Tekst

piątek, 28 sierpnia 2015

2.4 Ufaj wyłącznie sobie,to się robi podejrzane...

Kinga!Wracaj na kort!W tej chwili! – krzyknął Toni gdy ledwo zdążyłam odstawić buteleczkę z napojem obok ławki. Jak co drugi dzień,ja Rafa i Toni trenowaliśmy razem. Było to coś w rodzaju próby przed ewentualnym zastąpieniem Spencera. Nie żebym go już nie chciała. Nigdy,ale to nigdy się go nie pozbędę. Po prostu sytuacja,w której jesteśmy od siebie oddaleni o paręset kilometrów wydaje się absurdalna, a skoro Toniego mam na miejscu,może warto by pomyśleć o nim jako oficjalnym dodatkowym trenerze?
Już idę – mruknęłam biorąc rakietę do ręki i z pochyloną głową ruszyłam zająć pozycję przy końcowej linii skąpanego w upale kortu treningowego. Zaczynał się już drugi tydzień turnieju i mecze stawały się coraz trudniejsze. Co prawda mecz z Rodionovą nie sprawił mi większych problemów,jednakże czwarta runda z niejaką Pavlyuchenkovą owszem. Wygrałam ten mecz,w trzech setach co prawda,ale nikt przecież nie obiecywał że będzie prosto. Mimo wszystko pozytywnie podchodziłam do tego turnieju. Czemu nie miałabym go wygrać i po raz drugi,z rozstawieniem skoro udało mi się to i bez niego?
Podkręć bardziej ten forhend!Oderwij łokieć od ciała!Więcej zdecydowania przy tym bekhendzie! – krzyczał raz po raz Toni
Zaczynałam mieć go dosyć. Czy on mi kiedykolwiek powie,że zrobiłam coś dobrze?Starałam się więc uderzać piłkę tak jak tego oczekiwał. Taa,tyle,że to nie takie proste.
Rotacja ma być awansująca,nie wsteczna!Pociągnij rękę bardziej za głowę! – ciągle się wydzierał odbijając piłki w moim kierunku.
Przecież się staram – warknęłam w odpowiedzi ustawiając się do serwisu.
To postaraj się bardziej – skwitował – Robisz to beznadziejnie.
Kątem oka dostrzegłam jak Rafael otwiera usta ze zdziwienia. Zgadywałam też,że brwi ma uniesione do samej linii włosów.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Wiedziałam,że lepiej z nim nie zaczynać,tym bardziej że najwidoczniej nie był w humorze. Odbijałam więc mozolnie i cierpliwie kolejne piłki aż do końca treningu.
Musisz się wziąć w garść – oznajmił gdy usiadłam popijając wodę po czym odszedł jak gdyby nigdy nic – Jak tak dalej pójdzie,zatrzymasz się.
Popatrzyłam zdziwiona na Rafaela. Odpowiedział mi współczującym spojrzeniem. Musiałam mieć niesłychanie wystraszoną minę,gdyż objął mnie ramieniem i pocałował w policzek mówiąc:
Nie przejmuj się. Będzie dobrze. Po prostu nam zaufaj.
I zastanawiając się czy chodziło mu o niego samego i wuja sadystę czy o moją intuicję i niego oparłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy.
Niech ten koszmarny dzień już się skończy.

