–
Kinga!Wracaj na kort!W tej
chwili! – krzyknął Toni gdy ledwo zdążyłam odstawić
buteleczkę z napojem obok ławki. Jak co drugi dzień,ja Rafa i Toni
trenowaliśmy razem. Było to coś w rodzaju próby przed ewentualnym
zastąpieniem Spencera. Nie żebym go już nie chciała. Nigdy,ale to
nigdy się go nie pozbędę. Po prostu sytuacja,w której jesteśmy
od siebie oddaleni o paręset kilometrów wydaje się absurdalna, a
skoro Toniego mam na miejscu,może warto by pomyśleć o nim jako
oficjalnym dodatkowym trenerze?
–
Już idę – mruknęłam biorąc
rakietę do ręki i z pochyloną głową ruszyłam zająć pozycję
przy końcowej linii skąpanego w upale kortu treningowego. Zaczynał
się już drugi tydzień turnieju i mecze stawały się coraz
trudniejsze. Co prawda mecz z Rodionovą nie sprawił mi większych
problemów,jednakże czwarta runda z niejaką Pavlyuchenkovą owszem.
Wygrałam ten mecz,w trzech setach co prawda,ale nikt przecież nie
obiecywał że będzie prosto. Mimo wszystko pozytywnie podchodziłam
do tego turnieju. Czemu nie miałabym go wygrać i po raz drugi,z
rozstawieniem skoro udało mi się to i bez niego?
–
Podkręć bardziej ten
forhend!Oderwij łokieć od ciała!Więcej zdecydowania przy tym
bekhendzie! – krzyczał raz po raz Toni
Zaczynałam
mieć go dosyć. Czy on mi kiedykolwiek powie,że zrobiłam coś
dobrze?Starałam się więc uderzać piłkę tak jak tego oczekiwał.
Taa,tyle,że to nie takie proste.
–
Rotacja ma być awansująca,nie
wsteczna!Pociągnij rękę bardziej za głowę! – ciągle się
wydzierał odbijając piłki w moim kierunku.
–
Przecież się staram –
warknęłam w odpowiedzi ustawiając się do serwisu.
–
To postaraj się bardziej –
skwitował – Robisz to beznadziejnie.
Kątem
oka dostrzegłam jak Rafael otwiera usta ze zdziwienia. Zgadywałam
też,że brwi ma uniesione do samej linii włosów.
Zacisnęłam
usta w wąską kreskę. Wiedziałam,że lepiej z nim nie zaczynać,tym
bardziej że najwidoczniej nie był w humorze. Odbijałam więc
mozolnie i cierpliwie kolejne piłki aż do końca treningu.
–
Musisz się wziąć w garść –
oznajmił gdy usiadłam popijając wodę po czym odszedł jak gdyby
nigdy nic – Jak tak dalej pójdzie,zatrzymasz się.
Popatrzyłam
zdziwiona na Rafaela. Odpowiedział mi współczującym spojrzeniem.
Musiałam mieć niesłychanie wystraszoną minę,gdyż objął mnie
ramieniem i pocałował w policzek mówiąc:
–
Nie przejmuj się. Będzie
dobrze. Po prostu nam zaufaj.
I
zastanawiając się czy chodziło mu o niego samego i wuja sadystę
czy o moją intuicję i niego oparłam głowę na jego ramieniu i
zamknęłam oczy.
Niech
ten koszmarny dzień już się skończy.
*
Wieczorem,po
owym feralnym treningu wszystko powoli wracało do normy. Toni nie
był w stosunku do mnie opryskliwy tak jak na korcie. Nigdy zresztą
nie był. Ale z całą pewnością jego zachowania nie dało
zaszufladkować w dziale z napisem "uprzejmość".
Po
powrocie z kolacji wpadłam na Spencera.
–
O,Kinga. Dobrze,że cię widzę
– powiedział – Jak tam dzisiejszy trening z Tonim?Wciąż tak
samo ostry jak zazwyczaj?
Przyglądałam
się jego nieodłącznemu zarostowi,który jest niewątpliwie jego
znakiem rozpoznawczym wahając się przed udzieleniem jakiejkolwiek
odpowiedzi. W zeszłym roku,gdy go zgolił wyglądał jak zupełnie
inny facet. Teraz na szczęście wciąż był moim kochanym
trenerem,który mimo że często go denerwuję potrafi mnie
dowartościować. Co ja bym bez niego zrobiła?
–
Czy ja wiem? – odparłam
wymijająco – Chyba tak samo jak zawsze.
