tej samej stronie co poprzednio,jednak tym razem tytuł aż krzyczał:”OFICJALNE: Kolat ma romans z Nadalem!”
Stało się. Kinga Kolat,największe tenisowe objawienie ostatnich miesięcy oficjalnie jest w związku z Rafaelem Nadalem,siedmiokrotnym mistrzem Wielkiego Szlema.
'Są w sobie szaleńczo zakochani od miesięcy'-wyznaje informator z najbliższego otoczenia pary,który chce jednak pozostać anonimowy-'Wynajmują razem pokój podczas turniejów i chodzą na randki. To z pewnością coś poważnego'”
Otworzyłam usta ze zdziwienia,jednak nie mogłam wydobyć z siebie słowa,mimo iż w środku wszystko krzyczało”Caroline!”.
– To nie ja... – zająkałam się – Przysięgam.
– To kto w takim razie? Przepytałem cały mój zespół! Nikt nic nie wie,a znam ich na tyle dobrze,żeby wiedzieć kiedy kłamią! To możesz być tylko ty! – był na skraju rozpaczy
– To Wozniacki – powiedziałam głupio.
– Daj spokój – prychnął – Przecież jej nienawidzisz!
– Bo to prawda. Ale mnie zdenerwowała i jej powiedziałam!
– Co zrobiłaś?! – Rafael był w coraz większym szoku,a ja czułam łzy pod powiekami – Kinga...
– Przepraszam – wykrztusiłam połykając teraz już płynące po policzku łzy – Naprawdę,zrobiłam to w afekcie!
– Nie powinnaś. Nawet w afekcie – twardo obstawiał na swoim
– A dlaczego to dla ciebie takie ważne,żeby nikt nie wiedział,co? – zmieniłam front
– Tak byłoby lepiej dla nas obojga
– Akurat! – skrzyżowałam ramiona – Wstydzisz się mnie?
Spuścił głowę i milczał.
– No odpowiedz!
Wciąż nic.
– Wiesz co? Nie musisz – złapałam swoją torbę z rakietami i drugą z ubraniami – Wystarczy mi taka odpowiedź.
– Kinga czekaj! – zawołał gdy z impetem otworzyłam drzwi.
– Nie mam już czasu – odparłam – A mnie było wstyd,że ci nie zaufałam ten jeden,jedyny raz!

Pokręciłam głową i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Czułam na policzkach gorzkie łzy rozczarowania.

Przesładzanie się skończyło, zadowoleni? :D
Następny rozdział nie ukaże się w piątek, ponieważ wyjeżdżam i będę miała ograniczony dostęp do Internetu. Postaram się wrzucić kolejny w przyszłym tygodniu, ale nie wiem czy będzie to wtorek. Ewentualne zaległości na czytanych blogach nadrobię po powrocie :)
A na razie cieszcie się tym co macie :D
Gatique


sobota, 18 lipca 2015

1.17 Ups...



Powiedziałam Rafie o całej mistyfikacji. Śmiał się i zastanawiał,”jak mógł wcześniej tego nie zauważyć?” Postanowiliśmy się umówić trzy dni później na „niby-podwójną randkę”.

Ale przedtem zdążyłam wygrać pierwszą rundę z Halep 6:4 7:5 i drugą z Mirjaną Lucic również,tym razem 6:4 6:2.Muszę się pochwalić,że w całkiem niezłym stylu jak na moją dyspozycję na hard-courcie (Spencer jak zwykle szukał dziury w całym przyczepiając się dajmy na to do serwisu,ale wybaczam mu to. Przynajmniej znów jest sobą) Kolejną gram z Kanepi i trochę się obawiam po ostatnim pojedynku,bo mimo że na mączce,był ciężki. Co dopiero mówić o korcie twardym. Ale to na szczęście dopiero pojutrze.

Dziś,owego trzeciego dnia przypadał dzień podwójnej randki. Gisela od rana siedziała jak na szpilkach,dało się to zauważyć po tym nerwowym meczu z Martinez Sanchez. Wygrała,ale nie bez problemów. Możemy się spotkać w 4 rundzie i przyznam,że nie mogę się doczekać. Zawsze ciekawiło mnie,jak to jest rywalizować z przyjaciółką. Póki co,wybieramy się razem na miasto.

Stwierdziliśmy,że najlepiej będzie pójść wieczorem. Rafael znał multum miejsc na Manhattanie,ale zdecydowaliśmy się pójść do Starbucks. Nigdy tam nie byłam,więc podobnie jak moja przyjaciółka byłam nieziemsko podniecona.

– Świetnie wyglądasz Gi – rzucił niby od niechcenia Rafa gdy zajmowaliśmy stolik – Nowa fryzura?

Gisela zaśmiała się krótko odrzucając do tyłu ciemnoblond włosy upięte po boku.

– Skąd – odparła – Po prostu chciałam spróbować wyglądać dziś inaczej.

Juan nieznacznie zmierzył ją wzrokiem. W jego brązowych oczach dało się zauważyć iskierkę rozbawienia.

– Co zamawiamy...kochanie – -spytał Rafael ostrożnie i cicho wymawiając ostatnie słowo

– Hm...nie mam pojęcia – odparłam przeglądając kartę – Może mi coś polecisz?

– Waniliowa latte jest świetna – wtrącił Juan.

– Być może,ale raczej nie pijam kawy wieczorami.

– A ja się chętnie napiję – odparła Gisela z promiennym uśmiechem – Najwyżej nie będę mogła w nocy zasnąć.

Mrugnęła niezauważalnie okiem w jego stronę,zaś on roześmiał się krótko.

Milczeliśmy przeglądając kartę.

– Więc...Juan...zaczęłam gdy w końcu uporaliśmy się z zamawianiem – Dlaczego nie zabrałeś Zairy?Byłaby zachwycona

– Zerwaliśmy – odparł spokojnie patrząc mi prosto w oczy.

– Naprawdę? – udawałam zaskoczoną – Przykro mi.

– A mnie nie. Szczerze mówiąc miałem jej dość. Cieszę się,że w końcu miałem powód

Rzuciłam Giseli szybkie porozumiewawcze spojrzenie.

– Cóż...Tak bywa – uciął – Ale nie gadajmy już o mnie. Mówcie co u was!

