Tekst

piątek, 25 września 2015

2.9 Cisza przed burzą

Berlin? – zdziwiłam się gdy nazajutrz po południu lądowaliśmy na tamtejszym lotnisku
Tak. Ale ostrzegam-będziemy się przesiadać – odparł Rafael wstając z miejsca i kiwając na mnie ręką.
Wzięliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy do środka budynku Tegel. Był okazały i pełny ludzi.
Nie rzucajmy się w oczy – powiedział Rafael przeciskając się przez tłum – Nie mamy zbyt dużo czasu,kolejny samolot startuje za godzinę,a jeszcze odprawa.
A czy my kiedyś rzucamy się w oczy? – odszepnęłam – Przecież za każdym razem robimy to samo,nie pouczaj mnie co mam robić a czego nie.
Zależy mi na czasie – naciskał – No chodź już.
Ciekawe dlaczego tak mu się spieszy. Nigdy nie widziałam,żeby był aż tak zdenerwowany podróżą. Jak on mnie czasem zadziwiał.
Mieliśmy szczęście i dość szybko dostaliśmy się do odprawy. Lotnisko było tak oblężone,że graniczyło to niemal z cudem. No ale jak się jest parą słynnych tenisistów to nie ma rzeczy niemożliwych. I to tyle na temat nie rzucania się w oczy.
Usiłowałam dostrzec gdzie zmierzamy,ale Rafa skutecznie mi to utrudniał.
Bądź cierpliwa kochanie – powtarzał – Już niedługo wszystkiego się dowiesz.
No więc czekałam cierpliwie,aż samolot,do którego się przesiedliśmy bezpiecznie wyląduje na miejscu.
Idź przodem – nakazał Rafael kiedy w końcu nadeszła pora by wysiąść – Wiesz już gdzie jesteśmy?
Rozejrzałam się po okolicy. Moglibyśmy być praktycznie w każdym kraju na świecie,poza Hiszpanią oczywiście. Nie miałabym pojęcia dokąd zabrał mnie mój ukochany,gdyby nie fakt,że zobaczyłam nazwę lotniska i zamarłam. Tyle miejsc na świecie,a on specjalnie wybrał...
Kraków? – wyszeptałam zdumiona kiedy moje stopy dotknęły ziemi. – Nie wierzę....
Tak kochanie. Uznałem,że mieszkając nad Morzem Śródziemnym moglibyśmy zmienić klimat na nieco chłodniejszy. No a poza tym chcę poznać ojczyznę mojej...dziewczyny.
Spojrzałam na niego przenikliwie. Zawahał się mówiąc „dziewczyny”.Pierwszy raz od roku. Mój dobry humor trochę przygasł. Jak zwykle za bardzo się nakręcałam.
Podobno Kraków to jedno z najpiękniejszych miast w Polsce – ciągnął.Śmiesznie brzmiało słowo „Kraków” z jego akcentem.
Owszem – przytaknęłam – Z tego co słyszałam to nawet najpiękniejsze miasto.
Nigdy tu nie byłaś?
Nie. We Wrocławiu właściwie wszystko miałam pod nosem,a moi rodzice niezbyt chętnie opuszczają dom
To dobrze – odetchnął – Myślałem,że trochę cię rozczaruję.
Ależ skąd! – zaprotestowałam – Cudownie wybrałeś.
Cmoknęłam go lekko w policzek.
No to...bierzmy taksówkę i zmykajmy do hotelu – polecił a ja skinęłam głową i udałam się na poszukiwanie postoju.
Rafael wynalazł nam nocleg w 5-gwiazdkowym hotelu znajdującym się w samym centrum miasta. Muszę przyznać,że jak na faceta,który nie umie sam spakować walizki,doskonale wywiązał się z zadania. Hotel był przepiękny;nowoczesny,przestronny,z dostępem do sauny i co najważniejsze-bardzo wygodny. Nasz apartament zawierał kuchnię,mały salon,łazienkę i sypialnię. Dominują w niej barwy czerwona,beżowa i biała, a łóżko w niej jest większe niż w hotelu w Cincinnati.
I kto mi teraz powie,że Polska jest gorsza niż USA?
Jejku tu jest tak pięknie! – powiedziałam wchodząc do apartamentu i rzucając torby na łóżko.
Cieszę się,że ci się podoba – odparł Rafael wchodząc za mną – Dobrze zrobiłem rezerwując akurat ten
Przysiadłam na wielkim łożu i wyciągnęłam nogi.
Ale jestem zmęczona – jęknęłam – Najchętniej od razu poszłabym spać.
No coś ty,jest dopiero dziewiąta – oburzył się – Zdążymy jeszcze pójść coś zjeść
Nie jestem głodna. Jak chcesz to idź sam. Ja wezmę prysznic i się kładę.
W porządku. Zaraz wracam.
Rozłożyłam się na wielkim łożu i zamknęłam oczy. Chyba zaraz zasnę...
Coś zapiszczało. Rafael nie wziął komórki?
Mimowolnie podniosłam się i wydobyłam jego BlackBerry z wewnętrznej kieszeni torby. Policzyłam do dziesięciu i odetchnęłam.
Czytanie cudzych wiadomości to szczyt bezczelności,jednak sumienie podpowiadało mi,że powinnam to zrobić by raz na zawsze wyciszyć dręczące mnie wątpliwości. Otworzyłam wiadomość. No jasne. Od Agnieszki.
"Jesteście na miejscu?Mam nadzieję,że tak. Prawie załatwione. Zostaw K. I przyjedź do mnie. Buziaki :*"
Tylko spokojnie...
Co do cholery?!Najpierw wciska mi,że będzie ze mną na zawsze a potem czytam takie smsy?!Nie wierzę w to co widzę. Nie wiem co gorsze:perspektywa bycia piątym kołem u wozu czy fakt,że on ewidentnie mnie zdradza.
A może on zamierza prowadzić podwójne życie z nami obiema?No to już jest szczyt wszystkiego. Albo ona albo ja.
Drzwi do pokoju się otworzyły i wypuściłam telefon z powrotem do torby jak oparzona,po czym szybko się położyłam.
Śpisz kochanie? – spytał Rafael wchodząc do sypialni.
Nie. Mieli coś dobrego?
Jakieś rogaliki francuskie. I ser.
Niemal widziałam jak się krzywi. Nie znosił sera ani szynki. Niekiedy nie mogłam pojąć jak to jest w ogóle możliwe.
Usłyszałam szelest zamka i kliknięcie.
Ruszałaś mój telefon? – spytał podejrzliwie
Serce podeszło mi do gardła.
Nie,a co?
Bo jest odblokowany i ma otwartą nową wiadomość.
Cholera,mogłam ją usunąć i byłoby po kłopocie.
Odwróciłam się przodem.
Mógł ci wypaść i o coś uderzyć – zasugerowałam
Może...-zmarszczył brwi czytając nieszczęsną jak dla mnie wiadomość,po czym uśmiechnął się z ulgą.
Jeszcze chwila i zetrę mu z twarzy ten uśmieszek – pomyślałam ze złością
Coś nie tak? – spytałam słodko.
Nie,dlaczego? – uśmiechnął się nerwowo. Kłamca.
Bo jakoś masz lepszy humor po tej wiadomości...
Wydaje ci się.
Niech brnie dalej w te swoje kłamstewka. Kiedyś się potknie i wszystko się rozsypie.
Wzruszyłam więc ramionami.
Ok. Ja chyba pójdę pod prysznic.
Iść z tobą? – spytał uwodzicielsko unosząc jedną brew.
Oho,syndrom podrywacza. Niedobrze...
Nie dzięki,poradzę sobie – odparłam krótko i biorąc walizkę zniknęłam w łazience.



