Tekst

piątek, 25 marca 2016

3.8 Podejrzana numer jeden

 – No to witaj Paryżu – mruknęłam wychodząc przez rękaw z samolotu do budynku lotniska. Zanim wylądowaliśmy,samolot krążył około piętnastu minut nad pasem. Nigdy nie wiedziałam takiej ulewy we Francji;było szaro,mgliście,a deszcz ciął na skos. Serce zabiło mi radośnie,gdy tylko samolot dotknął kołami ziemi.
Niezła ulewa,co? – Rafael uśmiechnął się do przygaszonej Emeline. – Chyba nieczęsto tutaj takie bywają.
Emeline pokręciła głową i przyspieszyła kroku. Idący przed nami Toni wydał z siebie pomruk sygnalizujący co o niej myśli.
Dziwnie się zachowuje – szepnęłam do Rafaela – Od kiedy wiadomo było,że lecimy na Rolanda straciła zapał do wszystkiego.
A przede wszystkim do złośliwych komentarzy.
Też to zauważyłem – przyznał Rafa – Myślisz,że tęskniła za ojczyzną?
Wątpię. Gdyby tęskniła byłaby teraz szczęśliwa – wskazałam głową na brązową grzywkę znikającą w korytarzu prowadzącego do odbioru bagaży.
Powinniśmy jakoś ją pocieszyć...
Nawet o tym nie myśl! – zaprzeczyłam gwałtowniej niż zamierzałam
Uuu,ktoś tu jest zazdrosny? – Dał mi lekkiego kuksańca w żebro.
Nawet jeśli to co?
Kinga,skarbie powtarzam ci po raz kolejny,że...
Wiem co chcesz mi powiedzieć – przerwałam – Ale ja wciąż jej nie ufam. Niech rozegra swoje sprawy sama ze sobą. Nas to nie dotyczy.
Na lotnisku utknęli także Gisela z Juanem. Nie były to wymarzone okoliczności do spotkania,ale dobrze było ich widzieć.
Ciekawa jestem jak długo to jeszcze potrwa – marudziła znudzona czekaniem Gisela – Mam ochotę na kąpiel. Albo chociaż na prysznic.
Emelinie stała cicho i rozglądała się na boki z niepokojem. Gisela spojrzała na nią z ukosa i rzuciła mi pytające spojrzenie. Wzruszyłam ramionami. Sama chciałabym wiedzieć,a poza tym to nie były odpowiednie okoliczności do takiej rozmowy.
Z nudów rozciągnęłam się na sztywnym krześle w poczekalni i zaczęłam rozgrywać w głowie mecz.
Stanęłam przy linii serwisowej i wygładziłam spódniczkę barwy królewskiego błękitu z pistacjową lamówką. Odbiłam piłkę kilka razy od ziemi uwalniając kłęby rdzawej,kruchej mączki.
Nie wiem,kto stał naprzeciw mnie;mogła to być Woźniacka,Agnieszka czy nawet Serena Williams. Nie miało to najmniejszego znaczenia,należało przede wszystkim dobrze wejść w mecz.
Piłka poszybowała z prędkością około stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę w kierunku beckhendu rywalki,która odbiła z powrotem. Zagrałam w tamtą stronę jeszcze kilka razy aż tamta nie zdążyła do następnej piłki.
Dobrze,po swojemu.
Zdecydowałam dołożyć nieco siły do serwisu. Rywalka odegrała wysoko,a ja mogłam skończyć piłkę szybkim drive-wolejem.
Coraz lepiej.
Chciałam powtórzyć,ale szala serwisu przechyliła się na stronę siły,zamiast być na równi z topspinem i w konsekwencji pierwszy serwis do poprawki. Najbezpieczniej będzie zagrać kick-serwis. Nie spodziewałam się jednak tak głębokiej piłki na samą linię i odebrałam ją spod nóg. Wylądowała w samym środku siatki.
Bańka napięcia związanego z pierwszymi punktami zdążyła prysnąć.
Wprowadziłam piłkę do gry. Niezbyt kąśliwie,akurat tak by stworzyć sobie sytuację w punkcie. Odegrała na linię boczną. Pobiegałam trochę rozrzucając piłkę na prawo i lewo,a na koniec znów na lewo. Nie wytrzymała i strzeliła rozpaczliwie w poszukiwaniu linii,przez wysoką siatkę,ale piłka poszybowała na korytarz deblowy.
Może mała zmiana kierunku?
Tym razem dobry serwis na linię,return na środek i łatwo skończony punkt w beckhendowy róg dający mi gem otwarcia.
Po pierwszym gemie wiadomo o rywalce właściwie wszystko,nawet jeśli wcześniej się z nią nie grało. Czy uderza mocno,czy też nie. Czy biega szybko,a może wolno?Czy broni się skutecznie,czy nie,bo jest wolna?Oraz,najważniejsze-jakie ma nastawienie do dzisiejszego meczu.
Czułam smak wody i napojów energetycznych pitych podczas pierwszej przerwy i w ciągu całego meczu. Otarłam dłonie z potu i wstałam,by ustawić się do returnu w kolejnym gemie...
Hej,jesteś tutaj?
Zamrugałam kilka razy gdy Juan pomachał mi przed oczami dłonią. Ach tak. Jestem w Paryżu. Ale jeszcze nie tam gdzie być powinnam.
Gdy dotarliśmy w końcu do hotelu,miałam dość wszystkiego. Od razu zeszłam do baru i zamówiłam sobie drinka. Nie umknęło mojej uwadze,że Emeline zniknęła gdzieś wśród całego zgiełku.
Zamieszałam kostkami lodu w kubku. Wyraźnie się mnie ostatnio przestraszyła,kiedy powiedziałam że ją zwolnię. Od tego czasu trzyma się na dystans i pilnuje się nawet w stosunku do Rafaela. A teraz znika gdzieś od razu po wylądowaniu...
Potrzebowałam Giseli i jej teorii spiskowych.
Mogłaś mieć rację – syknęłam pociągając ją za ramię. W tym roku oboje z Pico zaszaleli i wynajęli apartament w tym samym hotelu co my.
Ale z czym? – Blondynka zmarszczyła brwi i upiła ze słomki łyk czerwonego drinka.
Z nią – szepnęłam i zamówiłam sobie kolejnego, po czym zaprowadziłam ją do wolnego stolika.
Co dokładnie masz na myśli?
Pamiętasz nasze zakupy w Palmie? – Kiedy skinęła głową dodałam: – Powiedziałaś wtedy,że Emeline może być zbiegłą kryminalistką i tak dalej...
Ach tak,owszem – Delikatne zmarszczki na jej czole się wygładziły rozjaśniając jej twarz – Podtrzymuję.
I ja też.
Że jak?! – Spojrzała na mnie wstrząśnięta.
Tak. Na lotnisku zachowywała się dziwnie,ale teraz kiedy jesteśmy w samym sercu Paryża to się robi podejrzane. Tak jakby dopiero do niej dotarło,że wróciła do swojego kraju.
Hm... – Gisela zamieszała słomką,po czym pociągnęła wolno łyk – Może i miałam rację. Jeśli ma jakiejś problemy z tutejszym prawem,to ma przed czym się kryć.
Właśnie – przytaknęłam – Zaczynam się niepokoić,kogo przyjęliśmy pod swój dach.
Do pracy,a nie pod dach – zauważyła
Jeśli do pracy to i do rodziny. Prosta logika Nadalów.
Upiłam potężny łyk drinka. Zaczynałam czuć krążącą szybciej w żyłach krew. Jeśli wypiję jeszcze parę takich,może uda mi się coś wymyślić.
Co Rafa na to? – spytała Gi
Jeszcze z nim nie rozmawiałam.
Zrób to jak najszybciej. Na pewno weźmie twoje spostrzeżenia pod uwagę.
A jeśli nie? On twierdzi,że jestem po prostu zazdrosna.
Przewróciła oczami.
Zazdrość swoją drogą. Ale gołym okiem widać,że coś z nią jest nie tak.
Westchnęłam. Dlaczego musiałam mieć na głowie tyle problemów?Zaczęło się od nieudanych prób zajścia w ciążę,a skończyło na rzeczniczce prasowej o podważalnej reputacji.
Nie ma to jak mieć ciekawe życie.