Wymieniliśmy z Rafaelem nieśmiałe spojrzenia.

– U nas?Hm...chyba po staremu – powiedział niepewnie Rafa spoglądając w moją stronę.

– Taaak...nic nowego – mruknęłam.

– Nie bądźcie tacy skromni – wtrąciła Gisela – Przecież na pierwszy rzut oka widać,że bardzo się kochacie.

– Giselo,proszę cię,mów trochę ciszej – upomniałam ją.

– Ach,racja – machnęła ręką – Sorry,zapomniałam.

Gdy przynieśli nam nasze zamówienie zajęliśmy się jedzeniem,popijaniem napojów i rozmową o błahostkach. Zauważyłam,że Gisela coraz śmielej flirtowała z Juanem,a ich relację śmiało można było określić jako zalążek przyjaźni. Cieszyłam się jej szczęściem,bo sama byłam nieludzko szczęśliwa. Moja kariera nabrała takiego rozpędu,że ciężko będzie ją zatrzymać,miałam wspaniałego ukochanego,mój sztab trenerski też był wspaniały więc nie miałam powodów do przygnębienia.

– Co myślicie o turnieju dziewczyny? – rzucił Juan upijając łyk swojego soku – Podoba wam się Flushing Meadows?

– Jest wspaniały – zachwyciła się Gisela – W życiu nie widziałam takiego kompleksu kortów!A Artur Ash Stadium jest nieziemski!Marzę,żeby tam zagrać!

Rafael się roześmiał

– Oj,uwierz mi,nie jest wcale tak wspaniale. Jest wielki i bardzo głośny.

– Kochanie,ubrudziłeś się – powiedziałam cicho gdy odwrócił się w moją stronę – Na policzku

Potarł ręką prawy policzek

– Już?

– Nie – zaśmiałam się – Lewy

– Teraz?

– Nie głuptasie – zaśmiałam się po raz kolejny – Daj,pomogę ci.

Wytarłam serwetką plamę z bitej śmietany zanosząc się śmiechem. On również się zaśmiał patrząc mi z czułością w oczy.

I wtem zdawało mi się,że coś błysnęło. I jeszcze raz. Szybko cofnęłam rękę i odwróciłam się twarzą do Giseli.

– Zignoruj – mruknął Rafael czytając mi w myślach.

– Co się stało? – szepnęła Gisela. Juan miał zmieszaną minę.

– Paparazii – mruknął – Rafa ma rację,po prostu zignoruj.

Skinęłam niepewnie głową i dopiłam swoje frappucino.

– Może lepiej już chodźmy-zaproponowała Gisela-I tak zrobiło się już późno

Pożegnaliśmy się przed kawiarnią,bo tylko my zatrzymaliśmy się na Upper East Side,zarówno Gisela jak i Juan zamieszkali po drugiej stronie Central Parku,chociaż w różnych hotelach. Gdy jechaliśmy taksówką,ciągle byłam niespokojna.

– Coś nie tak? – Rafa spytał z troską delikatnie ściskając moją dłoń

– Nie,wszystko w porządku – odparłam automatycznie – Wszystko dobrze.

Obdarzył mnie delikatnym uśmiechem i przez resztę drogi albo milczeliśmy wyglądając przez okno albo rozmawiając półsłówkami.

– Nareszcie! – Marina wstała od swojego stolika i ruszyła w naszym kierunku,gdy tylko pojawiliśmy się w holu – Spencer chce koniecznie z tobą porozmawiać!

I nie czekając na moją odpowiedź złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

– Zobaczymy się później – rzuciłam tylko do zaskoczonego Rafy zanim zdążył zniknąć mi z oczu.

Zauważyłam,że siedzi z nią jakiś facet. Czyżby ktoś z Nike? I dlaczego powołała się na Spencera?

Dopiero gdy podeszłam bliżej zobaczyłam,że to nie był nikt z Nike'a,ale mój trener we własnej osobie. Chociaż nie wiem czy to najlepsze określenie,bo...zgolił brodę!

Otworzyłam usta ze zdziwienia

– Mój Boże,Spencer nie poznałam cię!Co ci odbiło?

– Tyle razy mu powtarzałaś,żeby się ogolił no i masz – oznajmiła Marina-Ale tak naprawdę to ja sama miałam dość – dodała szeptem – To było...strasznie niewygodne.

Zachichotałam mimowolnie.

– I tylko dlatego chciałeś mnie widzieć w trybie natychmiastowym?

– Oczywiście że nie. Powiedz mi,jak zamierzasz jutro wygrać?

– No...zamierzam tradycyjnie grać mocny topspin,dobrze serwować i nie dać jej przejąć inicjatywy – odparłam wciąż nie wiedząc do czego zmierza.

– Całe szczęście – stwierdził – Tylko sprawdzałem czy to randkowanie nie wpłynęło negatywnie na twoją koncentrację.

– Ha ha,bardzo śmieszne. To raczej ja powinnam kontrolować ciebie.

Skrzyżowałam ramiona i uniosłam prowokacyjnie brew.

– Zgoda.Ale to nie ja później myślę o niebieskich migdałach gdy trzeba się skupić na timingu

– A ja nie flirtuję na boku,gdy trzeba wytłumaczyć jak najlepiej ścinać narożnik! – byłam w coraz bardziej bojowym nastroju.

– Spokój,oboje! – krzyknęła Marina tonem przedszkolanki uspokajającej kłócące się dzieciaki – Kinga,przepraszamy cię,ale po prostu chcieliśmy sprawdzić,czy wciąż myślisz poważnie o turnieju.

– Co takiego? – żachnęłam się – Przecież po to tu przyjechałam. Żeby wygrać!

– Rozumiem,ale...cóż,po prostu zdawałaś się ostatnio taka zdekoncentrowana że nabraliśmy wątpliwości – wyjaśnił Spencer.

– Nie musicie mnie trzymać za rękę – obruszyłam się – Wiem czego chcę. A teraz wybaczcie,idę wziąć gorącą kąpiel

– Dobrze. Widzimy się jutro punkt dziewiąta na treningowej piątce.

– Jasne – mruknęłam – Dobranoc.