*

Wieczorem,po owym feralnym treningu wszystko powoli wracało do normy. Toni nie był w stosunku do mnie opryskliwy tak jak na korcie. Nigdy zresztą nie był. Ale z całą pewnością jego zachowania nie dało zaszufladkować w dziale z napisem "uprzejmość".
Po powrocie z kolacji wpadłam na Spencera.
O,Kinga. Dobrze,że cię widzę – powiedział – Jak tam dzisiejszy trening z Tonim?Wciąż tak samo ostry jak zazwyczaj?
Przyglądałam się jego nieodłącznemu zarostowi,który jest niewątpliwie jego znakiem rozpoznawczym wahając się przed udzieleniem jakiejkolwiek odpowiedzi. W zeszłym roku,gdy go zgolił wyglądał jak zupełnie inny facet. Teraz na szczęście wciąż był moim kochanym trenerem,który mimo że często go denerwuję potrafi mnie dowartościować. Co ja bym bez niego zrobiła?
Czy ja wiem? – odparłam wymijająco – Chyba tak samo jak zawsze.
Musiał zauważyć tak skrycie maskowane drżenie mojego głosu bo spytał:
Na pewno?Nie wygląda,żeby było jak zwykle...
Westchnęłam i popatrzyłam mu prostu w oczy nie mając zamiaru kłamać.
-Bo nie jest. Jest po prostu okropny,nic nigdy nie wychodzi mi dobrze,zawsze jest coś nad czym trzeba pracować.
Nikt nie jest idealny Kinga. Więcej pracy zawsze się przyda.
Ale bez przesady. Gdyby powiedział mi choć jeden maleńki komplement,nawet gdyby chodziło o postawę serwisową byłabym spokojniejsza. A tak....no cóż,czuję się jak kompletne beztalencie.
Roześmiał się krótko.
Dobrze wiesz,że to nieprawda. Dlaczego nie możesz po prostu uwierzyć w siebie?
Wzruszyłam ramionami.
Nie wiem. Jakoś łatwiej jest,gdy inni cię chwalą.
Na pewno. Ale musisz nauczyć się chwalić sama siebie,skoro od niego pochwały nie usłyszysz.
Pokiwałam głową
Dzięki. Dobrze,że jesteś.
Och,bez przesady – machnął ręką,ale lekko się zarumienił.
Uścisnęłam go krótko i jak gdyby nic poszłam dalej przed siebie,a konkretniej wziąć szybki prysznic. Akurat w apartamencie nie było nikogo,więc chciałam skorzystać z okazji.
Och tak. Od razu lepiej. Od teraz,gdy tylko ktoś mnie zdenerwuje idę pod prysznic. A co tam. Niech to będzie nowa terapia.
Wyszłam w samym ręczniku,bo wieczór był dość ciepły,a i nie było jeszcze zupełnie ciemno by ubierać pidżamę.
Przydałoby się znaleźć ten genialny balsam do ciała pachnący kokosem,tylko gdzie ja go przesiałam?Zaczęłam szperać po torbach i niektórych szufladach w jego poszukiwaniu. Oczywiście musiałam natrafić na bieliznę i skarpetki mojego mężczyny. No tak. On nie umie zachować porządku nigdzie oprócz swojej głowy.
Zaraz zaraz. Co to jest?
Pomiędzy bokserkami i pojedynczymi skarpetkami zauważyłam jakiś kolorowy magazyn. Ogarnęła mnie złość. Czyżby jakiś świerszczyk?
Ale nie. To były oferty różnych biur podróży. Odetchnęłam z ulga. Tylko dlaczego je chował,skoro i tak co chwilę podróżujemy i mamy takich pełno?Ot ciekawostka.
A jeśli on naprawdę zdradza mnie z Caroline i planuje gdzieś ją zabrać?Przełknęłam ślinę. Nie,to niemożliwe. Czemu wciąż byłam taka podejrzliwa?
Na dole trzasnęły drzwi i ktoś ruszył po schodach. Szybko zebrałam gazety i odłożyłam je na miejsce. W samą porę prawdę mówiąc,bo ledwo zatrzasnęłam szufladę otworzyły się drzwi do naszej sypialni.
-O,hej skarbie-powiedział nieco zdziwiony Rafael-Myślałem że jesteś jeszcze u Mariny
-Wróciłam niedawno-odparłam nie całkiem zgodnie z prawdą-Co słychać?
-W porządku. Pójdę się teraz wykąpać-oznajmił patrząc na mnie badawczo.i nie wiem czy to dlatego,że miałam na sobie jedynie ręcznik,czy dlatego że nieco sztywno opierałam się o komodę.
Prawdopodobnie jedno i drugie.
Upewniłam się,że na dobre wszedł do łazienki i odetchnęłam z ulgą. Jak by zareagował,gdyby się dowiedział,że to znalazłam?
Ach,do cholery!Czy ja zawsze muszę widzieć takie rzeczy w samych czarnych barwach?
No tak .Ale gdzie jest ten cholerny balsam? Znalazłam go po jakichś pięciu minutach między stanikami. Co on tam robił? Tak czy siak,gdy wtarłam go w ciało poczułam się seksowna i dowartościowana.
Pierwszy raz tego dnia.
Nagle poczułam czyjeś ręce na swojej talii. Nie usłyszałam nawet jak Rafa wszedł do sypialni.
Uśmiechnęłam się,chociaż on nie mógł tego zobaczyć.
Rozluźnij się kochanie-wymruczał w moja szyję po czym okręcił twarzą do siebie – Nie myśl już o tym.
Nie zamierzam – odparłam zarzucając mu ręce na szyję.
Szkoda. A chciałem sprawić żebyś zapomniała...
Już to zrobiłeś – mruknęłam i wpiłam się namiętnie w jego usta