*

Przez następne kilka dni wstawaliśmy wcześnie,oczywiście tylko i wyłącznie z treningowego przyzwyczajenia. No ale co zrobić?Organizm sam wie,kiedy ma dość. Staraliśmy się żyć codziennym rytmem,chociaż obydwoje wiedzieliśmy,że nic nie jest w porządku i tylko udajemy szczęśliwych. Rafael też prawdopodobnie dusił się w tym trójkącie,bo wyglądał na zmieszanego kolejnymi sms-ami. Jeszcze tego samego dnia po przyjeździe pojechał do niej wymawiając się czymś do załatwienia w związku z rezerwacją. Wtedy też doszłam do wniosku,ze przyjechaliśmy tu by wygodniej było im się spotykać a ja jestem tylko pośrednikiem,wręcz wymówką dla obojga. Następne dni przyniosły jednak spokój i normalność,które określiłam jako ciszę przed burzą. Zero sms-ów,zereo stresu i zero sztywności. Jak gdyby nic zwiedzaliśmy Wawel,rynek i spacerowaliśmy po parkach niemal jak normalna para. Prawie normalna biorąc pod uwagę fakt,że paparazzi deptali nam po piętach a ja modliłam się,żeby przypadkiem któryś z nich nie nastąpił Rafaelowi na odcisk.
W poniedziałek,jedenastego lipca Rafael zaproponował coś,co stanowiło ustępstwo od zwykłego dnia.
Kinga,co powiesz na kolację w restauracji?Dziś wieczorem?
W restauracji?Przecież mamy ją w hotelu,jemy tam codziennie – zdziwiłam się
Dokładnie,dlatego zrobimy sobie urozmaicenie – uciął.
No...dobrze – zgodziłam się z wahaniem.
Byłam pewna,że na miejscu zastanę Agę. Po prostu to czułam. Za długo było spokojnie.
Cały dzień dziwnie się zachowywał. Był jakiś spięty,nerwowy. Na każde pytanie odpowiadał krótko,lub nie odpowiadał w ogóle. Wywoływał tym gorszy nastrój u mnie. Wiedziałam,że to przez to co miało nastąpić. Obawiałam się tego co mogę od niego usłyszeć. Znałam prawdę,ale zupełnie inaczej jest usłyszeć ją oficjalnie. Tak jakbyś do tego czasu miał nadzieję,że jakimś cudem ulegnie ona zmianie...
Kiedy w końcu wróciliśmy do hotelu,cała ta szopka stała się jeszcze bardziej dziwaczna:
Włożysz swoją nową sukienkę kochanie? – spytał kładąc się na łóżku i podpierając głowę ręką. Przyglądał się uważnie jak szczotkowałam włosy.
Może...a właściwie skąd wiesz,że mam nową sukienkę? – Nie pokazywałam mu ani jej ani szpilek. Nigdy zresztą nie pokazywałam mu swoich zakupów,bo i po co?Nawet najbogatsi i najbardziej zadbani faceci nie znają się na modzie.
Chrząknął zdezorientowany.
No...a nie masz nowej?
Odwrócił kota ogonem,jasne,tak najprościej
Mam – oznajmiłam spokojnie pociągając raz po raz grzebieniem po długich brązowych włosach. – Ale skąd o tym wiesz?
Machnął ręką.
Przecież zawsze jak przynosisz jakąś kieckę to uśmiech nie schodzi ci z twarzy przez pół dnia.
Serio? – zastanowiłam się – Może coś w tym było,chociaż czy ja wiem...?
Rzeczywiście – mruknęłam – Tak,chyba ją założę. A co?
Nic,po prostu...to bardzo elegancka restauracja i...
Rozumem – przerwałam mu pociągając energicznie grzebieniem – Mam nie narobić ci wstydu co?
Nie!Znaczy w sumie to tak,ale nie o to mi chodziło – kajał się.
Roześmiałam się krótko.
Wiem o co ci chodziło. A teraz znikaj. Muszę się przygotować
Och – jęknął tylko przeciągle i zwlekł się z łóżka po czym trzasnął lekko drzwiami.
Pokręciłam głową. Skoro to ma być ostatni wieczór naszego związku,już zadbam o to by był jak najbardziej udany. Odstawię się tak,że Rafael oszaleje z pożądania a ja będę zimna jak stal i zdecydowanie powiem „Nie”.
Tak. Jestem silna-powtarzałam sobie w myślach,ale jakoś niespecjalnie mi to pomogło.

Jestem...silna.


Nie mam pojęcia czy Kraków to na pewno najpiękniejsze miasto w Polsce,ale z pewnością piękne. No i wszyscy wiemy kto stamtąd pochodzi :D Cierpliwości moje panie,za tydzień wszystko się wyjaśni :)
Uściski!
Gatique

