Tekst

piątek, 29 kwietnia 2016

3.13 Sztuka wybaczania

 – Co ty tu robisz? – spytałam słabo odkładając kubek na stolik z głośnym trzaskiem. Rafael stał w progu i oddychał szybko. W jego oczach malowała się ulga. Poza tym był nieuczesany,a guziki jego koszulki polo były rozpięte. Gdy podszedł bliżej,wyczułam od niego słabą woń alkoholu. Ja po wczorajszej nocy pachniałam zapewne nie lepiej. Kątem oka dostrzegłam Toniego i Sebastiana,którzy szeptali coś między sobą,a w końcu Toni skinął ręką na brata i wyszli z domu. Skuliłam się podciągając kolana pod brodę.
Kinga,kochanie,tak się o ciebie martwiłem... – Rafael usiadł na krawędzi sofy i dotknął lekko mojego kolana. Odepchnęłam jego rękę.
Tak? Szkoda,że nie martwiłeś się,kiedy wsiadłam do samolotu i leciałam jak najszybciej do domu by zrobić ci niespodziankę... – urwałam czując ponownie napływające do oczu łzy. Otarłam ze złością oczy.
Uwierz mi,martwiłbym się,gdybym wiedział,że to robisz-odparł spokojnie,chociaż jego oczy zdradzały niepewność. – Powiedz mi,gdzie byłaś całą noc?
Był tak spokojny i tak delikatny,że od razu zmiękło mi serce. Rozluźniłam się lekko i opuściłam nogi. Wciąż jednak unikałam kontaktu fizycznego.
Poszłam do paru klubów,wypiłam kilka drinków,potańczyłam sobie...
W rzeczywistości to tylko częściowo była prawda. Najpierw szlajałam się bez celu po mieście ocierając łzy,aż w końcu mi przeszło i postanowiłam zrobić mu na złość upijając się do nieprzytomności i łażąc od klubu do klubu. Przez mgłę pamiętam telefon do Sebastiana-nie wiem,dlaczego akurat do niego,ale za nic nie mogę przypomnieć sobie co robiłam w międzyczasie. I może lepiej,żebym nie wiedziała.
Dlaczego nie wróciłaś do domu? – spytał rozpaczliwie.
Sądzisz,że chciałam na ciebie patrzeć,po tym co zrobiłeś? – wycedziłam przez zęby.
Rafael westchnął i przejechał dłonią po twarzy.
Nie,myślałem,że jak trochę ochłoniesz,to będziesz chciała mnie wysłuchać – powiedział zimno,chociaż wiedziałam ile opanowania potrzebował,żeby to wyznać.
Zamilkłam na chwilę zanim znowu powiem coś,czym ostatecznie przypieczętuję rozpad mojego małżeństwa. Rafa jak zwykle okazał się błyskotliwy. Na chłodno to wszystko może wyglądać nieco inaczej. Już gorzej przecież być nie może.
Opowiedz mi jak to było – zdecydowałam po namyśle.
Jednak zdecydowałaś się dać mi szansę? – spytał z ironią. – No dobrze,jeśli mam jeszcze jakąś szansę to chcę ją wykorzystać. Wczoraj po treningu zadzwoniła do mnie Emeline.
Całą siłą woli powstrzymałam się przed prychnięciem.
Chyba płakała,a na pewno była przygnębiona. Spytała czy może wpaść i pogadać. Pomyślałem wtedy,że może chce powiedzieć,co ją dręczyło w Paryżu i się zgodziłem.
Skinęłam głową. Teraz rzeczywiście sytuacja zaczęła wyglądać inaczej. Gdybym miała szansę na wyciągnięcie z niej jakichś informacji też bym się nie wahała.
No to wpadła. Zdziwiłem się,bo kupiła wino. Zaczęliśmy rozmawiać...
Powiedziała ci,co było powodem jej dziwnego zachowania? – wtrąciłam nie mogąc powstrzymać ciekawości.
Nie – przyznał z rozczarowaniem. – Chodziło jej o Fernando.
Fernando?
Tak. Podobno się spotykają,ale ostatnio przyłapała go z inną.
Nic dziwnego – Prawie zapomniałam o celu tej opowieści.
Hm,owszem. A potem gadaliśmy o innych rzeczach. Jakieś błahostki. Nagle się do mnie przysunęła i stwierdziła,że jestem lepszy niż Fernando. No a resztę już znasz.
Usiłowałam poukładać tę wersję wczorajszych wydarzeń w głowie. To co przedstawił Rafael było prawdopodobne i coraz bardziej skłaniałam się ku wybaczeniu. Dręczyła mnie jeszcze jedna rzecz.
Dlaczego jej nie odepchnąłeś kiedy cię pocałowała?
Byłem zaskoczony. W jednej chwili mówi jak bardzo cierpi z powodu Nando,za z drugiej rzuca się na mnie. Nie orientuję się za bardzo w zachowaniach kobiet-bo zresztą który facet się orientuje-ale to nie jest chyba normalne?
Nie,nie jest – zgodziłam się.
To...wybaczysz mi? – spytał nieśmiało Rafael dotykając mojej dłoni. Zaczęło ogarniać mnie przyjemne ciepło.
Tak – załkałam i przytuliłam się do niego mocno. Znów się rozpłakałam,może nie ze szczęścia,ale na pewno z ulgi.
Cichutko – szepnął gładząc mnie po włosach – Już dobrze.
Przepraszam,że cię od razu oskarżyłam – wymamrotałam unosząc głowę znad zmoczonej moimi łzami koszulki.
Cóż,z twojej perspektywy z pewnością wyglądało to jednoznacznie,więc przyznaję,miałaś prawo. Ale najbardziej mnie zabolało,że nie wróciłaś na noc.
Byłam wściekła...
Rozumiem. Znam cię przecież – mrugnął do mnie i zaśmiałam się pociągając nosem.
Trwaliśmy jeszcze przez chwilę w objęciach,aż zaburczało mi głośno w brzuchu. Nie jadłam nic od zeszłej nocy,ale do te pory nie byłam w stanie odczuwać niczego prócz żalu.
Rafael zachichotał i wstał pociągając mnie za sobą.
Chodź kochanie. Wracajmy do domu.
Wsiedliśmy do samochodu mijając Toniego i Sebastiana. Widząc,że się pogodziliśmy skinęli jedynie głowami.
W domu Rafael od razu ruszył do kuchni. Usiadłam więc za stołkiem barowym i podparłam głowę dłońmi.
Na co masz ochotę? – spytał ze swoim rozbrajająco niewinnym uśmiechem.
Na cokolwiek. Wprost umieram z głodu – jęknęłam.
Hm,prawdę mówiąc ja też. – przyznał – Co powiesz na makaron z krewetkami?
O tej porze? – zmarszczyłam brwi patrząc na wskazujący wpół do jedenastej zegar.
A dlaczego by nie? – wzruszył ramionami. – To prawie pora lunchu.
No dobrze. Wiesz,przecież,że go uwielbiam. W ogóle uwielbiam jak gotujesz.
Uśmiechnął się po raz kolejny,tym razem trochę się czerwieniąc. Szybko odwrócił się więc tyłem i zaczął wyjmować produkty i garnki z szafek.
Zachichotałam cicho obserwując jego kształtne pośladki. W liceum chodziłam do klasy z dziewczyną,która miała tyłek jak nadmuchany. W podobnej sytuacji jest Rafa,ale akurat u faceta taki tyłek mi się podoba. A może to dlatego,że należy do mojego wymarzonego mężczyzny?
Do moich nozdrzy zaczął docierać aromatyczny zapach oliwy i czosnku,a po chwili rozległ się syk wynikający z połączenia krewetek z olejem na patelni. Żołądek ścisnął mi się boleśnie,a głowa wciąż bolała po wczorajszych ekscesach,a mimo to zaczynałam czuć się szczęśliwa. Epizod z poprzedniego wieczoru się nie liczył. Liczyliśmy się tylko Rafael i ja.
Nakryłam do stołu i zjedliśmy śmiejąc się i dyskutując jak przykładna para z reklam telewizyjnych. Tak jakby zupełnie nic się nie wydarzyło. Zerwałam się by namoczyć talerze,ale Rafael powstrzymał mnie dłonią.
Siedź. Ja się tym zajmę.
Usiadłam więc z powrotem i obserwowałam,jak mój mąż schyla się i prostuje. Na moje policzki wstąpił rumieniec pożądania. Zastanowiłam się ułamek sekundy,ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić,zadzwonił jego telefon.
Odbierz-westchnęłam z rezygnacją.
Teraz? – spytał ze złością,ale spełnił moją prośbę.
Halo? – rzucił do słuchawki i zmarszczył brwi – Czego jeszcze chcesz?
To musiała być Emeline.
Ty chyba żartujesz – prychnął. Wymamrotałam parę niecenzuralnych słów tak,aby mnie usłyszała.
To Kinga – wyjaśnił – Tak,wróciła. Nie dzwoń do mnie więcej. Porozmawiam z tobą później.
Rozłączył się i rzucił telefon na blat.
Czego chciała?
Uznała,że od wczoraj jesteśmy razem. Ale wyprowadziłaś ją z błędu – pochylił się i cmoknął mnie w usta.
Co za...
Naszła nas,a właściwie mnie ochota na kąpiel. Rafa oczywiście postanowił się przyłączyć.
Dopadł mnie rozchlapując nieco wodę i ujął twarz w dłonie składając na mych wargach kolejny namiętny pocałunek. Przypomniał mi się pierwszy miesiąc naszego związku,kiedy wyjeżdżałam z Cincinnati,a on przyjechał i wskoczył bez wcześniejszej zapowiedzi do mojej wanny. Najadłam się wtedy strachu i wstydu,bo przyłapał mnie przy okazji na fałszowaniu. Wtedy wszystko było takie jak być powinno,a wręcz zbyt doskonałe.
Podzieliłam się tym spostrzeżeniem z mężem.
Teraz też jest idealnie – stwierdził przeczesując mokrymi palcami moje włosy. Siedział w rozkroku opierając się o wannę,a ja między jego nogami opierając się o jego tors.
Wcale nie – westchnęłam przelewając pianę między palcami.
Wciąż to przeżywasz?
Nie zapomnę o tym tak łatwo. Wiem,że nie chciałeś,ale jednak to zrobiłeś.
Będzie mnie to dręczyło ilekroć na nią popatrzę – westchnął głośno.
Trzeba coś w jej sprawie w końcu zrobić. Mam jej już po dziurki w nosie.
Dajmy jej jeszcze jedną szansę...
Ile jeszcze? – Obróciłam się w kierunku jego twarzy – Mamy przez nią same kłopoty,nie widzisz tego?
Zacisnął usta i zasępił się. Usiłował podjąć jakąś decyzję,ale żadna z nich nie była łatwa.
Wiem kochanie,że chciałbyś dla wszystkich jak najlepiej – dodałam łagodnie – Ale spójrz prawdzie w oczy. Przez nią niemalże byśmy się rozstali.
Nie do końca było to prawdą,ale nie miałam już pomysłu jak na niego wpłynąć.
Powiedziałem,że z nią porozmawiam – odezwał się niepewnym tonem.
Sama rozmowa tu chyba niewiele pomoże. Albo nam powie o co jej chodzi,albo wylatuje – oznajmiłam stanowczo. Już dawno miałam to zasugerować,ale jak do tej pory nie miałam wystarczającego powodu i tyle odwagi. Czas zrobić z nią porządek raz na zawsze.
Chcesz ją zwolnić? – zdziwił się Rafael i poruszył się gwałtownie.
Najwyższa pora.
Westchnął i przeczesał palcami moje włosy. Były mokre i pachniały olejkiem kokosowym,który rozsmarował mi wcześniej na włosach.
W porządku. – przytaknął po chwili namysłu – Emeline musi odejść.
Dziękuję – cmoknęłam go w usta z uśmiechem.
Nie zamierzam po raz kolejny cię stracić – szepnął całując moje ramię.