Idąc do windy wciąż byłam lekko oburzona. Za kogo oni mnie uważali?Jakby tego było mało,w korytarzu natknęłam się na Woźniacką.

– Och nie znowu ty? – jęknęłam.

– Czytasz mi w myślach. Właśnie miałam powiedzieć to samo – syknęła mierząc mnie wzrokiem – Dokąd się wybierasz?

– Nie twoja sprawa.

– A może jednak? Czy to nie czasem pokój Rafaela?-- spytała niewinnie.

– To mój pokój.

– Nie byłabym tego taka pewna. Doskonale widziałam jak się w nim kręcił. Lubimy szybkie numerki,co?

Przesadziła. Grubo przesadziła. Nikt nie będzie mnie nazywać dziwką!

– Posłuchaj mnie wredna suko,bo więcej nie powtórzę – warknęłam celując w nią palcem – To jest też mój pokój,bo tak się składa,że ja i Rafael jesteśmy razem

Jej mina była niesamowita. Była to mieszanka irytacji,zaskoczenia i złości. Warto było to zobaczyć,ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę,że wygadałam się przed swoją największą rywalką. Zrobiłam jednak dobrą minę do złej gry.

– Dobranoc Karolinko – powiedziałam po polsku i zniknęłam za rogiem.

– Co tak długo skarbie? – spytał Rafa gdy się zjawiłam – Tęskniłem...

Podszedł bliżej i pocałował w usta.

– Kochanie,nie było mnie niecałe pół godziny – odparłam z rozbawieniem – Przepraszam,mała kłótnia ze Spencerem. Nic wielkiego

– Ok,skoro tak twierdzisz. Obejrzymy jakiś film?

– Pewnie. Tylko najpierw wezmę kąpiel.

Nie było nic na DVD więc pozostała nam telewizja. Był to jakiś film sensacyjny,a jako że za nimi nie przepadam dość szybko usnęłam wtulona w ramię Rafaela i wolna od wyrzutów sumienia i niepewności.

Przepraszam,że rozdział nie ukazał się wczoraj,ale kompletnie na nic nie miałam wczoraj czasu i też tego nie planowałam, inaczej bym uprzedziła. No i za tytuł, ale nie znajduję innego, który skutecznie oddałby wydarzenia. Czasem proste rozwiązania są najlepsze :D
Co do Karoliny:Każde opowiadanie musi mieć czarny charakter, ale bez obaw, nie będzie jedyna ;)
Widzę,że statystyka rośnie z dnia na dzień i jestem dumna z tego powodu, dlatego też poprosiłabym o więcej komentarzy :) 
Standardowo, do wtorku !
Gatique







