Tekst

piątek, 29 stycznia 2016

2.27 Epilog

Z uśmiechem wpatrywałam się w wieszak zawieszony w garderobie nowego domu,na którym wisiała świeżo uszyta i dostarczona niecały tydzień temu suknia ślubna. Marina naprawdę miała świetne znajomości,a jej umiejętności organizacyjne zasługiwały na złoty medal.
Suknia była dokładnie taka,jak sobie wymarzyłam:Z wąską talią i dołem składającym się w całości z falbanek. Tren był niezbyt długi,ale niezwykle szykowny. Była tak elegancka i seksowna w swojej prostocie,a przy tym tak niewinna,że aż zapierało dech w piersi.
Dotknęłam miękkich,przezroczystych falbanek po raz ostatni i z westchnieniem odwiesiłam ją do szafy,obok garnituru Rafaela.
Nasz nowy dom był właściwie w pełni urządzony;część mebli zabierzemy z dawnego mieszkania,a część była już zamówiona. Uznaliśmy jednak,że przed weselem zamieszkamy tutaj,a mieszkanie posłuży jako część pokoi gościnnych,które i tak trzeba było wynająć w hotelu. Mimo wszelkich wygód i komfortu tego przybytku,brakowało tu jednak elementów wskazujących na właścicieli. Innymi słowy,dom nie miał jeszcze duszy;nie było to miejsce,o którym myślało się z tęsknotą,lecz pusta skorupa zapewniająca schronienie. Byłam jednak przekonana,że z biegiem czasu zdołamy wypełnić tę pustkę zarówno sobą,jak i naszymi rzeczami.
Ułożyłam się na ogromnym łóżku z piękną,metalową ramą w kształcie wijących się pnączy i odetchnęłam. Natychmiast zadrżałam,gdy poczułam na skórze wiatr wiejący wprost z otwartego okna oraz całkiem wyraźny jeszcze zapach farby. Poprzedni właściciel był całkiem dobrze prosperującym francuskim biznesmenem. Budował ten dom przez trzy lata,ale nieoczekiwanie piętno hiszpańskiego kryzysu odcisnęło się i na nim. Sprzedał ten dom Rafaelowi bez żalu i nie dziwiłam się. Nie zdążył pokochać i posiąść tego miejsca nawet na kilka tygodni.
Zamknęłam oczy i z trudem opanowałam rosnące podniecenie i niepokój na myśl o ceremonii mającej odbyć się już za tydzień. Nawet wygrywając Australian Open kilka tygodni temu nie czułam takiej tremy. W porównaniu ze zdobywaniem Szlemów,ślub jest wydarzeniem,które wymaga więcej spokoju i chłodnej głowy. Rozegranie kilku meczów z czołowymi zawodniczkami świata wydawało mi się łatwiejsze niż dopięcie wszystkiego na ostatni guzik. Pocieszałam się myślą,że będzie to najpiękniejszy dzień w moim życiu.
Na dole zamknęły się drzwi. Otworzyłam oczy i podniosłam się.
Mój Boże,Kinga,siedzisz tu od godziny! – powiedział od progu Rafael z uśmiechem klasycznego rozbawienia połączonego z wyrazem zdumienia na jego twarzy. Miał na sobie nieskazitelnie białą koszulę z krótkim rękawem i jasne dżinsy. Wyglądał jak model wcielający się w rolę amanta głównej bohaterki na okładkach powieści dla kobiet.
Przepraszam,zamyśliłam się – przygryzłam wargę gdy podszedł do mnie i usiadł.
Znowu? – spytał miękko i pogładził mnie po odkrytym ramieniu. – Nad czym tak rozmyślasz? Mam nadzieję,że nie załamiesz się tak jak na święta...
Pokręciłam głową,ale gdy mi o tym przypomniał poczułam bolesne ukłucie w sercu. Wciąż bowiem bałam się zachowania moich rodziców na siebie nawzajem. Tyle razy ile mi coś obiecywali,tyle razy mogłam być jedynie częściowo pewna,że dotrzymają słowa. Na szczęście w najważniejszych kwestiach zazwyczaj nie zawodzili.
Nie. Myślę o tym wszystkim co się dzieje...O nas. Przede wszystkim o nas.
I jaki wysnułaś wniosek? – mruknął zataczając kciukiem kółka niebezpiecznie blisko wiązania mojej bluzki.
Że to nie dzieje się naprawdę. Że to zbyt idealne. Że...
Wszystko jest w sam raz-dokończył ujmując mój podbródek dwoma palcami. Jego usta zatopiły się w moich w rozkosznym pocałunku. Bawił się moimi wargami,całował je,ssał,dotykał niemal niewyczuwalnie. Przyciągnął mnie do siebie. Oparłam ręce na jego torsie i mimowolnie zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli.
Odsunął usta na kilka milimetrów i zaśmiał się cicho.
Chyba nie zapomniałaś kochanie o naszej umowie? – wyszeptał nawiązując do ostatniego razu,gdy to ja mu odmówiłam.
Och. – westchnęłam z rozczarowaniem próbując zignorować ciepło ogarniające stopniowo moje ciało. – Mścisz się na mnie...
Nie miałem tego na myśli! – zachichotał – Ale drobną satysfakcję z tego mam,przyznaję. Prawda jest taka,że musimy iść. Mamy pierwszych weselnych gości.
Prawie bym zapomniała! – złapałam się za głowę – Jak długo tu są?
Od jakichś pół godziny.
Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś? – Uderzyłam go ze złością w pierś.
Hej,spokojnie – przycisnął moje nadgarstki do piersi – Powiedziałaś,że idziesz tylko na chwilę,więc chciałem zaczekać. Nie miałem pojęcia,że tutaj medytujesz.
Nie medytuję. Myślę – poprawiłam go zadzierając do góry podbródek.
Wszystko jedno. Chodź już.
W progu usłyszałam płacz dziecka i na moją twarz momentalnie wypłynął uśmiech. W końcu zobaczę Melanie!
Szybko wspięłam się na górę i wkroczyłam do salonu.
Bardzo was przepraszam,ja... – wydusiłam i urwałam przyglądając się zgromadzonym.
Spencer chodził po pokoju pomrukując. Trzymał w rękach małą istotkę z ciemnymi włoskami owiniętą w kocyk. Marina częściowo siedziała,a częściowo leżała na kanapie wpatrując się we mnie badawczo. Obok niej siedziała kobieta ze skrzyżowanymi nogami. Jak gdyby nic czytała jakieś kolorowe pisemko. Zmarszczyłam brwi i wypaliłam:
A to kto?
Kobieta podniosła wzrok. Miała ostre rysy twarzy i długie,proste blond włosy. Na jej blade policzki wstąpił rumieniec.
Moja siostra Katja – wyjaśniła Marina przepraszającym tonem.
Katja wstała i uścisnęła mi dłoń łamanym angielskim mówiąc:
Przepraszam za kłopot,ale Marina zadzwoniła do mnie w ostatniej chwili i...
Katja zajmie się Melanie podczas wesela – wtrąciła jej siostra.
To świetnie – skinęłam nieco sztywno głową. Rafael chrząknął znacząco za moimi plecami. Posłałam mu szybkie spojrzenie i skinęłam głową na Marinę.
Czemu mi nie powiedziałaś,że przyjedzie z wami twoja siostra? I właściwie czemu nie gadałaś,że w ogóle masz siostrę? – syknęłam gdy znalazłyśmy się w gościnnej sypialni.
Przepraszam,przepraszam – odparła składając ręce – Mieliśmy zostawić małą u mojej mamy,ale okazało się,że jest chora,więc musimy ją wziąć ze sobą. No i musiałam znaleźć kogoś kto by z nią został chociaż kilka godzin. Nie wynajmę przecież pierwszej lepszej opiekunki.
Westchnęłam łapiąc się za czoło.
W porządku.
Blondynka przekrzywiła głowę i spojrzała na mnie przenikliwie.
Jeśli to jakiś problem to...
Nie,żaden problem – zapewniłam – Tylko...muszę zmienić nieco koncepcję odnośnie zakwaterowania. Miała z wami zamieszkać moja mama,a tak muszę ją umieścić w tym samym hotelu co mój ojciec...
Marina zaklęła po rosyjsku i objęła mnie ramieniem.
Wybacz kochanie. Ale sama rozumiesz....