Czułam,że wszystko wraca na właściwe tory.

No moje kochane,czas na odrobinę sielanki,ale obiecuję,że to jeszcze nie koniec przygód :) Nie wiem co to jeszcze dodać więc pozostanę na buziakach :*

piątek, 22 kwietnia 2016

3.12 Męski punkt widzenia

Nie chciałem tego. Naprawdę.
Wiem,że to brzmi jak najbanalniejsze kłamstwo na świecie,ale to prawda.
W oczach Kingi błyszczała wściekłość a mimo to przemówiła spokojnie,jakby wypruły się z niej wszelkie emocje.
Rafaelu,możesz mi do kurwy nędzy powiedzieć,co tu się dzieje?
Skoro klęła musiała być w gorszym stanie niż mi się wydawało. I miała do tego pełne prawo.
To może ja już pójdę – obwieściła wesoło Emeline uśmiechając się do mnie. Miałem ochotę ją udusić. W tej chwili nienawidziłem jej bardziej niż wszystkich doznanych na korcie porażek.
Kinga zmierzyła ją spojrzeniem tak zimnym,że aż zadygotałem. Warknęła po polsku coś,żeby już nigdy w życiu nie pokazywała jej się na oczy. Kiedy trzasnęły drzwi,oczy mojej żony zalśniły od łez. Zaraz zaraz,skąd ona się w ogóle tutaj wzięła?
Jak ci się udało dotrzeć wcześniej? – spytałem zdając sobie sprawę jak idiotyczne to było pytanie.
Stała nieruchomo połykając łzy. Taka smutna i piękna. Długie falowane włosy spływały kaskadą na odkryte w pudrowo-różowej bokserce ramiona. Pod koszulką rysowały się kształtne piersi,a na seksownych szerokich biodrach opięte były białe szorty. Zawsze miała problemy z zaakceptowaniem tych części ciała,chociaż ja je uwielbiałem.
Jak mogłeś? – wykrztusiła słabo zrzucając maskę silnej kobiety,którą nałożyła przy Emeline.
Wytłumaczę ci to. Wytłumaczę ci wszystko – odparłem błagalnie modląc się w duchu by chciała posłuchać.
Pokręciła głową.
Tu nie ma nic do tłumaczenia. Widziałam wszystko. –Głos zaczął coraz bardziej jej się załamywać. Odwróciła się na pięcie i wybiegła na zewnątrz. Szybko ruszyłem za nią. Gdy byłem przy ogrodzeniu,krzyknęła:
Zostaw mnie!Chcę być sama!
I wybiegła w ciemną noc.
W pierwszym odruchu chciałem biec za nią mimo to,złapać w ramiona i trzymać dopóki się nie uspokoi. Nie mogłem znieść bólu na jej twarzy. Po chwili zniknęła mi z oczu. Kopnąłem ze złością furtkę i zawróciłem do domu.
Chwyciłem z barku nieotwieraną butelkę Jacka Danielsa i nalałem prawie do pełna,po czym dodałem kilka kostek lodu.
Usiadłem na sofie i od razu pociągnąłem potężny łyk. Alkohol drapał w gardło,był ostry i paskudny,ale nie miałem co ze sobą zrobić. W ogóle nie lubię pić,ale co mogłem teraz zrobić?
Tylko czekać.
Bałem się o nią;jest ciemno i o tej porze na ulicach kręcą się dziwni ludzie. Wszyscy ją tu znali,podobnie jak i mnie. Nie przeżyję,jeśli coś jej się stanie.
Gdzie mogła pójść? Emeline mieszka nad moją matką i Maribel,więc tam na pewno nie pójdzie. Nie miała też na miejscu żadnych przyjaciółek,nad czym ubolewałem sam spotykając się z kumplami. Więc może niedługo wróci?
W duchu przyznałem żonie rację. Jeśli przemyśli wszystko na spokojnie,na pewno spojrzy na to co się stało z innej perspektywy. Albo zrozumie,że właściwie nic się nie stało,bo to nie ja zacząłem.
Kinga wysłała mi wiadomość przed południem i powiedziała,że nie będzie miała czasu dzisiaj ze mną porozmawiać. Pomyślałem,że pewnie Spencer nie daje jej żyć i sam nabrałem ochoty na trening. Poodbijałem trochę z Tonim,porozciągałem mięśnie,poćwiczyłem na siłowni i wróciłem do domu. Akurat kiedy zacząłem przygotowywać kolację,zadzwonił telefon.
Rafael? – chlipnęła do słuchawki Emeline.
Co się stało? – zmarszczyłem brwi słysząc ton jej głosu.
Mam...mam pewien problem i... – przerwała wciągając gwałtownie powietrze. – Moglibyśmy porozmawiać?
Och,jasne – odparłem bez zastanowienia. Dopiero potem zdałem sobie sprawę,że popełniłem błąd.
Naprawdę?Merci! – Jej głos od razu zrobił się weselszy – Przyjadę za piętnaście minut. Do zobaczenia!
Odłożyłem telefon i oparłem ręce na blacie. Nieświadomie zaprosiłem niemalże obcą kobietę do domu na wieczór. Co więcej,była to Emeline,o którą chorobliwie jest zazdrosna moja żona. Nieźle się wpakowałem,ale podejmowanie decyzji to nie jest moja mocna strona.
Zjadłem na szybko pa mb oli-kromkę chleba z solą i oliwą oraz parę oliwek i czekałem. Cały niespokojny.
W końcu zadzwoniła do drzwi. Przywitała mnie uśmiechem i w ogóle nie przypominała zrozpaczonej niewiasty potrzebującej wsparcia. W dłoniach trzymała butelkę.
Wino? – spytałem podejrzliwie. Coraz mniej zaczynało mi się to podobać.
Nie wiesz,że smutki najlepiej wylewa się przy lampce wina? – odpowiedziała niewinnie.
Zdjęła delikatny czerwony sweterek i uświadomiłem sobie,że ma na sobie małą czarną sięgającą połowy uda a na stopach czerwone szpilki,w których dorównywała mi wzrostem. I oczywiście odsłonięte nogi.
Hm...wejdź proszę.
Czułem się zakłopotany będąc ubranym w szare treningowe szorty i biały T-shirt z Nike. Emeline postawiła wino na stoliku obok sofy i usiadła niepewnie. Oczekiwała na mój ruch. Z czystej przyzwoitości wyciągnąłem dwa kieliszki i odkorkowałem wino.
To...o czym chciałaś porozmawiać? – spytałem gdy zapanowała niezręczna cisza.
Och tak. – zmarszczyła brwi. A raczej powinna to zrobić,bo jej brwi były zasłonięte przez prostą grzywkę. Jak na komendę znowu posmutniała. Gdy spojrzałem w jej oczy,były szkliste.
Bo widzisz... – zaczęła obracając w dłoniach kieliszek z winem. – Od pewnego czasu spotykam się z Fernando.
Skinąłem głową. To było do przewidzenia,chociaż oficjalnie nikt o tym nie wiedział.
To chyba dobrze,co?
Też tak myślałam na początku! – wyrzuciła hamując łzy,które teraz zasłaniały całe je brązowe oczy. – Ale teraz widzę,że to bez sensu.
Fernando to dość...ciężka osobowość – stwierdziłem ostrożnie. Nie wiem,czy wiedziała jak przepada za kobietami.
A żebyś wiedział – warknęła. Teraz smutkowi ustępowała złość i ze zdumieniem uświadomiłem sobie,że są z Kingą do siebie podobne. Nie fizycznie,ale obie mają silną osobowość,chociaż pozornie na to nie wygląda.
Pojechałam do niego do Madrytu na wakacje... – urwała najwyraźniej czekając na moją reakcję,ale gdy jej nie otrzymała ciągnęła: – Wtedy było cudownie,ale teraz coś zaczęło się psuć.
Upiła łyk wina i zapatrzyła się w przestrzeń. Przypomniałem sobie rozmowę z Kingą w Paryżu. Emeline zachowywała się wtedy bardzo dziwnie i byłem ciekaw czy to też miało związek z Verdasco.
Teraz czy wcześniej też?
Popatrzyła na mnie ze zdumieniem i zamrugała oczami.
No,czy wcześniej,podczas French Open też mieliście jakieś kłopoty? Byłaś taka...nieobecna.
Zacisnęła usta i przybrała kamienny wyraz twarzy,a jej oczy zrobiły się zimne jak dwie bryły lodu.
Nie. Wtedy to nie miało nic wspólnego z nim.
Chciałem dowiedzieć się więcej,ale jej spojrzenie i wyraz twarzy zniechęciły mnie do tego a jednocześnie zaintrygowały jeszcze bardziej. Czyżby Kinga miała rację z jej wadliwą przeszłością?
Napiłem się wina,czekając,aż Emeline uzna,że może kontynuować. Nie miałem ochoty narażać się na kolejny wybuch z jej strony.
Pojechałam do niego przedwczoraj. Chciałam mu zrobić niespodziankę,myślałam,że się ucieszy. Gdy przyjechałam okazało się,że znalazł sobie nową panienkę.
Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Otarła ją szybko i pociągnęła kolejny łyk wina.
Fernando ma słabość do kobiet – przyznałem w końcu. – Odkąd pamiętam.
To nie zmienia faktu,że boli.
Wierzę ci – uśmiechnąłem się lekko. Odwdzięczyła się tym samym.
Porozmawialiśmy chwilę na neutralne tematy. O tym,jak właściwie podoba jej się na Majorce,jak jej się pracuje itp. Wina ubywało,a ona była w coraz lepszym humorze.
W pewnym momencie oparła głowę na zagłówku i westchnęła zadzierając noga na nogę. Z całych sił starałem się powstrzymać przed spoglądaniem na jej odsłonięte prawie do samych majtek długie nogi,ale było to trudne. Kingi nie było już prawie dwa tygodnie i...no,zwyczajnie potrzebowałem kobiety. Zdecydowanie odzwyczaiłem się od życia singla. Mimo to,gdy patrzyłem na jej ewidentnie uwodzicielską pozę nie poczułem nic. Oczywiście była piękną kobietą,ale mnie nie pociągała. Nie miała tego czegoś,co ma Kinga. Nawet nie umiem powiedzieć co,nie chodzi nawet o typ urody-Kinga z wyglądu w niczym nie przypomina typowej Słowianki,bliżej jej jest do rodowitej Hiszpanki i może właśnie dlatego od razu zwróciłem na nią uwagę. Teoretycznie jest cudzoziemką,ale praktycznie pasuje do Majorki idealnie. Temperament ma jednak bezsprzecznie słowiański.
Już mi lepiej,wiesz? – stwierdziła Emeline mrużąc oczy. W pokoju zapalona była tylko duża stojąca lampa w rogu i na jej twarz padał lekki półmrok.
Cieszę się.
Oblizała wargi i przysunęła się bliżej.
Fernando nie może się z tobą równać – wyszeptała przesuwając ręką po moim torsie. Wciągnąłem powietrze. Czułem się jak w potrzasku.
Hm... – mruknąłem tylko czerwieniąc się. A może to przez wino?
Potraktowała to jak zachętę i usadowiła mi się na kolanach. Zanim zdążyłem ją odepchnąć,poczułem jej wargi na swoich. Był to delikatny,ale jakże wymowny pocałunek. I wtedy nagle rozległ się niespodziewany huk.
Pokręciłem głową i pociągnąłem ze szklanki kolejny długi łyk. Zaczynało kręcić mi się w głowie. Spojrzałem na dwa kieliszki-jeden do końca opróżniony przeze mnie i drugi,zaznaczony czerwonym śladem ust na krawędzi oraz otwartą butelkę z winem. Poczułem wzrost ciśnienia w żyłach i czym prędzej złapałem za butelkę,wylałem wino do zlewu,a butelkę cisnąłem do kosza. Kieliszki wylądowały w zlewie. Zmyłem z nich odrażający ślad ust-niczym krew na rękach mordercy.
Nie wiem ile jeszcze wypiłem,zanim zasnąłem na kanapie. Wiem natomiast,że pijąc myślałem tylko o tym,co będzie,jeśli Ona nie wróci na noc...