wtorek, 14 lipca 2015

1.16 Blond kameleon doznaje upokorzenia.

-­ Jestem oficjalnie gotowa do rozpoczęcia turnieju-­ oświadczyłam z promiennym uśmiechem na konferencji tego samego wieczora-­ I przysięgam,że zrobię wszystko żeby znów przynieść dumę Polsce.
Dziennikarzy było mnóstwo. Wszyscy mają wielkie oczekiwania,które staram się spełniać. Oczywiście w miarę możliwości,bo jak tylko zaczynają się pytania o życie prywatne opowiadam mi bajeczki o tym,jak to dobrze żyje mi się z rodzicami we Wrocławiu i że “w moim życiu nie ma mężczyzny”.Robiłam to z uśmiechem na ustach,bo chwilę przed konferencją miała miejsce bardzo satysfakcjonująca,chociaż napawająca równocześnie niepokojem,sytuacja.
Wychodziłam z pokoju i udawałam się na hol,gdy z pokoju naprzeciw wyszedł nie kto inny jak Caroline Wozniacki.
-­ Co ty tu robisz do cholery?!-­ warknęłam.
-­ A nie widać?-­ skrzyżowała ręce na piersi-­ Obecnie mieszkam.
-­ No to raczej długo tu nie zabawisz-­ odparłam.
-­ Słucham?!
-­ Nie rób z siebie większej idiotki. Przecież obie wiemy,że nie masz tu właściwie nic do szukania. No,może poza niknącą popularnością-­ odparłam zjadliwie po polsku.
W sekundę zrobiła się czerwona.
-­ Ach tak?-­ warknęła-­ To się jeszcze okaże!
-­ Powodzenia-­ prychnęłam i weszłam do windy. Podążyła za mną.
-­ Dokąd to się wybieramy?-­ zagadnęłam niewinnie-­ Bo w takim stroju możesz co najwyżej zostać hostessą w Tesco.
Miała na sobie wąską różową sukienkę opinającą ciało z dużą kokardą w pasie.
-­ Tak się składa-­ syknęła-­ Że umówiłam się Rafą Nadalem tam na dole.
Zdrętwiałam. Mówiła poważnie czy blefowała dla popisu?
-­ Doprawdy?-­ mruknęłam obojętnie,starając się opanować drżenie w głosie.
-­ Owszem. Pomoże mi wybrać nowy naciąg i rakietę. Czy to nie cudownie?-­ powiedziała słodko.
Jej twarz znów odzyskała swój dawny kolor. Teraz cała aż pękała z dumy. Zanim zdążyłam coś odwarknąć winda zatrzymała się i Caroline wyszła z niej pewnym krokiem rzucając mi ostatnie pełne pogardy spojrzenie.
Rafa stał przy wyjściu z Tonim. Najwyraźniej szykował się do wyjścia.
-­ Hej Rafaelu-­ zagadnęła słodko Caroline podchodząc do niego i chwytając za ramię-­ Jesteś gotów?
Rafa miał zmieszaną minę. Stał sztywno patrząc na nią jakby pierwszy raz widział ją na oczy.
-­ Gotów na co?-­ spytał uprzejmie.
-­ Jak to na co?-­ puściła go momentalnie-­ Miałeś mi pomóc wybrać nowy sprzęt!
-­ Ach,racja-­ westchnął-­ Przepraszam,zapomniałem.
Znów zrobiła się czerwona. Była jak jakiś blond kameleon. Jej twarz wyrażała niedowierzanie i gniew. Obróciła się na pięcie i odeszła.
Rzuciłam jej pogardliwe spojrzenie,gdy mnie mijała nie zważając na to,że mogłaby mnie rozszarpać. Zdawała się jednak go nie zauważyć i po prostu minęła mnie z impetem. W tej samej chwili Rafa mnie zauważył.
-­ Co to miało być?-­ spytałam krzyżując ręce na piersi gdy już znaleźliśmy się sam na sam w naszym pokoju.
-­ O co ci chodzi?-­ spytał cicho.
O Caroline.
Ach to-mruknął-­ Zapomniałem o niej
A nie pomyślałeś żeby mi o tym powiedzieć?!-­ wybuchnęłam.
Kochanie,przepraszam-powiedział skruszony łapiąc mnie za ręce-­ Ale sama widzisz,jestem teraz taki zapracowany,że zapomniałem o niej a co dopiero żeby ci powiedzieć. Jeszcze ta akcja z Benito...
Co się stało?
Ach,nic takiego-machnął ręką-­ Zwykłe nieporozumienie to wszystko.
W porządku-­ powiedziałam uspokojona-­ Ale,następnym razem mów mi o tym. Wiesz,że jej nie ufam
Jej czy mnie?-­ spytał z żalem w głębokich,brązowych oczach
Zamilkłam na chwilę.
Przecież wiesz,że ci ufam-­ odparłam w końcu.
To dlaczego prawie robisz awanturę o taką błahostkę?
Bo ona jest zdolna do wszystkiego.
Czy ty myślisz,że jestem głupi i dam się jej omotać? Wiesz co...
Odwrócił się i wyszedł trzaskając drzwiami. Zamknęłam oczy i policzyłam w myślach do dziesięciu.
Wrócił dopiero kiedy leżałam w łóżku i zasypiałam. Po krokach wyczułam,że nie był pijany i chociaż to nie w jego stylu,byłoby to prawdopodobne. Zamknęłam oczy udając,że śpię. Usłyszałam szelest. Wziął narzutę z brzegu łóżka i poduszkę z małej kanapy po czym położył się na podłodze.
Serce mi się ścisnęło. Walczyłam chwilę sama ze sobą a potem podniosłam się.
Rafael?-­ wyszeptałam
Co,chcesz mnie oskarżyć o coś jeszcze? Dalej,śmiało
Chciało mi się płakać. Dlaczego był taki niesprawiedliwy?
Położyłam się więc obok niego.
Przepraszam misiaczku-­ wyszeptałam wtulając się w jego plecy. Nie odsunął się.-­ Nie chciałam żeby to tak zabrzmiało.
Westchnął a potem obrócił się w moja stronę. Nawet w ciemności widziałam zarys jego twarzy,chociaż oczy były wtopione w ciemność. Musiał się wykąpać,bo wyczułam zapach jego ulubionego żelu pod prysznic.
Dlaczego? Dlaczego mi nie ufasz?-­ spytał.
Bo wciąż nie wierzę,że nasz związek jest możliwy-­ odparłam niepewnie.
W tej chwili pewnie zmarszczył brwi.
Jak to?
No po prostu-­ szepnęłam-­ Wciąż nie wierzę,że ktoś taki jak ty może być z kimś takim jak ja
Kinga co ty wygadujesz? Przecież nie różnimy się niczym od innych par-­ zdziwił się.
Nieprawda. Ty jesteś sławny,bogaty a ja...dopiero do tego dochodzę. Jestem zwyczajna.
I właśnie dlatego. Nie potrzebuję jakiejś gwiazdki pokroju Caroline za wszelką cenę szukającą poklasku. Potrzebuję ciebie. Taką jaką jesteś
Słabo widziałam jak się uśmiechnął i pogładził mnie po policzku. Łza zakręciła mi się w oku.
Pocałowałam go namiętnie w odpowiedzi. Odrzucił na bok narzutę i przyciągnął mnie do siebie,a ja usiadłam okrakiem i coraz żarliwiej oddawałam pocałunki. W końcu delikatnie wziął mnie na ręce i położył na łóżku całując po szyi,dekolcie,piersiach.
Nie-­ powiedziałam w końcu stanowczo odsuwając się-­ Nie dzisiaj. Dziś chcę zasnąć w twoich ramionach i o niczym nie pamiętać.
Po chwili leżałam więc bezpiecznie wtulona w jego tors przepełniona szczęściem.
Tym razem byłam pewna swoich uczuć.
Rafael?-­ szepnęłam.
Tak?
Kocham cię-­ powiedziałam z bijącym sercem.
Ja ciebie też-­ odparł bez chwili wahania ujmując mój podbródek i składając na moich ustach ostatni tej nocy pocałunek.