*

Chcesz bardziej podkręconego forhendu?Proszę,oto i on! – myślałam podczas rozgrywania ćwierćfinału z Francescą Schiavone następnego dnia około osiemnastej. Może nie był to dobry tok rozumowania na korcie,w prawdziwym meczu,ale za wszelką cenę chciałam udowodnić Toniemu że potrafię wziąć się za siebie. Wiedziałam,że siedzi na trybunach z tym swoim nieodłącznym białym daszkiem opuszczonym nisko na czoło. Niech więc patrzy i podziwia,bo oto wygrałam seta 6:1.
Ciągle też czułam w sobie ogień z poprzedniego wieczora,który dodawał mi energii. A może po prostu wyładowałam negatywne emocje i teraz gram z czystym kontem? Chyba wolę jednak to pierwsze.
Bardziej zdecydowany beckhend?Co powiesz na to? – w dalszym ciągu wyładowywałam swoją frustrację z wczorajszego treningu odbijając piłki takie,jakimi Toni chciałby je widzieć. Chciałam za wszelką cenę utrzeć mu nosa gdy już zejdę z kortu. Spencer pewnie będzie miał mi to za złe,ale pieprzyć to. Chcę mieć jakąś satysfakcję.
Okej,ale czas przystopować. Cały czas gram pod dyktando swoich emocji,a to nie najlepiej biorąc pod uwagę fakt,że Włoszka najwyraźniej się rozkręciła.
Świetnie,na własne życzenie zburzyłam mury własnej psychiki. Tym oto sposobem nie mogę zebrać myśli i przegrywam seta do 5.
O nie. Nie dam Toniemu kolejnego powodu do krzyku. Pora zagrać po swojemu. Oczywiście to nie takie proste,powiedzieć i zrobić. Gdyby tak było,już dawno zdobyłabym karierowego Wielkiego Szlema.
Okej,koniec. Od teraz graj każdy punkt tak jakby miał być twoim ostatnim....
Po niecałych dwóch godzinach dołączyłam do wąskiego grona półfinalistek zwyciężając w ostatnim secie do 5. Po raz drugi w ciągu roku. Po raz drugi tak wysoko. I po raz drugi przepełniona bezgranicznym szczęściem wylewającym się ze mnie jak hektolitry potu poświęcone,by znaleźć się tu gdzie teraz jestem. Wśród najlepszych.
Już nigdy więcej nie będę się przejmować Tonim. Kim on jest,żeby tak mnie traktować?Ma swojego trenera i tylko jego zdanie coś dla mnie znaczy. Toni już nigdy więcej nie będzie w stanie udowodnić mi,że nie umiem grać. Oczywiście po meczu nie miałam co liczyć na uprzejmości.
To było... – zaczął Spencer gdy tylko skończyłam konferencje i mogłam udać się na odpoczynek.
....żałosne – dokończył Toni ku zdziwieniu zarówno jego jak i Mariny,która otworzyła usta za zdziwienia.
Uśmiechnęłam się do niego krzywo.
Doprawdy? – zaczęłam po hiszpańsku – To,że zdołałam powrócić w tym meczu i wygrać go,wchodząc po raz drugi w fazę półfinałową Szlema będąc kompletną nowicjuszką jest według ciebie żałosnym wyczynem?
Jeśli zdziwiły go moje słowa,to nie dał tego po sobie poznać. W każdym razie niezupełnie. Kąciki ust zadrżały mu nerwowo,ale tylko przez moment.
Żałosny był twój popis przed tym całym powrotem. Gdybyś się trzymała planu gry jak należy a nie podlegała swoim fanaberiom mogłabyś już dawno leżeć na kanapie i oglądać jak męczą się inni zamiast sama to robić!
Ty tak uważasz – rzuciłam luźno na jego ripostę,która przyznam,zrobiła na mnie dość duże wrażenie – Ja ufam sama sobie.
Po czym z podniesioną głową ruszyłam przed siebie korytarzem tonącym w bladym świetle zachodzącego słońca mijając obojętnie wszystkich zgromadzonych.