*

Obudziło mnie jaskrawe światło słońca wpadające wprost przez okno ujawniające każdą drobinkę kurzu,każdą niedoskonałość świata. I odbijające promienie od pustej butelki Jacka Danielsa.
Cholera,ale boli mnie głowa!Czemu wczoraj wypiłem tak dużo? Przecież zwykle mi się to nie zdarza.
Wstałem i ruszyłem do kuchni poszukać jakichś tabletek na ból głowy. Znalazłem dwie i popiłem szklanką wody. Obok zlewu stały dwa kieliszki. Co one tu...
Kinga!
Prawie rzuciłem szklankę z powrotem na blat i czym prędzej ruszyłem na górę. Sypialnia,sypialnia,sypialnia...
Łóżko było puste. Stało tak,jak je zaścieliłem. Nawet jej nie było.
Miałem ochotę krzyczeć. Skończyło się na jęknięciu i schowaniu twarzy w dłoniach. Dla pewności przeszukałem każdy kąt domu. Nawet półki w garderobie. Chciałem mieć pewność,że szukałem wszędzie. Za każdym razem odpowiadała głucha cisza.
Telefon,gdzie jest mój telefon?
Zbiegłem z powrotem na dół i z bijącym sercem wybrałem numer żony. Proszę,odbierz...
Próbowałem kilkanaście razy,ale za każdym razem włączała się automatyczna sekretarka. Zadzwoniłem więc po kolei do matki i Maribel. Żadna z nich jednak nic nie wiedziała. Co więcej,były zaczynały się martwić podobnie jak ja. Może Toni coś wie...
Spojrzałem na stojący obok telewizora cyfrowy zegar i uświadomiłem sobie,że pół godziny temu miałem być na treningu. Nawet nie chcę myśleć,co zrobi Toni kiedy mnie zobaczy,ale nie mogłem teraz ot tak po prostu pójść sobie na trening. Poszedłem na górę wziąć chłodny prysznic i przebrać się,a potem zabiorę się za poszukiwania. Czułem,jakby w moje serce wbił się kolec uwierający przy każdym możliwym ruchu.
Kiedy stałem przy drzwiach,zadzwonił dzwonek. Serce mi podskoczyło w nadziei,że moje poszukiwania nie będą musiały się nawet zacząć. Było jednak gorzej. W progu stał Toni. Miał swoje zwykłe,chłodne spojrzenie,ale grymas na jego twarzy świadczył,że poważnie nabroiłem. Tak jakbym już wystarczająco nie nabroił.
Rafaelu,czy wiesz która jest godzina? – spytał beznamiętnie,wchodząc.
Tak wiem. Ale nie mogę teraz trenować. Chodź,możesz mi pomóc.
Co ty wyprawiasz? – uniósł brwi ze zdziwienia.
Pokrótce opowiedziałem mu całą historię,pomijając rozmowę z Emeline. Już i tak był wystarczająco zszokowany. Gdy skończyłem,pokręcił głową i stwierdził:
Nigdy bym się po tobie nie spodziewał czegoś tak idiotycznego.
Słucham?!
Zamurowało mnie. Mój oziębły wuj ganiący mnie za postępowanie wobec kobiet?
Zachowałeś się jak idiota,kretyn,debil. Mam wymieniać dalej,czy zrozumiałeś?
Zrozumiałem – burknąłem parząc na niego z ukosa.
Toni zastanawiał się chwilę,po czym złagodniał i dodał:
Wiesz co myślę o tej dziewczynie,ale ona nie zasługuje żeby cierpieć w ten sposób. Zwłaszcza,że zdradziłeś ją z tą małą Francuzeczką...
Ja jej nie zdradziłem! – zaprotestowałem ostro – Nie miałem takiego zamiaru. Nigdy w życiu nie wyrządziłbym jej krzywdy. Nikomu z mojej rodziny nie wyrządziłbym krzywdy,wiesz o tym przecież...
A pomyślałeś o tym co ona czuje? Dla niej to była ewidentna zdrada,nie obchodzi jej jak to miało być,tylko jak wyszło.
Zaraz zaraz,skąd ty wiesz co ona myśli? – zauważyłem trzeźwo.
Zmieszał się lekko i przez chwilę błądził wzrokiem po przedpokoju.
Zmiłuj się,każda kobieta tak by pomyślała..
A skąd akurat ty wiesz,co myślą kobiety? – Pierwszy raz w życiu odczułem,że mam nad Tonim przewagę,a to nie lada wyczyn. A to tylko dlatego,że mój wuj był starym kawalerem.
Jeśli wiesz,gdzie ona jest i mi nie powiesz...
Wiem – przerwał stanowczo.
W tej chwili mnie do niej prowadzisz – warknąłem.
Rafaelu,nie poznaję cię. – Toni był coraz bardziej zszokowany moją postawą – Ty się buntujesz?
Kiedyś trzeba – odparłem pewnie. – A teraz zabierz mnie w końcu do mojej żony.
Wsiedliśmy w samochód i ku mojemu zdziwieniu Toni pokierował mnie do apartamentu mojego ojca.

Zapukałem do drzwi,a gdy ojciec otworzył wpadłem jak burza. Kinga siedziała na kanapie w małym salonie,a w dłoniach trzymała kubek. Wytrzeszczyła oczy na mój widok,a ja miałem wrażenie,że zemdleję z ulgi.


I znowu zaskoczenie :) Raz już się pobawiłam wchodząc w myśli Emeline to teraz pomyślałam,że dobrze byłoby opowiedzieć wszystko w punktu widzenia Rafy. Mam nadzieję,że mi to wyszło,bo nie miałam tu takiej swobody jak z Kingą,musiałam trzymać się charakteru prawdziwej postaci.
No i właśnie,nie chciałam o tym mówić wcześniej,ale w poprzedniej części narzekałyście na Toniego, błagałyście o zmianę trenera dla Kingi,co się jednak nie stało i widzicie,warto było? :P
Lecę przygotować post na drugiego bloga.
xoxo

