Z
uśmiechem wpatrywałam się w wieszak zawieszony w garderobie nowego
domu,na którym wisiała świeżo uszyta i dostarczona niecały
tydzień temu suknia ślubna. Marina naprawdę miała świetne
znajomości,a jej umiejętności organizacyjne zasługiwały na złoty
medal.
Suknia
była dokładnie taka,jak sobie wymarzyłam:Z wąską talią i dołem
składającym się w całości z falbanek. Tren był niezbyt
długi,ale niezwykle szykowny. Była tak elegancka i seksowna w
swojej prostocie,a przy tym tak niewinna,że aż zapierało dech w
piersi.
Dotknęłam
miękkich,przezroczystych falbanek po raz ostatni i z westchnieniem
odwiesiłam ją do szafy,obok garnituru Rafaela.
Nasz
nowy dom był właściwie w pełni urządzony;część mebli
zabierzemy z dawnego mieszkania,a część była już zamówiona.
Uznaliśmy jednak,że przed weselem zamieszkamy tutaj,a mieszkanie
posłuży jako część pokoi gościnnych,które i tak trzeba było
wynająć w hotelu. Mimo wszelkich wygód i komfortu tego
przybytku,brakowało tu jednak elementów wskazujących na
właścicieli. Innymi słowy,dom nie miał jeszcze duszy;nie było to
miejsce,o którym myślało się z tęsknotą,lecz pusta skorupa
zapewniająca schronienie. Byłam jednak przekonana,że z biegiem
czasu zdołamy wypełnić tę pustkę zarówno sobą,jak i naszymi
rzeczami.
Ułożyłam
się na ogromnym łóżku z piękną,metalową ramą w kształcie
wijących się pnączy i odetchnęłam. Natychmiast zadrżałam,gdy
poczułam na skórze wiatr wiejący wprost z otwartego okna oraz
całkiem wyraźny jeszcze zapach farby. Poprzedni właściciel był
całkiem dobrze prosperującym francuskim biznesmenem. Budował ten
dom przez trzy lata,ale nieoczekiwanie piętno hiszpańskiego kryzysu
odcisnęło się i na nim. Sprzedał ten dom Rafaelowi bez żalu i
nie dziwiłam się. Nie zdążył pokochać i posiąść tego miejsca
nawet na kilka tygodni.
Zamknęłam
oczy i z trudem opanowałam rosnące podniecenie i niepokój na myśl
o ceremonii mającej odbyć się już za tydzień. Nawet wygrywając
Australian Open kilka tygodni temu nie czułam takiej tremy. W
porównaniu ze zdobywaniem Szlemów,ślub jest wydarzeniem,które
wymaga więcej spokoju i chłodnej głowy. Rozegranie kilku meczów z
czołowymi zawodniczkami świata wydawało mi się łatwiejsze niż
dopięcie wszystkiego na ostatni guzik. Pocieszałam się myślą,że
będzie to najpiękniejszy dzień w moim życiu.
Na
dole zamknęły się drzwi. Otworzyłam oczy i podniosłam się.
–
Mój Boże,Kinga,siedzisz tu od
godziny! – powiedział od progu Rafael z uśmiechem klasycznego
rozbawienia połączonego z wyrazem zdumienia na jego twarzy. Miał
na sobie nieskazitelnie białą koszulę z krótkim rękawem i jasne
dżinsy. Wyglądał jak model wcielający się w rolę amanta głównej
bohaterki na okładkach powieści dla kobiet.
–
Przepraszam,zamyśliłam się –
przygryzłam wargę gdy podszedł do mnie i usiadł.
–
Znowu? – spytał miękko i
pogładził mnie po odkrytym ramieniu. – Nad czym tak rozmyślasz?
Mam nadzieję,że nie załamiesz się tak jak na święta...
Pokręciłam
głową,ale gdy mi o tym przypomniał poczułam bolesne ukłucie w
sercu. Wciąż bowiem bałam się zachowania moich rodziców na
siebie nawzajem. Tyle razy ile mi coś obiecywali,tyle razy mogłam
być jedynie częściowo pewna,że dotrzymają słowa. Na szczęście
w najważniejszych kwestiach zazwyczaj nie zawodzili.
–
Nie. Myślę o tym wszystkim co
się dzieje...O nas. Przede wszystkim o nas.
–
I jaki wysnułaś wniosek? –
mruknął zataczając kciukiem kółka niebezpiecznie blisko wiązania
mojej bluzki.
