– No to witaj Paryżu –
mruknęłam wychodząc przez rękaw z samolotu do budynku lotniska.
Zanim wylądowaliśmy,samolot krążył około piętnastu minut nad
pasem. Nigdy nie wiedziałam takiej ulewy we Francji;było
szaro,mgliście,a deszcz ciął na skos. Serce zabiło mi
radośnie,gdy tylko samolot dotknął kołami ziemi.
– Niezła ulewa,co? – Rafael
uśmiechnął się do przygaszonej Emeline. – Chyba nieczęsto
tutaj takie bywają.
Emeline pokręciła głową i
przyspieszyła kroku. Idący przed nami Toni wydał z siebie pomruk
sygnalizujący co o niej myśli.
– Dziwnie się zachowuje –
szepnęłam do Rafaela – Od kiedy wiadomo było,że lecimy na
Rolanda straciła zapał do wszystkiego.
A przede wszystkim do
złośliwych komentarzy.
– Też to zauważyłem –
przyznał Rafa – Myślisz,że tęskniła za ojczyzną?
– Wątpię. Gdyby tęskniła
byłaby teraz szczęśliwa – wskazałam głową na brązową
grzywkę znikającą w korytarzu prowadzącego do odbioru bagaży.
– Powinniśmy jakoś ją
pocieszyć...
– Nawet o tym nie myśl! –
zaprzeczyłam gwałtowniej niż zamierzałam
– Uuu,ktoś tu jest zazdrosny?
– Dał mi lekkiego kuksańca w żebro.
– Nawet jeśli to co?
– Kinga,skarbie powtarzam ci
po raz kolejny,że...
– Wiem co chcesz mi powiedzieć
– przerwałam – Ale ja wciąż jej nie ufam. Niech rozegra swoje
sprawy sama ze sobą. Nas to nie dotyczy.
Na lotnisku utknęli także
Gisela z Juanem. Nie były to wymarzone okoliczności do
spotkania,ale dobrze było ich widzieć.
– Ciekawa jestem jak długo to
jeszcze potrwa – marudziła znudzona czekaniem Gisela – Mam
ochotę na kąpiel. Albo chociaż na prysznic.
Emelinie stała cicho i
rozglądała się na boki z niepokojem. Gisela spojrzała na nią z
ukosa i rzuciła mi pytające spojrzenie. Wzruszyłam ramionami. Sama
chciałabym wiedzieć,a poza tym to nie były odpowiednie
okoliczności do takiej rozmowy.
Z nudów rozciągnęłam się na
sztywnym krześle w poczekalni i zaczęłam rozgrywać w głowie
mecz.
Stanęłam przy linii serwisowej
i wygładziłam spódniczkę barwy królewskiego błękitu z
pistacjową lamówką. Odbiłam piłkę kilka razy od ziemi
uwalniając kłęby rdzawej,kruchej mączki.
Nie wiem,kto stał naprzeciw
mnie;mogła to być Woźniacka,Agnieszka czy nawet Serena Williams.
Nie miało to najmniejszego znaczenia,należało przede wszystkim
dobrze wejść w mecz.
Piłka poszybowała z prędkością
około stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę w kierunku
beckhendu rywalki,która odbiła z powrotem. Zagrałam w tamtą
stronę jeszcze kilka razy aż tamta nie zdążyła do następnej
piłki.
Dobrze,po swojemu.
Zdecydowałam dołożyć nieco
siły do serwisu. Rywalka odegrała wysoko,a ja mogłam skończyć
piłkę szybkim drive-wolejem.
Coraz lepiej.
Chciałam powtórzyć,ale szala
serwisu przechyliła się na stronę siły,zamiast być na równi z
topspinem i w konsekwencji pierwszy serwis do poprawki.
Najbezpieczniej będzie zagrać kick-serwis. Nie spodziewałam się
jednak tak głębokiej piłki na samą linię i odebrałam ją spod
nóg. Wylądowała w samym środku siatki.