piątek, 15 kwietnia 2016

3.11 Kobieca intuicja wygrywa ze wszystkim

Dni płynęły leniwie,ciągnęły się wręcz jak guma. Rano lekkie śniadanie i szybko na trening. Po południu lunch i przerwa do osiemnastej a potem znowu na kort. Wieczorem prawie zasypiałam rozmawiając z Rafą przez Skype'a.
Nie próżnujesz – stwierdził pewnego razu widząc jak opieram głowę na oparciu kanapy.
Po to tu przyjechałam. Co słychać w domu?
Wszyscy zdrowi? Toni jak zwykle naburmuszony? A Emeline się do Ciebie nie klei?
Po staremu – odparł wymijająco – Mamy akurat piękną pogodę więc w przeciwieństwie do niektórych spędzam całe dnie na plaży.
Prychnęłam.
Na Majorce jest ZAWSZE ciepło i ładna pogoda. Zdążę się tym nacieszyć.
A myślałem,że zrobisz się zazdrosna i wrócisz wcześniej – zażartował.
Jeszcze pięć dni – uspokoiłam go. Mnie samej serce podskoczyło radośnie na myśl o powrocie.
Mam nadzieję,że szybko zlecą. Tęsknię za tobą.
Ja za tobą też skarbie.
Westchnęłam głośno zatrzaskując laptopa. Tak bardzo chciałam być już z powrotem!
Obierałam z Mariną warzywa na późniejszy obiad,gdy do domu wrócił uradowany Spencer wraz z małą.
Znowu cię awansowali w ty LTA czy jak? – spytałam zdziwiona wycierając mokre ręce o spodnie. Nigdy nie pozbędę się tego nawyku.
Nie – odparł wyplątując Melanie ze spacerowego wózka, po czym zdjął jej buty i zieloniutki płaszczyk. Odczekałam cierpliwie aż wejdzie do salonu i włączy jej bajkę a potem dołączy do nas w kuchni.
Więc dlaczego tak się cieszysz?
To facet nie może być szczęśliwy sam z siebie po spędzeniu trochę czasu z córką? – wzruszył ramionami i sięgnął po szklankę wody.
Marina za moimi plecami wciąż uderzała nożem o deskę do krojenia warzyw. Zdawała się nie zwracać najmniejszej uwagi na to co się dzieje.
Niby może – przyznałam z niechęcią – Ale tobie się to nie zdarza.
Rozłożył ręce w geście rezygnacji i odstawił szklankę na blat z głośnym stuknięciem.
No dobrze – powiedział ocierając dłonią kropelki wody z twarzy. – Tak,mam powody do zadowolenia. Moja podopieczna spisuje się na korcie doskonale.
Zaśmiałam się nagle i szczerze.
I ja mam w to uwierzyć? Ciekawe,bo wczoraj mówiłeś,że Toni oduczył mnie porządnego woleja,a tydzień temu,że...
Wiem co mówiłem – przerwał mi stanowczo. – To nie zmienia jednak faktu,że więcej nie mogę zrobić. Jak mówiłem,zawaliła twoja psychika.
A skoro już niczego więcej się nie nauczysz,możesz wrócić wcześniej do domu – wtrąciła nieobecna jak do tej pory Marina i skinęła głową na Spencera.
Wyjął z kieszeni kurtki plik karteczek. Zmarszczyłam brwi.
Bilety na jutrzejszy lot – uprzedził moje pytanie trener.
Co? – wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia.
A tak – zachichotała Marina – Żałuj,że nie widzisz swojej miny.
Spencer machnął niecierpliwie ręką w moją stronę i sięgnęłam po bilety. Jutro o 17.25 jest wylot.
Nie wiem co powiedzieć – wymamrotałam spuszczając wzrok – Dziękuję.
Rzeczywiście nie miałam pojęcia co o tym sądzić. Czyżbym tak bardzo uprzykrzyła im życie przez te niecałe dwa tygodnie,że chcieli jak najszybciej się mnie pozbyć? Słyszałam nieraz jak wieczorami szepczą coś do siebie i krępowałam się. To normalne,że potrzebowali prywatności.
To drobiazg – Marina mnie uścisnęła – Widzimy przecież jak bardzo chcesz już wracać. Potraktuj to jako spóźniony prezent urodzinowy. Albo ślubny. Albo jakikolwiek.
Może faktycznie chodzę ostatnio jak struta z tęsknoty za domem i chcą mi pomóc ukrócić męki?
Dzięki. To...bardzo miłe z waszej strony.
Po obiedzie zebrałam naczynia i zaczęłam bawić się z Melanie,chcąc odciążyć nieco jej rodziców. Chociaż nie wiem czy „odciążyć” to odpowiednie słowo. Bawić się z małą to czysta przyjemność. Biłam jej brawo,kiedy układała klocki i podziwiałam dziecięce malunki. Miała dopiero roczek,więc wielkich pochwał nie oczekiwała,ale robiłam to mimo to by zobaczyć jak na jej buźce pojawia się uśmiech.
W końcu,gdy zmęczona zaczęła ziewać,Spencer zabrał ją do kąpieli a ja zaczęłam pakować w salonie swoje rzeczy selekcjonując piżamę oraz ciuchy i bieliznę na lot. Postanowiłam nie dzwonić do Rafaela. Niech to będzie dla niego niespodzianka. Wyobraziłam sobie,jak odbiera ode mnie telefon i pędzi autostradą na lotnisko do Palmy,po czym zamyka mnie w uścisku i całuje dyskretnie w usta. Wracamy cały czas rozmawiając i śmiejąc się. Po przyjeździe do domu on proponuje swoje popisowe danie-makaron z krewetkami. A potem bierze nie na ręce,zanosi do sypialni i kochamy się do utraty tchu.
Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza i upchnęłam rakietę w przegródkę torby Babolata. Moje policzki zaczęły płonąć i pokręciłam głową chcąc pozbyć się ogarniającego mnie podniecenia.
Usłyszałam kroki w małym korytarzu i po chwili w wejściu do salonu dostrzegłam Marinę. Miała nieco zakłopotaną minę.
Odwróciłam się na kolanach w jej stronę odgarniając kosmyk włosów za ucho.
Mogę? – spytała niepewnie posuwając się o krok naprzód.
Pewnie – wzruszyłam ramionami – W końcu to twoje mieszkanie.
Usiadła na sofie i splotła dłonie. Czułam się zmuszona by do niej dołączyć.
Jeszcze raz dziękuję za bilet – powiedziałam mimochodem. Rosjanka uśmiechnęła się połowicznie.
To przecież żaden problem.
Zapadła cisza. Rozglądałam się dookoła chcąc dać jej szansę na rozpoczęcie tematu. O czymkolwiek chciała mi powiedzieć,nie wiedziała jak zacząć. Siedziała lekko zgarbiona oglądając swoje szczupłe dłonie z pomalowanymi na pudrowy róż paznokciami. Oczywiście to ja musiałam nie wytrzymać i zaczęłam.
Coś cię trapi? – spytałam retorycznie.
Powiedzmy – westchnęła.
Chodzi o ciebie i Spencera?
Nie – zacisnęła usta i pokręciła głową.
To o co w takim razie? – powiedziałam z lekkim zniecierpliwieniem.
Pewnie się zastanawiasz dlaczego kupiliśmy ci bilet już na jutro...
Oho. Wiedziałam,że coś się między nimi działo.
Hm..zgaduję,że macie mnie dość? – odparłam z ironią.
Skąd! – podniosła nagle wzrok – Przecież jesteś nasza przyjaciółką. A Melanie cię uwielbia. Chodzi o to,że...mam złe przeczucia.
Uniosłam brwi. Czyli jednak chodziło o ich związek. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Cokolwiek się stało,będę czuła się winna do końca życia,bo w końcu to ja ich połączyłam.
Westchnęłam głośno.
Wiem,że moja obecność tutaj w niczym wam nie pomaga. Naprawdę,to dobrze,że wyjeżdżam,na pewno chcecie być sami a jeśli coś się między wami złego dzieje,to jest odpowiedni chwila,żeby...
Nie – przerwała stanowczo moją paplaninę – Między mną i Spencerem wszystko jest w porządku. Serio.
To dlaczego masz złe przeczucia? – Byłam zbita z tropu jej enigmatyczną wypowiedzią.
Bo tu nie chodzi o mój związek tylko twój.
Otworzyłam usta.
Słucham?! – wydusiłam.
Spokojnie,nic się nie stało – uspokoiła mnie nerwowo Marina. – Ja po prostu...wiesz co sądzę o zostawieniu Emeline samej z Rafą.
Przerabiałyśmy to – odparłam ostro – Myślałam,że zrozumiałaś.
Tak,ale ostatnio... – przygryzła wargę – Od jakichś dwóch dni mam przeczucie,że coś jest nie w porządku. Dlatego namówiłam Spencera,żeby skrócił ci treningi i pozwolił wracać.
Prychnęłam i pokręciłam z niedowierzaniem głową.
Jesteś jakimś medium czy co?
Jestem kobietą – odparła po prostu – I to mi wystarczy.
Nie wierzę ci ani odrobinę – stwierdziłam – Ale skoro mogę wrócić wcześniej to zrobię to.
Skinęła głową i podniosła się.
Nie oczekiwałam,że zrozumiesz.
Wyszła zostawiając mnie ze swoimi przemyśleniami.