–
Że to nie dzieje się naprawdę.
Że to zbyt idealne. Że...
–
Wszystko jest w sam
raz-dokończył ujmując mój podbródek dwoma palcami. Jego usta
zatopiły się w moich w rozkosznym pocałunku. Bawił się moimi
wargami,całował je,ssał,dotykał niemal niewyczuwalnie.
Przyciągnął mnie do siebie. Oparłam ręce na jego torsie i
mimowolnie zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli.
Odsunął
usta na kilka milimetrów i zaśmiał się cicho.
–
Chyba nie zapomniałaś kochanie
o naszej umowie? – wyszeptał nawiązując do ostatniego razu,gdy
to ja mu odmówiłam.
–
Och. – westchnęłam z
rozczarowaniem próbując zignorować ciepło ogarniające stopniowo
moje ciało. – Mścisz się na mnie...
–
Nie miałem tego na myśli! –
zachichotał – Ale drobną satysfakcję z tego mam,przyznaję.
Prawda jest taka,że musimy iść. Mamy pierwszych weselnych gości.
–
Prawie bym zapomniała! –
złapałam się za głowę – Jak długo tu są?
–
Od jakichś pół godziny.
–
Dlaczego do mnie nie
zadzwoniłeś? – Uderzyłam go ze złością w pierś.
–
Hej,spokojnie – przycisnął
moje nadgarstki do piersi – Powiedziałaś,że idziesz tylko na
chwilę,więc chciałem zaczekać. Nie miałem pojęcia,że tutaj
medytujesz.
–
Nie medytuję. Myślę –
poprawiłam go zadzierając do góry podbródek.
–
Wszystko jedno. Chodź już.
W
progu usłyszałam płacz dziecka i na moją twarz momentalnie
wypłynął uśmiech. W końcu zobaczę Melanie!
Szybko
wspięłam się na górę i wkroczyłam do salonu.
–
Bardzo was przepraszam,ja... –
wydusiłam i urwałam przyglądając się zgromadzonym.
Spencer
chodził po pokoju pomrukując. Trzymał w rękach małą istotkę z
ciemnymi włoskami owiniętą w kocyk. Marina częściowo siedziała,a
częściowo leżała na kanapie wpatrując się we mnie badawczo.
Obok niej siedziała kobieta ze skrzyżowanymi nogami. Jak gdyby nic
czytała jakieś kolorowe pisemko. Zmarszczyłam brwi i wypaliłam:
–
A to kto?
Kobieta
podniosła wzrok. Miała ostre rysy twarzy i długie,proste blond
włosy. Na jej blade policzki wstąpił rumieniec.
–
Moja siostra Katja – wyjaśniła
Marina przepraszającym tonem.
Katja
wstała i uścisnęła mi dłoń łamanym angielskim mówiąc:
–
Przepraszam za kłopot,ale
Marina zadzwoniła do mnie w ostatniej chwili i...
–
Katja zajmie się Melanie
podczas wesela – wtrąciła jej siostra.
–
To świetnie – skinęłam
nieco sztywno głową. Rafael chrząknął znacząco za moimi
plecami. Posłałam mu szybkie spojrzenie i skinęłam głową na
Marinę.
–
Czemu mi nie powiedziałaś,że
przyjedzie z wami twoja siostra? I właściwie czemu nie gadałaś,że
w ogóle masz siostrę? – syknęłam gdy znalazłyśmy się w
gościnnej sypialni.
–
Przepraszam,przepraszam –
odparła składając ręce – Mieliśmy zostawić małą u mojej
mamy,ale okazało się,że jest chora,więc musimy ją wziąć ze
sobą. No i musiałam znaleźć kogoś kto by z nią został chociaż
kilka godzin. Nie wynajmę przecież pierwszej lepszej opiekunki.
Westchnęłam
łapiąc się za czoło.
–
W porządku.
Blondynka
przekrzywiła głowę i spojrzała na mnie przenikliwie.
–
Jeśli to jakiś problem to...
–
Nie,żaden problem –
zapewniłam – Tylko...muszę zmienić nieco koncepcję odnośnie
zakwaterowania. Miała z wami zamieszkać moja mama,a tak muszę ją
umieścić w tym samym hotelu co mój ojciec...
Marina
zaklęła po rosyjsku i objęła mnie ramieniem.
–
Wybacz kochanie. Ale sama
rozumiesz....
–
Tak,nie ma sprawy – mruknęłam.
– Rozumiem. A właściwie opowiedz mi wszystko!Jak przebiegł
poród?