*

Nazajutrz po treningu w samym sercu upału(Co za paradoks!Wczoraj na lot lało jak z cebra,a dzisiaj na trening słońce grzeje niemiłosiernie)złapałam Rafę w szatni. Popatrzył na mnie zdziwiony,gdy znalazłam się tuż przy jego szafce.
Kinga – powiedział. – Co tutaj robisz?
Musimy pogadać – stwierdziłam bez ogródek.
Komuś coś się stało? – Jego oczy błysnęły niepokojem – Nabawiłaś się jakiejś kontuzji? – Jego rysy twarzy nagle złagodniały-Jesteś...?
Nie – przerwałam zaciskając dłonie w pięści – Nie o to chodzi do cholery!
W takim razie o co? – Oparł się o szafkę.
O Emeline.
Przewrócił oczami z jękiem.
Znowu?Co tym razem?
Nie podobał mi się ton jakim to powiedział. Zdążył chyba ją polubić i teraz z pewnością będzie jej bronił.
Odetchnęłam głęboko i skrzyżowałam ręce na piersi.
Od pewnego czasu...kilku dni przed wylotem...zachowuje się bardzo podejrzanie. Sam to zauważyłeś – dodałam z naciskiem.
Owszem – skinął głową. – Ty jednak stwierdziłaś,że mamy się nie mieszać do jej spraw.
O ile nie będą rzutować na jej pracę...
Rzucił mi pytające spojrzenie a ja oddaliłam się na kilka kroków.
Miałam dzisiaj konferencję,nic ważnego jak się okazało. Tyle,że dowiedziałam się o tym zaledwie pół godziny wcześniej po telefonie od organizatorów.
Emeline o tym wiedziała?
Tak. Powiedzieli,że to z nią kontaktowali się w tej sprawie. Miała przekazać mi wiadomość osobiście.
Rafael westchnął i przeczesał palcami włosy.
Zgodzisz się chyba ze mną,że tak być nie powinno? – zmrużyłam oczy nastawiona na dyskusję o mojej rzekomej,bądź też nie,zazdrości.
Zdecydowanie nie powinno – oznajmił stanowczo. – Będzie musiała nam wyjaśnić kilka spraw.
No. Może wreszcie przejrzał na oczy.
Rafael?
Hm?
Zaczynam trochę się bać – powiedziałam wstydliwie spuszczając wzrok.
Czego kochanie? – spytał z troska w głosie i dotknął mojego nagiego ramienia.
Jej. Nic o niej nie wiemy. Skąd się wzięła?Dla kogo pracowała?Wiesz takie rzeczy?
Nie – przyznał ze zdziwieniem – Benito za nią ręczył...dlaczego miałbym nie wierzyć komuś,kto nigdy mnie nie zawiódł?
Dlatego,że on też niewiele wiedział – zasugerowałam – Inaczej na pewno by nas uprzedził.
Milczał przez chwilę. W końcu ruszył z powrotem do szafki,wziął wszystkie rzeczy i zagarnął mnie ramieniem.
Dokąd idziemy?

Zjedzmy coś. A potem trzeba uporządkować pewne sprawy.