*

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Mimo szerokich żaluzji światło księżyca świeciło mi prosto w oczy,a na twardej kanapie nie mogłam się wygodnie ułożyć. Poza tym ciągle siedzą mi w głowie „złe przeczucia” Mariny. Nie wierzyłam temu co prawda,ale jej słowa wystarczyły,żeby zasiać w moim sercu ziarno niepokoju.
Rafa nie mógłby mnie zdradzić. Był na to po prostu za dobry. Czułam przecież,że za mną tęsknił. Jego oczy,jego głos...nawet w najsłabszej rozdzielczości zdołałabym to wychwycić.
Czemu jestem taka nerwowa? Jasna cholera,zaczynam się upodabniać do własnej matki.
Milion razy odrzucałam dręczące mnie myśli,a one wciąż wracały niczym natrętne muchy. Przewracałam się z boku na bok.
Niech ta koszmarna noc się już skończy...
Rano wstałam z zapuchniętymi oczami. Nie wiem kiedy w końcu udało mi się zasnąć,ale musiało to być dobrze nad ranem. Całe szczęście,że lot mam dopiero po południu,bo w życiu nie zdołałabym do tego czasu się ogarnąć.
Ciężka noc? – zagadnął Spencer przy śniadaniu upijając łyk kawy.
Nie – skłamałam gryząc kawałek bułki z serem i pomidorem.
To czemu jesteś taka zapuchnięta? – Ten to umie być uprzejmy.
Czasem tak mam – wymamrotałam z pełnymi ustami.
Pokiwał głową i wrócił do swojego śniadania. Do salonu weszła Marina z Melanie na rękach i posadziła ją w foteliku. Rzuciła mi przelotne spojrzenie,ale nie odezwała się ani słowem. Całe szczęście.
Reszta dnia niesamowicie się dłużyła. Nie wiedziałam,co ze sobą zrobić. Pięć razy sprawdziłam,czy wszystko zabrałam,dwa razy czy w torebce mam wszystkie dokumenty oraz przeczytałam informacje na bilecie setki razy. Czułam mrowienie na myśl o powrocie do domu,ale za chwilę również ukłucie niepokoju. Westchnęłam głęboko i nakazałam sobie spokój. Przypominało to studzenie umysłu przed ważnym meczem.
Kusiło mnie,żeby zadzwonić do Rafy,ale nie chciałam w ostatniej chwili wszystkiego psuć. To ma być nie-spo-dzian-ka. Z nudą jakoś sobie poradzę. Poszłam jednak na kompromis i wysłałam mu sms'a informującego,że nie będę mogła z nim porozmawiać po południu. Okazał się wyrozumiały jak zawsze.
W końcu punktualnie o godzinie piętnastej zerwałam się na równe nogi i pomogłam Spencerowi wnosić moje torby do bagażnika. Nogi mi drżały,kiedy klapa eleganckiego BMV opadła,a ja usiadłam na fotelu pasażera. Kurczowo ściskałam w dłoniach torebkę i wyglądałam przez okno na ruchliwą autostradę.
W samochodzie panowała cisza mącona co jakiś czas przez małą,która mamrotała coś pod nosem i jej mamę odpowiadającą cicho. Spencer się nie odzywał;skupiał się na drodze płynnie zmieniając biegi i co jakiś czas manewrując igiełką wskazującą prędkość. Prawdę mówiąc,od wczoraj atmosfera między nami była dość chłodna. Nie pokłóciłam się z Mariną otwarcie,ale nam obu ta rozmowa dała do myślenia. Wiedziała,że jestem taka cicha,bo w głębi duszy zastanawiam się czy nie ma racji. Nie nawiązywała rozmowy,pewnie czekała na moment,w którym będzie mogła powiedzieć „A nie mówiłam?”. Pytanie tylko,czy to na pewno do niej będą należały te słowa.
Po mozolnych skrętach i pustym krajobrazie za oknem,zatrzymaliśmy się przy terminalu. Wytrzeszczyłam oczy wchodząc do środka i odnajdując punkt odprawy do Palmy. Była to kolejka jak do sklepu w czasach PRL-u. Jęknęłam z rezygnacją i ustawiłam się na szarym końcu. Marina i Spencer nie bardzo wiedzieli co robić. Mogliby poczekać ze mną,gdyby tylko nie było między nami takiej niezręczności.
Dziękuję wam – odezwałam się w końcu – Nie musicie tu ze mną sterczeć,dam sobie radę sama.
Mam nadzieję,że nie zabrzmiało to opryskliwie.
Spencer otworzył usta,żeby coś powiedzieć,ale po chwili je zamknął. Marina z kolei miała usta zaciśnięte. Bez słowa podała Melanie Spencerowi i powiedziała krótko:
Zostań tutaj.
Po czym wzięła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku miękkich,skórzanych sof poza zasięgiem jego słuchu.
Gniewasz się na mnie – Bardziej stwierdziła niż zapytała.
Wcale się nie gniewam,po prostu uważam,że to co wygadujesz jest niedorzeczne.
Kinga,zdaję sobie z tego sprawę,ale przyjmij w końcu do wiadomości,że nikt nie jest święty. Nic nie sugeruję – dodała szybko widząc jak otwieram usta ze zdziwienia. – Ale radzę ci,żebyś uważała.
Tak zrobię – skinęłam sztywno głową.
Wiem,że męczyło cię to przez noc-powiedziała krzyżując ręce – Więc moje przypuszczenia nie są ci obojętne.
A tobie by były? – westchnęłam zrezygnowana – Kiedy ktoś usiłuje ci zarzucić,że twój mąż cię zdradza?
Myślę,że nie – odparła z namysłem – Ja niczego nie zarzucam. Po prostu...nie chcę żebyś cierpiała i dlatego ci to mówię.
Minęłaś się z celem – stwierdziłam zimno. – Jak sama zauważyłaś,dręczyło mnie to całą noc.
Oby tylko przez jedną – powiedziała obracając się w kierunku biur odprawy.
Spencer popatrzył na nas krótko. Widząc smutek w oczach Mariny,który zapewne błędnie zinterpretował jako tęsknotę,uściskał mnie krótko. Melanie również objęła rączkami moją szyję.
Pomachaj cioci na do widzenia – usłyszałam głos Mariny gdy się oddalali. Melanie wyciągnęła rączkę z uśmiechem.
Jak widać ona też cieszy się,że wyjeżdżam.