Tak,nie ma sprawy – mruknęłam. – Rozumiem. A właściwie opowiedz mi wszystko!Jak przebiegł poród?
Nie przypominaj mi nawet! – wzdrygnęła się – Nie dość,że się nie wyspałam,to jeszcze męczyłam się z cztery godziny. Lekarz mówi,że to i tak było krótko,więc nie wyobrażam sobie męczyć się jeszcze dłużej. Koszmar.
Usiadła na małym fotelu i ukryła twarz w dłoniach.
Spencer był z tobą?
Wykrzywiła usta w ironicznym uśmiechu.
-Przez pierwszą godzinę. Potem zrobiło mu się słabo.
Zachichotałam.
Ale było warto?-uniosłam brew.
-Oczywiście – Tym razem uśmiechnęła się ze szczerą czułością. – Wiesz,kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam to się przestraszyłam. A nawet czułam coś na kształt odrazy. Ale kiedy ją umyli i ją przytuliłam,to od razu ją pokochałam. Momentalnie zapomniałam o tym co przeszłam. Liczyła się tylko Melanie.
Zmieniła ją ta ciąża – pomyślałam ze zdziwieniem – Ma trzydzieści jeden lat i dopiero teraz dojrzała.
A jak Spencer sprawdza się w roli tatusia?
Wspaniale – odparła bez wahania – Lepiej niż się spodziewałam. Czasami wstaje w nocy żeby ja przewinąć. A kiedy wraca z pracy zawsze ją usypia. I muszę przyznać,że wychodzi mu to lepiej niż mnie.
I chyba tym razem też mu się udało – zauważyłam nie słysząc dziecięcego kwilenia.
Rzeczywiście. Muszę sprawdzić,czy wszystko dobrze. – poderwała się z fotela i z impetem wypadła przez drzwi
W salonie Katja wróciła do przeglądania magazynów,a Spencer cicho dyskutował z Rafą na kanapie.
Usnęła? – spytała Marina szeptem. Spencer skinął głową i wskazał na wózek stojący przy oknie. Podeszłam tam wraz z nią i westchnęłam cicho.
Nigdy nie wiedziałam co ludzie widzą takiego cudownego w małych dzieciach. Realistycznie patrząc,niektóre były zwyczajnie brzydkie. Jednak Melanie wyglądała po prostu uroczo w różowych śpioszkach i ze smoczkiem w buzi. Oddychała miarowo i spokojnie.
Cześć maleńka – wyszeptałam z uśmiechem i dotknęłam lekko zaciśniętej w pięść malutkiej rączki. – Jak ci się podoba Majorka?
Najwyraźniej bardzo,skoro tak ochoczo usnęła – odszepnęła Marina.
Uśmiechnęłam się z czułością i pogłaskałam ją po gęstych brązowych włosach.
Jakiego koloru ma oczy? – spytałam.
Niebieskie. Ale włoski też jej się rozjaśnią.
Albo i nie,skoro wdała się w ojca – zachichotałam.
Pierwszy raz odczułam coś w rodzaju instynktu macierzyńskiego. Może przez to,że praktycznie całą ciążę Marina była blisko mnie i zaczęłam się przyzwyczajać?Było mi jednak dobrze z tym uczuciem,miałam wrażenie,że jestem częścią czegoś niezwykłego i w istocie tak było. Ta maleńka istotka była poniekąd moją siostrzenicą.
Kinga,czy mogłabym wziąć prysznic? – spytała po rosyjsku Katja. Kiedy popatrzyła mi prosto w oczy stwierdziłam,że nie może być dużo starsza ode mnie. Co najwyżej rok.
Oczywiście – odparłam zaskoczona. Bardzo dawno nie miałam okazji mówić w tym języku. Tak długo,że prawie zapomniałam o okaniu.
Wstała,zlustrowała wzrokiem salon i wyszła. Odetchnęłam z ulgą. Ta dziewczyna ewidentnie nie czuła się tu dobrze. Wprowadzała nam ograniczenia.
Praktycznie nie zna angielskiego – odpowiedziała na pytające spojrzenie Rafy Marina,po czym usiadła obok Spencera.
Zauważyłem – odparł z przekąsem.
A ty znasz lepiej? – wtrąciłam z parsknięciem. W ostatniej chwili powstrzymałam się od śmiechu.
No,od niej z pewnością – odparł z dumą. – Nie jest ze mną tak źle,prawda? – Zwrócił się do Spencera.
Twój angielski jest dobry. – przytaknął – Ale musisz jeszcze pracować nad akcentem. Mylisz niekiedy sposób odczytywania liter.
Machnął ręką. Ten facet stanowczo nie miał daru języków.
Co z twoimi kolanami? – spytała Marina.
Po moim tryumfie w Australian Open Rafa zmierzył się w finale z Djokovicem w niesamowitym prawie sześciogodzinnym boju. Przegrał to spotkanie,mimo prowadzenia w piątym secie dostarczając widzom prawdziwego dreszczyku emocji. Oboje zresztą po tym meczu ledwie mogli stać i słuchać nudnych mówek sponsorów,aż w końcu ktoś zaproponował przyniesienie im krzesełek i butelek z wodą. Nie wiem kto to był,ale stał się moim bohaterem.
Tak czy siak,taki mecz kosztuje naprawdę słono jeśli chodzi o zdrowie i Titin,Toni oraz doktor Cotorro,osobisty lekarz Rafy(jak i zresztą mój)stawali na głowie,żeby załagodzić jakoś nieuniknione skutki,które nadejdą prędzej czy później.
Dobrze – odparł Rafa – Nic mi już nie dolega.
Po takim meczu ciężko wrócić do pełni zdrowia – stwierdził Spencer tonem znawcy. – Mam nadzieję,że się nie mylisz.
Coś nagle huknęło i wszyscy się wzdrygnęli. Marina spojrzała błagalnie na wózek i wymamrotała po rosyjsku coś mniej więcej w takim stylu:
Jeśli ta kobieta wciąż będzie coś upuszczać,to czarno widzę jej spokojną opiekę nad tym dzieckiem.
Po czym wstała i wyszła. Katja przez drzwi tłumaczyła co się stało,ale sądząc po tonie Marny nie było to nic poważnego.
Na niewiele zdały się bezgłośne modlitwy Mariny,bo oto Melanie obudziła się i zaczęła płakać.
Och nie – westchnął Spencer i wziął płaczące niemowlę na ręce. Ukołysał ją lekko,ale tylko rozpłakała się bardziej.
Marino możesz tu przyjść? – zawołał bezradnie.
Nie mogę! – odkrzyknęła – Tu jest pełno szkła i...
Jakiego szkła?! – jęknęłam
Katja stłukła jakiś wazon czy coś....
Przewróciłam oczami i przyłożyłam ręce do skroni. Policzyłam do dziesięciu i wyszłam z pokoju.
Nie wchodź! – syknęła Marina,albo jej siostra. Ciężko było rozróżnić głosy.
Co się stało? – spytałam przez drzwi.
Wazon upadł na krawędź wanny i wszędzie jest pełno szkła.
Przyniosę miotłę albo coś...
Na razie nie. Masz tu apteczkę?
W górnej szafce. Coś się stało?
Drobne skaleczenie,nieważne.
Wzruszyłam ramionami i wróciłam z powrotem do salonu,gdzie Spencer bezskutecznie próbował uspokoić córkę.
W końcu Rafael wstał i zapytał:
Mogę?
Heath popatrzył na niego zdziwiony,ale podał mu dziecko. Zamrugałam oczami,gdy ujrzałam go z maleństwem w ramionach. Jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się i przemówił do niej łagodnie.
Cześć królewno. Śliczna jesteś,wiesz? Nie płacz już,proszę,cii...
Jak na komendę Melanie zamilkła. Rafa wymruczał coś jeszcze pod nosem i zakołysał lekko zawiniątkiem. Melanie pisnęła radośnie w odpowiedzi.
Śpij malutka-wyszeptał i przytulił ją do piersi,po czym zaczął z nią spacerować po pokoju. Cisza był niemal namacalna. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na mojego narzeczonego,który kołysał łagodnie niemowlę. Po chwili mała usnęła ponownie.
Spencer sapnął z podziwem,gdy Rafael włożył ją z powrotem do wózka.
I nagle poczułam coś w rodzaju kopnięcia prądem. Myśl uderzyła we mnie gwałtownie jak grom z jasnego nieba. Już wiedziałam czego chcę. Do diabła z karierą. W tej chwili nie była warta ani jednego dolara na nią przeznaczonego.
Chcę po prostu wyjść za tego faceta i urodzić mu dziecko.