*

Słyszałem,że nieźle postawiłaś się Toniemu – zagaił Rafael gdy ruszyliśmy w drogę powrotną za spaceru po obrzeżach Paryża. Miałam szczęście,że nie był świadkiem tej całej sytuacji. Byłoby niewesoło.
Taaak...znaczy...tak jakby – odparłam niepewnie. Czułam się niezręcznie przyznając się do czegoś takiego na jego własnym wuju. Jakikolwiek by nie był,jest członkiem jego rodziny,a rodzina to dla Nadalów najwyższa ze świętości.
Co znaczy tak jakby?
Zwolniłam kroku i zaczerpnęłam trochę powietrza.
Miałam go już naprawdę serdecznie dość. Robił mi wyrzuty po tym meczu. Widziałeś jak grałam prawda?Wiesz,że niełatwo jest się odbudować i wrócić.
Skinął głową.
Fakt. Niełatwo,trzeba mieć naprawdę nerwy ze stali,czy coś w tym rodzaju. Co dalej?
Walnęłam prosto z mostu co myślę na ten temat. Że może sobie mówić co chce a ja i tak będę wiedziała swoje.
Roześmiał się i otoczył mnie ramieniem przyspieszając kroku.
I o to tyle szumu?Dobrze zrobiłaś,Toniemu trzeba czasem przemówić do rozsądku.
Przewróciłam oczami.
A to w ogóle jest możliwe? – spytałam ironicznie.
Teoretycznie tak. W praktyce może być nieco gorzej,zobaczymy na ile głęboko wziął sobie to do serca.
I czy w ogóle – mruknęłam.
Zapewniam cię,że tak. Myślisz,że ja zawsze jestem wobec niego taki potulny?Pamiętasz to spięcie w zeszłym roku na Us Open?Myślałem,że to będzie już koniec naszej współpracy,ale nie. Taka kłótnia czasem dość skutecznie poprawia relacje.
Wszystko to prawda Rafaelu,ale nie rozumiem dlaczego on tak się na mnie uwziął. Mam własnego trenera,więc niech on mi mówi co mam robić a jemu nic do tego.
Nie do końca kochanie. Połączyliśmy teamy,zapomniałaś?
Oczywiście że nie. Ale myślałam,że to się tyczy fizjoterapeutów,menadżerów i rzecznika prasowego a nie trenerów – czułam się zdezorientowana
-No cóż,nie tylko. Toni jest właściwie teraz twoim drugim trenerem,więc nie do końca jest tak jak sądzisz.
Jęknęłam. Miał rację,a ja głupia po prostu o tym zapomniałam. No tak. W ten sposób było wygodniej. I nici z „domniemanego” dodatkowego trenera...
Miejmy tylko nadzieję,że pozostanie na tym drugim miejscu przez długi,długi czas. Już teraz ledwo go znoszę – skwitowałam.
Rafael chrząknął,a jego ręka delikatnie zadrżała.
Coś nie tak skarbie? – spytałam podejrzliwie.
Nie,wszystko ok. Zobacz,dotarliśmy już do hotelu. Niesamowite jak ten czas szybko minął – uśmiechnął się,ale ten uśmiech był nerwowy i wymuszony.
Taaak,strasznie szybko – mruknęłam przyglądając mu się uważnie i idąc za nim do głównego holu.
To było dziwne. Jakby było coś o czym nie powinnam wiedzieć. Może poczuł się dotknięty tym,że obraziłam Toniego?(bo w sumie trochę to zrobiłam,prawda?).Być może,ale nie zachowywałby się w ten sposób. I jeszcze te gazety z biur podróży...
On coś kombinuje. Pytanie tylko co i po co? Nieważne. I tak się dowiem. On nie umie dobrze kłamać,zdążyłam się zorientować niemalże rok temu. Prędzej czy później się wygada.



Oficjalnie oświadczam,że na 99% nie będzie więcej przemocy słownej nad "Łozniacki". Po prostu nie pamiętam czy zaplanowałam o niej coś więcej. Ale na razie możecie odetchnąć :D
Melduję także,że wyzdrowiałam :)
Dopóki będę mogła,będę dodawać rozdziały 2x w tygodniu,ale najpóźniej na początku października się to zredukuje. 
Następny rozdział powinien Wam przypaść do gustu :D
No to... do wtorku!
Gatique

wtorek, 25 sierpnia 2015

(Very) Hot News!

Hop hop,moje panie na S! Postanowiłam nadzwyczajnie umieścić taką plotkę w poście,a nie w pogawędkach. Świeżutki artykuł,bo z dziś,który dopiero co przeczytałam: http://www.harpersbazaar.pl/moda/207/rafael-nadal-globalnym-ambasadorem-marki-tommy-hilfiger
Najlepsze jest to,że natrafiłam na taką wzmiankę przeglądając fanpage Xisci Perello na Facebooku xD Z mojej strony,zdecydowane 3x TAK! Pamiętam współpracę Rafy z Armanim i byłam rozczarowana jej końcem a tu taki prezent! Bardzo fajna rozmowa poza tym,nigdy nie natknęłam się na Rafę wypowiadającego się o modzie :)
Więcej takich zdjęć poproszę. Albo lepiej takich filmików: https://www.youtube.com/watch?v=_Gcy31SJHUc  Sweet Jezus!