–
Nie przypominaj mi nawet! –
wzdrygnęła się – Nie dość,że się nie wyspałam,to jeszcze
męczyłam się z cztery godziny. Lekarz mówi,że to i tak było
krótko,więc nie wyobrażam sobie męczyć się jeszcze dłużej.
Koszmar.
Usiadła
na małym fotelu i ukryła twarz w dłoniach.
–
Spencer był z tobą?
Wykrzywiła
usta w ironicznym uśmiechu.
-Przez
pierwszą godzinę. Potem zrobiło mu się słabo.
Zachichotałam.
–
Ale było warto?-uniosłam brew.
-Oczywiście
– Tym razem uśmiechnęła się ze szczerą czułością. –
Wiesz,kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam to się przestraszyłam. A
nawet czułam coś na kształt odrazy. Ale kiedy ją umyli i ją
przytuliłam,to od razu ją pokochałam. Momentalnie zapomniałam o
tym co przeszłam. Liczyła się tylko Melanie.
Zmieniła
ją ta ciąża – pomyślałam
ze zdziwieniem – Ma
trzydzieści jeden lat i dopiero teraz dojrzała.
–
A jak Spencer sprawdza się w
roli tatusia?
–
Wspaniale – odparła bez
wahania – Lepiej niż się spodziewałam. Czasami wstaje w nocy
żeby ja przewinąć. A kiedy wraca z pracy zawsze ją usypia. I
muszę przyznać,że wychodzi mu to lepiej niż mnie.
–
I chyba tym razem też mu się
udało – zauważyłam nie słysząc dziecięcego kwilenia.
–
Rzeczywiście. Muszę
sprawdzić,czy wszystko dobrze. – poderwała się z fotela i z
impetem wypadła przez drzwi
W
salonie Katja wróciła do przeglądania magazynów,a Spencer cicho
dyskutował z Rafą na kanapie.
–
Usnęła? – spytała Marina
szeptem. Spencer skinął głową i wskazał na wózek stojący przy
oknie. Podeszłam tam wraz z nią i westchnęłam cicho.
Nigdy
nie wiedziałam co ludzie widzą takiego cudownego w małych
dzieciach. Realistycznie patrząc,niektóre były zwyczajnie
brzydkie. Jednak Melanie wyglądała po prostu uroczo w różowych
śpioszkach i ze smoczkiem w buzi. Oddychała miarowo i spokojnie.
–
Cześć maleńka – wyszeptałam
z uśmiechem i dotknęłam lekko zaciśniętej w pięść malutkiej
rączki. – Jak ci się podoba Majorka?
–
Najwyraźniej bardzo,skoro tak
ochoczo usnęła – odszepnęła Marina.
Uśmiechnęłam
się z czułością i pogłaskałam ją po gęstych brązowych
włosach.
–
Jakiego koloru ma oczy? –
spytałam.
–
Niebieskie. Ale włoski też jej
się rozjaśnią.
–
Albo i nie,skoro wdała się w
ojca – zachichotałam.
Pierwszy
raz odczułam coś w rodzaju instynktu macierzyńskiego. Może przez
to,że praktycznie całą ciążę Marina była blisko mnie i
zaczęłam się przyzwyczajać?Było mi jednak dobrze z tym
uczuciem,miałam wrażenie,że jestem częścią czegoś niezwykłego
i w istocie tak było. Ta maleńka istotka była poniekąd moją
siostrzenicą.
–
Kinga,czy mogłabym wziąć
prysznic? – spytała po rosyjsku Katja. Kiedy popatrzyła mi prosto
w oczy stwierdziłam,że nie może być dużo starsza ode mnie. Co
najwyżej rok.
–
Oczywiście – odparłam
zaskoczona. Bardzo dawno nie miałam okazji mówić w tym języku.
Tak długo,że prawie zapomniałam o okaniu.
Wstała,zlustrowała
wzrokiem salon i wyszła. Odetchnęłam z ulgą. Ta dziewczyna
ewidentnie nie czuła się tu dobrze. Wprowadzała nam ograniczenia.
–
Praktycznie nie zna angielskiego
– odpowiedziała na pytające spojrzenie Rafy Marina,po czym
usiadła obok Spencera.
–
Zauważyłem – odparł z
przekąsem.
–
A ty znasz lepiej? – wtrąciłam
z parsknięciem. W ostatniej chwili powstrzymałam się od śmiechu.