*

Gorset zrobił się nagle luźniejszy,gdy wciągnęłam powietrze,a potem wypuściłam je powoli uspokajając serce bijące w zabójczym tempie. Podeszłam powoli do lustra. Zobaczyłam w nim pannę młodą,która za chwilę uda się na najważniejszą uroczystość w swoim życiu. Ostrożnie poprawiłam związane w wysoki kok włosy i opuściłam na twarz welon z hiszpańskiej koronki. Uśmiechnęłam się do siebie zza zasłony woalu,gdyż kobieta w lustrze w najmniejszym stopniu nie przypominała mnie samej. Była zestresowana i niespokojna,ale wyglądała pięknie w obcisłej sukni podkreślającej zgrabną talię i ozdobionej falbankami tuż pod linią bioder. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Tyle razy widziałam siebie w tej sukni oczami wyobraźni,a z trudem potrafiłam się ujrzeć w tym momencie,w rzeczywistości,która teraz zdawała się odpływać dając szansę najśmielszym snom. Czasem granica między tymi dwoma zjawiskami jest niewielka i z trudem dostrzegalna dla obserwatora z zewnątrz,lecz ja wiedziałam,że teraz właśnie wkraczam w fazę snu,z którego nie chcę się obudzić już nigdy.
Westchnęłam cicho,gdy ujrzałam przy ołtarzu pana młodego. Wyglądał olśniewająco w kruczoczarnym garniturze od Armaniego i śnieżnobiałej koszuli. Krawat był ciasno zawiązany pod szyją,a jednak nie sprawiał wrażenia uciążliwego. Minę miał poważną;był skupiony na mnie,swojej przyszłej żonie kroczącej do ołtarza u boku ojca,który szczerze się uśmiechał. Nie sprawiał wrażenia sfrustrowanego ani złego. Po prostu potrafił zaakceptować moje szczęście.
Rafael,zgodnie z hiszpańską tradycją został odprowadzony do ołtarza przez matkę wcześniej. Kątem oka dostrzegłam,jak Ana Maria próbuje zachować spokój w obliczu tak poważnego wydarzenia w życiu jej syna.
Zacisnęłam kurczowo palce na bukiecie w pięciu kolorach róż oznaczających miłość,niewinność,pożądanie,wierność i miłość od pierwszego wejrzenia i stanęłam obok przyszłego męża. Spojrzał na mnie z powagą po raz ostatni i kiwnął głową,jakby zapewniał sam siebie,że dokonał słusznego wyboru.
Z drżeniem w głosie wypowiadałam słowa przysięgi przesypując monety do ręki Rafaela i odwrotnie,zgodnie z kolejną hiszpańską tradycją.
A kiedy założył mi na palec obrączkę i niskim,stanowczym głosem przysiągł mi wierność,nie wytrzymałam i z moich oczu popłynęły łzy. Na swoje szczęście ja składałam przysięgę pierwsza i nie musiałam mówić nic więcej. Rafael natomiast pewnym ruchem odsunął mi welon z twarzy i pocałował ku radości zgromadzonych.
Wesele zaś rozpoczęło się o godzinie czternastej po naszej sesji zdjęciowej i przebiegło w-Bogu dzięki-spokojnej i miłej atmosferze. Nie było zbyt wielu niezręczności spowodowanych różnicą narodowości,być może dlatego,że moja rodzina przybyła na ślub w nielicznym gronie. Nie musiałam też martwić się o rodziców-jeśli na siebie natrafiali,mijali się bez żadnych zbędnych dyskusji. Mogłam w spokoju cieszyć się swoim własnym szczęściem w gronie najbliższych.
Najbardziej krępującym momentem wesela był bezsprzecznie pierwszy taniec. Wszyscy patrzyli w oczekiwaniu,a ja nie wiedziałam co mam robić. Na korcie,gdzie wszyscy są anonimowi w oczach zawodników nie ma takiego napięcia. Ci ludzie wiedzą,że to co robisz,robisz dobrze i za to cię podziwiają. Tutaj zadziałało to trochę inaczej.
Uśmiechnij się – wyszeptał Rafael nieco nerwowo wtulając głowę w moje ramię. Nie był wiele bardziej pewny siebie niż ja.
Nie mogę – odszepnęłam – Oni wszyscy patrzą.
Zatem postaraj się,żeby mieli na co patrzeć – odparł i okręcił mną kilka razy. Cały ten taniec był czystą improwizacją.
Zupełnie inaczej wyglądało to kilka godzin później. Kołysaliśmy się w rytm spokojnie,wokół nas tańczyli ludzie i nie było miejsca na nerwy. Zarzuciłam ręce na szyję mojemu mężowi i uśmiechnęłam się błogo,gdy na niego popatrzyłam. Był po prostu pięknym mężczyzną;był przystojny,troskliwy,miał klasę. No i był bogaty. Wymarzony kobiecy ideał. Poczułam przypływ nagłego podniecenia.
Wiesz o czym teraz myślę? – spytałam przechylając głowę. Welonu pozbyłam się wcześniej,a przypadł on w udziale Giseli,która oczywiście była nieświadoma całej mistyfikacji i polskiej tradycji. Marina miała mi to za złe,gdyż to ona pragnęła wypełnić wróżbę z nadzieją,że przemówi Spencerowi do rozumu. Rafa natomiast nie miał już krawata i z łatwością wsunęłam ręce pod jego koszulę z westchnieniem dotykając jego rozgrzanego temperaturą i alkoholem torsu.
Nie mam pojęcia. – odparł z udawanym zdziwieniem.
Przesunęłam rękę niżej.
Co byś powiedział,gdybyśmy już się wymknęli?
Ale jeszcze jest przecież pełno ludzi! – zaprotestował gwałtownie – Nie wypada wychodzić z własnego wesela.
Zaśmiałam się cicho.
Uwierz mi,w Polsce po piątej butelce wódki mało kto zwraca na to uwagę. – przygryzłam wargę i spojrzałam nań błagalnie. Wysunęłam ręce z jego koszuli i pogłaskałam kciukiem gładko ogolony policzek.
Cierpliwości – mruknął zakłopotany. Zachichotałam,kiedy poczułam w okolicy bioder co było powodem jego niepokoju – Niedługo będzie koniec.
Jak się okazało,miał rację. Wesele rozpoczęło się już o czternastej,więc nie zakończyło się nad ranem i o trzeciej w nocy byliśmy już w domu.
W sypialni natknęliśmy się na płatki róż usypane na podłodze i świece zapalone na każdej możliwej powierzchni. O dziwo wyglądały na dopiero co zapalone.
Juan i Gisela się postarali-skwitował Rafael wchodząc do pokoju. Podszedł do łóżka,na którym leżały prezenty z mojego wieczoru panieńskiego i zachichotał biorąc do ręki królicze uszy.
Miałaś zamiar się w to ubrać? – spytał.
Może kiedyś – uśmiechnęłam się lubieżnie. Mimo iż nie byłam pijana,to jednak większa dawka alkoholu zrobiła swoje.
A teraz nie?
Jeszcze jedna sprawa mąciła mi umysł zanim mogłabym w spokoju poddać się magii chwili nocy poślubnej.
Przełknęłam ślinę.
Poczekaj.... Ja...czuję,że jestem gotowa.
Widzę-odparł z rozbawieniem. Jego policzki przybrały jasnoczerwony kolor,który był niemal niedostrzegalny w nikłym świetle świec.
Nie...znaczy to też... – zająknęłam się. Czy powinnam mu o tym mówić teraz?
No to w czym problem? – Jego głos nie zdradzał niepewności ani troski. Prawdopodobnie dzięki alkoholowi.