piątek, 18 września 2015

2.8 Siempre znaczy zawsze

Do Manacor ponownie wróciliśmy 4 lipca. Ja niechlubnie odpadłam w Wimbledonie już w drugiej rundzie okrywając się niebywałym wstydem. Rzadko się zdarza,żeby obrończyni tytułu odpadała tak wcześnie. Moją pogromczynią okazała się Sabine Lisicki,Niemka polskiego pochodzenia,i jak widać wschodząca gwiazda kortów.
Nie grała jakoś nadzwyczajnie. Wystarczająco dobrze jednak żeby wygrać,podczas gdy ja męczyłam się ze swoim tenisem. Miałam wrażenie,że rakieta nie chce mnie słuchać. Gdy ja chciałam po krosie,wychodziło na środek,gdy chciałam skróta,ona zagrała za mnie po prostu slajsa. Byłam tym sfrustrowana do tego stopnia,że ośmieliłam się nawet rzucić rakietą(nieważne,że dostałam później niezłe kazanie na temat odpowiedniego zachowania na korcie).Są takie dni i to był jeden z nich.
Cóż,nie zawsze da się wygrywać.
Rafael z kolei miał dobrą passę. Po wygranej we French Open pewnie zmierzał po trzecie zwycięstwo w Wimbledonie. Jedyną przeszkodą był niestety niemal niezwyciężony w tym sezonie Novak Djoković.
Nudziło mnie jednak przesiadywanie w wynajmowanym domu(Rafa i jego rodzina wynajmowali go co roku,tylko podczas Wimbledonu)i czekanie na powrót mojego ukochanego. Kiedy już wracał,jadaliśmy razem kolacje,najczęściej przyrządzane przez niego samego. Niektóre bywały nawet lepsze niż dania Any Marii. Po posiłkach spędzaliśmy czas podobnie jak w Manacor. Wszyscy razem. A kiedy wszyscy poszli spać,kochaliśmy się przy otwartym oknie,przy świecach. To było cudowne doświadczenie,bo właściwie nikt nie wiedział,że to akurat my tam mieszkamy. Manacor znało dom swojego rodzimego bohatera.
W międzyczasie zdążyłam polecieć na trzy dni do rodziców i pożałowałam tego. Byli jacyś dziwnie spięci,przez cały czas. Niby wszystko było w porządku,jednak odnosiłam wrażenie,że obydwoje mnie okłamują. Czułam się winna,bo gdy mieszkałam z nimi nie było takiego czegoś. Nie mogłam nic z tym zrobić,powrót do domu nie wchodził w grę. Moim domem było teraz Manacor. Nie zmuszą mnie do zmiany decyzji i kropka.
W dzień finału byłam nerwowa. Zawsze przeżywałam mecze,kiedy należałam do publiczności. Będąc tam,na dole nerwy są zupełnie inne. Wtedy mogę liczyć tylko na siebie,bo wiem co myślę. Kiedy jestem obserwatorem zawsze się zastanawiam,jakie myśli plączą się po głowie innym.
Jak zwykle w "naszym" domu obowiązywał zakaz rozmów o meczu. Miało to pomóc Rafaelowi skupić się na tym,co jest priorytetem w bieżącej chwili,na przykład odpowiednim posiłku,treningu lub po prostu odpoczynku psychicznym.
Nie umiem się nie denerwować,gdy przegrywa. Czasami nawet jestem na niego zła za to,że przegrał. Jak na mój gust,jego porażki są czasem bezsensowne. Z punktu widzenia tenisistki potrafię ocenić,czy mógł jakoś odwrócić wynik na swoją korzyść,ale moja ludzka strona okazuje słabość i wpada w złość. Taka już jestem i tyle. Wrażliwa i emocjonalna. Czasami nawet zbyt emocjonalna...
Postanowiłam jakoś zabić czas do piętnastej i wzięłam się za swoje włosy,paznokcie i cerę. Ana Maria i Maribel poszły na jakieś zakupy i w sumie to nie wiem,czemu nie poszłam z nimi. Chyba nawet kobiecie zakupy mają prawo się znudzić.
Umyłam włosy i czekałam aż wyschną,w międzyczasie nakładając na twarz maseczkę i wchodząc do kuchni z zamiarem napicia się czegoś.
Czy ja go kiedyś nauczę porządku? – pomyślałam wzdychając w duchu na widok rozrzuconych na kuchennym blacie sztućców zdjętych z suszarki. Schowałam je do szuflady,jednak przy jej zamykaniu poczułam lekki ból. Jęknęłam. Jak zwykle musiałam ułamać sobie paznokcia,gdy był długi i zadbany. A więc żegnaj mój kolorowy manicuirze,witaj klasyczny french...
Zorientowałam się,że pilniczek zostawiłam na górze i udałam się po niego. Pod drzwiami naszej sypialni usłyszałam głos Tomeu. I kiedy już miałam się obrócić na pięcie i odejść bez straszenia biednego Hiszpana,usłyszałam to:
Brzmi dobrze. Ale co później? – głos bez wątpienia należał do Tomeu.
Jak to co? – odezwał się Rafael – Zostawię ją i przylecę najszybciej jak się da.
Zrobiło mi się słabo,a grunt usuwał mi się spod nóg. A więc jednak Toni miał rację.
Myślisz,że będzie chciała zostać?
A czemu nie?To jej bardzo dobrze zrobi. Jeszcze tylko powiem Adze i załatwione.
Teraz to już byłam bliska omdlenia,a do oczu cisnęły mi się łzy. Że co?!Czyżby za moimi plecami spotykał się z Isią? Do diabła z Caroline. Ale Aga?Osoba,którą oprócz Giseli uważałam za przyjaciółkę?
Moje życie nie ma sensu...To wszystko nie ma sensu.
A rozmawiałeś z Kingą?
Jeszcze nie. Niedługo jej powiem.
No,to chyba koniec co? – zaśmiał się Tomeu.
Ciebie tez nienawidzę – pomyślałam – Myślałam,że jesteś też moim przyjacielem...
Żebyś wiedział – odparł Rafael również się śmiejąc.
Dość tego. Pobiegłam do łazienki na dole i zwymiotowałam. Mój żołądek ścisnął się do rozmiarów orzecha. Łzy popłynęły same,mieszając się z wodą,którą obmywałam twarz,zdejmując z siebie maseczkę.
Energicznie tarłam włosy ręcznikiem kołtuniąc je. Pociągnęłam parę razy grzebieniem,wyrywając kilka przy okazji,po czym zakładając ciemne okulary wyszłam z domu. Natknęłam się na Anę Marię i Maribel.
Dokąd idziesz? – spytała zdziwiona matka Rafaela.
Niedługo wrócę – mruknęłam i przecisnęłam się obok nich.
Potrzebowałam Giseli. W tej chwili. Natychmiast. Udałam się w kierunku hotelu gdzie tymczasowo zamieszkiwała Gisela. Całe szczęście,że razem z Pico postanowili zostać do końca turnieju. Gdy dotarłam na miejsce akurat wychodzili.
Gisela stój! – krzyknęłam do niej.
Co się stało? – spytała zatroskana widząc,w jakim jestem stanie.
Musimy pogadać – stwierdziłam biorąc ją pod rękę.
Ona i Juan popatrzyli po sobie zmieszani.
Zaraz wracam – rzuciła przez ramię potykając się – Ał,nie ciągnij mnie tak!
Tylko nie za długo Kinga – odparł Juan – O szesnastej mamy samolot!
Nie bój się,będzie szybko i bez ogródek – mruknęłam bardziej do siebie niż do niego.
Czemu mnie tak szarpiesz? – warknęła – Co się dzieje?Tylko się streszczaj!
Będę. Może nawet załapię się z wami na samolot.
Co?!
Rafael. Zdradza mnie. Z Agnieszką – powiedziałam po prostu krzyżując ręce na piersi.
Gisela wybuchnęła śmiechem. Zdawało mi się jednak,że był on nieco nerwowy.
Co ty wygadujesz?Jesteś pewna?
Słyszałam jak mówił do Tomeu,że mnie zostawi i się z nią umówi – głos mi się łamał.
Opadłam na jedną z hotelowych sof pocierając skronie i zdejmując okulary. Gisela westchnęła i usiadła obok.
Kinga spokojnie – powiedziała łagodnie dotykając mojego ramienia – To na pewno jakieś nieporozumienie
Akurat – pociągnęłam nosem – Wyraźnie słyszałam. Co ja mam robić?