2.3 Jedna na milion.

Nazajutrz odbyło się tradycyjne losowanie drabinki przez ubiegłorocznych zwycięzców,więc ja i Rafa musieliśmy obowiązkowo się stawić. Było dość przyjemnie,obyło się bez nadmiernej ilości paparazzich,których najwyraźniej nudził już nasz związek i postanowili znaleźć sobie inny cel. A nawet jeśli to kto by się nimi przejmował?Już dawno nauczyłam się żyć ciągle "na celowniku".
Tym razem byłam w turnieju rozstawiona z numerem 3 po kończącym sezon turnieju w Stambule(w którym zagrałam zresztą w ćwierćfinale) i z pomocą rywalek,które nie spisały się dobrze nie broniąc tylu punktów ile powinny. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się tak ogromnego awansu w przeciągu roku. Marzę teraz jedynie żeby utrzymać tą pozycję,gdyż obrona tytułów to nie lada wyzwanie. Zwłaszcza takich. Wywalczonych praktycznie tydzień po tygodniu. Mission impossible.
Cóż,może mój awans nie szokuje aż tak jak w przypadku Woźniackiej,która w październiku została liderką rankingu. Nie,nie żartuję. To prawda,ale nikt niech nie waży się mnie pytać:Jak?Sama się nad tym zastanawiam. Na pocieszenie dodam jednak,że na tym stanowisku nie jest mile widziana. Dostaję dużo maili i komentarzy na portalach,z których jasno wynika że ludzie woleliby żebym to ja zajmowała fotel liderki. To miłe z ich strony. Nawet nie wiedzą,jak bardzo mnie to satysfakcjonuje. Nie mogę się doczekać aż się spotkamy. Wciąż tak właściwie nie odpłaciłam jej się za to,że wygadała mediom o naszym związku. Rzucenie paru zjadliwych uwag to za mało by w pełni się zemścić. Ciekawe jak Caroline "jestem numerem jeden na świecie zupełnie przez przypadek" Woźniacki poradzi sobie w turnieju i jakie kiczowate wdzianko przywdzieje tym razem(na Australian Open miała coś pomiędzy trykotem baletnicy i abażurem od lampy).
Oficjalnie turniej rozpoczyna się w niedzielę,jednak ani ja ani Rafael nie gramy w pierwszy dzień. Zazwyczaj pierwszy dzień turnieju należy do tych rozstawionych z numerami niższymi niż pierwsza dziesiątka. Prawdziwa rywalizacja zaczyna się zatem dopiero od poniedziałku.
Nie twierdzę tym samym,że oni są z góry skazani na porażkę. Nie. Najlepszym tego przykładem jestem ja sama. Wielu z nich-nas-sprawia niespodzianki eliminując tego albo tamtego i dochodząc nawet nierozstawionym do ćwierćfinałów czy nawet dalej,ale nie czarujmy się-zwłaszcza w męskim tenisie zbyt wielkich szans na zwycięstwo nie mają. Szansa na to to dajmy 1:100.
A jeden na milion wygrywa turniej...

*

O pojedynkach rozstawionych z najwyższymi numerami zprzeciwko kwalifikantom w pierwszych rundach Wielkiego Szlema można powiedzieć wszystko,tylko nie to,że są wyrównane. Jest taki stereotyp,twierdzący że pierwsze mecze są najgorsze i najcięższe. Bo to wejście w turniej,przystosowanie się do nawierzchni,temperatury,strefy czasu i innych takich których nie chce mi się nawet wymieniać. Ale prawda jest taka,że tylko w tej rundzie możesz przetestować swoje przygotowanie fizyczne i psychiczne przed dwoma tygodniami walki. Bo gdzie indziej dostaniesz taką okazję?
W pierwszej rundzie zagrałam z Dominguez Lino i zbytnio się nie namęczyłam,bowiem ta była tak spięta,że przez cały mecz popełniała błędy a ja konsekwentnie je egzekwowałam,więc wygrałam 6:3,6:3.Tyle jeśli chodzi o ciężkie pierwsze rundy,przynajmniej w kobiecym tenisie.
Rafael potwierdza bowiem ten stereotyp. W pierwszej rundzie grał z mierzącym ponad dwa metry wzrostu i dysponującym potężnym serwisem Johnem Isnerem. Była to chyba najcięższa pierwsza runda w jego karierze.
Pierwszego seta wygrał po dość wyrównanej walce do 4,jednak przegrał dwa następne w tiebreakach (doprowadzając mnie przy okazji do stanu przedzawałowego).Ostatecznie zdołał jednak przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść i zwyciężyć do dwóch i czterech w następnych. Martwiłam się o jego dyspozycję w późniejszych fazach,ale on stwierdził że jest do tego przyzwyczajony .Poza tym bardzo chciał bym to ja pomogła mu wrócić do formy.
Już to widzę.
Kolejne dni mijały nam w zasadzie tak samo jak pierwszy:jednego dnia graliśmy,w drugi odpoczywaliśmy,jeździliśmy między hotelem,kortami i centrum Paryża odwiedzając restauracje i oglądając zabytki. Dzień jak co dzień dla tenisisty. Mieliśmy jednak bardzo mało czasu dla siebie-mając na głowie całą rodzinę Rafaela ciężko było chociażby myśleć o intymności. Trochę mi to doskwierało,bo mając przy sobie tak idealnego mężczyznę nie sposób było nie ulegać pożądaniu. Z drugiej jednak strony zżyliśmy się ze sobą umacniając łączące nas wszystkich więzy i było to naprawdę bardzo fajne uczucie.
Czułam się jak członkini bardzo wyjątkowej i cennej elity-rodziny.