Jestem gotowa,żeby mieć z tobą dziecko...


I żyli długo i szczęśliwie? Oj,jeszcze nie :D Tyle jeszcze turniejów do wygrania i wydarzeń tenisowych w trakcie ;)
Nie chciałam już rozwlekać tego na dwa rozdziały i postanowiłam zrobić cały epilog. Darujcie,że tak długo,ale mam nadzieję,że obecność ulubionych bohaterów Wam to wynagrodziła ;)
Mam nadzieję,że w przyszłym tygodniu na inaugurację części trzeciej będę już wolna od egzaminów. 
Do napisania!

piątek, 22 stycznia 2016

2.26 Najpiękniejszy tryumf

Ziściły się moje początkowe przewidywania-w ćwierćfinale rzeczywiście spotykam się z Agnieszką.
Stałyśmy obie w szatni pod trybunami. Szum stadionu dudnił mi w uszach zagłuszając wszystko dookoła.
Postaraj się-myślałam wpatrując się w plecy Agnieszki-Dla nich,dla siebie,dla kraju.
Isia nie podchodziła do tego meczu z równym niepokojem. Kiedy usłyszała,że zagramy razem,zadzwoniła do mnie i ze śmiechem zaproponowała układ,który stosuje od lat z Karoliną-wygrana stawia kolację. Zgodziłam się z nerwowym wyczekiwaniem na dzień sądu.
Z początku nic nie wydawało się łatwe. Wiedziałam co prawda jak ona gra,ale nigdy nie miałam okazji się o tym przekonać. W pierwszych gemach starałam się szukać jakiejś słabości,wyczuć co sprawia jej największy problem,a co wykonuje bezbłędnie. I mimo,że odnalazłam pęknięcia,celując w które mogę roztrzaskać jej grę na drobne kawałki,to cały czas dzwoniło mi w głowie jedno.
To twoja przyjaciółka...
Radwańska starała się w ogóle nie mieć tego problemu. Mimo mojego dobrego serwisu w drugim gemie,od razu mnie przełamała dając pokaz inteligentnej i skutecznej gry,zarówno przy siatce,jak i z głębi kortu. Wyszła zatem na 2:0 w przeciągu pięciu minut,a ja zdałam sobie sprawę,że to nie będzie tak łatwa przeciwniczka jak Heather Watson czy Iveta Benesova. Mimo swej drobnej postury Agnieszka ma serce do walki,tylko musi znaleźć odpowiedni moment by to udowodnić. Zazwyczaj gdy wygrywa,pokazuje to na każdym kroku,zaś kiedy coś idzie nie po jej myśli,jest z tym mały kłopot.
Kolejne gemy przeciekały mi przez palce i zanim zdążyłam się obejrzeć,przegrywałam 1:5. Ogarnęła mnie panika. Przecież tak dobrze szło mi przez ten turniej!Wystarczyło,że po drugiej stronie pojawia się przyjaciółka i od razu zaczynam przegrywać?To takie...cóż,nieprofesjonalne. Ewidentnie przeniosłam emocje na kort. A to nigdy nie wróżyło dobrze.
Po gładkim przegraniu seta poprosiłam o przerwę i wyszłam na szybki prysznic,podczas którego uporządkowałam sobie w głowie plan na dalszą grę i zmusiłam się by przestać patrzeć na Radwańską przez pryzmat łączących nas więzów. Przypomniałam sobie sytuację z zeszłego roku,gdy podejrzewałam ją o romans z Rafą. To zaś sprawiło,że odczułam przypływ sportowej złości.
Czysta,przebrana,a przede wszystkim z innym nastawieniem wyszłam z szatni by rozpocząć drugiego seta.
Wojna dopiero się zaczyna...

*

Na forhend.
Jeszcze raz.
Na beckhend.
Slajs.
W mojej głowie co chwila pojawiała się kolejność wykonywania zagrań,którą powtarzałam jak mantrę,która zmuszała mnie do przyjmowania pozycji do wszystkich zagrań.
Z trudem odebrała forhendem mojego slajsa i zagrałam miękko do jej beckhendu,tak,że odsunęła się od linii,co wykorzystałam grając skrót. Dobiegła posyłając piłkę po skosie. Z trudem ją złapałam,poleciała nisko na drugą stronę,Isia wyciągnęła ją w jeszcze jednym,przypadkowym skrócie,a ja z piskiem przebiłam ją do góry,gdzie natychmiast została skontrowana wolejem.
Przyklasnęłam kiwając głową. Publiczność szalała.
Powinnam była przewidzieć,że „gierki na małe pola” to jej domena. Ale granie skrótu,gdy stała kilka centymetrów za linią końcową wydawało się dobrym pomysłem w drugiej godzinie gry,gdy nogi odmawiają posłuszeństwa.
Inna sprawa,gdy jest po jeden w setach i broni się piłki meczowej. Wciąż zostaje jedna...
Teraz chociażby nie wiem co się działo,będę trzymać się swojej gry. A zatem...
Serwis na środek. Krótka odpowiedź. Na beckhend. Na beckhend. I forhendem na forhend...
Bingo.
Ręka zadrżała mi na ułamek sekundy gdy miałam piłkę na rakiecie. Czułam ją,wiedziałam gdzie chcę ją posłać,ale obawiałam się utraty kontroli.
A kiedy podeszłam do siatki i uściskałam Agę ku radości wszystkich zgromadzonych na trybunach osób,pozwoliłam sobie na zupełne szaleństwo.