Po chwili nie mogłam już opanować szlochu i mamrotałam raz po raz:
Nie wierzę w to...z Agą?Z kim innym,ale akurat z Agą?
Musisz z nim pogadać – powiedziała zamyślona Gi.
I co mi powie? – prychnęłam – Stwierdzi,że mu nie ufam.
Bo tak jest,skoro myślisz,że mógł cię zdradzić.
Ja już sama nie wiem komu mam ufać – zaszlochałam – Jadę z wami.
Mnie możesz zaufać. – przygarnęła mnie do siebie i oparłam głowę o jej rękaw – Nigdzie nie jedziesz. Nie możesz dać po sobie poznać,że coś wiesz.
To mam tak siedzieć i patrzeć jak się uśmiecha do telefonu? – wykrztusiłam z niedowierzaniem
Jasne,że nie. Po prostu...poczekaj trochę,ok?Będzie lepiej zobaczysz. I wiesz co?Zabieram cię dzisiaj na zakupy.
Kiedy?Przecież wylatujecie niedługo...
Odwołam – stwierdziła lekceważąco – Jestem gwiazdą tenisa,wolno mi nie?
Musiałam się uśmiechnąć. Jak zwykle miała genialne poczucie humoru.
Dzięki...za wszystko – wymamrotałam uśmiechając się
Nie ma sprawy. A teraz wracaj,zanim się zorientują,że coś jest nie tak.
Przeprosiłam Pico za zaistniałą sytuację i wróciłam do hotelu. Zdziwili się,że tak szybko wyszłam. Powiedziałam zgodnie z prawdą,że jestem u Giseli. Rafael chciał mnie przytulić,ale mu nie pozwoliłam. Mruknęłam coś o koncentracji i jak gdyby nigdy nic poszłam pomalować paznokcie.
Dwie godziny później wszyscy siedzieli jak na szpilkach oczekując początku meczu finałowego. Nie mogłam się jednak na nim skupić. Cały czas usiłowałam sobie wyobrazić Rafaela i Agnieszkę. To było takie dziwne. Ale jak się okazuje prawdziwe...
Zanim zdążyłam się zorientować było już 6:4 i 6:1 dla Djokovicia. Zastanawiałam się,jak długo to może trwać. Tydzień?Miesiąc?Może dwa tygodnie lub miesiące?
Zacisnęłam pięści. Proszę,jeśli naprawdę mnie kochałeś,to wygraj tego seta.
Jak na zawołanie,wygrał i to do jednego. Nieco się uspokoiłam. Przynajmniej nie był gołosłowny.
Wszyscy chyba zauważyli mój podły nastrój,ale jakoś specjalnie się nim nie przejmowali,bo sami mieli niewiele lepszy. Rafael przegrał i czwartego seta. No cóż. Jakoś niespecjalnie było mi przykro. Po tych wszystkich ceregielach związanych z wręczeniem trofeów,wróciliśmy do domu.
Nie martw się. Na pewno jeszcze wygrasz – powiedziałam sztywno żeby go pocieszyć. Uśmiechnął się lekko i przytulił mnie. Jakie puste to było teraz...
Zmusiłam się,żeby być uprzejmą,chociaż najchętniej wyjechałabym stąd natychmiast. Czekałam tylko na wieczór,gdy Gisela zabierze mnie na zakupy.
Przyjechała taksówką pod sam dom.
I jak?Gotowa na małe szaleństwo? – spytała mrugając gdy usadowiłam się obok niej
Pokręciłam głową.
Nie sądzę,żeby miało mi to pomóc.
Oj,nie bądź taka – skarciła mnie – Komu zakupy nie poprawiają humoru?
Łaziłyśmy po różnych sklepach w Bicester Village właściwie bez celu. Tyle markowych sklepów na jednej ulicy jeszcze nie widziałam. Burberry,Gucci,Jimmy Choo,Dior...Wszystkie potrafią sprawić kobiecie więcej przyjemności niż tuzin facetów na raz,ale dzisiaj niestety nie mnie.
Jesteś absolutnie pewna,że on cię zdradza? – spytała po raz setny Gisela buszując między wieszakami
-Tak,jestem-wycedziłam przez zęby odkładając na miejsce jakąś sukienkę
Kątem oka widziałam jak przewraca oczami. Wzruszyłam ramionami. A niech sobie myśli co chce.
To dlaczego w takim razie wciąż zachowuje się jak zakochany idiota?Mówiłaś zdaje się,że dla ciebie gotuje no i że kochacie się przy świeczkach? – rzuciła wyzywająco
Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym,że mógł to samo robić z Isią.
Dlatego,że mimo wszystko ma klasę i powie mi we właściwej chwili. Znaczy się niedługo
Uniosła brew.
Taaaa?A co z wakacjami po Wimbledonie?Wybierasz się?
Oczywiście – odparłam dumnie – Jeśli tym chce zakończyć nasz związek to proszę bardzo. Przynajmniej będzie to miłe rozstanie
Serio tak myślisz?
Przestań ciągle pytać czy tak myślę! – krzyknęłam i skuliłam się,gdy ludzie popatrzyli na mnie pytająco – To się robi nie do zniesienia!
Nie do zniesienia jest ta twoja paranoja! – syknęła – On nie jest głupi,nie latałby za pierwszą lepszą. Mieszkasz z nim i z jego rodziną i chyba wiesz jak został wychowany co?Nawet ja wiem!
Popatrzyłam na nią zdezorientowana. Faktycznie,to do niego niepodobne. Ale z drugiej strony kto wie na jakie głupoty stać faceta?
Masz rację,przepraszam. Ostro przesadziłam. Zaufanie to podstawa związku. To chyba ja jestem winna,nie on.
Nie szukaj teraz winnych. Może winni jesteście oboje?
Co masz na myśli?
Może wam się po prostu w związku nudzi?Może jakieś...urozmaicenie?
Prychnęłam.
No nie,jeśli myślisz o jakichś biczach i kajdankach to ja pasuję
Kajdanki nie są złe,pamiętasz zakład?-zachichotała
Pamiętam – przyznałam ponuro. Narobiłam sobie wstydu przy Verdasco,Feliciano i Marcu do tego stopnia,że od pewnego czasu dziwnie na mnie patrzą. Zboczeńcy.
Właściwie to nie chodziło mi o to – wyjaśniła – Myślałam raczej o czymś takim...
Podsunęła mi wieszak z długą suknią na ramiączkach ozdobioną brylancikami.
No ładna,ale jak ona się ma do moich problemów? – spytałam głupio nie łapiąc do czego zmierzała. Jej hiszpański akcent był czasami strasznie dziwaczny.
No spójrz,jest seksowna i elegancka. Odstawisz się w nią i już. A jeśli naprawdę zamierza cię zostawić,to niech chociaż wie co stracił. Oooo,albo nie,zapomnij. Ta jest jeszcze lepsza!
Wcisnęła mi wieszak,a sama pognała do naręcza obok i wyciągnęła piękną bordową sukienkę sięgającą połowy uda z postrzępionym trenem. Pod biustem i przy spódnicy miała paseczki z brylancików.
No,co myślisz? – ponaglała przykładając ją do siebie
Jest piękna – przyznałam odkładając tamtą i biorąc od niej szyfonowe cudo.
Na co czekasz?Przymierzaj!
Niemal siłą wciągnęła mnie do przymierzalni,ale było warto. Sukienka leżała idealnie.
A nie mówiłam?Jest cudowna. I jak wspaniale pasuje do twoich włosów! – emocjonowała się gdy tylko ją założyłam.
Rzeczywiście było mi w niej dobrze. Przypominała tamtą,którą kupiłam sobie w Rzymie. Tą którą Caroline tak okrutnie potraktowała winem...
No weź ją,co ci zależy? – jęczała Gisela – Zaszalej za kasę swojego faceta!
No dobrze – odparłam wolno – Niech będzie.
Wychodząc z przymierzalni,Gisela zauważyła coś jeszcze.
Popatrz,są różne kolory!
Skrzywiłam się.
Niee,myślę,że ten będzie dobry
Też tak uważam. Myślałam o sobie
Wzruszyłam ramionami.
Czemu nie?Zaszalej!
Przymierzyła identyczną w odcieniu pudrowego różu. Pięknie podkreślał jej oczy i pasował do ciemnych blond włosów.
No i?Co myślisz? – spytała z rękoma na biodrach przeglądając się w lustrze.
Sądzę – odparłam powoli unosząc brwi do góry. Na moją twarz stopniowo powracał uśmiech – Że musimy jeszcze wpaść do Jimmy'ego Choo po szpilki.