*

Rano wstałam w świetnym humorze. Był początek turnieju,pogodziłam się z Rafą,wyznałam mu miłość,a Spencer ogłosił,że dziś trening odbywa się o jedenastej,bo wcześniejsza rezerwacja kortów jest niemożliwa. Czego chcieć więcej?
Gdy tylko się przebudziłam na etażerce zauważyłam tacę ze śniadaniem. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Był taki kochany!
Ale w pokoju go nie było.
Przestań – zganiłam się w myślach za złośliwe podejrzenia – Wczoraj tego żałowałaś,możesz pożałować po raz kolejny
Wzięłam więc do ręki tosta francuskiego i ugryzłam kawałek. Przez chwilę jadłam w milczeniu,do momentu gdy do pokoju wszedł Rafa.
Hej skarbie – powiedział z uśmiechem.
Miał na sobie szorty i bluzę od dresu. Najwyraźniej wybierał się na trening.
Hej – odparłam i dałam mu buziaka na powitanie – Czy ty masz trening o innej godzinie niż o dziewiątej?
Nie. Toni jest bardzo konsekwentny. A czemu pytasz?
Z ciekawości – odparłam szczerze – Jest bardzo...
Stanowczy? – dokończył – Tak. A nawet bezwzględny.
Aż tak? – przestraszyłam się nieco.
No...w sumie.... – zmieszał się trochę przeczesując palcami włosy.
Ej mnie możesz powiedzieć – powiedziałam czule głaszcząc go po dłoni.
To nic wielkiego,naprawdę – kajał się coraz bardziej – Po prostu....nigdy nie miałem u niego taryfy ulgowej. Wręcz przeciwnie. Traktował mnie jak kompletne beztalencie. Nie pozwalał nikomu świętować gdy cokolwiek wygrałem,bo twierdził,że mam jeszcze dużo do zrobienia w tym kierunku. Nie chcę się skarżyć,bo dużo mu zawdzięczam,ale czasami mnie to dobija.
Otworzyłam usta ze zdziwienia.
Jej. Nie wiedziałam. Zawsze myślałam,że to Spencer jest wcieleniem surowości. Mój biedaku – dodałam obejmując go.
Jakby się nad tym głębiej zastanowić,to było to najlepsze co mogło go spotkać. Poważnie. Może i mnie przydałby się ktoś taki? Ktoś kto wydobyłby ze mnie cały drzemiący we mnie potencjał?
Chociaż kiedy sobie pomyślę co by to oznaczało...
Niech będzie na razie tak jak jest.
No,muszę lecieć – oznajmił Rafael wstając – Nie chcę się spóźnić. Pa,kochanie!
Uśmiechnęłam się smutno gdy wziął torbę i wyszedł. Nie chciałam tu zostać sama.
Położyłam się na wznak na łóżku i zamknęłam oczy. W takich momentach czułam się bezwartościowa i niewdzięczna losowi za to,co mi dał. Bo gdy mój mężczyzna w pocie czoła trenował odbijanie żółtej piłeczki pod okiem wujka despoty,ja-będąc w czołówce zawodowych tenisistek-jak gdyby nigdy nic wylegiwałam się na olbrzymim hotelowym łożu.
Życie jest...dziwne.
Gdy w końcu podniosłam tyłek z pościeli i ubrałam się jak należy,zadzwonił mój telefon.
Halo? – rzuciłam nie zerkając na wyświetlacz.
RZUCIŁA GO!!!! – w słuchawce rozległ się przeraźliwy pisk.
Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia
Naprawdę?
Czy gdybym żartowała dzwoniłabym do ciebie z samego rana? – spytała lekko poirytowana Gisela.
No w sumie...
Dobra,może i tak – ucięła tłumiąc chichot – Ale przysięgam,że to prawda.
O kurczę – zachichotałam – Niech tylko Rafa wróci z treningu!
Przez chwilę chichotałyśmy do słuchawek jak małe dziewczynki aż w końcu otrzeźwiałam i zapytałam:
A tak właściwie z jakiego powodu?
Podobno „nie miał dla niej wystarczająco dużo czasu” – powiedziała przedrzeźniając ton Zairy
Jaaasne – mruknęłam przeciągle – Wszyscy wiemy że wpadłaś mu w oko.
Tak myślisz? – spytała piskliwym głosem.
Pewnie. Widziałam jak na ciebie patrzył wtedy w Cincinatti! Kuj żelazo póki gorące!
Postaram się...ale jak?
Hm...pogniewałabyś się,gdybym wtajemniczyła Rafę?
Sama nie wiem...
Halo,oni się przyjaźnią – przewróciłam oczami.
No właśnie – podchwyciła – Rafa mu powie.
Gwarantuję ci,że nie. Jakoś go przekonam. To co?
Przez chwilę milczała a potem westchnęła ciężko i powiedziała:
Niech będzie. Zadzwoń do mnie jak czegoś się dowiesz. To pa!
Jasne. Na pewno się czegoś dowiem

Trouble in paradise.
Wimbledon się zakończył słodko-gorzko. Ale to temat do pogawędek. Jeśli chodzi o poprzednią część to bez obaw. Nie będzie tu żadnego Greya,nic z tych rzeczy :D Po prostu wyjaśniłam o co chodziło w zakładzie z Giselą a resztę dopowiedzcie sobie sami :D
Do piątku !
Gatique

piątek, 10 lipca 2015

1.15 Do punktu wyjścia.

Cholera,dziś ma chyba dobry dzień-­ myślałam podczas rozgrywania swojego podania. Było 5:4 i 30:0 dla Any a ja broniłam się przed porażką w pierwszym secie. Jej nadgarstek wyjątkowo dobrze się dziś sprawował,bo zaskoczyła mnie kilkoma świetnymi returnami. Obawiałam się swojego podania,zwłaszcza drugiego,bo piłka na kortach twardych ma mniejszą rotację,przez co daje mi mniej czasu na ustawienie się. Zwyczajnie dzisiaj po prostu nie zdążałam do piłek.
I stało się. Po głupim błędzie w siatkę,miała setową,a potem jak głupia dałam się rozprowadzić,az w końcu skończyła forhendem po linii. Szlag!
Zdenerwowałam sie na samą siebie i swoją głupotę i z tej złości rzuciłam rakieta o kort,jednak zrobiłam to łagodnie,pamiętając co się dzieje gdy pozwalam emocjom wziąć górę nad rozsądkiem.
-­ Co się dzieje?-­ spytał Spencer,gdy przyszedł do mnie na krótką konsultację.
-­ Ona jest za dobra-­ odparłam.
-­ Nieprawda. To ty jesteś za słaba-­ powiedział stanowczo-­ Jej gra jest prosta. Rozrzucić cię i skończyć,najlepiej z forhendu
-­ Wiem o tym-­ mruknęłam-­ Ale ten jej forhend jest piekielnie dobry.A moja rotacja tu nie działa
-­ Więc bądź cierpliwa i staraj się ją zmusić do błędu.Pokaż,że się nie poddasz i że ta złość to taka mała demonstracja.Aha,i slajsuj drugie podanie,albo graj kickiem. Tylko tędy droga-­ rzucił na odchodnym i wrócił na trybuny a ja na kort.
Wzięłam sobie jego rady do serca,zawsze tak robię i się do nich stosuję.Wiem,że tak naprawdę nawet samej sobie nie mogę zaufać w takiej sytuacji.
Drugi set zaczął się troszkę lepiej.Przełamałam ją w pierwszym gemie i wygrałam swoje podanie na 2:0.Spencer miał rację,tylko slajsem albo kickiem można dziś odnieść sukces. Ana jednak nie składała broni.W życiu nie widziałam jej takiej zaciętej. Biegała do wszystkiego,nawet do lobów pod końcową linię i skutecznie je odgrywała. Co w takiej sytuacji mogłam zrobić?
Szybko się odłamała i wyszła na prowadzenie 3:2. Ale i we mnie coś pękło bo dałam się łatwo przełamać(bardzo jej w tym pomogłam zaliczając ramę i korytarz)
Było więc 4:2 i serwowała na 5:2. I wtedy,gdy już mi się wydawało,że się zdenerwowała,znów zaczęła trafiać.I to w dodatku bardzo efektownie.Uznałam,że widziałam dość i chciałam to jak najszybciej zakończyć.
Pobawiłam” się we własnym gemie podaniem szukając asów,co o dziwo raz mi się udało i dość łatwo wygrałam go do 15.
Ostatni gem,to popis doskonałej gry Serbki,i co tu dużo mówić,mojej bardzo marnej. Ale prawda była taka,że straciłam jakikolwiek zapał do podjęcia dalszej walki i po prostu oddałam jej zwycięstwo.
Spencer nie był na mnie zły,uważał że Ana grała dziś koncertowo i nawet samej Szarapowej czy Williams trudno byłoby ją ograć.Tym nie mniej nie szczędził mi uwag dotyczących gry.
A więc turniej w Cincinnati zakończyłam na trzeciej rundzie,ale to nie znaczyło,że to koniec.To dopiero początek misji...