*

Dobrze szło mi w turnieju. Do czwartej rundy doszłam pokonując Sabinę Lisicką i Anastasię Rodionovą. Nie można tego niestety powiedzieć o cudownej liderce rankingu,która odpadła już w trzeciej rundzie i mogę stwierdzić,że(chlubnie lub tez nie) się do tego przyczyniłam.
Podczas codziennego porannego treningu korty są zajmowane przez wielu różnych tenisistów i przysługuje nam wyłącznie godzina lub dwie. Tak się niestety złożyło,że po moim treningu(Rafa trenuje osobno,wymóg Toniego) swój trening miała odbywać Caroline.
Gdy schodziłam z kortu mijała mnie z irytującym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy. Minęła mnie bez słowa,jednak kiedy znalazła się za mną rzuciła:
Co u ciebie słychać,Kinga?Jak tam twój perfekcyjny związek?
Przystanęłam,ale nie dałam się sprowokować,chociaż mogłam z łatwością zmieść jej ten uśmieszek z twarzy.
Czyli jednak nie jest tak perfekcyjny,co?
Jej kroki odbijały się echem w pustym korytarzu,gdy się zbliżała.
Czyżby Rafael już się tobą znudził?
Na jakiej podstawie tak sądzisz? – odparłam zimno.
Prychnęła.
Prosze cię. Obydwie dobrze wiemy,że wasz związek nie ma przyszłości. Za bardzo się różnicie.
Auć!
Stała teraz tuż obok mnie
Oczywiście zakładając,że puszczanie się z nim dla kasy podczas turnieju można nazwać związkiem...
Teraz to już przesadziła. Obróciłam się gwałtownie w jej stronę i cisnęłam w jej twarz wodą z odkręconej butelki. Zachłysnęła się zaskoczona.
Ty kłamliwa mała szmato!Myślisz,że jestem z nim dla jego pieniędzy?!Co ty o mnie wiesz,żeby tak mnie oceniać?!Myślisz,że jak mnie sprowokujesz to z nim zerwę?!Jesteś tylko pustą egoistyczną lalunią głodną sławy i bogactwa!On nigdy,zapamiętaj to sobie:NIGDY nie będzie chciał być z kimś takim jak ty!I chociażbyś nie wiem jak chciała to i tak ze mną nie wygrasz!
Zostawiłam ją oniemiałą i ociekającą wodą i ruszyłam przed siebie. Pędziłam z taką prędkością,że mogłabym z łatwością kogoś staranować. Nie zważałam nawet na to,że torba z rakietami boleśnie obijała się o moje biodro. Wpadłam do szatni i od razu poszłam pod prysznic rzucając wszystko na podłogę. Całe szczęście,że nikogo w niej nie było. Oblałam się zimną wodą krzywiąc się z zimna. Rafa zawsze bierze taki prysznic przed meczem i prawdopodobnie lepiej mu się wtedy myśli na korcie,więc dlaczego ze mną miałoby być inaczej?
Wiele razy już mnie zdenerwowała,zwłaszcza w Nowym Jorku w zeszłym roku,ale to był już szczyt wszystkiego. Nienawidzę jej. Po prostu jej nienawidzę. Dlaczego nie potrafi zrozumieć,że Rafael kocha mnie,a nie ją?Czyżby tak mocno go kochała,że nie potrafiła odpuścić?
Wątpię.
Niech sobie w końcu znajdzie kogoś innego. Na jej miejscu już bym to zrobiła. Chociaż nie,będąc nią byłoby trudno. Ale przynajmniej bym spróbowała. Nie jestem z tych co łatwo się poddają.
Traciłam powoli czucie w nogach a zęby szczękały mi z zimna,więc zdecydowałam się wyjść i zostawić wszelkie negatywne emocje w tej lodowatej wodzie.
Jak to mawia Toni,zachowaj una buena cara,dobrą minę i nie przejmuj się innymi. Właśnie to zmierzałam teraz zrobić.