*

Następne kilka dni po przyjeździe minęło w miarę normalnie. Wciąż czułam się zraniona i oszukana,ale nijak nie dawałam tego po sobie poznać. Jak gdyby nigdy nic spaliśmy w jednym łóżku,wymienialiśmy pocałunki,przytulaliśmy się. A jednak w głowie wciąż brzęczała mi podsłuchana rozmowa. Skąd brałam siłę,żeby udawać?To proste.
Kochałam go.
Tak bardzo go kochałam.
Mimo tego...wszystkiego. Ledwo żyję,ze świadomością,że tak piękny rozdział mojego życia wkrótce bezpowrotnie się zamknie. Właściwie to dobrze,że dowiedziałam się teraz. Może kiedy nadejdzie czas moje serce będzie złamane tylko w jednej czwartej zamiast w całości. Mam na to cichą nadzieję.
Duszę się w tym domu. Jak tylko mam okazję,wychodzę i spaceruję,byle nie być tam,byle nie myśleć o niczym poza pięknym krajobrazem i ludziach mijanych na ulicy,chociaż mam niekiedy wrażenie,że wiedzą doskonale co się ze mną dzieje. miała wypisane na twarzy „zdradzona”.No i tenis. Och tak,tenis to najlepsze lekarstwo,wtedy w ogóle przestaję myśleć o niczym poza grą. Ale ile można się ukrywać za rakietą?
Na szczęście jeszcze kilka dni i ten cały ból się skończy. I zacznie na nowo,gdy zdam sobie sprawę,co tak naprawdę się stało. I będzie trwał dalej,gdy matka i ojciec powtórzą „A nie mówiłam?”.
Jestem martwa. Jestem tylko pustą skorupą zaprogramowaną by wstać na treningi i nie myśleć. Moja dusza została zamordowana,a jej katem jest miłość. Głupia,naiwna miłość...
No i pozostają jeszcze te nieszczęsne wakacje.
Kochanie,chodź tu na chwilę – zawołał Rafael z salonu dwa dni po powrocie z Anglii.
Co się stało? – spytałam swobodnie wkraczając do salonu ze szklanką soku.
Chyba nadszedł czas na wakacje prawda? – uniósł brwi i uśmiechnął się.
Upiłam łyk ze szklanki.
No i?Gdzie pojedziemy?
To niespodzianka. Wszystko już załatwiłem. Wyjeżdżamy pojutrze. – odparł podniecony.
Co?!Tak szybko? – zachłysnęłam się napojem i kaszlnęłam kilka razy.
No,też się zdziwiłem. Ale spodoba ci się,jestem pewien.
Super – mruknęłam.
Coś nie tak? – spytał zaniepokojony.
Postawiłam szklankę na blacie i uśmiechnęłam się cierpko.
Nie,wszystko jest dobrze...w sumie to dobrze,że wyjeżdżamy,bo jestem ostatnio trochę przemęczona.
Oj tak,ja też-westchnął-Serio kocham grać w tenisa,ale te ciągłe zmiany czasu mnie wykańczają. Niby odbywasz je co roku,ale jednak.
Mhm – odparłam bez entuzjazmu.
Złapał mnie za rękę. Wzdrygnęłam się jakby lekko kopnął mnie prąd.
Kinga jesteś pewna,że dobrze się czujesz? – spytał po raz kolejny tym razem poważniej.
Nie,wiesz,chyba pójdę się położyć. Jestem jakaś senna – wyrwałam dłoń z jego uścisku i pomknęłam na górę. W sypialni przykryłam się kocem i odetchnęłam głęboko.
A więc tak miał zamiar to rozegrać – pomyślałam smutno – Niszcząc mi wakacje?Dobrze chociaż,że powie mi to wprost. Oszczędzi mi chociaż kilka łez.
Jak na zawołanie moje oczy napełniły się łzami,które swobodnie kapały na poduszkę. Przymknęłam oczy.
Chyba jednak trochę się prześpię.