Bańka napięcia związanego z
pierwszymi punktami zdążyła prysnąć.
Wprowadziłam piłkę do gry.
Niezbyt kąśliwie,akurat tak by stworzyć sobie sytuację w punkcie.
Odegrała na linię boczną. Pobiegałam trochę rozrzucając piłkę
na prawo i lewo,a na koniec znów na lewo. Nie wytrzymała i
strzeliła rozpaczliwie w poszukiwaniu linii,przez wysoką siatkę,ale
piłka poszybowała na korytarz deblowy.
Może mała zmiana kierunku?
Tym razem dobry serwis na
linię,return na środek i łatwo skończony punkt w beckhendowy róg
dający mi gem otwarcia.
Po pierwszym gemie wiadomo o
rywalce właściwie wszystko,nawet jeśli wcześniej się z nią nie
grało. Czy uderza mocno,czy też nie. Czy biega szybko,a może
wolno?Czy broni się skutecznie,czy nie,bo jest
wolna?Oraz,najważniejsze-jakie ma nastawienie do dzisiejszego meczu.
Czułam smak wody i napojów
energetycznych pitych podczas pierwszej przerwy i w ciągu całego
meczu. Otarłam dłonie z potu i wstałam,by ustawić się do returnu
w kolejnym gemie...
– Hej,jesteś tutaj?
Zamrugałam kilka razy gdy Juan
pomachał mi przed oczami dłonią. Ach tak. Jestem w Paryżu. Ale
jeszcze nie tam gdzie być powinnam.
Gdy dotarliśmy w końcu do
hotelu,miałam dość wszystkiego. Od razu zeszłam do baru i
zamówiłam sobie drinka. Nie umknęło mojej uwadze,że Emeline
zniknęła gdzieś wśród całego zgiełku.
Zamieszałam kostkami lodu w
kubku. Wyraźnie się mnie ostatnio przestraszyła,kiedy powiedziałam
że ją zwolnię. Od tego czasu trzyma się na dystans i pilnuje się
nawet w stosunku do Rafaela. A teraz znika gdzieś od razu po
wylądowaniu...
Potrzebowałam Giseli i jej
teorii spiskowych.
– Mogłaś mieć rację –
syknęłam pociągając ją za ramię. W tym roku oboje z Pico
zaszaleli i wynajęli apartament w tym samym hotelu co my.
– Ale z czym? – Blondynka
zmarszczyła brwi i upiła ze słomki łyk czerwonego drinka.
– Z nią – szepnęłam i
zamówiłam sobie kolejnego, po czym zaprowadziłam ją do wolnego
stolika.
– Co dokładnie masz na myśli?
– Pamiętasz nasze zakupy w
Palmie? – Kiedy skinęła głową dodałam: – Powiedziałaś
wtedy,że Emeline może być zbiegłą kryminalistką i tak dalej...
– Ach tak,owszem – Delikatne
zmarszczki na jej czole się wygładziły rozjaśniając jej twarz –
Podtrzymuję.
– I ja też.
– Że jak?! – Spojrzała na
mnie wstrząśnięta.
– Tak. Na lotnisku zachowywała
się dziwnie,ale teraz kiedy jesteśmy w samym sercu Paryża to się
robi podejrzane. Tak jakby dopiero do niej dotarło,że wróciła do
swojego kraju.
– Hm... – Gisela zamieszała
słomką,po czym pociągnęła wolno łyk – Może i miałam rację.
Jeśli ma jakiejś problemy z tutejszym prawem,to ma przed czym się
kryć.
– Właśnie – przytaknęłam
– Zaczynam się niepokoić,kogo przyjęliśmy pod swój dach.
– Do pracy,a nie pod dach –
zauważyła
– Jeśli do pracy to i do
rodziny. Prosta logika Nadalów.
Upiłam potężny łyk drinka.
Zaczynałam czuć krążącą szybciej w żyłach krew. Jeśli wypiję
jeszcze parę takich,może uda mi się coś wymyślić.