*

Hej kochanie! – Gisela obdarzyła mnie promiennym uśmiechem i zamknęła w ciasnym uścisku gdy tylko zobaczyła że się zbliżam – Tyle czasu cię nie widziałam!
Prawda?Pierwszy tydzień French Open się kończy a my spotykamy się dopiero teraz – zaśmiałam się mimo woli.
Spotkałyśmy się w jadalni dla zawodników na lunchu. Każdy kompleks kortów,na którym odbywa się Wielki Szlem ma coś takiego. To dobra rzecz,bo nie musisz nieustannie kursować między kortami hotelem i restauracjami .A w dodatku jedzenie jest tam naprawdę smaczne i przystosowane ściśle do diety tenisisty.
Bywa – westchnęła – Ciężki w tym roku ten turniej
Nie narzekaj. Mogło być gorzej
Łatwo ci mówić. Jesteś rozstawiona z trójką...
A twoja trzydziestka to źle?
Dobra,masz mnie – skapitulowała – I tak zrobiłam znaczący postęp.
Uśmiechnęłam się jedynie tryumfująco. Zamówiłyśmy sobie na lunch po sałatce i zaczęłyśmy plotkować. Opowiedziałam jej o sytuacji z Woźniacki.
Suka – skomentowała – Tępa,złośliwa suka.
Cały czas to powtarzam. Ma niezły tupet. Myśli,że jest nie wiadomo kim...
Wielka mi liderka,takich jak ona to historia już nie pamięta – zrobiła parę wymownych gestów pokazujących jak sława uderzyła naszej Karolince do głowy. Za każdym razem chichotałam złośliwie,bo podobały mi się jej sugestie. Tego mi było potrzeba. Wyluzowania u boku przyjaciółki,ach cóż za świetna terapia.
Zauważyłam,że włosy nieco jej urosły. Uczesała się w grubego warkocza,którego koniec sięgał znacząco za jej ramię. Wyglądała naprawdę ładnie.
Dobra,nie gadajmy już o niej,bo szkoda mi powietrza – stwierdziłam – Powiedz lepiej co u ciebie?
Spuściła głowę i zaczęła bawić się widelcem. Po chwili na jej twarz wypłynął leniwy uśmiech.
Hej – zagadnęłam uśmiechając się szeroko – Co to za mina?Czy ja o czymś nie wiem?
Podniosła głowę i opuściła kąciki ust,ale mimo to uśmiech wciąż nie znikał z jej twarzy. Wyglądała teraz jakby przypomniała sobie coś zabawnego.
Właściwie... – zaczęła – To jeszcze nic się nie wydarzyło.
Jak to? – zdziwiłam się – To skąd ten dobry nastrój?
Przygryzła wargę i spojrzała w górę rozmarzonym wzrokiem a potem oznajmiła:
Juan chce żebyśmy pojechali razem na wakacje!
Och,to cudownie – szczerze się ucieszyłam – Gdzie?
Jeszcze nie wiemy. Zaraz po Wimbledonie. Pewnie gdzieś,gdzie jest ciepło.
W Argentynie chyba zawsze jest ciepło?
Oj,nie czepiaj się. Chodzi o sam fakt – obruszyła się.
Och,ok – skapitulowałam – Ale wy jeszcze oficjalnie nie chodzicie
Oficjalnie,owszem. Ale całowaliśmy się parę razy i było naprawdę cudownie,wierz mi
Uśmiechnęłam się do niej. Fajnie,że i jej się ułożyło.
No,to musisz to tylko pociągnąć w odpowiednim kierunku – stwierdziłam – Chyba dasz radę.
Jasne. Dziękuje ci za wszystko
Nachyliła się i uścisnęła mnie nad stołem.
To drobiazg – odparłam skromnie.
Wcale nie. Pomogłaś mi uwierzyć w siebie. To ważne
Nigdy bym tego nie zrobiła,gdybyś ty sama nie wierzyła we własne możliwości. A możesz i dobrze o tym wiesz.
Doskonale. A więc...co słychać u papużek-nierozłączek?Umieram z ciekawości. – powiedziała Gisela najwyraźniej odczuwając lekkie znudzenie tymi filozoficznymi tekstami.
Chodzi ci o mnie i o Rafę? – zaśmiałam się – Dlaczego sądzisz,że jesteśmy nierozłączni?
Cóż,mieszkacie razem,latacie razem,macie tą samą ekipę,tych samych sponsorów,dzielicie łóżko...mam wymieniać dalej?
Okej,zrozumiałam-przerwałam jej zaskoczona. Jakby się nad tym głębiej zastanowić to naprawdę tak jest. – Fakt,spędzamy ze sobą dużo czasu ale nie jesteśmy razem bez przerwy.
Gisela schyliła głowę i uniosła brwi w wymownym geście. Przewróciłam oczami.
No dobra. Jak tylko możemy spędzamy razem każdą minutę pasuje?
Wiedziałam! – klasnęła w dłonie tryumfalnie – Ale nie męczy cię to?
Skąd. Wystarczy,że rozdzielamy się na turniejach. Uwielbiam z nim przebywać,bo dobrze to na mnie działa.
Nie wątpię – wystawiła język i uśmiechnęła się przebiegle.
Zdzira – rzuciłam
Też cię kocham!

Wybuchnęłyśmy tak gwałtownym śmiechem,że wszyscy obecnie zaczęli się nam przyglądać. Jeśli ich to dziwiło,to chyba jeszcze nigdy nie mieli przyjaciela.

W sumie wyszło,że tytuł rozdziału ma podwójne znaczenie xD Chodzi o tenis,ale podciąga się też pod przyjaźń. Nie planowałam tego,ale wyszło dobrze :D
Rogerio mój Ty cudowny! <3 Kocham Cię,wiesz? Zawsze kochałam,bo tak naprawdę zanim przeszłam do #teamrafa to trzymałam z Federerem. To były czasy,gdy to ich mecze były szlagierami ;_; Nie to co teraz. Jeszcze Murray niech się wepchnie ze Rafę i wkroczymy w nowy etap,epokę Djokovic-Murray. A fe,chyba katar rzucił mi się na mózg,że gadam takie bzdury.
Uciekam pod kołderkę ^^
Gatique