*

-­ Nie ruszaj się,prawie skończyłam!-­ syknęłam gdy Gisela gwałtownie się poruszyła podczas gdy malowałam jej powiekę
-­ Chciałam sie tylko zobaczyć!-­ zaprotestowała.
-­ Zobaczysz jak skończę-­ ucięłam-­ Teraz siedź prosto i zamknij oczy.
Zgodnie z planem przygotowywałam ją do przylotu Juana. Miała wyglądać naturalnie,ale tak seksownie,żeby nikt nie mógł się jej oprzeć.
Ubrałam ją więc w śliczny sweterek w paski i czarne,skórzane rurki.Włosy spletłam w niedbałego,wręcz zadziornego warkocza,a na głowę dla ozdoby założyłam opaskę z beżowym kwiatkiem pasującym do pasków.
-­ I jak?-­ spytałam gdy pozwoliłam jej otworzyć oczy.
-­ Jej,Kinga wyglądam fantastycznie!-­ oznajmiła gdy w końcu przestała przewiercać na wylot swoje odbicie
-­ Starałam się-oznajmiłam skromnie odgarniając za ucho kosmyk włosów wymykający się z niedbałego koka na czubku głowy-­ No,jak to nie pomoże,to ja już sama nie wiem!
Gi była już gotowa,zaś ja postanowiłam ubrać się w krótki,pomarańczowy sweterek z dużymi oczkami i białe dżinsy. W końcu trzeba dobrze wyglądać na przylot swojego mężczyzny!
-­ Aha,byłabym zapomniała-­ odwróciła się od lustra i pogrzebała w torebce a po chwili pomachała mi różowymi kajdankami,po czym mi je rzuciła
Spojrzałam na nią wymownie i pokręciłam głową
-­ Powodzenia-­ mrugnęła do mnie okiem-­ I pamiętaj,że będę uważnie słuchała twojej relacji.
-­ Jasne-­ mruknęłam przeciągle,wciągając sweter przez głowę-­ Ale pamiętaj,że później ci je oddam,żebyś zrobiła to samo z Pico!
-­ Tego w umowie nie było-­ obruszyła się.
-­ Ale może być-­ wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i zaraz tego pożałowałam,bo dostałam w twarz poduszką.
Z piskiem zaczęłyśmy się okładać poduszkami aż w końcu zabrzęczała moja komórka,obwieszczając,że Rafa już jest na dole.
-­ Szybko!-­ poganiałam Giselę,która nie mogła zapiąć paska od sandała-­ Oni już są!
-­ No przecież idę-­ odparła zniecierpliwiona
W holu,próbując jakoś ustawić swoje bagaże stał Rafael. Wyglądał jak zwykle nieziemsko.
Pico,z nonszalancją opierał się o blat podczas gdy Pani Silikon zwana także Zairą poprawiała włosy i spoglądała na swoje paznokcie. Owszem,była bardzo,bardzo ładna i dostrzegłam kątem oka jak Gisela się wzdrygnęła,ale gołym okiem widać było,że to wszystko co ma do zaoferowania. W dodatku wszystko było robotą chirurgów i speców od wizerunku.
Odchrząknęłam. Pora zacząć przedstawienie.
Weszłyśmy z Giselą na hol udając,że zawzięcie rozmawiamy. Rafael podniósł głowę.
-­ Kinga?-­ spytał uśmiechając się-­ Co ty tu robisz?
-­ Och cześć!-­ udałam,że dopiero teraz go zauważyłam i podeszłam bliżej. Gisela nieśmiało kroczyła za mną-­ Zatrzymałam się tu,ale jutro wylatuję.
-­ Co za zbieg okoliczności-­ powiedział z nutą sarkazmu całując mnie,jak to miał w zwyczaju w oba policzki.
-­ Cześć Pico!-­ przywitałam się,być może nieco zbyt entuzjastycznie,ściskając go.
-­ Witaj-­ odparł zaskoczony-­ Miło cię widzieć.
Zaira spojrzała wymownie w górę dając do zrozumienia,że czuje się ignorowana.
-­ Ach tak,poznaj,to jest Zaira. Moja dziewczyna
-­ Miło mi-­ odparłam uprzejmie podając rękę.
-­ Mnie również-­ odparła ściskając ją krótko. Auć,gdyby głos mógł zamrażać...
-­ A to pewnie jest Gisela?-­ spytał Rafael spoglądając na Gi
-­ Tak. Miło mi cię wreszcie poznać. Jesteś moim mistrzem-­ odparła Gi zaskoczona,że i ją przywitał w identyczny sposób jak i mnie.
-­ Hej,Gisela my się już chyba gdzieś spotkaliśmy,prawda?-­ spytał Juan spoglądając na nią
-­ Ach tak-­ odparła niepewnie-­ W zeszłym roku,chyba w Buenos Aires?
Tylko spokojnie-­ upomniałam ją w myślach.
-­ Racja,pamiętam. Nie poszło nam wtedy co?-­ mrugnął do niej lekko,a ona spłonęła rumieńcem
-­ To...może chodźmy gdzieś indziej?-­ rzuciłam przerywając zapadającą ciszę.
-­ Dobry pomysł. Co o tym myślisz kochanie?-­ powiedział Juan.
-­ Sądzę-­ wycedziła miażdżąc Giselę wzrokiem-­ Że to jest doskonały pomysł.
Chyba czeka nas dużo pracy...
Usiedliśmy wszyscy w hotelowym barze(chociaż słowo “wszyscy” można wziąć w cudzysłów,bo Zaira obecna była tylko ciałem,które było zajęte wyrażaniem pogardy dla każdego gestu ze strony Giseli w kierunku Juana,ale pomińmy to). Gisela pozbyła się napięcia,które towarzyszyło jej od początku i teraz całkiem swobodnie rozmawiała z Juanem. Nie umknęło mi oczywiście jak na nią patrzył. Z każdą chwilą zdawali się być sobie coraz bliżsi.
A Rafael i ja....no cóż,gadaliśmy o bzdurach i przytakiwaliśmy. Patrzyłam na jego usta z pożądaniem. Nie mogłam się doczekać kiedy będziemy się mogli w końcu pocałować
W końcu Zaira nie wytrzymała.
-­ Wychodzę-­ oznajmiła podnosząc się gwałtownie-­ Będę w pokoju kotku.
-­ W porządku kochanie-­ odparł mrugając do niej-­ Zaraz przyjdę.
Obdarzyła go promiennym uśmiechem od ucha do ucha i odeszła machając włosami
-­ Dziwka-­ mruknęłam po polsku.
Mówiłaś coś?-­ spytał Rafael odwracając głowę w moją stronę.
-­ Co...ja...och,tak tylko-­ wyjąkałam-­ Coś po polsku,nie ważne.
Uniósł brwi i pokiwała głową.
-­ Nie gniewajcie się,ale będę leciał-­ oznajmił Juan wstając-­ Do zobaczenia.
-­ Pa-­ wyszeptała ledwo słyszalnie Gisela. Po chwili i ona wstała.
-­ No...widzimy się jutro rano Kinga-­ oznajmiła wstając od stolika-­ Cześć!
-­ Zdaje się,że nareszcie możemy zająć się sobą-­ mruknął Rafael.
-­ Zachowaj pozory kotku-­ odparłam cicho.
-­ Pozory mylą.
-­ I o to właśnie chodzi.
-­ To może najpierw pójdę się rozpakować a potem przyjdę do ciebie?
-­ Świetnie. Będę czekać-­ wymruczałam.