Weszłam na pokład witana uśmiechami stewardess wbitych w niebiesko-białe mundurki i z włosami związanymi w koki. Będę im wdzięczna do końca życia za wprowadzanie atmosfery normalności,podczas gdy silniki huczą jak armaty a szyby od zewnątrz zamarzają uświadamiając człowiekowi,że nie znajduje się na ziemi. Gdyby nie one,mój pierwszy lot na turniej minąłby zdecydowanie gorzej.
Gdzie był ten pierwszy lot? Do Stanów czy do Hiszpanii? Nie potrafię sobie przypomnieć,było to jak miałam może szesnaście lat. Zwykły,mały challenger,ale ile podekscytowania! Sama otoczka turnieju dawała poczucie,że już jest się kimś,chociaż niczego się nie osiągnęło. Toni dostałyby szału gdyby to usłyszał-według niego dwanaście Wielkich Szlemów Rafaela to nie dostateczny powód do dumy.
Od niechcenia obejrzałam procedurę postępowania w razie ewakuacji,po czym wyjęłam z torebki opaskę na oczy. Noszę ją ze sobą niemalże od początku. Nigdy nie wiesz,czy ludzie na których trafisz będą chcieli mieć odsłonięte okno czy też nie. A poza tym,siedząc pośrodku,zawsze istniało ryzyko,że ktoś cię rozpozna. Postanowiłam odciąć się od świata od razu,gdy samolot oderwał się od ziemi i odczułam skoki ciśnienia. Nie cierpiałam tego elementu podróży samolotem.
No i turbulencje. One zawsze były okropne,zwłaszcza na długich dystansach. Lecieć do Australii niemal cały dzień przy sporym zachmurzeniu? Nie,dziękuję.
Nasunęłam opaskę na oczy i oparłam głowę o fotel. Usnęłam w ułamku sekundy odczuwając skutki nieprzespanej nocy.
Obudziło mnie dopiero wiercenie się współpasażerów. Kobieta po pięćdziesiątce siedząca od przejścia wstała i zdjęła z półki nad siedzeniem torbę.
Lądujemy? – spytałam po angielsku.
Skinęła głową i jeszcze bardziej kurczowo złapała torebkę. Najwyraźniej był to je pierwszy raz. Zapięłam pas i czekałam na rozwój wydarzeń.
W Palmie uderzyła mnie fala gorąca. No tak. Mimo zbliżającego się wieczoru,majorkańskie lato w pełni.
Ruszyłam po bagaż. Lotnisko jest ogromne i na dobrą sprawę nigdy nie wiem,w którym miejscu są wyrzucane. Od tego zawsze mam Rafaela albo Titina.
Dotarłam na miejsce ruchomym chodnikiem. Przed taśmami tłoczyli się niecierpliwie ludzie wachlując się dłońmi. Wygrzebałam telefon i wybrałam numer do męża. Jedne sygnał,drugi...poczta głosowa. Serce zabiło mi szybciej. Co się mogło stać? Może wiedział,że nie będę dzwonić i jest na treningu? Albo...
Wybrałam numer do Any Marii. Też długo się łączyło.
Tak? – odezwała się przytłumionym głosem.
Jak dobrze,że ona odebrała.
Cześć mamo.
A,dzień dobry kochanie. Co u ciebie?
W porządku. Właśnie jestem na lotnisku w Palmie i...
Na lotnisku? Już? Miałaś być dopiero w niedzielę.
Powiedzmy,że dostałam przepustkę za dobre sprawowanie – uśmiechnęłam się zwracając się w stronę bagaży pojawiających się na taśmie. – Nie mogę się dodzwonić do Rafaela,wiesz co się z nim dzieje?
Niestety nie. Miał mieć trening po południu,ale teraz nie wiem gdzie jest.
Trudno – westchnęłam – Czy...mogłabyś po mnie przyjechać zamiast niego?
Przykro mi kochanie,ale mam teraz spotkanie fundacji. Poczekaj,zadzwonię do Maribel.
Rozłączyła się w momencie gdy moja torba z rakietami wjeżdżała na taśmę. Chwyciłam ją,a potem resztę i położyłam na wózek.
W porządku. To co teraz? Ktokolwiek tu jedzie,droga z Manacor trochę trwa. Pchając wózek ruszyłam na górę w stronę kawiarenek i bezodprawowych wolnocłówek. Kupiłam sobie mrożoną herbatę i bezglutenowy batonik,bo nagle poczułam się głodna. Zjadłam w milczeniu co jakiś czas zerkając na zegarek. Czas niebywale się dłużył.
W końcu wyszłam jednym z wyjść z sali odbioru bagaży i czekałam na podjeździe otoczonym zewsząd palmami. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi,ale zanim zajdzie zupełnie,zdążę być już w domu i moczyć się w wannie.
Błysnęły światła i za kierownicą samochodu Any Marii zobaczyłam uśmiechniętą Maribel.
Cześć siostrzyczko! – przywitała mnie życzliwie i objęła. – Fajnie,że już jesteś.
Te parę słów sprawiło,że zaczynało do mnie docierać,że jestem już u siebie. Zrobiło mi się cieplej na sercu.
Nie wiesz co dzieje się z Rafą? – spytałam,gdy przejeżdżałyśmy obok akwarium w Palmie. Nigdy nie mam czasu się tam wybrać.
Nie mam pojęcia,wczoraj byliśmy razem na plaży,a dziś miał trening po południu,a ja zajęcia na uczelni więc nie widzieliśmy się. Pewnie zaprosił kumpli i oglądają jakiś mecz Relau,albo grają na konsoli i zapomnieli o całym świecie.
No tak,to akurat często im się zdarzało. Męskie rozrywki rządzą światem.
Poplotkowałyśmy trochę o tym co dzieje się na świecie i tu na miejscu i nim się obejrzałam w zapadającej ciemności dostrzegłam zarys małego wiatraka stojącego pośrodku ronda na wjeździe do Manacor.
Zatrzymała samochód przed naszą posiadłością na obrzeżach i pomogła z bagażami.
Dzięki,dam radę sama. Chcę mieć element zaskoczenia-mrugnęłam do niej. – Dzięki za podwiezienie.
Nie ma sprawy. Trzymaj się!
Odjechała a ja z tęsknym westchnieniem ruszyłam w kierunku domu. Otworzyłam cicho drzwi wejściowe - Rafa był w domu. W salonie dostrzegłam słabe światło,ale nikogo nie słyszałam. Pewnie grał na PS3 sam,albo usnął. To też czasem mu się zdarzało.