*

Cholera,czyżby znowu miała dobry dzień?-myślałam z irytacją,gdy po kolejnym trafionym w linie topspinie Marii Szarapowej odbiłam piłkę spod nóg,w konsekwencji czego wylądowała w siatce dając Rosjance prowadzenie 3:0.
Był już finał australijskich mistrzostw,do którego doszłam po ciężkim boju z Kim Clijsters z półfinale i oczywiście niezwykle emocjonującym ćwierćfinale z Radwańską. Titin wykonał kawał świetnej roboty masując bolące łydki,uda i ramiona oraz bandażując odciski,jednak nic nie mógł poradzić na to,że byłam zwyczajnie zmęczona,a Masza miała akurat jeden ze swoich lepszych dni.
Jednak ku mojemu własnemu zdziwieniu,w czwartym gemie zaczynała się gubić dając mi albo możliwość skończenia,albo wykonując prosty błąd. Dołożyłam nieco swojej dobrej gry i w rezultacie doprowadziłam do wyrównania.
Odetchnęłam z ulgą,bo czułam że nareszcie gra zaczyna toczyć się po mojej myśli. Spokojnie,tylko spokojnie.
Najwyraźniej szczęście opuściło Szarapową wraz z wyrównaniem. Kompletnie nie wiedziała co ma zrobić,gdy raz po raz moje wysokie topspiny zaskakiwały ją zmuszając do grania trudnych piłek z równie trudnych pozycji.
Vamos! – krzyknęłam po kolejnym wygranym dzięki świetnemu serwisowi gemie. Było już 6:3 i 5:0 dla mnie.
Jeszcze jeden gem dzielił mnie od czwartego tytuły wielkoszlemowego w karierze i miejsca numer dwa w światowym rankingu. A od dwójki do jedynki zaledwie sto punktów w następnych turniejach...
Trzepnęłam się rakietą w udo i przymknęłam oczy zmuszając się do zachowania koncentracji. Maria musiała zauważyć moje zmieszanie,bo pierwszym punktem w jej gemie był as.
To był jasny znak dla mnie,że należy doprowadzić to do końca,bo nie byłabym w stanie później serwować. A jedno przełamanie pociąga za sobą następne...
Postawiłam na agresywną grę w kolejnych punktach zmuszając Marię do dramatycznej obrony,która biorąc pod uwagę jej wzrost zdecydowanie nie była jej domeną.
Zmęczona poprzednią wymianą wpakowała w siatkę kończący drajw-wolej.
Publiczność wiwatowała. Doczekali się piłki meczowej.
Zanim sędzina ich uspokoiła,trzy razy odetchnęłam i pozbierałam myśli.
Serwis wyrzucający. Obroniłam się krótkim forhendem. Zbyt krótkim. Maria podbiegła i ze swoim charakterystycznym krzykiem wywaliła piłkę na aut.

Opadłam na kort ze łzami szczęścia w oczach,a trzymając piękne trofeum z dumą uśmiechałam się w kierunku ludzi odpowiedzialnych za mój sukces. Pierwszy raz z satysfakcją mogłam powiedzieć,że nie był to Spencer.

Dzisiaj czysto tenisowo. No,ale trzeba się tym nacieszyć,bo w 3 tenis schodzi troszkę na dalszy plan i...aj! Nic więcej nie mówię.
I to jeszcze "australiowo",proszę jak się złożyło. No,tu Agnieszka pokonana a tymczasem trzymam za nią kciuki mocno,bo ona jedyna mi została. Chociaż pocieszam się tym :D

piątek, 15 stycznia 2016

2.25 Nowa era


Ile jeszcze będziemy czekać? – mruknął Rafael gdy siedzieliśmy w jednym z pokojów konferencyjnych czekając na rozlosowanie drabinki Australian Open. Był koniec stycznia,tydzień temu przybyliśmy do Melbourne na pierwszy Szlem sezonu żeby oswoić się z nawierzchnią,temperaturą(co nie stanowiło problemu biorąc pod uwagę klimat całej Hiszpanii)i najważniejsze-różnicą czasu wynoszącą aż dziesięć godzin.
Cierpliwości kochanie – szepnęłam ściskając jego dłoń – Za chwilę wszystko się rozwiąże.
Od mojej świątecznej depresji minął miesiąc i od tamtej pory nie powtórzyła się ani razu. Uświadomiłam sobie,że czasu nie da się cofnąć,chociażby nie wiem jak bardzo się tego pragnęło. I że każdy medal ma dwie strony. Stałam się bardziej radosna,nie zamartwiałam się czy u rodziców wszystko dobrze,czy może znów się pokłócili.
Tak. Zdecydowanie czas leczy rany.
Oczywiście do tej pory jest mi przykro,że skazałam rodziców na samotność,ale życie toczy się dalej a ja nie zamierzam go marnować. Jestem otoczona cudownymi ludźmi,którzy się o mnie troszczą i pomagają mi przetrwać nawet najgorsze chwile. Dzięki nim mogę być dokładnie w tym miejscu,robić to co kocham. Zawdzięczam im moją karierę,która mogłaby się potoczyć w zupełnie innym kierunku.
A jeśli mowa o karierze,jestem bardzo podekscytowana zbliżającym się turniejem. Uwielbiam samo Melbourne,pełne sprzeczności i niekonwencjonalne w swojej prostocie. Ma swój urok podobnie jak Nowy Jork,Paryż i Londyn. W każdym z tych miejsc zostawiam co roku cząstkę duszy,by potem czerpać z niej garściami gdy wracam z nową energią i motywacją. A Australia,pierwszy przystanek na szlaku tenisowej sławy zawsze napędza mnie pozytywną energią.
W tym roku nasz pobyt wygląda inaczej. Nie ma Mariny i Spencera,więc jest to początek nowej ery w mojej karierze. Można rzec,że wkraczam w tenisową dorosłość. Od teraz będę musiała radzić sobie sama. No, może nie do końca. Paradoksalnie towarzyszy mi więcej ludzi,ale pośród nich czuję się samotna. Nikt spośród nich nie będzie w stanie zastąpić mi mojego pierwszego trenera i menadżerki.
Zanim wylecieliśmy,dowiedziałam się,że Marina przebywa w szpitalu oczekując na poród.
Przecież zostały jeszcze dwa tygodnie – zdziwiłam się w rozmowie ze Spencerem.
Lekarze boją się,czy to częste latanie nie wywoła przedwczesnego porodu – wyjaśnił – W normalnych okolicznościach zostałaby w domu jeszcze co najmniej tydzień.
Poczułam wyrzuty sumienia. Przeze mnie Marina została skazana na dwa tygodnie nieustannego leżenia!
Przykro mi – odparłam z żalem – Biedaczka. Co ona będzie robić tyle czasu?
Leżeć i odpoczywać – oznajmił zdecydowanym tonem Spencer tonem,od którego przechodziła mi ochota na wszelkie dyskusje o grze. – Dobrze jej to zrobi. W domu kazałbym jej robić to samo. Wiesz jaka ona jest. Jak się na coś uprze nic jej nie przekona do zmiany zdania. A tak przynajmniej mam pewność,że jest pod dobrą opieką.
Co zamierzasz robić przez te dwa tygodnie?
Pracować. I oczywiście oglądać twoje występy w Australii. Mam nadzieję,że tak szybko nie zapomniałaś o tym czego cię nauczyłem.
Och,jestem dobrze przygotowana.
Naprawdę. To jeszcze jeden z powodów,dla których nie mogę się doczekać rozpoczęcia turnieju. Toni wykazał profesjonalizm w treningach. Nie obyło się bez zgrzytów,ale warto było zaryzykować,by dokręcić parę śrubek w mojej tenisowej maszynerii. Jego punkt widzenia pozwolił mi spojrzeć na swój styl gry zupełnie innej perspektywy dając do zrozumienia,że jeśli chcę coś jeszcze wygrać muszę pracować nad pojedynczymi elementami,w których mam ewidentne braki. Serwis na przykład. Kazał mi zmienić nieco uchwyt,by móc serwować nieco bardziej płasko i szybko i uczynić z niego atut na szybkiej, twardej nawierzchni. Minie jeszcze trochę czasu,nim nasze relacje będzie można nazwać przyjacielskimi,ale przełamanie wzajemnej niechęci musi na razie wystarczyć. Spencer miał rację. Toni poważnie wziął sobie do serca jego słowa.
Ku radości Rafaela,ceremonia losowania drabinki przebiegła dość szybko i sprawnie. Jako rozstawieni gracze przypadli nam w udziale kwalifikanci,jak w każdym Wielkim Szlemie zresztą. Ale nie chodziło o przeciwników pierwszych rund. Losowanie drabinki pomagało w ustaleniu drogi po tytuł i szczegółowym opracowaniu taktyki. Tym samym wiadomo,czego można się spodziewać w przyszłości. A raczej kogo.
Co myślisz o swojej drabince? – spytałam mojego narzeczonego gdy szliśmy na wspólny popołudniowy trening.
Nie jest źle – stwierdził poprawiając torby na ramieniu – Ale każdy mecz może być cięższy niż się wydaje. Zwłaszcza ewentualny finał z Djokovicem.
Typowe dla Rafaela. Chociażby miał nie wiem jak z pozoru łatwą drabinkę,za nic się do tego nie przyzna. To między innymi efekt edukacji Toniego:zawsze respektuj rywali,nawet jeśli dzielą go od ciebie lata świetlne.
Na wspomnienie nazwiska Serba nawet i ja się skrzywiłam.
Nie umiesz sobie z nim ostatnio poradzić – skwitowałam ponuro – Tyle meczy rozegranych w poprzednim sezonie i nic.
Ale nadchodzi nowy – odparł pogodnie – Nie uda mu się grać na takim samym poziomie przez dwa sezony z rzędu.
Może-przytaknęłam – Ale nikt nie wie ile to jeszcze potrwa.
A jak wygląda twoja drabinka?
Całkiem nieźle – zacisnęłam usta i przyspieszyłam nieco kroku.
Nie kręć – uciął i złapał mnie za rękę. – Nie trafiłaś dobrze,co?
Nie,naprawdę wszystko dobrze – zaprotestowałam wyrwaniem ręki z uścisku. Zbyt gwałtownie,by mógł to zlekceważyć.
Żeby uniknąć dalszych spekulacji,dodałam:
Ale jest jeden mały szczegół...
Jaki? – odgarnął ręką niesforne kosmyki poruszone wiatrem i spojrzał na mnie przenikliwie.
W perspektywie ćwierćfinału mam Radwańską...
Zaśmiał się serdecznie.
No to co?Powinnaś się cieszyć. Pierwszy raz w historii dwie Polki mają szansę spotkać się w ćwierćfinale,mam rację?
Skinęłam głową.
To moja przyjaciółka – westchnęłam.
Kinga,na korcie przyjaźń zawsze schodzi na drugi plan. =- zmarszczył brwi i przeszedł przez ogrodzenie.
Na korcie wszystko schodzi na drugi plan. – zauważyłam – A jednak boję się tego meczu jak cholera.
Najpierw musi do niego dojść,potem będziemy martwić się całą resztą. A teraz chodź. Przyspieszymy nieco ten proces solidnym treningiem.