*

Następnego dnia spakowałam walizki. Najchętniej wzięłabym ze sobą wszystko co mam,ale nie mogłam tego zrobić. Rafael uprzedził mnie jedynie,że tam gdzie jedziemy jest obecnie ciepło,ale wieczory bywają chłodne,no i zdarzają się chłodniejsze dni. Za namową Giseli spakowałam swój nowy zakup razem z butami do kompletu(„Przecież po to ją kupiłaś,bla bla bla”).Nie miałam najmniejszej ochoty na ten wyjazd. Zwyczajnie się denerwowałam. Wszak niedługo zostanę odstawiona do kąta jak jakaś stara zużyta miotła...A już niech się dzieje co chce,gorzej być nie może.
Gotowa do drogi? – spytał z uśmiechem Rafa zaglądając do pokoju.
Bardziej się nie da-odparłam – Byłabym pewniejsza,gdybym wiedziała dokąd się wybieram.
Zobaczysz na miejscu-odparł tajemniczo. – A tymczasem...
Objął mnie ciasno w talii i pocałował w usta. Jego ręce zabłądziły w okolicach moich piersi,lecz odepchnęłam go.
Mam okres – skłamałam.
Oj daj spokój no – jęknął.
Nie – warknęłam – A teraz pozwól mi skończyć. A tobie radzę zacząć.
To ty mnie nie spakujesz? – spytał rozczarowany.
Prychnęłam.
W żadnym wypadku. Dorośnij w końcu i zrób to sam. – oznajmiłam stanowczo wciskając mu do ręki koszulkę.
Miał zmieszaną minę. Być może nieco za ostro go potraktowałam. No ale żeby w wieku dwudziestu pięciu lat nie pakować się samodzielnie?Kpina.
Potulnie zabrał się za pakowanie toreb. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie ma to jak być dyktatorką we własnym domu.
Taaaak,własnym domu – przypomniałam sobie gorzko i natychmiast pokręciłam głową chcąc wyrzucić tą myśl z głowy.
Chyba jednak to samodzielnie pakowanie się to ni był najlepszy pomysł. Człowiek nie może w spokoju zjeść miski lodów,bo ciągle słyszy:”Kinga,gdzie jest moje to albo tamto?”.Skąd mam wiedzieć gdzie on chowa swoje skarpetki do cholery?A nie przepraszam,gdzie ja chowam jego skarpetki. No,to już zupełnie inna historia.
Skończyłem – usłyszałam po jakichś dwóch godzinach gdy stanął w drzwiach salonu.
Brawo – mruknęłam – I co,bolało?
Skąd. Ja po prostu...nie jestem w tym zbyt dobry to wszystko. – przyznał wzruszając ramionami i usadowiwszy się obok mnie otoczył ramieniem. – Co dzisiaj robimy?
Dzisiaj już raczej nic takiego. Jest siódma – uświadomiłam mu delikatnie się odsuwając.
-Zajęło nam to cały dzień?-zdziwił się
Owszem. Bynajmniej tobie.
A tam. Będzie warto,zobaczysz.
Jak dla kogo – poprawiłam go w myślach – Dla ciebie na pewno,w końcu się ode mnie uwolnisz.
Westchnęłam.
Na pewno. Schodzimy na kolację?Dzisiaj krewetki czy...
Wcale nie masz ochoty nigdzie jechać prawda? – przerwał mi nagle
Zacisnęłam pięści. Żebym nie wiem jak się starała to i tak jakaś część mnie musi się zbuntować i zachowywać się naturalnie.
Nie – przyznałam krótko
Wiedziałem – odparł tryumfalnie – Jesteś ostatnio strasznie dziwna,jakaś taka chłodna i niedostępna. Kinga ja dłużej tak nie mogę. Powiedz mi wreszcie o co chodzi.
Przełknęłam ślinę. Ryzykować,czy udawać głupią?
Czasami lepsze są te niekoniecznie mądre rozwiązania.
Przepraszam cię,wiesz,że jak mam okres to potrafię być nieznośna. – powiedziałam łagodnym tonem.
Pokręcił głową.
Nigdy nie było tak źle.
Oj wiesz,to przez Marinę,martwię się o nią,a teraz jeszcze to ścięcie z Tonim...Kobiecy organizm bywa czasem bardziej skomplikowany niż ci się wydaje.
Tym bardziej przyda ci się odpoczynek. Dlaczego nie chcesz jechać?
Chcę tylko... – Tylko co?Wiem,że mnie zdradzasz?I że chcesz ze mną w ten sposób skończyć? – Ja...martwię się o rodziców.
Zaśmiał się krótko.
Kinga,są dorośli. Dadzą sobie radę bez ciebie.
Łatwo ci mówić – odparłam – Ty masz ich pod nosem a ja...zwyczajnie tęsknię za nimi. Zwłaszcza teraz. Jest między nimi coraz gorzej. Głupio mi ze świadomością,ze pozwalam sobie na beztroskie wakacje podczas gdy oni żyją jak pies z kotem.
Oczywiście tylko w części to była prawda. Naprawdę martwiłam się o rodziców,lecz w tej chwili miałam na głowie nieco większy problem. Nie mogłam przecież powiedzieć mu wprost. Jeszcze nie teraz,nie tutaj.
Oj skarbie,nie wiedziałem – powiedział czule i przytulił mnie. – Tak mi przykro
Wtuliłam się w jego ramię a on cmoknął mnie w czoło. Ładnie pachniał. Dios,dlaczego miłość musi być tak trudna?
A właściwie czemu jest mu przykro?Ze zwyczajnej litości?Nie umie kłamać,więc musi mówić szczerze. Może ma wyrzuty sumienia?Może te wakacje mają mi wynagrodzić ten przelotny romans,kiedykolwiek on się nie zaczął?Może ten koniec tyczył się Agnieszki,nie mnie?No i przede wszystkim chciał być ze mną szczery...
Per dios,por que?Dlaczego tak łatwo osądzam ludzi?Zawsze myślałam,że w tej kwestii się nie mylę,a tu proszę,taka niespodzianka. I to mojego własnego faceta...
-Wiem kochany-wymamrotałam czując łzy pod powiekami.-Jesteś dla mnie taki dobry a ja...
-Przestań-zaprotestował stanowczo-Przechodzisz ciężkie chwile i ja to rozumiem.Nie musisz się niczym martwić. Jestem przy tobie i zawsze będę,słyszysz?Zawsze.
Siempre.
W tej chwili było to dla mnie najpiękniejsze słowo na świecie. Tyle w sobie zawierało. Łzy szczęścia,łzy rozpaczy,obietnice i rozczarowania. Ale jednak oznaczało jedno-stałość.
Dziękuję – wykrztusiłam tylko i pociągnęłam nosem – Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
Być może nie. Ale wiem,że dla mnie bardzo dużo.
Pierwszy raz od dwóch dni uśmiechnęłam się szczerze.
No to skoro masz lepszy humor,to co powiesz na owoce morza?

Powiem,że nie mogę się doczekać – odparłam ze śmiechem całując mojego ukochanego w usta. Szczerze. Bez przymusu. Bez żadnych trosk.


Tak,wiem. Namieszałam tutaj i nie wiecie o co właściwie chodzi :D Ale cierpliwości,za tydzień wszystko się wyjaśni. Tymczasem pozwólcie Kindze trochę polamentować ;)
Uściski!
Gatique