Pierwszym co zrobiłam po wejściu do salonu było wytrzeszczenie oczu i upuszczenie z głośnym hukiem torby z rakietami,na dźwięk którego Emeline oderwała się od ust mojego męża.

Bum! *le obłąkańczy śmiech* Niespodzianka :D
Nawiasem mówiąc,opisy majorkańskiego lotniska i okolic są autentyczne,a na wjeździe do Manacor naprawdę stoi wiatraczek ;) Miałam gdzieś zdjęcie,ale się zapodziało,ostały się tylko zdjęcia domniemanego apartamentu Rafy xD Chociaż szkoda,bo było naprawdę ładne.
No to siedźcie teraz w niepewności do przyszłego tygodnia :*

piątek, 8 kwietnia 2016

3.10 Kryzys umysłu


Rękawem zielonej bluzy Nike otarłam łzy cicho spływające po moich policzkach. Szłam korytarzem pod kortami sama,trzymając w ręce paterę dla finalisty Rolanda Garrosa. Byłam zła i rozczarowana. Tak łatwo dałam się ograć Williams,chociaż mączka nigdy nie należała do jej ulubionych nawierzchni!Miałam tyle szans,tyle możliwości,a mimo to przegrałam dwa razy do czterech.
Trzeba przyznać,że Serena grała wspaniale. Czułam,że wraca do formy;aż kipiała pewnością siebie i ani trochę nie była zdenerwowana. Tamta Serena,z którą grałam w półfinale Wimbledonu 2010 zniknęła bez śladu ustępując miejsca mistrzyni nad mistrzyniami. Jeśli utrzyma formę,nie mam czego szukać.
Wyszłam na zalany słońcem plac przed kortem centralnym. Skrzywiłam się na widok słońca bezlitośnie rażącego w oczy. Wyraźnie widziałam jednak całą ekipę stojącą jak gdyby nigdy nic przed wyjściem. Umilkli natychmiast,kiedy mnie ujrzeli.
Rafa uśmiechnął się delikatnie gdy się zbliżyłam. Odwzajemniłam uśmiech czując ciepło na sercu. Zawsze potrafił mnie odpowiednio pocieszyć. Odważyłam się przenieść spojrzenie na Toniego. Na jego twarzy widoczne było rozczarowanie i cień złości. Pokręcił głową i powiedział tylko.
Mam nadzieję,że wiesz,co zrobiłaś źle. Porozmawiamy o tym wieczorem.
W zasadzie to zawsze tak mówił po przegranym meczu,więc nie przejęłam się tym zbytnio. Nasze relacje zawodnik-trener nieco się poprawiły;wciąż był zgorzkniały i arogancki,ale przynajmniej umiał docenić,że zrobiłam coś dobrze. Jeśli zaś chodzi o rodzinę,nic się nie zmieniło,chociaż mam wrażenie,że zaakceptował moją obecność jako żony Rafaela.
Jego niechęć przerzuciła się teraz na Emeline,co mnie osobiście satysfakcjonowało.
Niech nie myśli,że sympatię zaskarbiła sobie dzięki Benito.
Francuzka stała na uboczu z nogami skrzyżowanymi na czarnych obcasach. Kiedy na nią spojrzałam,powiedziała:
Przykro mi. Na pewno w przyszłym roku będzie lepiej.
Gdyby nie to,że chciałabym żeby tak było,na pewno odpadłabym już w pierwszej rundzie,żeby zrobić jej na złość.
Wróciliśmy do apartamentu i usiadłam ciężko na łóżku z głową spuszczoną w dół. Ciągle miałam przed oczyma stan 4:3 i swój serwis. Gdybym tylko mogła zagrać ten beckhend po linii,a nie po krosie prosto na nią...
Przy piłce meczowej trzęsły mi się ręce. Oczyma wyobraźni widziałam widmo porażki pędzące razem z żółtą piłeczką. Wiedziałam,że w głównej mierze przyczyniło się do przegrania ostatniego punktu. Rafa ma rację w swoich twierdzeniach. Nie można pozwolić,by wizja zwycięstwa przesłoniła ci rzeczywistość,ale nie może tego zrobić też wizja porażki.
Mimo to,że przedwcześnie pogodziłam się z porażką,ogarnęła mnie wściekłość,że zepsułam taką prostą piłkę. Wspomnienie tego punktu męczyło mnie przez całą ceremonię.
Drzwi do pokoju uchyliły się i stanął w nich Rafael z kubkiem w dłoni. Marszczył brwi spoglądając na mnie badawczo.
Kochanie? – zagaił podchodząc i siadając obok. Nie odpowiedziałam.
Podetknął mi kubek z parującym napojem.
Zaparzyłem ci melisę. Wypij,uspokoisz się trochę...
Pokręciłam głową dalej wpatrując się w zamglony obraz meczu w pustej przestrzeni.
Westchnął i odstawił kubek na stolik. Ignorowałam jego ruchy chcąc skupić się wyłącznie na swoich błędach.
Dotknął lekko mojego ramienia. Delikatnie,ale stanowczo odtrąciłam jego dłoń.
Wiem,że to boli – oznajmił po chwili milczenia. – Ale nie możesz zadręczać się myśleniem o niewykorzystanych sytuacjach,bo to cię wykończy.
Widziałeś – odezwałam się zwracając ku niemu wzrok – Widziałeś,co mogłam zrobić.
Skinął głową.
Tak,widziałem.
Jak w takim razie mam o tym zapomnieć? Miałam szansę i nie wykorzystałam jej. Mogłam zagrać lepiej. Wiem,że mogłam.
Zacisnęłam gniewnie usta chcąc powstrzymać dalszy potok zażaleń.
Może i mogłaś,pytanie tylko,czy Serena by ci na to pozwoliła? Doskonale wiesz w jakiej formie była. Żadna tenisistka nie dałaby jej rady.
Może i tak – przytaknęłam – Ale nie zrobiłam tyle,ile powinnam.
To teraz nie ma znaczenia. Mecz się skończył,zapomniałaś? Nie dasz rady cofnąć czasu. Pozostaje ci rewanż.
Nagle poczułam się zirytowana.
Łatwo ci mówić. Ty najgorsze masz już za sobą.
Skrzywił się tylko i pokręcił głową. Wiedziałam,że mam rację. Jeśli wygrał z Djokovicem po morderczym boju w półfinale,czym będzie pokonanie w finale Ferrera?
I tak uważam,że nie powinnaś aż tak się tym zadręczać. Grałaś dobrze,a Serena grała doskonale. Oboje wiemy,że nie mogłaś z tym nic zrobić.
Zastanowiłam się chwilę nad jego słowami i skinęłam głową.
Masz rację. Nie mogę nic zrobić z tym,że raz przegrałam...ale mogę robić wszystko by zapobiec porażkom na przyszłość!
Co chcesz zrobić? – zmarszczył brwi i popatrzył na mnie pytająco,gdy wydobyłam z torby laptopa.
Przyda mi się więcej treningów latem – odparłam uruchamiając sprzęt.
Ale Kinga...
Żadnych ale. Będę trenowała więcej i już.
Ujął mnie delikatnie za dłoń i pogłaskał kostki długimi palcami lewej ręki. W miejscach odcisków od rakiety zostały przyklejone świeże plastry. Jego spojrzenie było niepewne.
A co z naszym dzieckiem?
Och. – Przez chwilę o tym zapomniałam o tym i zrobiło mi się głupio. To było moje marzenie,a teraz widzę,że jego też. Nie cierpiałam sprawiać mu zawodu. Ogarnęło mnie poczucie winy,bo w tej chwili przełożyłam tenis ponad życie. Nie mogło tak być.
Jeśli nie czujesz się gotowa...
Czuję – przerwałam stanowczo – Przecież dobrze o tym wiesz. Ja tylko...jestem nakręcona.
To widzę – zaśmiał się i przeczesał palcami moje włosy. – Chyba nigdy cię takiej nie widziałem.
Bo chyba żadna porażka do tej pory nie zabolała mnie tak bardzo – odparłam przygryzając wargę.
Rafael westchnął i ponownie ujął moje dłonie.
Więc możemy zaczekać – powiedział łagodnie – Jeśli wciąż masz taki apetyt na grę...nie musimy się nigdzie spieszyć.
Machnęłam ręką zniecierpliwiona.
Mam apetyt czy też nie,dodatkowe treningi mi się przydadzą.
Jesteś niemożliwa – odparł Rafael z rezygnacją.
I o to właśnie chodzi – mrugnęłam.