piątek, 18 marca 2016

3.7 Spotkanie po latach

Chciało mi się płakać.
Nie wiem czy ze smutku,czy ze szczęścia.
Nadszedł marzec,czas tak zwanego „piątego Wielkiego Szlema”,czyli turniejów w Indian Wells i Miami. Mogłam w nich w pełni uczestniczyć i cieszyłam się z tego powodu. Tamtejsze korty miały miłą atmosferę rywalizacji,którą tak uwielbiałam,podobnie zresztą jak i samą rywalizację. Ta myśl mnie ekscytowała,ale jednocześnie niepokoiła.
Przed turniejami badałam się kilka razy,zajął się mną nawet sam doktor Cotorro,lekarz Rafy jak i całej rodziny. Powtórzył mi jednak to samo co mój ginekolog:Nie jestem w ciąży.
Jeszcze.
Znowu.
Nawet myśl o rywalizacji nie była tak słodka,jak myśl o małej istotce zrodzonej z naszej miłości,rozwijającej się pod moim sercem.
Nie mam pojęcia co może być nie tak – przyznał Cotorro pewnego razu – Nie jestem ginekologiem ani specjalistą w tych sprawach,ale jako lekarz nie widzę żadnych przeszkód. Oboje prowadzicie zdrowy tryb życia,nie macie nałogów,zażywacie suplementy...
Dziękuję za dogłębna analizę,doktorze – odparłam nieco zbyt szorstko.
Wzruszył ramionami,jednak na jego twarzy było widać zakłopotanie.
Wybacz,ale w tej kwestii niewiele mogę dla ciebie zrobić,poza doradzeniem uzbrojenia się w cierpliwość.
Westchnęłam więc ciężko wspominając jego słowa.
Po wygranym przez Rafaela turnieju w Indian Wells i moim zakończonym na półfinale występie,przeszedł czas na Miami. Zauważyłam wtedy,że Rafael aż ponadprzeciętnie okazuje mi uczucie. Emeline,towarzysząca nam nieodłącznie starała się nie zwracać na to uwagi,ale kiepsko wychodziło jej ukrywanie irytacji.
Możecie w końcu przestać? – spytała któregoś razu gdy omawialiśmy jakieś błahe służbowe sprawy – Przeszkadzacie mi pracować.
Wybacz-Rafael natychmiast spokorniał i odsunął się ode mnie. – Nie powinniśmy...
Skinęła głową i wróciła do swoich nudnych papierów.
Po wygranej pierwszej rundzie,umówiłam się na trening z Giselą.
W końcu. Miałam też nadzieję,że uda nam się swobodnie porozmawiać,bo zazwyczaj nie ma ku temu okazji.
Po odbiciu kilkuset piłek pod nieskończenie wieloma kątami,udałyśmy się do jadalni dla zawodników.
Poprawiłaś forhend – stwierdziłam nakładając na talerz porcję sałatki ze świeżymi warzywami. Ustaliłam sobie za punkt honoru zdrowe odżywianie bez względu na to czy jestem na etapie gry,czy starania się o dziecko.
A ty wolej – odparła z uśmiechem moja przyjaciółka. Zarzuciła na ramię lekko wilgotny od potu warkocz i również sięgnęła po jedzenie,ale dołączyła do swojej porcji bezglutenowe ciasteczka.
Brakowało mi tenisa – westchnęłam tęsknie opadając na krzesło – Wbrew pozorom im dłużej od niego odpoczywasz,tym bardziej zaczyna ci doskwierać jego brak.
To była króciutka przerwa – Gisela polała sałatkę sosem vinegret – Pomyśl co będzie jak...och,wybacz. Nie powinnam.
Uśmiechnęłam się blado.
Nie szkodzi. Nic takiego nie powiedziałaś.
Ale pomyślałaś o tym – Stuknęła się palcami w głowę chcąc się ukarać za nierozważne słowa.
Myślę o tym przez cały czas,który spędzam poza kortem,Gi. Zaczynam się obawiać najgorszego.
Przecież to niemożliwe,żeby któreś z was było bezpłodne!
Wszystko jest możliwe – westchnęłam z rezygnacją i przesunęłam widelcem po listkach sałaty.
- Wiesz,że najpiękniejsze rzeczy dostajemy zawsze,gdy najmniej ich oczekujemy? – Nachyliła się nad stołem usiłując spojrzeć w moje spuszczone do dołu oczy.
Tak,jasne – mruknęłam.
Naprawdę. Chociażby bal. Spodziewałaś się,że spotkasz na nim przyszłego męża?
Nigdy w życiu – przyznałam.
No właśnie. Zaufaj Matce Naturze. Na pewno wybrała dla ciebie właściwy moment,tylko po prostu jeszcze nie nadszedł.
Musi mieć bardzo dużo czasu – mruknęłam.
A właśnie nie! – klasnęła w dłonie. – Powiedz,jak się udała rocznica?
Uśmiechnęłam się szeroko na wspomnienie zadowolenia na twarzy Rafaela.
Było cudownie – powiedziałam bez ogródek – Wszystko...się udało.
Gisela uniosła brwi i podparła podbródek dłońmi.
Opowiedz o tym.
-Teraz? – Rozejrzałam się dokoła. Jadalnia zaczęła się wypełniać. – Przy jedzeniu?
A czemu nie? – Wzruszyła ramionami. – Jesteśmy dorosłe. A poza tym,aktualnie nie jemy.
Pokręciłam głową.
Chciałabyś za dużo wiedzieć. Wystarczy jeśli ci powiem,że mój mąż nie odstępuje mnie teraz na krok,a jeśli już,to bardzo niechętnie.
Nieźle – wytrzeszczyła oczy – Musiałaś być...dobra.
Z pewnością lepsza niż niektóre Francuzki – Uniosłam podbródek i skrzyżowałam ręce na piersi.
Myślisz,że ona...
Nawet nie chcę o niej myśleć – wzdrygnęłam się. – Ważne,że Rafael nie widzi poza mną świata.
A jak on się czuje?Może i poprawiłaś mu humor,ale co ze zdrowiem?
Opuściłam kąciki ust. Co prawda wszystko z jego zdrowiem jest w porządku,ale wciąż musi się oszczędzać i w związku z tym zrezygnował ze startu w Miami.
Miejmy nadzieję,że do końca roku zapomnimy o kontuzji...