*

Wheeere haveee you beeen allll my life?
Obudziłam się gwałtownie nie wiedząc co się dzieje. Było po północy,a mój telefon dzwonił wyrywając mnie z głębokiego,spokojnego snu po wygraniu meczu drugiej rundy z Cassey Dellaquą.
Co do cholery? – warknęłam sennie na oślep zapalając nocną lampkę. Rafael poruszył się niespokojnie obok.
Halo? – rzuciłam gniewnie do słuchawki.
MAM CÓRKĘ!!!
Zamrugałam parę razy starając się przyswoić sobie tę informację. Rozszerzyłam oczy ze zdumienia gdy dotarł do mnie sens tych dwóch słów.
Co? – wykrztusiłam z siebie.
Dzisiaj rano Marina urodziła – oznajmił Spencer. Jego głos drżał od nadmiaru emocji.
Rafael obrócił się w moją stronę i powoli otworzył oczy.
Jakie dzisiaj? Jest środek...Och. – urwałam nie do końca jeszcze obudzona.
Co się dzieje? – spytał sennie mój narzeczony
Machnęłam ręką,żeby nie przerywał.
Ups,wybacz całkiem zapomniałem,że u was jest noc...
Nie szkodzi. Dlaczego nie zadzwoniłeś wcześniej?
Miałaś wyłączony telefon.
Ach,prawda – walnęłam się ręką w czoło – Przecież grałam. Jak się czuje Marina?
Cholernie zmęczona. O trzeciej nad ranem odeszły jej wody,a urodziła dopiero o siódmej osiemnaście.
Ojej – skrzywiłam się. – Mam nadzieję,ze szybko dojdzie do siebie. A mała? Wszystko z nią w porządku? Jak wygląda? I jak ma w końcu na imię?
Jest śliczna. Maleńka,waży zaledwie trzy kilogramy,ale nie ma powodów do obaw. A nazywa się Melanie Zarya.
Zarya? – zdziwiłam się. Rafael patrzył na mnie ze zniecierpliwieniem – Czy dobrze zgaduję,że drugie imię jest rosyjskie?
Tak. W końcu jej mama jest Rosjanką. Oznacza po rosyjsku świt.
Idealnie – skwitowałam tłumiąc ziewnięcie – Przekaż Marinie pozdrowienia. I koniecznie ucałuj małą.
Dobrze. Do zobaczenia. I pamiętaj:mam cię na oku.
Marina urodziła? – spytał natychmiast Rafael.
Tak. Dziś rano. – odparłam gasząc lampkę.
Nareszcie! – Widziałam cień jego uśmiechu w ciemności – Na czym w końcu stanęło?Czyżbym usłyszał jakieś rosyjskie imię?
Melanie Zarya,bo urodziła się o siódmej osiemnaście nad ranem – wyjaśniłam wtulając się w jego ramię.
A czy..?
Cicho. Nie zadawaj tyle pytań. – mruknęłam – Mieliśmy ciężki dzień.

A czekają nas kolejne,jeszcze cięższe...