czwartek, 10 września 2015

2.7 Niewdzięcznica

Następnego wieczora byłam już w Manacor. Tak,chyba sama bym w to nie uwierzyła,ale tak właśnie było. Rafa po wygraniu w finale stwierdził,że chce jak najszybciej wrócić do domu,więc wyruszyliśmy niemalże od razu po meczu. Niesamowite,jak niekiedy czas ma mało do powiedzenia...
Ach,Manacor. Stare dobre Manacor. Spokój,cisza,zero fotoreporterów,miejscowi zawsze skłonni do pomocy,błąkający się wszędzie niemieccy turyści...Tak,zdecydowanie kocham to miasto.
Myślałaś już gdzie ustawić kolejne trofeum? – spytał Rafael gdy kończyliśmy rozpakowywać nasze walizki.
No tam gdzie zawsze nie? Przy kominku...
Taaak,ale nie myślisz,że lepiej będzie ustawić je razem? Będą wyglądały lepiej.
Głupota,ale nie mogłam się oprzeć wrażeniu,że to dodatkowo ma mnie przygnębić. Nie dość,że wspólni trenerzy to jeszcze wspólne półki z trofeami.
Nie ma mowy – zaprzeczyłam – To są nasze indywidualne sukcesy i nie widzę powodu,żeby je łączyć.
Wzruszył ramionami wciskając pogniecione ubrania do kosza na pranie. Od tamtej pory relacje między nami były dosyć napięte. Niby już mnie nie bolała ta cała zamiana teamów i w ogóle,ale odnosiłam wrażenie,że Rafaelowi to pasuje. W zasadzie to nie wiem czemu tak się z tego cieszył,ale wyraźnie miał jakiś powód. Dobijała mnie ta sytuacja,czułam się nie kochana a nawet niekiedy porzucona.
Rafa wyszedł dziś do Tomeu na mecz. Chyba było to Gran Derbi,bo zazwyczaj oglądał je w domu razem z rodziną. Mniejsza. I tak nie lubię nożnej,a wolny wieczór zawsze się przyda. Postanowiłam więc zająć się domem. Robiłam pranie,myłam podłogi,prasowałam i wykonywałam inne obowiązki,których nie powstydziłaby się stereotypowa kura domowa. Kiedy w końcu skończyłam,postanowiłam się zrelaksować. Nie było jeszcze tak późno i akurat zdążyłam na zachód słońca. Nasz balkon w sypialni pozwalał akurat na bardzo komfortowe podziwianie tego zjawiska,toteż odpaliłam płytę Rihanny w odtwarzaczu,zrobiłam sobie gorącej czekolady i usiadłam na moim ulubionym ratanowym fotelu ciesząc się chwilą.
Słońce już prawie zaszło,gdy myślałam o wszystkich sprawach,które ciążyły mi na sercu. Marina,Spencer,rodzice,nawet Rafa,Toni...
Nie przeszkadzam? – usłyszałam nagle charakterystyczny zachrypnięty głos,zbyt łagodny jak dla osoby z takim temperamentem.
Gwałtownie się odwróciłam rozlewając przy tym resztki napoju.
Cholera-mruknęłam po polsku starając się zetrzeć plamy chusteczką.
Słucham?
Och,to nie do ciebie – odparłam pospiesznie patrząc na Toniego,który wyglądał na lekko podirytowanego. Zresztą,kiedy on tak nie wygląda... – Jak tu wszedłeś?
Ana – powiedział tylko nie ruszając się z miejsca – Nie przeszkadzam ci?
Musiał mieć naprawdę ważny powód,żeby chcieć rozmawiać ze mną sam na sam – przemknęło mi przez myśl – Trzeba zachować czujność.
Nie,skąd – odparłam wolno i spokojnie – Stało się coś?
Usiadł na drugim fotelu i zmusił do patrzenia mu w oczy tym przybijającym spojrzeniem.
Muszę z tobą poważnie porozmawiać.
Zdążyłam się domyślić...
Kinga,wiem że mnie nienawidzisz – wypalił nagle – I proszę,nie udawaj.
To nie tak,ja... – kajałam się zaskoczona jego bezpośredniością. Nie wiedziałam też co innego mam mu odpowiedzieć. Oczekiwał potwierdzenia czy jak?
Nie przerywaj mi. I prosiłem,nie udawaj.
Tym razem lepiej będzie jak zamilknę.
Wiem,że ta sytuacja cię przerasta i że nie jesteś zadowolona z nowego rozwiązania,ale uwierz mi,że ja też nie. Jest mi równie ciężko jak tobie a nawet i ciężej.
Tobie?Nie sądzę – prychnęłam.
A jednak. Niezbyt uśmiecha mi się praca z kobietą,która zachowuje się jak egoistyczna,rozpuszczona gówniara,ale nie mam wyboru. Mój bratanek jest w tobie szaleńczo zakochany i dobrze wiem,że w tej chwili zrobiłby dla ciebie wszystko,a ty nawet nie umiesz mu za to podziękować. Pomijam to,jak bardzo jest głupi pozwalając ci mieszkać ze sobą. To jego życie i jego problem. Gdyby to ode mnie zależało,nigdy nie doszłoby do tej rozmowy.
Przez chwilę wpatrywałam się w niego z otwartymi ustami. Zamurowało mnie. W ten sposób powiedział właściwie wszystko co myśli na mój temat.
Czyli uważasz,że to wszystko moja wina tak? – spytałam gdy umysł nieco mi się rozjaśnił – Że to przeze mnie jesteś zmuszony do spełniania poleceń Rafaela?
Uspokój się kobieto – warknął – Jeśli mam być szczery to tak właśnie uważam. Gdybyś chociaż była w stanie docenić to,jak bardzo się dla ciebie poświęca...Jesteś niewdzięcznicą. Moja współpraca z tobą jest najwyższą formą poświęcenia. Kiedy Rafael dowiedział się co cię czeka,błagał mnie niemal na kolanach żebym wziął cię pod opiekę. Nie chciał,żeby twoja kariera się skończyła. On dba o ciebie bardziej niż ty sama o siebie.
Otworzyłam usta. Nie miałam pojęcia na ile jego słowa były prawdziwe,ale jeśli tak,to bolały.
Więc jeśli naprawdę kochasz jego,a nie jego pieniądze to nie utrudniaj życia nam obojgu i po prostu weź się do roboty,bo przed nami dużo pracy – zakończył i wstał chcąc odejść,ale tego było mi już za wiele.
Jak śmiesz! – syknęłam zrywając się na równe nogi – Możesz nazywać mnie niewdzięcznicą,ale nie masz prawa twierdzić bezpodstawnie,że kocham tylko i wyłącznie pieniądze Rafaela!Po co miałabym to robić,skoro sama zarabiam równie dobrze?Nie powinieneś udzielać mi rad odnośnie związków nie mając żadnego doświadczenia w tym temacie.
Prychnął
Szukasz przepustki do wielkiego świata,to widać od razu. Wiesz doskonale,że nie zdołasz się utrzymać na takiej fali przez cały czas. Chcesz żeby się o tobie mówiło. Dla nas,majorkańczyków to niedopuszczalne.
Co ty pieprzysz do cholery? – wybuchnęłam w końcu nie dbając o to co pomyślą sąsiedzi – Dobrze wiesz,że szanuję wasze poczucie prywatności!
Paplając mediom na prawo i lewo o tym jak wspaniale żyje ci się tutaj i obnażając całą naszą rodzinę?
Faktycznie,raz czy dwa wypowiedziałam się na temat Majorki i był to pochlebny wywiad,jednak nie robiłam tego z własnej woli.
Robiłam to dla moich fanów. Chcą wiedzieć,czy jestem szczęśliwa i czy wszystko ze mną w porządku. Mam olewać ich uczucia ze względu na jakąś chorą zasadę?
Nie powinnaś tego mówić.
A ty nie powinieneś mi rozkazywać. Nie zrobiłam niczego złego. Jestem słynna podobnie jak i Rafael. To normalne,że ktoś interesuje się naszym życiem
Ale nie jest normalne to,że gadasz o nim na prawo i lewo! – nie ustępował Toni.
Nieprawda!Powinieneś się zastanowić lepiej nad argumentami zanim znów zaczniesz się ze mną kłócić.
Zamilkł i chwilę wpatrywał się w przestrzeń. W końcu wstał i oznajmił:
Tak jak myślałem. A zatem dobrze. Jeśli go kochasz tak bardzo jak twierdzisz,sama powinnaś wiedzieć co będzie dla ciebie najlepsze.
Wstał i odszedł nie odwracając się. Zostałam sama na skąpanym w promieniach zachodzącego słońca tarasie z kubkiem zimnej czekolady w ręce i z mętlikiem w głowie. O co mu mogło do cholery chodzić?
Posiedziałam jeszcze chwilę na tarasie,a gdy słońce zaczęło chylić się ku upadkowi w morze,które przybrało barwę krwistej czerwieni,podniosłam się i wróciłam do sypialni. Spojrzałam na czekoladę i zrobiło mi się niedobrze. Mój żołądek zawędrował do gardła,a serce zmieniło się w ołów. Tak się czułam przez te cholerne wyrzuty sumienia,które targały mną na lewo i prawo.
Może faktycznie byłam nieco zbyt wylewna,jeśli chodzi o nasze życie prywatne?Mam za długi jęzor i lubię plotkować,ale nigdy nie miałam z tego tytułu jakichś problemów. Aż do teraz. Usiłowałam sobie przypomnieć,co powiedziałam w tych wywiadach,ale było to dość dawno i pamiętałam jak przez mgłę. Cholera,dlaczego się na nie zgodziłam?
Czy faktycznie byłam żądna sławy i bogactwa?Przecież każda kobieta chciałaby mieć pieniądze,więc czy to takie niezwykłe?Nie ma siły o tym myśleć,ale jednak myślę. Nienawidzę tego stanu.
Rzuciłam się na łóżko i ukryłam twarz w dłoniach. Poczułam łzy pod powiekami. Toni ma rację. Nie zasługuję na to wszystko. Jestem okropna,próżna i egoistyczna. Nawet nie umiem cieszyć się szczęściem Mariny,bo wiąże się to z moim smutkiem.
Nienawidzę siebie.
Nienawidzę.
Nie-na-wi-dzę.
Wybuchnęłam płaczem. Dość już tłamszenia w sobie emocji. Ale do cholery,dlaczego w takim razie tylko Toni zwrócił mi na to uwagę?Ja sama przecież widzę,że on ma rację. Czyżby tolerowali nie tylko ze względu na Rafaela?A on?Co on o mnie myśli?Czemu dalej chce być ze mną,skoro niszczę jego rodzinę?Nie powinien mnie kochać. Nie powinnam być jego. Nie powinnam...
Jezu,Kinga co się stało? – usłyszałam głos Rafaela i po chwlii poczułam jego dotyk na swoim ramieniu. – No już,wstawaj.
Wziął mnie w ramiona,a ja nie protestowałam. Płakałam dalej mocząc mu rękaw. Czekał cierpliwie i nie zadawał pytań.
No,powiesz mi w końcu co się stało? – spytał gdy już nieco się uspokoiłam.
C-co ty tu robisz? – wyjąkałam – M-miałeś być przecież u...na meczu...
Mama do mnie zadzwoniła i powiedziała,że źle się czujesz. Podobno nie zjadłaś kolacji,bo było ci niedobrze,a potem usłyszała jak kłócisz się z Tonim.
Faktycznie,nie jadłam kolacji,bo Ana Maria serwowała dziś Gazpachho,którego nie cierpiałam,ale nie wypadało mi powiedzieć tego wprost.
Masz ostatnio dziwne wahania nastrojów.
Chyba mam PMS.
Westchnął tylko i pokręcił głową. Wiedział co to oznacza.
Ale proszę,powiedz mi co się naprawdę stało – nie ustępował
Westchnęłam i spuściłam głowę.
Toni...Był tutaj...
To wiem – skinął głową unosząc mój podbródek dwoma palcami – No i?
On... – nie bardzo wiedziałam,co mogę mu powiedzieć. I w ogóle jak to powiedzieć – Czy to prawda,że prosiłeś go by mnie trenował?
Tak – odparł spokojnie – Co w tym złego?
Przełknęłam ślinę.
Właściwie to nie jest z tego zbyt zadowolony – powiedziałam wymijająco.
To znaczy?
Do jasnej cholery,czy on musiał być tak dobry i kochany i aż tak się o mnie martwić?
Twierdzi,że jestem z tobą dla pieniędzy,że zależy mi tylko na sławie i że martwisz się o mnie bardziej niż ja o siebie – wyrzuciłam na jednym oddechu.
Zmarszczył brwi i pogładził mnie po włosach.
Naprawdę tak powiedział?
Tak
Toni gada różne rzeczy. Nie słuchaj go.
Wiem,ale...zastanawiam się czy to nie jest prawda.
Po co ja to powiedziałam? Teraz wyglądał na zdenerwowanego.
To znaczy...kocham cię,naprawdę. Po co mi twoje pieniądze,skoro sama zarabiam niewiele mniej?No i sławna tez już jestem. Raczej .Ale nie wiem,czy nie jestem nieco...
Egoistyczna? – wtrącił rozdrażniony.
Pokiwałam głową.
Bo jestem,prawda?Wiem,że tak.
Westchnął i odchylił do tyłu głowę.
Każdy jest egoistą w pewnym stopniu,ale nie zauważyłem,żebyś nią była bardziej niż przeciętnie.
Pocieszające – mruknęłam.
Nie przejmuj się Tonim – powtórzył gładząc mnie po ramieniu – Czasem jest bardzo ciężki do życia.
Co ty nie powiesz? – pomyślałam z goryczą. Zamiast tego odpowiedziałam:
Postaram się. I zmienię się. Na lepsze
Moja dziewczynka – uśmiechnął się tuląc mnie do siebie. – Więc mogę wracać na mecz?
Musisz? – jęknęłam – Myślałam,że skoro już wróciłeś to spędzimy ten wieczór we dwoje...
Uniósł brwi.
Egoistka – zażartował.
Roześmiałam się głośno. Znacznie poprawił mi humor.
No dobrze. Ale jedź ostrożnie. I baw się dobrze.
Dziękuję – cmoknął mnie w policzek – Kochana jesteś.
Ty też – dodałam w myślach. Ta rozmowa dużo mi dała. Praktycznie podjęłam już decyzję. Zacznę szukać nowego trenera. Nie ważne co wszyscy o tym sądzą.