Musiał
zauważyć tak skrycie maskowane drżenie mojego głosu bo spytał:
–
Na pewno?Nie wygląda,żeby było
jak zwykle...
Westchnęłam
i popatrzyłam mu prostu w oczy nie mając zamiaru kłamać.
-Bo
nie jest. Jest po prostu okropny,nic nigdy nie wychodzi mi
dobrze,zawsze jest coś nad czym trzeba pracować.
–
Nikt nie jest idealny Kinga.
Więcej pracy zawsze się przyda.
–
Ale bez przesady. Gdyby
powiedział mi choć jeden maleńki komplement,nawet gdyby chodziło
o postawę serwisową byłabym spokojniejsza. A tak....no cóż,czuję
się jak kompletne beztalencie.
Roześmiał
się krótko.
–
Dobrze wiesz,że to nieprawda.
Dlaczego nie możesz po prostu uwierzyć w siebie?
Wzruszyłam
ramionami.
–
Nie wiem. Jakoś łatwiej
jest,gdy inni cię chwalą.
–
Na pewno. Ale musisz nauczyć
się chwalić sama siebie,skoro od niego pochwały nie usłyszysz.
Pokiwałam
głową
–
Dzięki. Dobrze,że jesteś.
–
Och,bez przesady – machnął
ręką,ale lekko się zarumienił.
Uścisnęłam
go krótko i jak gdyby nic poszłam dalej przed siebie,a konkretniej
wziąć szybki prysznic. Akurat w apartamencie nie było nikogo,więc
chciałam skorzystać z okazji.
Och
tak. Od razu lepiej. Od teraz,gdy tylko ktoś mnie zdenerwuje idę
pod prysznic. A co tam. Niech to będzie nowa terapia.
Wyszłam
w samym ręczniku,bo wieczór był dość ciepły,a i nie było
jeszcze zupełnie ciemno by ubierać pidżamę.
Przydałoby
się znaleźć ten genialny balsam do ciała pachnący kokosem,tylko
gdzie ja go przesiałam?Zaczęłam szperać po torbach i niektórych
szufladach w jego poszukiwaniu. Oczywiście musiałam natrafić na
bieliznę i skarpetki mojego mężczyny. No tak. On nie umie zachować
porządku nigdzie oprócz swojej głowy.
Zaraz
zaraz. Co to jest?
Pomiędzy
bokserkami i pojedynczymi skarpetkami zauważyłam jakiś kolorowy
magazyn. Ogarnęła mnie złość. Czyżby jakiś świerszczyk?
Ale
nie. To były oferty różnych biur podróży. Odetchnęłam z ulga.
Tylko dlaczego je chował,skoro i tak co chwilę podróżujemy i mamy
takich pełno?Ot ciekawostka.
A
jeśli on naprawdę zdradza mnie z Caroline i planuje gdzieś ją
zabrać?Przełknęłam ślinę. Nie,to niemożliwe. Czemu wciąż
byłam taka podejrzliwa?
Na
dole trzasnęły drzwi i ktoś ruszył po schodach. Szybko zebrałam
gazety i odłożyłam je na miejsce. W samą porę prawdę mówiąc,bo
ledwo zatrzasnęłam szufladę otworzyły się drzwi do naszej
sypialni.
-O,hej
skarbie-powiedział nieco zdziwiony Rafael-Myślałem że jesteś
jeszcze u Mariny
-Wróciłam
niedawno-odparłam nie całkiem zgodnie z prawdą-Co słychać?
-W
porządku. Pójdę się teraz wykąpać-oznajmił patrząc na mnie
badawczo.i nie wiem czy to dlatego,że miałam na sobie jedynie
ręcznik,czy dlatego że nieco sztywno opierałam się o komodę.
Prawdopodobnie
jedno i drugie.
Upewniłam
się,że na dobre wszedł do łazienki i odetchnęłam z ulgą. Jak
by zareagował,gdyby się dowiedział,że to znalazłam?
Ach,do
cholery!Czy ja zawsze muszę widzieć takie rzeczy w samych czarnych
barwach?
No
tak .Ale gdzie jest ten cholerny balsam? Znalazłam go po jakichś
pięciu minutach między stanikami. Co on tam robił? Tak czy
siak,gdy wtarłam go w ciało poczułam się seksowna i
dowartościowana.
Pierwszy
raz tego dnia.
Nagle
poczułam czyjeś ręce na swojej talii. Nie usłyszałam nawet jak
Rafa wszedł do sypialni.
Uśmiechnęłam
się,chociaż on nie mógł tego zobaczyć.