Привет маленькая Заря,czyli witamy maleńką Zaryę! :P
Wiem wiem,cieszycie się :D Zbliżamy się do końca tej części,więc należy mi tu domknąć pewne wątki aby otworzyć nowe ;)

piątek, 8 stycznia 2016

2.24 Gorączka przygotowań

Wow!
Agnieszka Radwańska powitała majorkański kurort Porto Cristo jednym króciutkim słowem,które zawierało w sobie tak wiele. Wczoraj wieczorem przyleciała na Majorkę sama. Niestety Urszula doznała jakiejś kontuzji i musi zostać w Krakowie na badaniach i poddać się leczeniu,ale w żadnym wypadku nie zgadzała się,by Aga została z nią,a jedynie poleciła jej dobrze się bawić.
Robi wrażenie,co? – spytałam patrząc jak zafascynowana rozgląda się dookoła podziwiając palmy,jachty i czystą,białą plażę. – Też nie mogłam się napatrzeć za pierwszym razem.
Tu jest po prostu obłędnie – skwitowała zdejmując sandałki i z westchnieniem witając ciepły piasek na skórze. – Jakim cudem znajdujesz siłę,żeby stąd wyjeżdżać?
Och,mam swoje sposoby – mrugnęłam do niej porozumiewawczo.
Rozłożyłyśmy się w zacisznym miejscu,które do tej pory nie zostało opanowane przez spragnionych słońca plażowiczów. Rafael stwierdził,że nie będzie nam przeszkadzał i po południu wyjdzie gdzieś z kumplami,więc miałyśmy cały dzień wyłącznie dla siebie.
Aga prędko pozbyła się krótkiej,białej spódniczki i topu kładąc się na leżaku w ślicznym bikini barwy nieba. Podążyłam za jej przykładem i po chwili i ja mogłam się cieszyć z ciepłych promieni majorkańskiego słońca wnikającymi w moją skórę zasłoniętą jedynie dwoma kawałkami skąpego białego bikini,które miałam od zeszłego roku.
Jak tak ma wyglądać życie między tenisem to ja się tu przeprowadzam – mruknęła opuszczając na oczy okulary.
Bo tak właśnie wygląda – zaśmiałam się.
Wspaniale. Nie wiesz,czy ktoś chce sprzedać tu dom? Nawet mieszkanie by mi wystarczyło.
Rafa i ja opuścimy to,w którym mieszkamy po ślubie. Ale wątpię,żeby pasowało ci mieszkanie z jego matką na dole.
Ej,ja żartowałam.
Ja też.
Obie zgodnie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Rafael miesiąc temu znalazł dla nas mały,jednopiętrowy,ale bardzo nowoczesny dom kilka ulic od naszego obecnego mieszkania. Postanowiliśmy jednogłośnie,że wprowadzimy się do niego tuż po ślubie,żeby ograniczyć trochę zamęt powstały w związku z całą ceremonią.
Nie mogę uwierzyć,że to już za dwa miesiące – westchnęłam wyciągając z torby mleczko do opalania. Podsunęłam je Adze – Weź moje. To słońce jest naprawdę bardzo zdradliwe.
Ja też nie – Pokręciła głową rozsmarowując krem na zgrabnym udzie – A w zeszłym roku byłaś jeszcze niewinną singielką.
Niewinną? – uniosłam brew.
Może ciut – zaśmiała się – Wszystko gotowe?
Prawie – pokiwałam głową – Jeszcze tylko takie drobne szczegóły jak dekoracje i...
Urwałam gdy zadzwoniła moja komórka. Aga zmarszczyła brwi słysząc strzępki rozmowy
Tak,na jedenastego....godzina czternasta...około dwustu osób...tak,dziękuję,nic się nie stało,do widzenia.
Przepraszam,dzwonili w sprawie rezerwacji restauracji na wesele. – zaklęłam pod nosem wycierając usmarowany olejkiem ekran telefonu.
Wszystko w porządku? – spytała nachylając się.
Tak,chcieli tylko potwierdzić – Wzruszyłam ramionami. W ostatnim czasie telefony tego typu nie były rzadkością. Ja albo Rafael odbieraliśmy je non stop. A to rezerwacja,a to jedzenie,rozrywki,stroje ślubne...
Zanim zdążyłam coś dodać zadzwonił kolejny. Przewróciłam oczami a Aga zachichotała.
Nie dadzą nam spokoju – mruknęłam podnosząc słuchawkę.
Czego chcieli tym razem? – spytała cierpliwie gdy dostrzegła lekkie zaniepokojenie w moich oczach.
Upewnić się,że moja ślubna bielizna jest zamówiona razem z sukienką.
Jej,poważnie traktują kwestie twojej nocy poślubnej – zakpiła wyciągając nogi.
Dobrze,bo jeśli zamiast tego kompleciku przysłaliby mi jakieś stringi w rozmiarze XXL to byłaby katastrofa. Tak czy siak,mam tego dość. Idę po drinka. Chcesz?
Pewnie – przytaknęła grzebiąc w torbie.
Nie – zaprotestowałam stanowczo – Ja stawiam.
Ale...
Jesteś moim gościem.
Westchnęła.
No dobrze. Ale następnym razem się odwdzięczę.

*

Gdy tylko Aga wyjechała nabywając piękną opaleniznę i nieopisane wrażenia,ja i Rafael udaliśmy się do moich rodziców. Nie były to przyjemne wizyty.
Moja mama kompletnie nie wiedziała jak się zachować wobec mnie,a tym bardziej mojego narzeczonego. Wprawdzie pozwoliła nam przenocować przez te kilka dni u siebie,ale gołym okiem było widać,że nie sprawia jej to przyjemności. Być może przez ten rozwód. Jednocześnie starała się zachować pozory uśmiechniętej,kochającej ponad wszystko swoją córkę i absolutnie nieingerującej w jej życie matki. Z marnym skutkiem zresztą,skoro nawet Rafa przyznał,że zachowuje się nienaturalnie.
To dla niej trudne – odpowiedziałam z westchnieniem sadowiąc się obok Rafy na sofie z miską popcornu. – Widziała cię pierwszy raz na oczy,w dodatku zupełnie nie wiedziała jak się z tobą dogadać. Nic dziwnego,że była spięta.
Pomimo jej oczywistych wad zawsze starałam się chronić moją mamę. Krytyka ze strony krewnych to jedno,ale uprzedzenia kompletnie obcych osób zawsze są bolesne. Uświadamiają bowiem,że tamci mają rację w najbardziej oczywisty sposób-szczerością.
To zabawne,ale odnoszę wrażenie,że się mnie bała – odparł Rafa chwytając kilka ziarenek w garść.
Nie – Pokręciłam głową – Z pewnością nie bała. Ona...po prostu ciężko nawiązuje nowe kontakty. Myślę jednak,że cię polubiła.
Bo nie miała wyboru i była boleśnie świadoma,że nie zmienię zdania. Zawsze lepsze to niż żyć w oczywistej wrogości
Tak sądzisz? – spytał z niedowierzaniem chrupiąc przekąskę.
Znam moją mamę zbyt dobrze by to przeoczyć.
A tata?
Następnego dnia udaliśmy się z wizytą do ojca,a właściwie do jego brata,u którego mieszkał. Ten jak zwykle wykazał więcej entuzjazmu kalecząc angielski podczas prób dogadania się z Rafą. Dla obojga było to jednak zabawne.
Najbardziej zadowolona z naszej wizyty zdawała się być Natalia,moja kuzynka,która mimo zapału i oczywistego talentu wciąż gra w challlengerach a w rankingu tuła się gdzieś w okolicach pięćsetki. Nie odstawiała scen zazdrości,ani nie próbowała flirtu. Postrzegała Rafaela raczej jako autorytet,okazję do spotkania z kimś,kto mógłby jej udzielić kilku lekcji. Ten zaś uprzejmie jej odmawiał,sprawiając,że wzdychała z rozczarowaniem. Mimo wszystko byłam jej wdzięczna za entuzjazm.
Masz u niego pełną akceptację – zapewniłam szczerze,wierząc w swoją intuicję.
Czyli pozostaje mi tylko przekonać do siebie twoją mamę – westchnął ciężko uruchamiając konsolę.
Kochanie,Polska to nie Manacor – powiedziałam łagodnie gładząc go po ramieniu. – Nikt u nas nie będzie równie rodzinny jak wy.
Przecież jesteś jedną z nas – zauważył.
W połowie – uśmiechnęłam się – Druga połowa zawsze będzie kobietą z wielkiego miasta.
I właśnie za to cię pokochałem – stwierdził posyłając mi szybkiego całusa.
I vice versa. Uzupełniamy się wzajemnie.
Zaśmiał się wsuwając rękę w moje rozpuszczone włosy.
Powiedz mi tylko jak przekonać do siebie twoją mamę.
Dać jej czas,żeby wszystko przemyślała – odparłam po zastanowieniu – Pozwolić jej oswoić się z sytuacją. Bardzo nie lubi gdy ktoś stawia ją przed faktem dokonanym. Lubi mieć wszystko pod kontrolą.
Zauważyłem – mruknął z uśmiechem.
W czasie naszego pobytu,moja mama z dziesięć razy zdołała się upewnić,że wszystko zaplanowaliśmy i nie potrzeba nam pomocy. Martwiłam się tylko,jak będzie zachowywała się na weselu,gdy spotka tatę.
Bez obaw kochanie – zapewniła któregoś wieczora – Nie będę psuła ci tak uroczystego dnia. Co do twojego ojca...
Rozmawiałam z nim. – przerwałam jej natychmiast – Odpowiedział dokładnie to samo.
Kiwnęła głową.
A zatem nie masz powodów do obaw.
Do obawy być może nie,ale nie podobała mi się myśl,że przez całe wesele będę się zastanawiała czy nie dochodzi do spięć między nimi. Dosłownie modliłam się,by wszystko było w porządku.
A znając siebie w całym tym stresie szybko zapomnę o problemach i skupię się na tym co przede mną. Otworzę swój umysł tak,jak robię to podczas meczów. Otoczę go murem,przez który nie przedrze się ani jedna zbędna myśl. Tak. To był plan by przetrwać ten dzień.
Będziesz ją widywał raz do roku – zwróciłam się do narzeczonego łagodnie – Nie musisz zaprzątać sobie nią głowy.
To nie takie proste – westchnął przeczesując palcami włosy – Twoja matka będzie nowym członkiem mojej rodziny. Jestem pewien,że gdy tylko lepiej ją poznam...
Zirytowana zamknęłam mu usta pocałunkiem. Zaskoczony odsunął się,gdy naparłam na niego ustami.
Dość tego – szepnęłam zarzucając mu ręce na szyję. – Nie będzie żadnego problemu,rozumiemy się?