Skubnęłam kilka liści sałaty i pomidora z talerza,gdy Gisela zmarszczyła brwi na widok czegoś znajdującego się za moimi plecami. Nie zdążyłam się odwrócić,gdy podszedł do mnie obiekt jej wątpliwości.
Cześć Kinga.
Nando – odparłam miękko i skinęłam głową. Jego akurat nie spodziewałam się ujrzeć,ale mimo to jego widok nie wywołał we mnie zdziwienia.
Miał na sobie białą bluzę od Adidasa i jednakowoż białe szorty. Sięgające niemal ramion włosy były mokre i rozczochrane.
Wiesz gdzie jest Rafael?
Nie mam pojęcia – wzruszyłam ramionami i skinęłam głową na torbę z rakietami – Przed chwilą miałam trening. Od wyjścia z hotelu go nie widziałam.
Zmarszczył brwi w zamyśleniu.
Jeśli coś potrzebujesz,mogę mu przekazać – zaproponowałam widząc jego minę.
Nie,dzięki. Muszę z nim porozmawiać...na osobności.
W porządku – Wzruszyłam ramionami i wróciłam do sałatki.
Tyle,że to pilne...Nie mogłabyś...pójść ze mną?
Omal się nie zakrztusiłam. Pokazałam mu co o nim myślę trzy lata temu a on wciąż mimo słownej ostrożności ma taki tupet?
Słucham?
Nie mam pojęcia gdzie mogę go znaleźć – westchnął na usprawiedliwienie.
Posłałam Giseli szybkie spojrzenie. Otworzyła szeroko oczy,ale wzruszyła ramionami.
W porządku – odparłam z niechęcią wstając od stołu – Widzimy się później.
Skinęła głową i odprowadziła nas do wyjścia wzrokiem.
Co to za ważna sprawa? – spytałam obojętnie gdy wychodziliśmy z terenu kortów.
Chodzi o Puchar Davisa. – odparł krótko.
Potem nie odzywał się aż do hotelu. W lobby spostrzegłam Emeline siedzącą na jednym z puchowych foteli i robiącą notatki.
Emeline! – zawołałam.
Kobieta podniosła głowę znad papierów i zmarszczyła nos.
Wiesz,gdzie jest Rafael? – spytałam podchodząc do niej.
Wyszedł gdzieś z Tonim,ale powinni zaraz wrócić. – odparła i zwróciła wzrok na stojącego obok mnie Fernando.
Zaczekamy – odparł z uśmiechem Hiszpan.
Uniosłam brwi i spojrzałam na niego z politowaniem. No tak. Koneser miał przed sobą smakowity kąsek i grzechem byłoby z niego nie skorzystać.
Nie widząc innego wyjścia,opadłam na sofę nieopodal i oparłam ręce na kolanach.
Nie widziałem cię wcześniej w obozie Rafaela. Jesteś nowa? – zwrócił się w stronę Francuzki.
Tak – skinęła głową – Pracuję dla niego od grudnia.
Pracujesz też dla mnie-dodałam ze złością w myślach.
Jestem Emeline.
Fernando.
Niewiele myśląc,ucałował ją w oba policzki. Zaskoczona dziewczyna zachichotała cicho.
To taki nasz zwyczaj – wyjaśnił Fernando widząc jej zakłopotanie – Jesteś...
Pół-Hiszpanką. Pochodzę z Francji – wtrąciła. – I znam ten zwyczaj.
Nando uniósł brwi.
No proszę. Nigdy bym się nie spodziewał,że idąc na spotkanie z przyjacielem poznam uroczą Francuzkę.
Emeline uśmiechnęła się szeroko i odgarnęła włosy na bok.
Litości.
Gadali tak jeszcze przez chwilę,o wszystkim i o niczym,a ja siedziałam z boku cierpliwie czekając na powrót męża.
Fernando spoglądał na Emeline z błyskiem w oku. Nie było to u niego akurat nic dziwnego,natomiast Emeline wcale nie sprawiała wrażenia zachwyconej rolą ofiary podrywacza. Rozmawiała z nim uprzejmie,a jej słowa ocierały się o flirt. Mimo to zachowywała wyraźny dystans. Verdasco zdawał się jednak tego w ogóle nie zauważać.
Rafa! – pisnęłam i poderwałam się na równe nogi,gdy zobaczyłam jak wchodzi przez oszklone drzwi. Para popatrzyła po sobie ze zdziwieniem. Dam głowę,że Verdasco zdążył zapomnieć po co tu przyszedł.
Skinęłam ręką i westchnęłam cicho wdzięczna za ratunek.
Nando? – Rafael uniósł brwi gdy go zobaczył. Potem przeniósł wzrok na uśmiechniętą Emeline i uniósł kąciki ust.
Szukałem cię – wyjaśnił odskakując od Francuzki – Możemy porozmawiać?Na osobności?
Dobra. – skinął głową lekko zaskoczony.
Kiedy zniknęli,Emeline jak gdyby nic wróciła do swoich papierów.
I co zamierzasz z tym zrobić? – spytałam siadając naprzeciwko niej ze skrzyżowanymi nogami.
Ale z czym? – podniosła wzrok i zamrugała oczami.
Z Fernando.
Wzruszyła obojętnie ramionami.
Facet chciał pobawić się w podryw,to proszę bardzo.
Nie podda się łatwo...
Martwisz się o mnie? – parsknęła niespodziewanym śmiechem. – Nie wierzę.
Ktoś ci powiedział,że się martwię? – Podniosłam nieco głos – Nie wiem czy wiesz,ale bawiłaś się w ten swój podryw podczas pracy.
Och,i co,poprosisz Rafaela żeby mnie zwolnił? – spytała ironicznie,doprowadzając mnie do szału wymową imienia męża z tym paskudnym,francuskim akcentem.
Nie. Mam do tego takie same prawo jak i on. – spojrzałam na nią wyzywająco.
Zgasła. Wędrowała oczyma po pomieszczeniu aż w końcu utkwiła niepewne spojrzenie na mnie.
Nie zrobisz tego. – powiedziała cicho.
Daj mi jeszcze jeden powód,a możesz być tego pewna.
Wbiłam wzrok w jej brunatne oczy,a ona podtrzymała kontakt. Po paru sekundach miała jednak dość i zebrała papiery ze stolika. Na odchodnym rzuciła mi zawistne spojrzenie.