–
No,od niej z pewnością –
odparł z dumą. – Nie jest ze mną tak źle,prawda? – Zwrócił
się do Spencera.
–
Twój angielski jest dobry. –
przytaknął – Ale musisz jeszcze pracować nad akcentem. Mylisz
niekiedy sposób odczytywania liter.
Machnął
ręką. Ten facet stanowczo nie miał daru języków.
–
Co z twoimi kolanami? –
spytała Marina.
Po
moim tryumfie w Australian Open Rafa zmierzył się w finale z
Djokovicem w niesamowitym prawie sześciogodzinnym boju. Przegrał to
spotkanie,mimo prowadzenia w piątym secie dostarczając widzom
prawdziwego dreszczyku emocji. Oboje zresztą po tym meczu ledwie
mogli stać i słuchać nudnych mówek sponsorów,aż w końcu ktoś
zaproponował przyniesienie im krzesełek i butelek z wodą. Nie wiem
kto to był,ale stał się moim bohaterem.
Tak
czy siak,taki mecz kosztuje naprawdę słono jeśli chodzi o zdrowie
i Titin,Toni oraz doktor Cotorro,osobisty lekarz Rafy(jak i zresztą
mój)stawali na głowie,żeby załagodzić jakoś nieuniknione
skutki,które nadejdą prędzej czy później.
–
Dobrze – odparł Rafa – Nic
mi już nie dolega.
–
Po takim meczu ciężko wrócić
do pełni zdrowia – stwierdził Spencer tonem znawcy. – Mam
nadzieję,że się nie mylisz.
Coś
nagle huknęło i wszyscy się wzdrygnęli. Marina spojrzała
błagalnie na wózek i wymamrotała po rosyjsku coś mniej więcej w
takim stylu:
–
Jeśli ta kobieta wciąż będzie
coś upuszczać,to czarno widzę jej spokojną opiekę nad tym
dzieckiem.
Po
czym wstała i wyszła. Katja przez drzwi tłumaczyła co się
stało,ale sądząc po tonie Marny nie było to nic poważnego.
Na
niewiele zdały się bezgłośne modlitwy Mariny,bo oto Melanie
obudziła się i zaczęła płakać.
–
Och nie – westchnął Spencer
i wziął płaczące niemowlę na ręce. Ukołysał ją lekko,ale
tylko rozpłakała się bardziej.
–
Marino możesz tu przyjść? –
zawołał bezradnie.
–
Nie mogę! – odkrzyknęła –
Tu jest pełno szkła i...
–
Jakiego szkła?! – jęknęłam
–
Katja stłukła jakiś wazon czy
coś....
Przewróciłam
oczami i przyłożyłam ręce do skroni. Policzyłam do dziesięciu i
wyszłam z pokoju.
–
Nie wchodź! – syknęła
Marina,albo jej siostra. Ciężko było rozróżnić głosy.
–
Co się stało? – spytałam
przez drzwi.
–
Wazon upadł na krawędź wanny
i wszędzie jest pełno szkła.
–
Przyniosę miotłę albo coś...
–
Na razie nie. Masz tu apteczkę?
–
W górnej szafce. Coś się
stało?
–
Drobne skaleczenie,nieważne.
Wzruszyłam
ramionami i wróciłam z powrotem do salonu,gdzie Spencer
bezskutecznie próbował uspokoić córkę.
W
końcu Rafael wstał i zapytał:
–
Mogę?
Heath
popatrzył na niego zdziwiony,ale podał mu dziecko. Zamrugałam
oczami,gdy ujrzałam go z maleństwem w ramionach. Jak gdyby nigdy
nic uśmiechnął się i przemówił do niej łagodnie.
–
Cześć królewno. Śliczna
jesteś,wiesz? Nie płacz już,proszę,cii...
Jak
na komendę Melanie zamilkła. Rafa wymruczał coś jeszcze pod nosem
i zakołysał lekko zawiniątkiem. Melanie pisnęła radośnie w
odpowiedzi.
–
Śpij malutka-wyszeptał i
przytulił ją do piersi,po czym zaczął z nią spacerować po
pokoju. Cisza był niemal namacalna. Jak zahipnotyzowana patrzyłam
na mojego narzeczonego,który kołysał łagodnie niemowlę. Po
chwili mała usnęła ponownie.
Spencer
sapnął z podziwem,gdy Rafael włożył ją z powrotem do wózka.