– Co Rafa na to? – spytała
Gi
– Jeszcze z nim nie
rozmawiałam.
– Zrób to jak najszybciej. Na
pewno weźmie twoje spostrzeżenia pod uwagę.
– A jeśli nie? On twierdzi,że
jestem po prostu zazdrosna.
Przewróciła oczami.
– Zazdrość swoją drogą.
Ale gołym okiem widać,że coś z nią jest nie tak.
Westchnęłam. Dlaczego musiałam
mieć na głowie tyle problemów?Zaczęło się od nieudanych prób
zajścia w ciążę,a skończyło na rzeczniczce prasowej o
podważalnej reputacji.
Nie ma to jak mieć ciekawe
życie.
*
Nazajutrz po treningu w samym
sercu upału(Co za paradoks!Wczoraj na lot lało jak z cebra,a
dzisiaj na trening słońce grzeje niemiłosiernie)złapałam Rafę w
szatni. Popatrzył na mnie zdziwiony,gdy znalazłam się tuż przy
jego szafce.
– Kinga – powiedział. –
Co tutaj robisz?
– Musimy pogadać –
stwierdziłam bez ogródek.
– Komuś coś się stało? –
Jego oczy błysnęły niepokojem – Nabawiłaś się jakiejś
kontuzji? – Jego rysy twarzy nagle złagodniały-Jesteś...?
– Nie – przerwałam
zaciskając dłonie w pięści – Nie o to chodzi do cholery!
– W takim razie o co? –
Oparł się o szafkę.
– O Emeline.
Przewrócił oczami z jękiem.
– Znowu?Co tym razem?
Nie podobał mi się ton jakim
to powiedział. Zdążył chyba ją polubić i teraz z pewnością
będzie jej bronił.
Odetchnęłam głęboko i
skrzyżowałam ręce na piersi.
– Od pewnego czasu...kilku dni
przed wylotem...zachowuje się bardzo podejrzanie. Sam to zauważyłeś
– dodałam z naciskiem.
– Owszem – skinął głową.
– Ty jednak stwierdziłaś,że mamy się nie mieszać do jej spraw.
– O ile nie będą rzutować
na jej pracę...
Rzucił mi pytające spojrzenie
a ja oddaliłam się na kilka kroków.
– Miałam dzisiaj
konferencję,nic ważnego jak się okazało. Tyle,że dowiedziałam
się o tym zaledwie pół godziny wcześniej po telefonie od
organizatorów.
– Emeline o tym wiedziała?
– Tak. Powiedzieli,że to z
nią kontaktowali się w tej sprawie. Miała przekazać mi wiadomość
osobiście.
Rafael westchnął i przeczesał
palcami włosy.
– Zgodzisz się chyba ze
mną,że tak być nie powinno? – zmrużyłam oczy nastawiona na
dyskusję o mojej rzekomej,bądź też nie,zazdrości.
– Zdecydowanie nie powinno –
oznajmił stanowczo. – Będzie musiała nam wyjaśnić kilka spraw.
No. Może wreszcie przejrzał
na oczy.
– Rafael?
– Hm?
– Zaczynam trochę się bać –
powiedziałam wstydliwie spuszczając wzrok.
– Czego kochanie? – spytał
z troska w głosie i dotknął mojego nagiego ramienia.
– Jej. Nic o niej nie wiemy.
Skąd się wzięła?Dla kogo pracowała?Wiesz takie rzeczy?
– Nie – przyznał ze
zdziwieniem – Benito za nią ręczył...dlaczego miałbym nie
wierzyć komuś,kto nigdy mnie nie zawiódł?
– Dlatego,że on też niewiele
wiedział – zasugerowałam – Inaczej na pewno by nas uprzedził.
Milczał przez chwilę. W końcu
ruszył z powrotem do szafki,wziął wszystkie rzeczy i zagarnął
mnie ramieniem.
– Dokąd idziemy?
– Zjedzmy coś. A potem trzeba
uporządkować pewne sprawy.