*

Miesiąc później byłam już w Londynie. Niedawno zakończył się Wimbledon i większość tenisistów udawała się na odpoczynek przed sezonem na twardych kortach w Stanach,ale nie ja. Trzymając się swojego postanowienia wyruszyłam na treningi do swojego byłego trenera,który zgodził się mnie przygarnąć.
Poradzisz sobie beze mnie? – spytałam czule ujmując w dłonie twarz mojego męża po odprawie w Palmie.
Jakoś będę musiał – odparł siląc się na wesoły ton,ale jego oczy wyrażały przygnębienie.
Mój kochany – mruknęłam całując go czule w usta. – To tylko dwa tygodnie. Wrócę do ciebie najszybszym lotem jaki tylko jest możliwy.
A potem wybierzemy się gdzieś na wakacje. Gdzie chciałabyś w tym roku pojechać?
Na Majorce mamy wakacje całe życie – odparłam zdziwiona. – I podróżujemy po świecie przez cały rok. Po co mamy gdzieś wyjeżdżać?
Kiedy polecieliśmy do Krakowa nie miałaś nic przeciwko – zauważył – Chcesz znów wybrać się do Polski?
Nie – pokręciłam zdecydowanie głową. Kraków to jedno,ale nie miałam ochoty znów spędzać swoich wakacji w kraju,w którym we wszystkim panuje bałagan.
To gdzie?
Nie wiem – westchnęłam – Zastanowimy się jak wrócę,dobrze?
Mnie na razie daleko do wakacji.
Serce mi pęka i jednocześnie kurczy się ze smutku i zazdrości,że zostawiam Rafę samego w Manacor. Z Emeline. Suka postanowiła „wziąć sobie urlop” przed Wimbledonem zostawiając nas w sytuacji bez wyjścia. Najgorsze jest to,że nie możemy jej nic zrobić,bo taki urlop jako pracownikowi jej przysługuje. Że też nie mogła wyjechać akurat wtedy kiedy ja!
Już widzę jak się cieszy na myśl,że spędzi dwa tygodnie z dala ode mnie,a blisko mojego męża. Gdyby nie to ostatnie,ja też skakałabym z radości pod sufit,a nawet jeszcze wyżej.
Nie muszę wyjeżdżać a jednak to robię. Ryzykuję moje małżeństwo dla tenisa. Muszę być szalona,ale nie widzę innego wyjścia. Skoro i tak zamierzam przerwać karierę dla macierzyństwa,chcę być wtenczas jak najlepsza. Zastanawiały mnie słowa Emeline,wtedy gdy byłyśmy same w apartamencie. „Nie chcę być twoim wrogiem”. Czy mówiła szczerze,czy coś kombinowała?
Zauważyłam,że ostatnio zaczęła się spotykać z Verdasco i byłam w stu procentach pewna,że to do niego pojechała na ten swój „urlop”. Może zatem odpuści sobie Rafaela(w końcu!) i zajmie się zaspokajaniem największego kobieciarza jakiego znam. Ale ta dziewczyna to enigma. Niczego nie można się po niej spodziewać.
Marina oczywiście kręciła nosem na sytuację,jaką pozostawiłam na Majorce.
Wiesz,że uwielbiam z tobą przebywać,ale nie powinnaś przyjeżdżać sama – westchnęła gdy postawiłam swoje walizki na ziemi i usiadłam napić się herbaty z mlekiem. – Nie boisz się tego,co może się stać,podczas gdy ty będziesz z nami?
Ufam Rafaelowi-powtórzyłam zaciskając zęby. Chciałabym móc ufać również Emeline. – Poza tym nie zostaje sam,tylko z całą rodziną.
Marina tylko wzdychała i kręciła głową z mnóstwem małych loków. Biorąc pod uwagę to,jak bardzo Melanie urosła od swoich urodzin,Marina stała w miejscu. Nic się nie zmieniło. Mała z kolei była teraz bardzo ciekawska;stawiała kroki coraz pewniej i mówiła coraz więcej,a jej pucołowata buźka robiła się coraz śliczniejsza. Jej tatuś również był taki sam;ciemne włosy i nieodłączny zarost(co prawda utrzymywał,że go golił,ale ile razy mogło się to zdarzyć?). Zmienił natomiast miejsce pracy. Zamiast w małej akademii pracował teraz w London Tennis Academy. Dla trenera było to sporym prestiżem i oznaczało gwałtowny zastrzyki gotówki.
Od razu czułam się pewniej trzymając w dłoni rakietę i widząc po drugiej stronie siatki Spencera. Nie widzieliśmy się tak dawno,że zdążyłam się nawet stęsknić za jego marudzeniem. Co jak co,ale marudzenie jego a marudzenie Toniego to dwa zupełnie różne światy.
Widziałem twój finał – zawołał ni z tego ni z owego Spencer odbijając piłeczkę na moją stronę.
I co z tego? – odpowiadam forhendem po linii.
To,że wiem gdzie zawaliłaś. I ty też powinnaś to wiedzieć.
Wiem doskonale. Nie wykorzystałam swoich szans.
Odbijaliśmy przez chwilę w milczeniu,aż w końcu nie dobiegłam i składałam się do kolejnego serwisu.
Jak myślisz,dlaczego nie wykorzystałaś swoich szans?
Spencer odbił piłkę slajsem i zmusił mnie do zagrania krótkiego i słabego.
Bo zabrakło mi pewności siebie – odparłam ze zdumieniem. Miał rację. To nie moja gra tym razem zawaliła. To głowa.
Właśnie – pokiwał głową i skinął ręką na ławkę.
Usiadłam upijając łyk niebieskiego napoju dla zabicia czasu.
Analizowałaś ten mecz po kilka razy prawda?
Jasne – skinęłam głową. – I cały czas wychodzi na to samo.
W takim razie chyba wiesz,że skoro zawaliła twoja głowa,to ja ci nie pomogę. Nie odmówię ci oczywiście treningu uderzeń – dodał reflektując się szybko. – Ale ty sama musisz mieć porządek w głowie,żeby coś z niego wyciągnąć,jasne?
Przytaknęłam ochoczo. To właśnie cały Spencer. Jedna jego drobna rada warta więcej niż milion nakazów i zakazów Toniego.
Masz już dość,czy jednak chcesz jeszcze grać?
Oczywiście,że grać – zerwałam się na równe nogi z szerokim uśmiechem.

Spencer tylko pokręcił głową i wrócił na swoją połowę.


Tak sobie nazwałam ten rozdział,ale chyba bardziej pasuje do obecnej sytuacji Rafaela niestety. Uzmysłowiłam sobie,że za miesiąc Roland...No,chyba nic więcej nie trzeba dodawać.
Szalona,znowu mamy telepatię - Kinga zachowuje się trochę jak Agnieszka u Ciebie,ale daję słowo,już wcześniej miałam taki zamysł :D