Musiało być coś,co przed nami ukrywała.


Surprise! Wybaczcie,że tak późno,ale tylko o tej porze mogłam się wyrobić. No a w końcu to piątek więc rozdział dodać trzeba,prawda? ;)

czwartek, 10 marca 2016

3.6 Rocznicowe szaleństwo

Australian Open zakończyło się...niespodziewanie. Obroniłam tytuł. Cud. Magia. Brak Sereny Williams po drodze. Wszystko to złożyło się na kolejny sukces.
Nie mam pojęcia jak,po prostu robiłam swoje,grałam na luzie wykorzystując szanse,bo liczyłam się z tym,że nie zagram tu w przyszłym roku. I po prostu się udało.
W finale dobrze znana mi z drugiej strony siatki Chinka. Trzy sety,w tym pierwszy stracony połączone z urazem tej drugiej stworzyły obraz pojedynku pełnego nerwów i zaciętości.
Apetyt rośnie,zdobyłam swój piąty Wielki Szlem. Mam nadzieję,że w pewnym momencie uda się odstawić talerz i powiedzieć „Dość. Czas zrobić coś dla siebie”.
Jest luty i zmiana warty. Teraz to Rafael mierzy swoje odzyskane siły w Brazylii,wcześniej w Chile,a na kursie jeszcze Meksyk.
W Vina del Mar przegrał dopiero w finale błyskając zadziwiająco przyzwoitą formą. Teraz gra w Sao Paulo i tym samym jesteśmy zmuszeni spędzić pierwszą rocznicę ślubu poza Majorką.
Najgorsze jest to,że nie mam pomysłu na prezent dla mojego męża. Bo jeśli chodzi o mnie dostałam prezent w postaci świętego spokoju. Emeline została na Majorce. Akurat tak się złożyło,że jest dużo papierów do uzupełniania,kontrakty,oferty kontraktów,propozycje reklam z Polski i takie tam. Niby mała rzecz,a jak potrafi ucieszyć.
Pomóż mi! – jęknęłam rozmawiając z Giselą przez Skype'a zaledwie kilka godzin po przylocie do Sao Paulo. – Nie mam bladego pojęcia co sprezentować Rafaelowi na rocznicę!
Gisela przewróciła oczami i poruszyła się. Poznałam,że jest w mieszkaniu Pico. Dziwiło mnie,że do tej pory się nie przeprowadziła,ale czasami rzeczy dzieją się wolniej niż byśmy chcieli.
Jeszcze nie masz pomysłu? – zdziwiła się – Przecież to już jutro.
Wiem,wiem – westchnęłam – Nie było czasu,a poza tym myślałam,że tym prezentem będzie test z dwoma kreskami...
Poczułam się zawiedziona. Nie dość,że mój plan się nie powiódł,to w dodatku zawiodę mojego męża nie dając mu tego czego by chciał. Jestem beznadziejna.
Przyłożyła sobie ręce do skroni.
Rychło w czas zorientowałaś się,że z tego nic nie wyjdzie. Nie jest łatwo wymyślić coś na szybko.
Zdaję sobie z tego sprawę,dlatego proszę cię o pomoc. To nie może być nic banalnego,chcę mu pokazać jak bardzo go kocham.
Wymamrotała coś pod nosem i odchrząknęła.
No dobrze,pomyślmy...
Wymieniała kolejne propozycje,a ja coraz bardziej się krzywiłam.
Nie mam czasu na wywołanie zdjęć! – odrzuciłam kolejny dobry,ale nierealny pomysł.
Westchnęła zrezygnowana.
No to już nie wiem. Wyczerpały mi się zasoby pomysłów. To musi być coś,co zapamięta do końca życia.
Coś czego nigdy wcześniej nie robiłam – odparłam beznamiętnie wpadając nagle na pomysł. Przez chwilę patrzyłam pusto w ekran.
Gisela zamachała.
Hej,jestem tu. Wpadłaś na coś?
Przygryzłam wargę. Czy powinna o tym wiedzieć?
Mam pewien pomysł – odetchnęłam w końcu – Ale...jest ona na swój sposób banalny,chociaż nigdy tego nie robiłam.
Zamieniam się w słuch – Pochyliła się bliżej ekranu.
Z zaróżowionymi policzkami wyznałam jej. Gisela nadęła policzki tłumiąc wybuch śmiechu.
Chcesz powiedzieć,że wy nie...
Nie-przerwałam czując,że moje policzki wręcz płoną.
Jak to możliwe? – spytała z rozbawieniem.
A jak myślisz?
Rozumiem,że nie jest ci łatwo się przełamać.
Bingo. Ale to dobry pomysł. I jedyny jaki przychodzi mi do głowy.
W obecnej sytuacji,kiedy nie masz czasu ani możliwości...owszem,dobry pomysł.
Westchnęłam i przygarbiłam się. Gisela podskoczyła nagle a oczy jej się zaświeciły. Klasnęła w dłonie z tryumfalnym uśmiechem.
A poza tym,jak już to zrobisz,Rafael nie będzie w stanie myśleć o nikim innym. Wtedy już zupełnie oszaleje na twoim punkcie i będziesz miała z głowy Emeline.
Musiałaś mi o niej mówić? – jęknęłam. – Mam od niej prawie miesiąc spokoju!
Wybacz,ale w tym wypadku to powinno ci się spodobać. Nie myśl o niej. Pomyśl o korzyściach dla ciebie.
W porządku – westchnęłam. W tym samym momencie usłyszałam chrzęst zamka w drzwiach – Zmykam. Rafa wrócił z treningu. Do zobaczenia!
Wszedł do pokoju zziajany i spocony. Włosy przylegały mu do czoła,a policzki miał zaróżowione.
Uniosłam brwi na jego widok.
Ciężki trening?
Daj spokój – uciął rzucając torby na podłogę i rozłożył się w fotelu. Przesunął ręką po twarzy i odchylił się powoli do tyłu. – Nie mam siły na nic.
Weź prysznic i zdrzemnij się trochę – zasugerowałam zatrzaskując laptopa. – Co prawda,dopiero południe,ale potrzeba ci odpoczynku.
A co z tobą?
Dam sobie radę. – oznajmiłam – Pójdę coś zjeść,może wypiję drinka w barze i pójdę na jakiś spacer.
Wykluczone – ocknął się gwałtownie – Nie możesz wyjść sama. Poproszę Titina żeby poszedł z tobą.
Ale ja chcę połazić po sklepach!-jęknęłam. W innych okolicznościach może i bym to zniosła,ale muszę kupić kilka rzeczy na jutro i ktoś obok byłby tylko ciężarem. – Co to za przyjemność,jeśli będę miała u boku marudzącego faceta?
Nie pójdziesz sama – Nie ustępował – Zgubisz się gdzieś,albo ktoś cię napadnie...
W biały dzień? – parsknęłam – To nie Nowy Jork. I nie zamierzam się włóczyć po jakichś slumsach. Jestem dorosła, poradzę sobie.
Skrzyżowałam ręce na piersi i posłałam mu wojownicze spojrzenie.
W końcu odpuścił.
No,dobrze – odparł powoli – Niech ci będzie. Ale masz być ostrożna. I miej cały czas komórkę pod ręką.
Tak,tak --mruknęłam schodząc z mosiężnego łoża. – Dam sobie radę. A ty idź pod prysznic i się połóż.
Wróciłam po dwóch godzinach z zaledwie dwoma torbami. Po cichu zakradłam się z powrotem do pokoju,uważając,by Rafael nie zauważył co niosę. Kiedy jednak otworzyłam drzwi na całą szerokość,spał na prawym boku z twarzą zwróconą w stronę tarasu. Odetchnęłam nieco i na paluszkach ukryłam torby w szafie między swoimi bagażami. Kupiłam jakieś świeczki zapachowe,butelkę dobrego szampana i czekoladki. Najważniejszą rzeczy,czyli bieliznę miałam schowaną od grudnia;delikatną satynową koszulkę z koronkowym stanikiem i paskiem pod biustem w kolorze śnieżnej bieli ze stringami do kompletu. Była tak urzekająco niewinna i jednocześnie tak myląca,że od razu zapragnęłam ją mieć. Bo w końcu ile razy można być diablicą?
Przysiadłam na łóżku i zdjęłam buty. Moje spojrzenie powędrowało w stronę śpiącego męża. Oddychał spokojnie,a z jego twarzy zniknął wyraz wszelkiego zmęczenia. Jego wrodzony urok sprawiał,że wyglądał jak duże dziecko. Uśmiechnęłam się po części do siebie,a po części do niego na tę myśl i pogłaskałam go po policzku,na którym było widać już ślady dwudniowego zarostu.
Położyłam się obok i podciągnęłam nogi. Przymknęłam oczy w nadziei,że i mnie uda się zdrzemnąć odrobinę. Wtedy jednak Rafael poruszył się i odwrócił w moją stronę. Wzdrygnął się,gdy uświadomił sobie,że leżę tuż obok.
Wróciłaś – stwierdził zaspanym głosem i przejechał dłonią po twarzy.
Tak. Kupiłam...kilka rzeczy. Dobrze spałeś?
Nawet nie pamiętam,kiedy zasnąłem.
To znaczy,że bardzo dobrze.
Podniósł się,popatrzył w przestrzeń,a potem odwrócił się do mnie z uśmiechem.
Mam co do ciebie plany odnośnie jutrzejszego dnia.
Doprawdy? – Również się podniosłam. – Jakie?
Dowiesz się w swoim czasie – odparł przygarniając mnie do siebie.
Tak się składa,że ja też mam pewien plan – powiedziałam spoglądając na jego usta gotowa do pocałunku. – Zatem wieczór przypada w udziale mnie.
Robi się ciekawie – zachichotał i dotknął palcem mojej dolnej wargi.
A żebyś wiedział...