I
nagle poczułam coś w rodzaju kopnięcia prądem. Myśl uderzyła we
mnie gwałtownie jak grom z jasnego nieba. Już wiedziałam czego
chcę. Do diabła z karierą. W tej chwili nie była warta ani
jednego dolara na nią przeznaczonego.
Chcę
po prostu wyjść za tego faceta i urodzić mu dziecko.
*
Gorset
zrobił się nagle luźniejszy,gdy wciągnęłam powietrze,a potem
wypuściłam je powoli uspokajając serce bijące w zabójczym
tempie. Podeszłam powoli do lustra. Zobaczyłam w nim pannę
młodą,która za chwilę uda się na najważniejszą uroczystość w
swoim życiu. Ostrożnie poprawiłam związane w wysoki kok włosy i
opuściłam na twarz welon z hiszpańskiej koronki. Uśmiechnęłam
się do siebie zza zasłony woalu,gdyż kobieta w lustrze w
najmniejszym stopniu nie przypominała mnie samej. Była zestresowana
i niespokojna,ale wyglądała pięknie w obcisłej sukni
podkreślającej zgrabną talię i ozdobionej falbankami tuż pod
linią bioder. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Tyle razy
widziałam siebie w tej sukni oczami wyobraźni,a z trudem potrafiłam
się ujrzeć w tym momencie,w rzeczywistości,która teraz zdawała
się odpływać dając szansę najśmielszym snom. Czasem granica
między tymi dwoma zjawiskami jest niewielka i z trudem dostrzegalna
dla obserwatora z zewnątrz,lecz ja wiedziałam,że teraz właśnie
wkraczam w fazę snu,z którego nie chcę się obudzić już nigdy.
Westchnęłam
cicho,gdy ujrzałam przy ołtarzu pana młodego. Wyglądał
olśniewająco w kruczoczarnym garniturze od Armaniego i
śnieżnobiałej koszuli. Krawat był ciasno zawiązany pod szyją,a
jednak nie sprawiał wrażenia uciążliwego. Minę miał poważną;był
skupiony na mnie,swojej przyszłej żonie kroczącej do ołtarza u
boku ojca,który szczerze się uśmiechał. Nie sprawiał wrażenia
sfrustrowanego ani złego. Po prostu potrafił zaakceptować moje
szczęście.
Rafael,zgodnie
z hiszpańską tradycją został odprowadzony do ołtarza przez matkę
wcześniej. Kątem oka dostrzegłam,jak Ana Maria próbuje zachować
spokój w obliczu tak poważnego wydarzenia w życiu jej syna.
Zacisnęłam
kurczowo palce na bukiecie w pięciu kolorach róż oznaczających
miłość,niewinność,pożądanie,wierność i miłość od
pierwszego wejrzenia i stanęłam obok przyszłego męża. Spojrzał
na mnie z powagą po raz ostatni i kiwnął głową,jakby zapewniał
sam siebie,że dokonał słusznego wyboru.
Z
drżeniem w głosie wypowiadałam słowa przysięgi przesypując
monety do ręki Rafaela i odwrotnie,zgodnie z kolejną hiszpańską
tradycją.
A
kiedy założył mi na palec obrączkę i niskim,stanowczym głosem
przysiągł mi wierność,nie wytrzymałam i z moich oczu popłynęły
łzy. Na swoje szczęście ja składałam przysięgę pierwsza i nie
musiałam mówić nic więcej. Rafael natomiast pewnym ruchem odsunął
mi welon z twarzy i pocałował ku radości zgromadzonych.
Wesele
zaś rozpoczęło się o godzinie czternastej po naszej sesji
zdjęciowej i przebiegło w-Bogu dzięki-spokojnej i miłej
atmosferze. Nie było zbyt wielu niezręczności spowodowanych
różnicą narodowości,być może dlatego,że moja rodzina przybyła
na ślub w nielicznym gronie. Nie musiałam też martwić się o
rodziców-jeśli na siebie natrafiali,mijali się bez żadnych
zbędnych dyskusji. Mogłam w spokoju cieszyć się swoim własnym
szczęściem w gronie najbliższych.
Najbardziej
krępującym momentem wesela był bezsprzecznie pierwszy taniec.
Wszyscy patrzyli w oczekiwaniu,a ja nie wiedziałam co mam robić. Na
korcie,gdzie wszyscy są anonimowi w oczach zawodników nie ma
takiego napięcia. Ci ludzie wiedzą,że to co robisz,robisz dobrze i
za to cię podziwiają. Tutaj zadziałało to trochę inaczej.