*

Podczas kąpieli w wielkiej wannie rozmarzyłam się.
Odkąd przyjechałam z Majorki zadaję sobie pytanie:Co on we mnie widzi?Przecież takich jak ja są na świecie miliony. Zwyczajne,proste dziewczyny. No...może nie do końca jestem taka zwyczajna,bo bycie mistrzynią dwóch turniejów Wielkiego Szlema jest co najmniej wyjątkowe,ale i bez względu na to. Może zależy mu tylko na szybkich numerkach podczas touru,skoro i tak jestem pod ręką?
Nie.
On taki nie jest. Może i znam go osobiście krótko,ale jego wypowiedzi,sposób zachowania. Nie.To do niego nie pasuje. To nie to samo co Verdasco.
Uspokojona nieco tym tokiem myślenia odchyliłam głowę do tyłu i zaczęłam nucić pod nosem “Te amo” Rihanny. .Nie zauważyłam nawet kiedy zaczęłam śpiewać trochę przeinaczając tekst.
-­ My soul hears his cry, without asking why....I said Te Amo, wish somebody'd tell me what he said...te...
-­ AAAA!!-­ pisnęłam i natychmiast otworzyłam oczy gdy niespodziewanie woda zafalowała i poczułam czyjś dotyk
-­ Cii!-szepnął Rafa kładąc mi palec na ustach
Masz pojęcie jak mnie przestraszyłeś?!”-chciałam krzyknąć,ale jego uśmiech skutecznie mi to uniemożliwił i nie pozostało mi nic innego jak tylko poddać się chwili.
Ciężko mi określić jednoznacznie uczucia,które mi towarzyszą kochając się z nim. To coś pomiędzy ulgą i ekscytacją. Chociaż ekscytacja jest przy tym sama w sobie.
Gdy wielka tęsknota w końcu wybuchła pozwalając nam w pełni cieszyć się sobą(albo też kiedy woda zrobiła się zimna),Rafael wyszedł i delikatnie wyniósł mnie na rękach wprost do sypialni.
-­ Tak bardzo za tobą tęskniłam-­ wyszeptałam delikatnie całując jego usta.
-­ Ja za tobą też-­ wyszeptał w odpowiedzi gładząc moje włosy-­ Nawet nie wiesz jak ciężko było się budzić samemu w nocy po tych wszystkich chwilach,które z tobą przeżyłem. Kiedy kładłem się spać czułem twój zapach,gdy wstawałem słyszałem twój głos,nawet na treningu widziałem ciebie po drugiej stronie.
Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Ten Rafa,mój ukochany Rafa,który nie miał śmiałości żeby mocno mnie pocałować i nie wypuszczać w swojej własnej kuchni mówi mi coś takiego?Czy on mnie w takim razie...
Nie. Na pewno nie. Jeszcze nie.
A czy ja jego...?Jak mam to poznać?I jak poznam,że on też?
Sama nie wiem co o tym wszystkim sądzić.
-­ Jesteś szczęśliwy?-­ zapytałam w końcu.
-­ Teraz tak-­ mruknął mi do ucha-­ Nigdy w życiu nie byłem bardziej szczęśliwy
Przełknęłam ślinę.
-­ To dobrze-­ szepnęłam-­ To...cudownie.