*

Następnego ranka obudziłam się z uczuciem ogromnej pustki,którą potęgowało wielkie łoże,bowiem byłam w nim sama.
Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się. Wyglądało na to,że jestem sama w wielkim apartamencie. Opadłam więc z powrotem na poduszki i patrzyłam w zdobiony jakimiś artystycznymi wzorami sufit. Niektóre z hotelowych pokojów były pełne takiego przepychu,że Rafael często się z tego śmiał. Na przykład ten sufit. Po co komu jakieś bazgroły na suficie?
Poczułam burczenie w brzuchu i podniosłam się by chwycić za telefon i zamówić posiłek prosto do pokoju. Na stoliku zauważyłam czerwoną kopertę. Otworzyłam ją z ciekawością i momentalnie się roześmiałam. W środku znajdowało się zaproszenie na „rocznicowy”obiad w jednej z tutejszych restauracji. Dziś o godzinie czternastej. Obok stolika stał zaś przepiękny bukiet kwiatów. Nie były to klasyczne róże,fiołki czy lilie. Właściwie sama nie wiedziałam,co to jest,bo...były zrobione z papieru.
Ponownie się roześmiałam. No tak. Wszak pierwsza rocznica,to rocznica papierowa.
Wtedy też zdałam sobie sprawę,że Rafael dziś nie gra,ale teraz jest na treningu. Miałam zatem trochę czasu dla siebie,by wszystko przygotować,ale najpierw-śniadanie!
Zaczęłam tradycyjnie od tego,w co powinnam się ubrać. A raczej-zaczęłabym,gdybym miała przed sobą ogromną garderobę,którą dysponuję w domu. Z myślą o tej okazji,zabrałam ze sobą krótką sukienkę z białym koronkowym gorsecikiem i klasyczną, czarną spódnicą a do tego czarne szpilki i perłowe kolczyki z fabryki sztucznych pereł.
Idealny zestaw na uroczystą okazję.
Niecierpliwie krzątałam się po pokoju w oczekiwaniu na popołudnie. Zeszłam nawet na dół do baru na małego drinka. W końcu nadszedł czas i udałam się wraz z Rafą do malowniczej restauracji. Znajdowała się ona w starej kamienicy położonej na czymś,co przypominało nasze Place Major. W środku panował intymny,pełen ciepła klimat. Ściany pokrywała brunatnoszara cegła,a nad drewnianymi stołami roztaczała się aureola świateł punktowych,zgaszonych w dzień,a rozświetlających klimatyczne miejsce wieczorami.
Podyskutowaliśmy trochę o treningu i wymieniliśmy kilka plotek(zaledwie kilka,bo praktycznie znamy wszystkie wspólnie). Uznałam,że na miłosne wyznania przyjdzie czas później,zwłaszcza gdy dookoła pełno było gości;lokal był aktualnie w porze sjesty. Rafael najwyraźniej celowo wybrał akurat tę porę chcąc stworzyć pozory normalności i luzu,podczas gdy tak naprawdę było zupełnie odwrotnie. Chcieliśmy pobyć sami,jednak dzień jest zbyt długi by tracić go w tak egoistyczny sposób.
Po obiedzie wybraliśmy się jeszcze na dłuższy spacer po mieście i wybrzeżu. Uwielbiałam podziwiać uroki miast,które zwiedzałam i nie mogłam sobie darować opuszczenia chociażby jednej takiej okazji. Nawet jeśli byłam w tym samym mieście po raz piąty czy szósty. Zawsze jest do odkrycia więcej uroku w coraz to innym zakamarku miasta.
Przed wejściem do pokoju pocałowałam zdziwionego Rafaela w usta i oznajmiłam:
Wieczór miał być mój,pamiętasz? Przygotuję teraz wszystko a ty wróć kiedy uznasz,że nadszedł czas.
Skinął głową i oddalił się lekko zamroczony.
Zacznijmy może od stworzenia nastroju. Wyciągnęłam z torby świeczki i ustawiłam je w różnych miejscach pokoju,a następnie zapaliłam. Przyjemny zapach wanilii rozpłynął się po pomieszczeniu. Chciałam odsunąć suwak,ale w ostatniej chwili przypomniałam sobie o zasłonach. Niby trzecie piętro,ale paparazzi lubią być wszędzie.
Uwolniłam się z kiecki i wsunęłam przez głowę delikatną koszule nocną. Poczułam się lekka,gdy chłodna satyna owiała moje ciało i gdy rozpuściłam spięte,pofalowane pasma włosów.
Ciekawiło mnie jedynie,czy Rafa wykaże się intuicją i przyjdzie w porę,czy też będę musiała się o niego dopraszać. A to by było. Kinga Kolat,tfu Nadal, robi mężowi awanturę w hotelowym lobby ubrana w sam szlafrok i nocną koszulę!
Zanim zdążyłam jednak pomyśleć drugi raz,rozległo się pukanie do drzwi. Szybko wskoczyłam na łóżko w wyćwiczonej pozie kusicielki.
Wejdź – wydusiłam przez ściśnięte gardło.
Wszedł do pokoju,rozejrzał się,po czym utkwił wzrok we mnie. Przechylił głowę na bok i podszedł bliżej do łóżka.
Przygryzłam wargę gdy kucnął by mieć mnie na wysokości twarzy.
Wiedziałem,że tak naprawdę to zstąpiłaś do mojego życia prosto z nieba. – szepnął i pogłaskał mnie po udzie aż przeszedł mnie dreszcz. Z trudem zdusiłam ochotę by wciągnąć go na siebie i całować do utraty tchu.
Byłam twoim aniołem stróżem przez cały czas – odparłam cicho powstrzymując jego rękę. Podniosłam się z drżeniem nóg i spojrzałam mu prosto w oczy. Nie odrywając wzroku od jego twarzy przesunęłam dłonie na jego pierś,a potem na ramiona zsuwając ciemną marynarkę. W oczach Rafaela błysnęło zaciekawienie.
Odpięłam pierwszy guzik jego białej koszuli.
Ty... – klik,drugi guzik – Nie wiedziałeś.... – klik – O moim istnieniu... – klik – A ja... – mimo to... – klik – Kochałam cię...czy to nie szalone?
Ze złością szarpnął pozostałe guziki,odrzucił koszulę i ujął moje dłonie.
Zdecydowanie szalone – zgodził się – Ale to nieważne. Liczy się to,że teraz jestem twoim mężem. To dopiero szalone.
Przycisnął usta do moich dłoni i pogładził lekko po włosach.

To co zaraz zrobię będzie jeszcze bardziej szalone.

*

 – Wciąż uważasz,że twoja skryta miłość do mnie była szalona? – spytał z ledwie dostrzegalnym uśmiechem. W pokoju zaczęło robić się ciemno;większość świeczek wypaliła się i zgasła a ich waniliowy aromat był już ledwie wyczuwalny.
Zamrugałam oczami nie wiedząc o czym do mnie mówi.
Słucham?
Czy wciąż uważasz,że twoja skryta miłość była szalona w obliczu tego,co dziś zrobiliśmy? – powtórzył ze spokojem.
Przesunęłam ręką po jego torsie. Był zroszony malutkimi kropelkami potu.
Tak – odparłam po namyśle.
Tak? – powtórzył z niedowierzaniem. – Niby dlaczego?
Łatwo jest robić takie rzeczy gdy się kocha i jest się kochanym,chociaż wymaga to odrobiny szaleństwa i odwagi. Prawdziwą odwagą i szaleństwem jest jednak kochanie kogoś bez wzajemności,bo narażasz się na gorycz rozczarowania. To dopiero szalone,co?Godzić się na ból,którego nic nie będzie w stanie załagodzić.
Milczał przez chwilę gładząc mnie po włosach. W końcu stwierdził:
Ty jednak się zgodziłaś. I wygrałaś.
Ostatecznie – przytaknęłam – Ale swoje przeżyłam.
Znowu kontemplacyjne milczenie.
Co mogę zrobić,żebyś zmieniła zdanie do definicji szaleństwa?
Hm...powtórzyć to co zrobiłeś mi półtorej godziny temu...czekaj,żartowałam! – powiedziałam gdy nurkował pod kołdrę – Nie dzisiaj.
Więc jak mogę ci wynagrodzić cierpienie dzisiaj? – Nie ustępował przytulając mnie ciaśniej.
Nie wiem – szepnęłam – Możesz mieć nadzieję,że poczęliśmy w końcu dziecko.
I bez tego mam – odparł cicho trącając mnie nosem.
Uśmiechnęłam się na tę myśl po czym usnęłam otulona ramionami męża.


No dobra,anielskie klimaty to raczej na drugim blogu,ale pocieszcie się trochę :)
Ech,że też wiosna w progach,a ja zakatarzona i pokasłująca :( No nic,do następnego!
xoxo