–
Rozluźnij się
kochanie-wymruczał w moja szyję po czym okręcił twarzą do siebie
– Nie myśl już o tym.
–
Nie zamierzam – odparłam
zarzucając mu ręce na szyję.
–
Szkoda. A chciałem sprawić
żebyś zapomniała...
–
Już to zrobiłeś – mruknęłam
i wpiłam się namiętnie w jego usta
*
–
Chcesz bardziej podkręconego
forhendu?Proszę,oto i on! – myślałam podczas rozgrywania
ćwierćfinału z Francescą Schiavone następnego dnia około
osiemnastej. Może nie był to dobry tok rozumowania na korcie,w
prawdziwym meczu,ale za wszelką cenę chciałam udowodnić Toniemu
że potrafię wziąć się za siebie. Wiedziałam,że siedzi na
trybunach z tym swoim nieodłącznym białym daszkiem opuszczonym
nisko na czoło. Niech więc patrzy i podziwia,bo oto wygrałam seta
6:1.
Ciągle
też czułam w sobie ogień z poprzedniego wieczora,który dodawał
mi energii. A może po prostu wyładowałam negatywne emocje i teraz
gram z czystym kontem? Chyba wolę jednak to pierwsze.
–
Bardziej zdecydowany
beckhend?Co powiesz na to? – w dalszym ciągu wyładowywałam
swoją frustrację z wczorajszego treningu odbijając piłki
takie,jakimi Toni chciałby je widzieć. Chciałam za wszelką cenę
utrzeć mu nosa gdy już zejdę z kortu. Spencer pewnie będzie miał
mi to za złe,ale pieprzyć to. Chcę mieć jakąś satysfakcję.
Okej,ale
czas przystopować. Cały czas gram pod dyktando swoich emocji,a to
nie najlepiej biorąc pod uwagę fakt,że Włoszka najwyraźniej się
rozkręciła.
Świetnie,na
własne życzenie zburzyłam mury własnej psychiki. Tym oto sposobem
nie mogę zebrać myśli i przegrywam seta do 5.
O
nie. Nie dam Toniemu kolejnego powodu do krzyku. Pora zagrać po
swojemu. Oczywiście to nie takie proste,powiedzieć i zrobić. Gdyby
tak było,już dawno zdobyłabym karierowego Wielkiego Szlema.
Okej,koniec.
Od teraz graj każdy punkt tak jakby miał być twoim ostatnim....
Po
niecałych dwóch godzinach dołączyłam do wąskiego grona
półfinalistek zwyciężając w ostatnim secie do 5. Po raz drugi w
ciągu roku. Po raz drugi tak wysoko. I po raz drugi przepełniona
bezgranicznym szczęściem wylewającym się ze mnie jak hektolitry
potu poświęcone,by znaleźć się tu gdzie teraz jestem. Wśród
najlepszych.
Już
nigdy więcej nie będę się przejmować Tonim. Kim on jest,żeby
tak mnie traktować?Ma swojego trenera i tylko jego zdanie coś dla
mnie znaczy. Toni już nigdy więcej nie będzie w stanie udowodnić
mi,że nie umiem grać. Oczywiście po meczu nie miałam co liczyć
na uprzejmości.
–
To było... – zaczął Spencer
gdy tylko skończyłam konferencje i mogłam udać się na
odpoczynek.
–
....żałosne – dokończył
Toni ku zdziwieniu zarówno jego jak i Mariny,która otworzyła usta
za zdziwienia.
Uśmiechnęłam
się do niego krzywo.
–
Doprawdy? – zaczęłam po
hiszpańsku – To,że zdołałam powrócić w tym meczu i wygrać
go,wchodząc po raz drugi w fazę półfinałową Szlema będąc
kompletną nowicjuszką jest według ciebie żałosnym wyczynem?
Jeśli
zdziwiły go moje słowa,to nie dał tego po sobie poznać. W każdym
razie niezupełnie. Kąciki ust zadrżały mu nerwowo,ale tylko przez
moment.
–
Żałosny był twój popis przed
tym całym powrotem. Gdybyś się trzymała planu gry jak należy a
nie podlegała swoim fanaberiom mogłabyś już dawno leżeć na
kanapie i oglądać jak męczą się inni zamiast sama to robić!
–
Ty tak uważasz – rzuciłam
luźno na jego ripostę,która przyznam,zrobiła na mnie dość duże
wrażenie – Ja ufam sama sobie.
Po
czym z podniesioną głową ruszyłam przed siebie korytarzem tonącym
w bladym świetle zachodzącego słońca mijając obojętnie
wszystkich zgromadzonych.