*

Nazajutrz rano obudził mnie głośny tupot stóp na korytarzu. Nie zdążyłam się dobrze rozbudzić,gdy drzwi otworzyły się z impetem i wpadł przez nie Toni.
-­ Aha,tak myślałem że cię tu znajdę!-­ krzyknął tryumfalnie budząc Rafę.
-­ Co?-mruknął zaspany przecierając oczy i wypuszczając mnie z objęć-­ Co ty tu robisz?
-­ A jak ci się wydaje?-­ warknął-­ Zamiast iść na trening ty wylegujesz się w najlepsze ze swoją....-­ zawahał się przez moment-­ dziewczyną. Za pięć minut na dole!-­ oznajmił i ruszył do wyjścia
-­ Aha-­ dodał odwracając się w moją stronę-­ Przepraszam za najście,ale...sama rozumiesz
-­ Jasne. Nie ma sprawy-­ odparłam zawstydzona i lekko zaszokowana.
Rafael jęknął przeciągle i schował twarz w poduszkę
-­ Hej,ubieraj się bo nie zdążysz-­ rzuciłam wesoło
Chwilę marudził pod nosem,ale w końcu wstał i zaczął się ubierać. Chyba podobnie jak ja poczuł się nieco zawstydzony,bo zebrał resztę i pomknął do łazienki. Cóż,widok nagiego faceta z samego rana to wciąż dla mnie nowość.
Poleżałam jeszcze chwilę w łóżku aż wyszedł.
-­ Kinga..-­ zaczął z wahaniem
-­ Tak?
-­ Jeśli teraz wyjdę to zobaczymy się dopiero w Nowym Jorku
Spuściłam głowę. Miał rację.
-­ Ale musisz. Wiesz jaki jest Toni. A poza tym,samolot mam dopiero wieczorem. Może zdążymy
-­ Ale jeśli nie...-­ powiedział i ujął moją twarz w dłonie namiętnie całując.
-­ Do zobaczenia-­ wyszeptałam gdy przestał,po czym uśmiechnął się smutno i wyszedł.
No tak. Znowu wracamy do punktu wyjścia. 


*

Tak jak się spodziewałam,zobaczyliśmy się z Rafą dopiero podczas Us Open a konkretniej podczas imprezy Nike organizowanej co raku nad rzeką Hudson. Na szczęście zabrakło na niej Karoliny i tym razem nie miał mi kto zniszczyć sukienki,a ubrałam zwyczajną małą czarną z rękawami na ramionach i dekoltem w łódkę.
Impreza jak impreza,nic specjalnego. Jedzenie,alkohol,muzyka i rozmowy w towarzystwie. Pod jednym względem jest jednak wyjątkowa-nie muszę przychodzić sama co skrzętnie wykorzystuję zabierając Marinę i Spencera. Rafa zresztą też nie przyszedł sam,pojawił się wraz z całą swoją ekipą.
Podczas całego przyjęcia byliśmy aż do bólu ostrożni. Żadnych zagadkowych uśmiechów,głaskania po ręce,o pocałunku nie wspominając. Mogłabym zostać aktorką. Zrobiliśmy sobie jedynie przyjacielskie zdjęcie,które wrzuciłam na Facebooka. Cały ten teatrzyk zaczynał mnie już irytować,chciałam na każdym kroku pokazać co nas łączy. Ale skoro Rafa tego nie chciał...
Tym razem jednak spełniliśmy przyrzeczenie i wynajęliśmy razem pokój. Jeśli będę miała dość siły żeby co rano wstawać na trening to wpiszcie mnie do księgi rekordów Giunessa. Spencerowi średnio się to podobało,ale on sam miał od kilku turniejów pokój z Mariną więc wolał się nie oddzywać .Między nimi robiło się coraz poważniej. W sumie cieszę się ich szczęściem,ale w dalszym ciągu to dla mnie dziwna sytuacja. Gisela twierdzi,że to normalne,ale później idzie się przyzwyczaić. Cóż,mam nadzieję,bo nie chciałabym kiedyś nakryć ich w łóżku.
To by miało zdecydowanie zły wpływ na moją karierę i psychikę przy okazji.

*
Zapowiadał się ciekawy turniej....
W pierwszej rundzie grałam z Simoną Halep z Rumunii,która owszem,na korcie była sławna ale bynajmniej nie ze swoich tenisowych umiejętności tylko...ekhem,walorów. I chociaż to była już przeszłość ludzie nadal kojarzyli ją jako tenisistkę z największymi cyckami. Współczułam dziewczynie.
Zgarnięcie tytułu było o tyle łatwiejsze(chociaż nie jestem pewna czy w moim przypadku można już mówić o łatwości),że z powodu kontuzji stopy nie zagra Serena Williams. Cały tour oddycha pewnie z ulgą.
Rafael,jak na mistrza przystało drabinkę ma dość prostą. W pierwszej rundzie Teimuraz Gabashwilli. Takiemu to dobrze. Nie to co ja,bądź co bądź jeszcze żółtodziób,który musi płacić za zwycięstwo litrami potu.
Nie to żeby on tego nie robił. Zdążyłam go poznać już na tyle,że nauczyłam się jego niektórych nawyków. Walka do ostatniej piłki była jednym z nich. Po prostu jemu jest łatwiej mając pozycję i nazwisko.
Ach,i jeszcze jedna ważna rzecz. Caroline znów puszy się niemiłosiernie,bo “w zeszłym sezonie doszła do finału”.Tak,tak i co z tego?
Najbardziej na świecie pragnę zobaczyć jej minę,kiedy publicznie wyznamy światu swój romans. To będzie bezcenne!
Ale na razie trzeba z tym poczekać i póki co cieszyć się ze wspólnie wynajętego pokoju.
-­ Kochanie,nie zapomnij,że idziemy dzisiaj na popołudniowy trening z Tonim-­ przypomniał Rafael gdy wychodziłam z Giselą pozwiedzać miasto
-­ Nie zapomnę-­ musnęłam ustami jego wargi-­ Wszak już jutro zaczyna się turniej
Obie ustaliłyśmy,że w ostatni dzień wolny wypadałoby zwiedzić Nowy Jork. Nie wiem jakim cudem zdążymy to zrobić,ale liczą się chęci.
Wiem jedno.”Zwiedzanie” zawsze kończy się zakupami!

To chyba będzie ostatni dłuższy rozdział, bo zauważyłam, że do końca części pierwszej pozostało bardzo niewiele, więc trzeba dawkować. Poza tym, przyszłe wydarzenia muszę oddzielić osobną klamrą, więc musiałam ten przedłużyć. No i jestem otwarta do dyskusji o wczorajszym półfinale :D
Do wtorku :*
Gatique