Taaak,zaczynam powoli pastwić się nad Kingą. Hasztag- #IAmEvil xD
Przepraszam,że nie dodałam rozdziału we wtorek,ale to z szacunku dla Waszego wolnego czasu. Jaki ma sens dodawanie tego skoro mało kto znajdzie czas na czytanie? :) No chyba,że bardzo,bardzo chcecie,to może będę łaskawa :P
Lecę na egzamin na prawo jazdy :X
Boję się! :O
Gatique

piątek, 4 września 2015

2.6 Bądź dzielna...

Siedzieliśmy w naszym apartamencie do późna. Wypiliśmy chyba ze trzy butelki szampana i dyskutowaliśmy o różnych szczegółach dotyczących meczu albo po prostu o jakichś bzdurach. A było to naprawdę ciekawe biorąc pod uwagę ilość alkoholu wypitego przez niektóre osoby.
Masz chwilę? – spytała Marina nieśmiało wychylając się zza drzwi do naszej sypialni gdy wszyscy już wyszli
Jasne – odparłam i skinęłam głową ustawiając puchar Suzanne Lenglen na szafce – Spójrz na niego. Cudownie,że mogę go zatrzymać na kolejny rok. Jest piękny!
Taaak – odparła przeciągle siadając na łóżku. Wydawała się nieco spięta. – Cudowny
No,więc opowiedz mi wszystko. Od początku – powiedziałam podekscytowana przysuwając sobie fotel.
Poruszyła się niespokojnie.
Hmm,a co dokładnie chcesz wiedzieć?
No...wszystko!Najlepiej powiedz mi który to miesiąc?
Lekarz twierdzi,że początek trzeciego – uśmiechnęła się blado,ale wciąż wydawała się niespokojna.
Tyle czasu trzymałaś to przede mną w tajemnicy? – udałam oburzenie i roześmiałam się
Zachichotała nerwowo i spuściła wzrok.
Dowiedziałam się dopiero tydzień temu. Sama byłam zaskoczona...
Przyjrzałam jej się uważniej. Wcześniej promieniowała radością,ale teraz wyglądała tak,jakby się czegoś bała.
Marino,czy wszystko w porządku? – spytałam zaniepokojona – Powiedz...czy ciąża jest zagrożona?
Podniosła gwałtownie głowę.
Co?Och nie. Wszystko jest w porządku,naprawdę – posłała mi uspokajające spojrzenie,chwyciła moją dłoń i odetchnęła głęboko – Tylko,że...musimy odejść
My? – uniosłam brwi
Tak...ja i Spencer – oznajmiła trzęsącym się głosem.
Otworzyłam usta ,ale nawet gdybym chciała coś powiedzieć to nie mogłam. Wiedziałam do czego ona zmierza. Moje oczy momentalnie napełniły się łzami. Musiała to zauważyć mimo dość słabego oświetlenia,bo dodała szybko:
Oczywiście nie od razu. Za miesiąc,może dwa...
Pokiwałam wolno głową przełykając jej słowa,jakby były octem. Powoli i z bólem.
Jak? – wykrztusiłam jedynie
Marina westchnęła i wstała,żeby mnie objąć. Jej chude ramiona oplotły moją klatkę piersiową. Nic a nic mi to nie pomogło.
Kochanie,zrozum. Tak będzie lepiej. A teraz przepraszam,muszę już iść. Wybacz,że zepsułam ci wieczór
Oznajmiła i zamknęła za sobą drzwi z cichym trzaskiem zostawiając mnie samą z tą czarą goryczy. Nie byłam gotowa,żeby ją przełknąć. Po prostu...jeszcze nie nadszedł na to czas.
Przymknęłam oczy i pozwoliłam,by po moim policzku spłynęła samotna łza.
Och,cześć,już jesteś? – spytał zdziwiony Rafael wchodząc do pokoju – Myślałem,że jesteś jeszcze na dole.
Wszedł do pokoju i dotknął mojego ramienia. Wzdrygnęłam się lekko i przestałam wpatrywać w puchar.
Wszystko dobrze? – spytał całując mnie w skroń.
Szybko starłam łzę z policzka i odwróciłam się do niego. Chciałam się uśmiechnąć,ale zamiast tego moją twarz wykrzywił grymas.
Oczywiście. Dlaczego?
Przyjrzał mi się uważniej. Zdawało mi się,że wiedział co tak naprawdę się stało,ale mimo to nie dał nic po sobie poznać. W końcu wzruszył ramionami i pociągnął mnie do góry mówiąc:
No,to chodź tu. Musimy uczcić twoje zwycięstwo.
Zaczął mnie całować i obejmować,chociaż ja kompletnie nie miałam na to ochoty. Z trudem znajdowałam siłę,żeby oddawać pocałunki. Wreszcie,gdy jego dłonie znalazły się pod moją bluzką odepchnęłam go.
Nie mogę – wykrztusiłam połykając łzy – Nie chcę.
Co ci... – zaczął Rafael wyciągając w moim kierunku dłoń,ja nagle wybuchnęłam płaczem i rzuciłam się na łóżko.
Kinga... – powiedział łagodnie – Uspokój się,to że odchodzą....
Wiedziałeś o tym?! – krzyknęłam zrywając się nagle zaskoczona – Wszyscy wiedzieli,tylko nie ja?!
Zaklął pod nosem i ze złością uderzył w udo.
No? – syknęłam pociągając nosem – Odpowiedz!Wszyscy wiedzieli oprócz mnie?
Tak – westchnął – A miałem się nie wygadać...
Zaśmiałam się nerwowo.
Czyli uważacie,że nie jestem wystarczająco silna by sobie z tym poradzić i dlatego dowiedziałam się ostatnia? – powiedziałam sarkastycznie.
Oczywiście,że nie – odparł szybko i objął mnie ramieniem,na co tym razem mu pozwoliłam – Nie chcieliśmy cię rozpraszać,to wszystko.
Więc lepiej było mi zepsuć radość świętowania?
Gdybyśmy zrobili to wcześniej to nie miałabyś czego świętować.
Mylisz się – powiedziałam stanowczo – Przynajmniej miałabym chęć żeby zwyciężyć. A teraz robi mi się niedobrze,gdy na niego patrzę mając świadomość,że już nigdy więcej po niego nie sięgnę!
Wskazałam głową na puchar,wielki i błyszczący stojący na szafce,nieświadomy powagi sytuacji.
Skąd to wiesz?
W obecnej sytuacji na pewno nie – pociągnęłam nosem i uroniłam łzę,gdy wyobraziłam sobie co mnie czeka
Uniósł brwi.
Przecież nie zostaniesz bez trenera-oznajmił zdziwiony moja reakcją.
Wyrwałam się z jego uścisku.
Dokładnie. O to właśnie chodzi – warknęłam.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
Ach,to o to ci chodzi!Ty się go boisz. – stwierdził.
Nieprawda!
Nie kłam,przecież wiem o tym doskonale – uciął.
Wciągnęłam powietrze głęboko w płuca,po czym wypuściłam je z głośnym świstem.
Dobra. Może masz rację...masz rację – dodałam szybko widząc jego wzrok-Ale nawet pomimo to nie sądzę,żebym była gotowa na nowego trenera w tak krótkim czasie.
Cóż,nie masz wyjścia – stwierdził – Albo to albo...
Albo co?Koniec kariery? – żachnęłam się.
Kinga,może lepiej to wszystko przemyśl jutro na spokojnie. Idź wziąć prysznic i chodź spać. Sen dobrze ci teraz zrobi – powiedział z troską.
No dobrze – westchnęłam wstając i ocierając policzki mokre od łez i resztek tuszu
Dzielna dziewczynka – odparł z uśmiechem gładząc mnie po ramieniu.
Dzielna? – spytałam zdziwiona 
Wiem,że potrafisz być dzielna – odparł chowając nogi pod zimną satynową kołdrę – Idź już. Czekam tu na ciebie
Rafael miał rację. Prysznic pomógł mi się opanować. Po kilku minutach czułam się tak,jakby nic się nie wydarzyło. Gdy tylko wyszłam z łazienki,spojrzałam na nieskazitelny dowód mojego sukcesu i uśmiechnęłam się. Nie. Wszystko jest w porządku. Nic złego się nie wydarzyło.
W nocy nie spałam jednak tak dobrze. Co prawda zanim się położyłam zdążyłam się uspokoić,ale to i tak nic nie dało. Podświadomie wciąż pamiętałam co się wydarzyło. Obudził mnie sen,w którym to Toni nie pozwolił mi grać. Płakałam,błagałam,ale wszystko na nic. Skończyłam karierę zawodowej tenisistki w wieku dwudziestu trzech lat. Niemalże jak Anna Kurnikova. Co za ironia.
Nie mogłam zasnąć,więc po cichu wysunęłam się z łóżka,nie chcąc budzić Rafaela,który powinien dobrze się wyspać przed meczem. A poza tym spał tak słodko,że za nic w świecie nie chciałam mu przeszkodzić.
Zeszłam na dół do kuchni,bo nabrałam chęci na kakałko. Tylko czy mieli coś takiego w tym wypasionym na maksa apartamencie?
Szperałam po szafkach najciszej jak się dało,ale nic z tego. Żadnego kakałka. Ani nawet bezkofeinowej kawy!
Maribel,jesteś moją bohaterką – szepnęłam do siebie,bo gdy otworzyłam zamrażarkę
znalazłam w niej pudełko lodów.
Usiadłam na blacie,przygotowałam sobie wielką łyżkę i zaczęłam się zajadać tą kremową rozkoszą. Lody zawsze bardzo dobrze robiły mi na stres,ale jak wiadomo nie mogę ich jeść za wiele. Z tego też tytułu na jakiś czas się z nimi rozstałam. Aż do teraz. Uśmiechałam się do siebie jak głupia pakując sobie do ust kolejne łyżeczki.
Spencer mnie zabije – pomyślałam z satysfakcją,że robię coś zakazanego. Jednak owa satysfakcja zniknęła równie szybko jak się pojawiła.
No właśnie. Spencer.
Odłożyłam łyżkę i schowałam pudełko z powrotem do lodówki. Nagle straciłam cały apetyt. Spojrzałam na zegar.3:54.
Nie mogę spędzić przecież całej nocy na zadręczaniu się. Wróciłam więc do sypialni i postanowiłam zasnąć choćby nie wiem co. Gdy już wsunęłam się pod kołdrę,Rafael objął mnie przez sen ramieniem. Uśmiechnęłam się delikatnie i ułożyłam się do snu.
Rano obudziłam się dość wcześnie,bo już o ósmej byłam na nogach(wiadomo,że wielki dzień finału i tak dalej,ale wciąż nie potrafiłam wyzbyć się uczucia ociężałego serca). Miałam przecież na głowie rozmowę z Mariną i Spencerem,jak mogłabym spać spokojnie?
Mecz rozpocznie się dopiero o piętnastej,ale Rafa już poleciał na trening. Toni był nieugięty,nie zapowiada się to szczególnie dobrze.
Śniadanie zjadłam sama,nie chciałam teraz widzieć nikogo,to byłoby niezręczne,jestem przekonana że nie tylko dla mnie,ale dla samych zainteresowanych też. Ubrałam dzisiaj białe spodnie i bladoróżowy top w kropki bez ramiączek. Włosy rozpuściłam pozwalając by opadały na moje ramiona łagodnymi falami. Od zeszłego roku urosły kilka dobrych centymetrów i prezentowały się naprawdę przyzwoicie. Usłyszałam pukanie do drzwi.
Proszę – rzuciłam obojętnie,podczas gdy serce podskoczyło mi do gardła.
To ja – odparła blondynka z nieśmiałym uśmiechem wchodząc do pokoju – Jak się czujesz?
Wzruszyłam ramionami.
Dobrze – skłamałam.
Naprawdę? – spytała podejrzliwie Marina
Nie. Oczywiście że nie. W nocy obżerałam się lodami rozpaczając,że Spencer mnie za to zabije,podczas gdy Toni zrobiłby to naprawdę – wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu
Och – powiedziała ze smutkiem – Nie sądziłam,że to będzie dla ciebie aż takie trudne...Myślałam,że będziesz się cieszyć....
Marino,ja się cieszę – wzięłam ją za rękę i podniosłam głowę. Do tej pory nie spojrzałam jej w oczy – I rozumiem to. Naprawdę.
Powtórzyłam z naciskiem ostatnie słowo ściskając mocniej jej rękę.
Tylko,że prawda leży gdzie indziej. Prawda jest taka,że po waszym odejściu zostanę porzucona na pastwę Toniego i Benita. Nie jestem gotowa na taką zmianę tak nagle. Pracowałam z wami tyle lat,że zwyczajnie was pokochałam. Ciężko mi będzie się rozstać.
Och kochanie,to takie miłe – objęła mnie – Ja również zdążyłam cię pokochać,jesteś obecnie moją najlepszą przyjaciółką.
Poczułam coś mokrego na moim nagim ramieniu i zdałam sobie sprawę,że Marina płacze.
Ej – wysunęłam się z uścisku i popatrzyłam na jej zaszklone błękitne oczy z trudem ukrywając własne łzy – Nie płacz,jakoś sobie poradzę. Teraz ty jesteś najważniejsza. Ty i twoja rodzina.
Pociągnęła nosem spuszczając wzrok.
Ale będzie mi ciężko ze świadomością,że jesteś nieszczęśliwa przez nas.
Nie będę nieszczęśliwa. Będzie mi ciężko zaakceptować zmianę,ale poradzę sobie. Nie z takimi rzeczami sobie radziłam...
Zabawne. Im częściej to powtarzałam tym mocniej sama w to wierzyłam. Może faktycznie nie będzie tak źle.
Jesteś pewna? – spytała ocierając łzę i zmazując sobie tusz.
Jak najbardziej – uśmiechnęłam się i przytuliłam ją po raz kolejny.
Można? – odezwał się męski głos pukający w drzwi. Do pokoju wszedł Spencer. – Kinga,wszystko w porządku?
Skinęłam głową na Marinę,która wciąż płakała.
Ej kochanie,uspokój się. Będzie dobrze – podszedł i uścisnął nas obie – Musi być

I kiedy przytulałam się do jego klującego zarostu,który zdążył odrosnąć w pełni wierzyłam,że tak właśnie będzie.


Uprzedzałam,że wątek Mariny i Spencera w tej części będzie słodko-gorzki :D No ale przecież o to chodzi. Chciałam oficjalnie poinformować,że od środy można mnie znaleźć też tutaj: http://supernatural-love-story.blogspot.com/ . Tematyka diametralnie inna,ale może komuś z czytających przypadnie do gustu ;)
Lecę zrobić zapasy kawy na nocne oglądanie. Dzisiaj organizatorzy się nie popisali. 
Gatique