*
–
Słyszałem,że nieźle
postawiłaś się Toniemu – zagaił Rafael gdy ruszyliśmy w drogę
powrotną za spaceru po obrzeżach Paryża. Miałam szczęście,że
nie był świadkiem tej całej sytuacji. Byłoby niewesoło.
–
Taaak...znaczy...tak jakby –
odparłam niepewnie. Czułam się niezręcznie przyznając się do
czegoś takiego na jego własnym wuju. Jakikolwiek by nie był,jest
członkiem jego rodziny,a rodzina to dla Nadalów najwyższa ze
świętości.
–
Co znaczy tak jakby?
Zwolniłam
kroku i zaczerpnęłam trochę powietrza.
–
Miałam go już naprawdę
serdecznie dość. Robił mi wyrzuty po tym meczu. Widziałeś jak
grałam prawda?Wiesz,że niełatwo jest się odbudować i wrócić.
Skinął
głową.
–
Fakt. Niełatwo,trzeba mieć
naprawdę nerwy ze stali,czy coś w tym rodzaju. Co dalej?
–
Walnęłam prosto z mostu co
myślę na ten temat. Że może sobie mówić co chce a ja i tak będę
wiedziała swoje.
Roześmiał
się i otoczył mnie ramieniem przyspieszając kroku.
–
I o to tyle szumu?Dobrze
zrobiłaś,Toniemu trzeba czasem przemówić do rozsądku.
Przewróciłam
oczami.
–
A to w ogóle jest możliwe? –
spytałam ironicznie.
–
Teoretycznie tak. W praktyce
może być nieco gorzej,zobaczymy na ile głęboko wziął sobie to
do serca.
–
I czy w ogóle – mruknęłam.
–
Zapewniam cię,że tak.
Myślisz,że ja zawsze jestem wobec niego taki potulny?Pamiętasz to
spięcie w zeszłym roku na Us Open?Myślałem,że to będzie już
koniec naszej współpracy,ale nie. Taka kłótnia czasem dość
skutecznie poprawia relacje.
–
Wszystko to prawda Rafaelu,ale
nie rozumiem dlaczego on tak się na mnie uwziął. Mam własnego
trenera,więc niech on mi mówi co mam robić a jemu nic do tego.
–
Nie do końca kochanie.
Połączyliśmy teamy,zapomniałaś?
–
Oczywiście że nie. Ale
myślałam,że to się tyczy fizjoterapeutów,menadżerów i
rzecznika prasowego a nie trenerów – czułam się zdezorientowana
-No
cóż,nie tylko. Toni jest właściwie teraz twoim drugim
trenerem,więc nie do końca jest tak jak sądzisz.
Jęknęłam.
Miał rację,a ja głupia po prostu o tym zapomniałam. No tak. W ten
sposób było wygodniej. I nici z „domniemanego” dodatkowego
trenera...
–
Miejmy tylko nadzieję,że
pozostanie na tym drugim miejscu przez długi,długi czas. Już teraz
ledwo go znoszę – skwitowałam.
Rafael
chrząknął,a jego ręka delikatnie zadrżała.
–
Coś nie tak skarbie? –
spytałam podejrzliwie.
–
Nie,wszystko ok.
Zobacz,dotarliśmy już do hotelu. Niesamowite jak ten czas szybko
minął – uśmiechnął się,ale ten uśmiech był nerwowy i
wymuszony.
–
Taaak,strasznie szybko –
mruknęłam przyglądając mu się uważnie i idąc za nim do
głównego holu.
To
było dziwne. Jakby było coś o czym nie powinnam wiedzieć. Może
poczuł się dotknięty tym,że obraziłam Toniego?(bo w sumie trochę
to zrobiłam,prawda?).Być może,ale nie zachowywałby się w ten
sposób. I jeszcze te gazety z biur podróży...
On
coś kombinuje. Pytanie tylko co i po co? Nieważne. I tak się
dowiem. On nie umie dobrze kłamać,zdążyłam się zorientować
niemalże rok temu. Prędzej czy później się wygada.
Oficjalnie oświadczam,że na 99% nie będzie więcej przemocy słownej nad "Łozniacki". Po prostu nie pamiętam czy zaplanowałam o niej coś więcej. Ale na razie możecie odetchnąć :D
Melduję także,że wyzdrowiałam :)
Dopóki będę mogła,będę dodawać rozdziały 2x w tygodniu,ale najpóźniej na początku października się to zredukuje.
Następny rozdział powinien Wam przypaść do gustu :D
No to... do wtorku!
Gatique