piątek, 4 marca 2016

3.5 Plagiat

 – No nie – westchnęłam – Masz pecha.
Siedziałam z Giselą-tradycyjnie-na lunchu w Starbuck's w samym sercu Melbourne i popijałam sok z mango. Czasem źle się czułam będąc „tą lepszą”. Moje drabinki wydawały się proste,a ja grałam dobrze. Giseli brakowało jednak i tego o tego,więc w takie dni jak dziś była kompletnie załamana.
To nie pech – zaprotestowała ponuro upijając łyk waniliowego latte. – Mój tenis to sinusoida w dół.
Może potrzeba ci świeżości? – zasugerowałam – Kogoś nowego w teamie?
Nie – pokręciła głową – Mam wrażenie,że to przez Pico...
Zmarszczyłam brwi. Tak naprawdę to było do przewidzenia. Nie wszystkie tenisistki potrafią pogodzić życie osobiste z karierą. Ja miałam to szczęście,że się udało,ale co z biedną Gi?
Hmm...naprawdę tak sądzisz? – odparłam ostrożnie.
Właściwie to...jestem tego pewna – Nachyliła się nad stołem. W jej oczach zabłysły łzy. – Myślisz,że jak z nim skończę to będzie lepiej?
Parsknęłam śmiechem,a ona popatrzyła na mnie ze złością.
Przepraszam – wymamrotałam – Ale to głupie pytanie. Oczywiście,że nie będzie ci lepiej. Kochasz go. Jeśli go rzucisz,złamiesz serce wam obojgu. Chcesz tego?
Przygryzła wargę kręcąc głową.
Nie. Ale nie chcę żeby moja kariera dalej szła w tym kierunku.
Podtrzymuję:potrzeba ci świeżości. Zmień coś. Daj sobie więcej motywacji do gry.
Lubię grać – Kręciła w zamyśleniu szklanką między palcami. – I chcę to robić,ale...
- Ale? – uniosłam brwi.
Ale bardziej zależy mi na Juanie. – dokończyła ze smutkiem – A w obecnej sytuacji to wybór między młotem a kowadłem.
Ej,nieprawda. – Chwyciłam ją za dłoń. – Spójrz na mnie. Udało mi się pogodzić nowy związek,nowe miejsce i nowych ludzi z grą w tenisa. Może nie od razu... – zawahałam się – Ale jednak. Potrzebujesz trochę więcej czasu.
Zamilkła na chwilę przetwarzając moje słowa.
I sądzisz,że zmiana trenera może mi pomóc?
Och nie,nie to miałam na myśli – zaprotestowałam gorączkowo. – Ale na przykład kogoś dodatkowo? To daje bardzo dużo możliwości. Przemyśl to lepiej.
Wydęła usta.
Musze pogadać z Juanem. I to poważnie.
Witamy na pokładzie – uśmiechnęłam się i upiłam ostatni łyk soku. Gisela łypnęła na mnie.
Dlaczego tylko sok?
Muszę nieco zmienić swoją dietę pod kątem potencjalnej ciąży – wyjaśniłam – Jeść inaczej niż do tej pory. A to wszystko co tu mają nie spełnia wymagań.
Właśnie,co z tym? – Zabębniła paznokciami o blat wpatrując się we mnie przenikliwie.
Teraz nic – wzruszyłam ramionami – Nie mogę przecież zajść w ciążę podczas turnieju. Chcę żeby to się stało w odpowiednim czasie.
A jak...Rafa? – zawahała się przez moment.
Jak do tego podchodzi? To jego pomysł. Pilnuje,żebym była zdrowa i zażywała leki. On sam zresztą też o siebie dba. Czasem widzę,że bardzo mu zależy.
Czasem? – zdziwiła się.
Nie zawsze to po nim widać. Kiedy gadamy o tym w większym gronie robi się...nerwowy. Znasz go. Nie lubi takich tematów. A z drugiej strony cały czas dostaję od niego sygnały jasno świadczące,że mnie kocha i chce już zostać tatą.
To dobrze – odetchnęła – Ale wiesz o co mi chodzi,prawda?
Zmarszczyłam brwi. Niespokojny wyraz jej twarzy szybko rozjaśnił mi myśli.
Och,ona...Wydaje mi się,że stara się być uprzejmy,to wszystko. Jest nowa,zagubiona. Chociaż świetnie daje sobie radę-przyznałam z niechęcią na wspomnienie wczorajszego incydentu.
Kiwnęła głową.
A ona? Jak się zachowuje?
Poruszyłam się niespokojnie. Rozmowa zbaczała z kursu.
Hmm...
Gisela przewróciła oczami.
Daj spokój,przecież widzę,że cię to męczy. Miałam rację prawda?
Poniekąd – przyznałam – Emeline jest baaardzo uprzejma w kontaktach z moim mężem,że tak się wyrażę. Czego nie mogę powiedzieć o sobie.
Czyli jednak. Można się było tego spodziewać – stwierdziła z tryumfalnym uśmiechem. – Takie lalunie zwykle nie wróżą niczego dobrego.
Być może – przyznałam. – Ale na próżno się wysila. Cokolwiek sobie wymyśliła,nie uda jej się to. Najlepiej będzie sprowadzić ją do parteru,żeby mogła zająć się swoimi obowiązkami.
Mam nadzieję,że się nie mylisz-powiedziała-Ty i Rafael jesteście taką cudowną parą...szkoda byłoby gdyby coś się zmieniło.
Nie zmieni się – zapewniłam – Przynajmniej w tym sensie.
Szczerze w to wierzyłam. Przez dwa lata zdążyłam nabyć odporności psychicznej na podobne zagrywki. Mogłam jedynie zgrzytać zębami i zaciskać zęby,a i tak nie byłoby po co. Szkoda nerwów.
Kiedy wróciłam do hotelu,nie znalazłam nikogo w apartamencie. Wzruszyłam ramionami. Pewnie wybrali się na lunch do japońskiej knajpy. Weszłam do naszej sypialni i odczytałam karteczkę leżącą krzywo na nocnej szafce.
Najdroższa,
poszliśmy na lunch i krótki spacer. Mam nadzieję,że wrócimy przed Tobą,ale dla pewności zostawiam Ci tą kartkę. Będziemy o piątej.
Kocham cię!”
Uśmiechnęłam się pod nosem. Zawsze musiał się troszczyć o wszystko i wszystkich. Nie miałam do niego już żalu o te częste spotkania z rodziną. Nie mieszkaliśmy już z nimi,a on ich potrzebował,można powiedzieć,że ładował przy nich akumulatory. A i mnie przyda się trochę czasu samej ze sobą.
Spojrzałam na telefon,który dostałam od Rafy w zeszłym roku. Błękitna Nokia z hiszpańskim numerem. Znak,że w pełni należę do tego kraju.
Telefon wyświetlał dopiero kilka minut po piętnastej. Co robić do tego czasu?
Westchnęłam i z rezygnacją opadłam na zaścielone czerwoną narzutą małżeńskie łóżko. Te popołudnia bez gry były czasem takie nudne...
Może by tak wziąć dłuższą kąpiel bez ryzyka,że ktoś mi niespodziewanie przeszkodzi?Tak,dobry pomysł.
Odkręciłam kurek i z kranu buchnęła para,a strużka wody spływała do wanny w podłodze. Złapałam po drodze parę dżinsów i top w paski. Wanna błyskawicznie napełniła się wodą,w której natychmiast się pogrążyłam nie zważając na nieco zbyt wysoką temperaturę. Odciąć się od świata i zniknąć na maleńką chwilkę...
Spłukałam z włosów odżywkę i postawiłam krok na marmurowej posadzce. Wtedy moją uwagę przykuła prostownica do włosów. Pewnie Maribel ją tu zostawiła,gdy tamte łazienki były okupowane przez resztę.
A gdyby tak dla odmiany...rozprostować włosy?
Rozszerzyłam oczy przetwarzając nowy pomysł. Nie wydawał się zły,wręcz przeciwnie. Ciekawe co powie Rafael? – pomyślałam.