–
Uśmiechnij się – wyszeptał
Rafael nieco nerwowo wtulając głowę w moje ramię. Nie był wiele
bardziej pewny siebie niż ja.
–
Nie mogę – odszepnęłam –
Oni wszyscy patrzą.
–
Zatem postaraj się,żeby mieli
na co patrzeć – odparł i okręcił mną kilka razy. Cały ten
taniec był czystą improwizacją.
Zupełnie
inaczej wyglądało to kilka godzin później. Kołysaliśmy się w
rytm spokojnie,wokół nas tańczyli ludzie i nie było miejsca na
nerwy. Zarzuciłam ręce na szyję mojemu mężowi i uśmiechnęłam
się błogo,gdy na niego popatrzyłam. Był po prostu pięknym
mężczyzną;był przystojny,troskliwy,miał klasę. No i był
bogaty. Wymarzony kobiecy ideał. Poczułam przypływ nagłego
podniecenia.
–
Wiesz o czym teraz myślę? –
spytałam przechylając głowę. Welonu pozbyłam się wcześniej,a
przypadł on w udziale Giseli,która oczywiście była nieświadoma
całej mistyfikacji i polskiej tradycji. Marina miała mi to za
złe,gdyż to ona pragnęła wypełnić wróżbę z nadzieją,że
przemówi Spencerowi do rozumu. Rafa natomiast nie miał już krawata
i z łatwością wsunęłam ręce pod jego koszulę z westchnieniem
dotykając jego rozgrzanego temperaturą i alkoholem torsu.
–
Nie mam pojęcia. – odparł z
udawanym zdziwieniem.
Przesunęłam
rękę niżej.
–
Co byś powiedział,gdybyśmy
już się wymknęli?
–
Ale jeszcze jest przecież pełno
ludzi! – zaprotestował gwałtownie – Nie wypada wychodzić z
własnego wesela.
Zaśmiałam
się cicho.
–
Uwierz mi,w Polsce po piątej
butelce wódki mało kto zwraca na to uwagę. – przygryzłam wargę
i spojrzałam nań błagalnie. Wysunęłam ręce z jego koszuli i
pogłaskałam kciukiem gładko ogolony policzek.
–
Cierpliwości – mruknął
zakłopotany. Zachichotałam,kiedy poczułam w okolicy bioder co było
powodem jego niepokoju – Niedługo będzie koniec.
Jak
się okazało,miał rację. Wesele rozpoczęło się już o
czternastej,więc nie zakończyło się nad ranem i o trzeciej w nocy
byliśmy już w domu.
W
sypialni natknęliśmy się na płatki róż usypane na podłodze i
świece zapalone na każdej możliwej powierzchni. O dziwo wyglądały
na dopiero co zapalone.
–
Juan i Gisela się
postarali-skwitował Rafael wchodząc do pokoju. Podszedł do
łóżka,na którym leżały prezenty z mojego wieczoru panieńskiego
i zachichotał biorąc do ręki królicze uszy.
–
Miałaś zamiar się w to ubrać?
– spytał.
–
Może kiedyś – uśmiechnęłam
się lubieżnie. Mimo iż nie byłam pijana,to jednak większa dawka
alkoholu zrobiła swoje.
–
A teraz nie?
Jeszcze
jedna sprawa mąciła mi umysł zanim mogłabym w spokoju poddać się
magii chwili nocy poślubnej.
Przełknęłam
ślinę.
–Poczekaj....
Ja...czuję,że jestem gotowa.
–
Widzę-odparł z rozbawieniem.
Jego policzki przybrały jasnoczerwony kolor,który był niemal
niedostrzegalny w nikłym świetle świec.
–
Nie...znaczy to też... –
zająknęłam się. Czy powinnam mu o tym mówić teraz?
–
No to w czym problem? – Jego
głos nie zdradzał niepewności ani troski. Prawdopodobnie dzięki
alkoholowi.
–
Jestem gotowa,żeby mieć z tobą
dziecko...
I żyli długo i szczęśliwie? Oj,jeszcze nie :D Tyle jeszcze turniejów do wygrania i wydarzeń tenisowych w trakcie ;)
Nie chciałam już rozwlekać tego na dwa rozdziały i postanowiłam zrobić cały epilog. Darujcie,że tak długo,ale mam nadzieję,że obecność ulubionych bohaterów Wam to wynagrodziła ;)
Mam nadzieję,że w przyszłym tygodniu na inaugurację części trzeciej będę już wolna od egzaminów.
Do napisania!