*

Kilka dni przed świętami dopadła mnie nostalgia. Nikt i nic nie mogło mi poprawić humoru. Gdy tylko poczułam klimat świąt,zapach choinki(tylko w wyobraźni,gdyż Hiszpanie zamiast choinek trzymają szopki),aromatycznych potraw,a przed oczami ukazał mi się widok sypiącego śniegu,natychmiast pomyślałam o domu,który kiedyś był pełny śmiechu i czułości. Teraz stał się pusty beze mnie i taty. A nawet mamy,która te święta spędzała u swojej siostry.
Proszę.
Rafael wręczył mi kubek parującej gorącej czekolady z bitą śmietaną. Siedziałam w sypialni,gdzie panował mrok półmrok,opuściłam zasłony i zapaliłam małą lampkę na stoliku nocnym.
Może chociaż to poprawi ci humor?
Pokręciłam głową i odłożyłam napój na stolik.
Przejdzie mi...ja...po prostu nie mogę myśleć o tym,że oni są teraz sami.
Rozumiem – odparł poważnie siadając na łóżku obok mnie w stercie chusteczek. – Mnie też...robi się przykro,gdy mój ojciec zamiast być tu z nami załatwia jakieś interesy.
Pociągnęłam nosem i cisnęłam kolejną zużytą chusteczką. Rafael oparł się o poduszki i usiadł za mną obejmując ramionami.
Pachniał którymiś ze swoich drogich perfum i miał na sobie koszulę z długim rękawem oraz eleganckie,jasne spodnie.
Wychodzisz gdzieś? – spytałam z żalem wtulając się w jego szyję.
Miałem nadzieję,że wybierzesz się z nami na paradę – odparł nieśmiało i pogładził mnie po włosach.
Nie mam ochoty.
Przewidziałem to.
Spodziewałam się,że odsunie się i mnie zostawi bym mogła cierpieć w samotności,ale zamiast tego przycisnął moją głowę do piersi mocniej i jeszcze szczelniej objął ramionami.
I dlatego powiedziałem,żeby na mnie nie czekali.
Zmarszczyłam brwi i obróciłam głowę w jego stronę.
Nie idziesz?
Nie. Zostanę z tobą. – oznajmił i pocałował mnie w czubek głowy.
A-ale twoja mama...i Maribel... – wyjąkałam zaskoczona jego oświadczeniem.
Żaden problem. Mogą iść same. Nie zostawię cię tutaj.
Westchnęłam.
Jestem okropna. Od rana tylko się nad sobą użalam zamiast pomóc w przygotowaniach. Wieczorem pomogę na pewno,obiecuję.
Cii,siedź – szepnął i zaczął kołysać mnie w ramionach. – Moja mama powiedziała,żebyś odpoczywała. Zrobiła twoją ulubioną paellę.
Och. To takie kochane. Ale naprawdę czuję się okropnie,ze siedzę wam na głowie.
Jesteśmy rodziną. Wspieramy się nawzajem. Ty nie jesteś wyjątkiem.
Jego słowa dźwięczały mi w uszach jeszcze przez chwilę i zdałam sobie sprawę,że są jak najbardziej prawdziwe. Mimo iż straciłam jedną rodzinę,to zyskałam drugą,która poświęca się dla mnie i prawdopodobnie okazuje mi więcej troski niż tamta. Czemu zatem tak bardzo przeżywam jej rozpad,zamiast cieszyć się z nowej?
Zaszlochałam nagle nad beznadziejnością tej sytuacji.
Nie płacz – Rafael łagodnie przeczesywał palcami moje splątane włosy – Jesteśmy z tobą...wszyscy. Zawsze możesz na nas liczyć,pamiętaj o tym.
Dziękuję – wykrztusiłam przełykając łzy.
W odpowiedzi wolniej zakołysał mnie w ramionach. Czułam spokojne,miarowe bicie jego czystego,dobrego serca.
Wiesz...mam wrażenie,że ty i twoja rodzina kochacie mnie bardziej niż oni.
Nie mów tak – zaprotestował gniewnie. – Nic nie może się równać z prawdziwą rodziną.
Wy jesteście moją prawdziwą rodziną. – zacisnęłam kurczowo dłoń na jego ramieniu powstrzymując płacz.
Zawsze będziemy cię kochać – przytaknął – Ale ty masz swoją rodzinę,powinnaś się z niej cieszyć.
Z tego bólu,który mi zadali?Z tego mam się cieszyć? – spytałam gorzko.
Zrobili to,bo nie chcą,żebyś cierpiała...
Cierpię dużo bardziej teraz,niż ze świadomością,że było między nimi źle!
Westchnął ciężko wracając do głaskania moich włosów.
Prawda boli. – przyznał – Ale jest lepsza niż kłamstwo. Chciałabyś,żeby ukrywali przed tobą,że się rozwodzą jeszcze przez chociażby rok?
Pokręciłam gwałtownie głową.
Właśnie. Więc postaraj się cieszyć ich zaufaniem. Mogło być przecież znacznie gorzej.
Milczeliśmy przez dłuższy czas. W końcu oznajmiłam sennie:
To najdziwniejsze święta w moim życiu.
I słuchając miarowego rytmu serca mojego ukochanego pogrążyłam się w spokojnym śnie.







No,obiecałam szalonej podkradnięcie Agnieszki no i jest! :D Ale nie martwcie się,że tak mało,jeszcze się tu pojawi  :)