Tak. Dziś wieczorem czas trochę się zmienić.
Złapałam suszarkę ,a gdy osuszyłam włosy,zaczęłam przeciągać kolejne pasma pod prostownicą. Nie lubiłam tego robić. Za każdym razem mam wrażenie,jakby płonęły mi włosy.
Spojrzałam w lustro i przechyliłam głowę. Kobieta w lustrze w niczym nie przypominała Kingi,którą byłam. Ta była jakaś...obca,ale jednocześnie nieziemsko seksowna. Budziła wewnętrzny niepokój,ale nie wiedziałam dlaczego.
Wyszłam z łazienki próbując uporządkować refleksje o nowym wyglądzie,ale nie chciał mi dać spokoju. Czułam się jakbym weszła w czyjąś skórę.
Postanowiłam zabić resztę czasu czytaniem książki,ale gdy tylko wzięłam ją do ręki usłyszałam huk drzwi od tarasu w pokoju Maribel. Serce zabiło mi szybciej. Ktoś się włamał,czy po prostu przeciąg?
Z bijącym sercem ruszyłam do jej pokoju znajdującego się naprzeciwko naszego. Ostrożnie uchyliłam drzwi.
Emeline odwróciła się gwałtownie w moją stronę i rozszerzyła ze zdumienia oczy,po czym wstała i podeszła bliżej. Lustrowała mnie wzrokiem od stóp do głów.
Odruchowo zaczęłam się poprawiać i zesztywniałam,gdy zdałam sobie sprawę,dlaczego tak się na mnie gapi.
Gdybym miała jeszcze grzywkę...
Uśmiechnęła się wolno rozciągając różowe usta na całą szerokość.
Co ty tu robisz? – spytałam słabo zanim zdążyła się odezwać. Nagle poczułam się bezbronna.
Paliłam – wzruszyła beztrosko ramionami i ruszyła z powrotem do drzwi na taras postukując obcasami.
Paliłaś? – powtórzyłam ze zdziwieniem – To ty palisz?
Rafael ci nie powiedział? – spytała niewinnie,ale bez cienia ironii,czy chociażby satysfakcji. – Och.
Uniosłam podbródek. Nie dam się sprowokować.
Mamy dużo ważniejsze sprawy na głowie – odparłam pewniejszym głosem.
Nie wątpię – mruknęła przysiadając swobodnie na łóżku Maribel.
Nie powinno cię tu być – stwierdziłam.
Zaraz stąd pójdę. – skinęła głową – Mówiłam,że przyszłam tylko zapalić.
Dlaczego nie jesteś z resztą? – spytałam krzyżując ręce na piersi i natychmiast tego pożałowałam. Zabrzmiało to tak,jakbym chciała by była z nimi zamiast mnie.
Ponownie wzruszyła ramionami.
Jakoś nie miałam ochoty.
Uniosłam brwi. Czułam,że Emeline ma nade mną psychiczną przewagę,chociaż zazwyczaj to ja uchodzę za silną osobowość. Była tak pewna siebie,że aż to bolało. W niczym nie przypominała tej nieśmiałej dziewczyny z pierwszego dnia. Przeciwnie,zachowywała się jakby była tu przede mną.
Nie odnajdujesz się tu – Bardziej stwierdziłam niż zapytałam chcąc przekonać samą siebie.
Przechyliła głowę i rozszerzyła oczy.
Nie – przyznała ku mojemu zdumieniu przygryzając wargę.
Poczułam przypływ współczucia. Nie dziwię się,że czuje się odrzucona. Gdyby nie miłość jaką obdarzył mnie Rafael,czułabym się podobnie.
Przez pierwszych kilka dni wakacji. Potem sprawy zaczęły toczyć się swoim rytmem.
Ale ona niespecjalnie musiała znać ten patent.
Skinęłam głową.
Rozumiem. To musi być trudne.
Przymrużyła oczy i wstała.
Jak cholera. Zawsze kiedy zostawiasz za sobą przeszłość musisz liczyć się z powrotem wspomnień.
Co ona ukrywa?
Otworzyła drzwi na taras i wyszła. Usłyszałam odgłos zapalniczki i po chwili zobaczyłam jak wypuszcza strużkę dymu.
Nie wiedziałam za bardzo czy ją zostawić,czy podejść. Emeline odezwała się jednak pierwsza zmuszając do szybszego podjęcia decyzji.
Nie chcę być twoim wrogiem – wypaliła zaciągając się.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Stałam więc pośrodku pokoju i patrzyłam na nią zdezorientowana.
Ja tylko...staram się odnaleźć – dodała widząc moje wahanie.
Nie uda ci się to,jeśli będziesz mnie traktować tak jak teraz.
Niby jak? – zamrugała oczyma pod firanką pociągniętych maskarą gęstych rzęs.
Pogardliwie. Bez szacunku. Nie zapominaj,że pracujesz też dla mnie i że ja też jestem członkiem tej rodziny. Jeśli chcesz do niej wejść musisz zaakceptować pewne reguły. Szacunek to pierwsza z nich. – powiedziałam chłodno.
W porządku – odparła strzepując popiół do małej popielniczki. – Ale wierz mi:inaczej traktuję ludzi,których nie darzę szacunkiem.
Świetnie – stwierdziłam z ironią.
Świetnie – przytaknęła.
Wtedy byłam pewna;nie pozwolę jej wejść do mojej rodziny chociażbym sama miała z niej odejść. Ta kobieta była jak huragan:lekki wietrzyk szarpiący powietrze,którym oddycham,z czasem przybierający na sile próbując odebrać mi dech Jednakże ewidentnie niepewnie stąpała po kruchym lodzie. Nawet się nie zorientuje kiedy tafla zacznie pękać ściągając ją do lodowatej wody. Właściwie to już zaczęła biorąc pod uwagę to,że odsłoniła przede mną kawałek duszy. Bez wątpienia jej życiorys nie rysował się zbyt kolorowo.
Na dole trzasnęły drzwi.
Wynoś się stąd! – syknęłam w jej stronę.
Spokojnie zgasiła papierosa i zeszła z tarasu.
Kinga? – usłyszałam na dole głos Rafy.
Jestem na górze! – odkrzyknęłam.
Doszłam do wniosku,że lepiej będzie zejść na dół. W razie czego Emeline odpowiada sama za siebie.
Kiedy mnie zobaczył,zamrugał szybko oczyma. Uśmiechnęłam się niepewnie.
Cześć. Jak tam lunch?
W porządku – skinął głową nie spuszczając ze mnie wzroku. – Zmieniłaś fryzurę.
Owszem – przytaknęłam.
Na zawsze? – spytał ze smutkiem.
Nie głuptasie – zaśmiałam się – Tylko je wyprostowałam.
To dobrze – odetchnął – Bo uwielbiam twoje fale,a w tych wyglądasz całkiem jak...
Ja.
Spojrzałam w górę. Emeline stała na szczycie schodów z ręką na biodrze i uśmiechem modelki. Wolnym krokiem ruszyła na dół.
Właśnie. Poślubiłem ciebie,nie Emeline – mrugnął do mnie,a ja stanęłam jak wryta. Wprawdzie to był żart,ale nie spodobało mi się porównanie.
Emeline przykleiła do twarzy uśmiech i stanęła obok mnie. Zmierzyłam ją chłodnym spojrzeniem.
Hej. Jak tam lunch? – spytała ignorując mnie.
I kto tu kogo udaje – pomyślałam ze złością.
Dobrze. Jestem trochę zmęczony. Emeline,pościgasz się z nami na konsoli?
Avec plaisir.* – odparła z uśmiechem.
Fajnie. Kinga idziesz?
Za chwilę. – odparłam odwracając się na pięcie i ruszyłam pędem do łazienki by zmyć z głowy nieudany eksperyment


* (franc.) Z przyjemnością.

Zerknijcie na tą liczbę w prawym górnym rogu. Tak,wiele mówi. Dziękuję. Bardzo dziękuję <3
Cóż,nie wiem co jeszcze dodać,więc miłego weekendu życzę :*
xoxo