piątek, 21 sierpnia 2015

2.2 Witaj wśród elity!

Rafael,jesteś pewien że wszystko spakowałeś? – spytałam gdy ładowaliśmy swoje walizki do bagażnika srebrnego Astona Martina. Wylatywaliśmy bowiem dziś do Paryża na Roland Garros.
Tak skarbie,jestem pewien – odparł uśmiechając się z lekkim zniecierpliwieniem. Chyba zapytałam o to już dziś piąty raz.
Od kiedy dowiedziałam się,że na turnieje zawsze pakuje go mama myślałam,że wybuchnę. Nie mam nic przeciwko jego relacjom z matką,ale to już lekka przesada i kazałam mu zrobić to samodzielnie,od czasu do czasu nadzorując. Faceta to jednak trzeba wychować.
Dobrze. Tylko żeby potem nie było marudzenia.
Nie będzie – cmoknął mnie lekko w policzek – Wsiadaj już.
W samochodzie było trochę ciasno,bo jechał z nami prawie cały team. Reszta stwierdziła,że dojedzie w drugim tygodniu(nie czarujmy się,Rafael na pewno dotrwa do drugiego tygodnia,ale mnie może się to nie udać).
Jego ekipa była teraz też moją ekipą. W pewnym sensie,bo moim trenerem wciąż był i pozostanie Spencer a menadżerką Marina. Sęk w tym,że tak było prościej pracować nam obojgu. Nie ukrywam,że czuję się z tym lepiej;mam świadomość,że jestem lepszą zawodniczką. A poza tym,pomaga mi wejść do rodziny,bowiem ekipa również jest tu traktowana jak własna rodzina. Spędzają ze sobą tyle czasu,że wiedzą o sobie więcej niż mogłoby się wydawać. Cały czas jestem zdumiona tą bliskością między mieszkańcami Majorki. Mogłaby im pozazdrościć niejedna żyjąca bardzo blisko familia.
Właściwie to cieszyłam się,że nadszedł czas wyjechać,bo nawet rodzinna atmosfera może czasem zanudzić na amen,a tak tez się stało w moim przypadku. Lubię czasem się oderwać od rzeczywistości i zaszaleć. Poza tym,Paryż to naprawdę piękne miasto a sama Francja to bądź co bądź ojczyzna mojego największego sukcesu. No i miasto miłości oczywiście. Gdy tylko pomyślę o tych romantycznych spacerach pod wieżą Eiffla,wokół Łuku Tryumfalnego i obok Luwru robi mi się ciepło na sercu i mam ochotę krzyczeć ile sił w płucach "Niech ten samolot już wyląduje!".To wszystko jednak na razie przede mną. Wypadałoby jakoś dobrze wejść w turniej.
Po około godzinie jazdy z Manacor do Palmy wsiedliśmy w samolot do Paryża. Podróż trwała dzięki Bogu tylko dwie godziny,ostatnio jak lecieliśmy do Australii trzeba było męczyć się trzydzieści godzin. Tenisowe męki mają różne oblicza.
W końcu można było wysiąść z samolotu. Odetchnęłam głęboko i przeciągnęłam się.
Ach,Paryż – westchnęłam z zachwytem – W końcu.
Wynajęliśmy apartamenty w hotelu oddalonym zaledwie o kilka minut drogi od kortów Rolanda Garrosa. Ten w którym zatrzymałam się w zeszłym roku może i był przystępny,ale za to strasznie daleko od kortów. A poza tym,miał trzy gwiazdki,a tegoroczny aż pięć!Mogę sobie wciskać,że nie to było najważniejsze,ale nie ukryję jak bardzo byłam tym faktem podekscytowana.
Gdy dojechaliśmy do hotelu i wypełnione zostały karty pobytu i inne nudne formalności,poszliśmy obejrzeć apartament. Gdy go zobaczyłam,zaparło mi dech w piersiach. Był dwupiętrowy;miał kuchnię,dwie łazienki,salon i był bardzo bardzo przestronny i jasny. Cudo.
Nie mówcie,że mieszkacie tak co turniej – szepnęłam nieustannie rozglądając się na boki
Witaj wśród elity – zachichotała Maribel pojawiając się obok mnie nie wiadomo skąd.
Maribel! – zganił ja Rafael – Dobrze wiesz,że wynajmujemy takie olbrzymy tylko ze względu na naszą rodzinę,a nie na wygody!
Tak wiem – mruknęła przewracając oczami – Ale to nie zmienia faktu,że jest cudowne.
Rafael jedynie westchnął i przewrócił oczami...
Po uporaniu się w końcu z bagażami i ich rozmieszczeniem postanowiłam trochę się przewietrzyć. Hotel miał przepiękny mały ogródek i koniecznie chciałam go zobaczyć. Ledwo otworzyłam tylne drzwi gdy...
Helooouu,Kinga tutaj! – zawołała rozpromieniona Marina z jednego ze stolików w stylu bistra znajdujących się nieopodal.
Hej! – powiedziałam z uśmiechem przytulając ją.
Och,tyle czasu cię nie widziałam! – oznajmiła Marina lustrując mnie wzrokiem – Jak mogłaś przez cały ten czas mnie nie odwiedzić?
Przepraszam cię. Cała ta akcja z mieszaniem ekip i w ogóle...hej,ale co zrobiłaś z włosami?
Przyjrzałam się jej uważniej. Pomimo zbliżającego się już wieczora miała na sobie króciutkie czarne szorty i luźny niebieski top. Jej włosy natomiast,zamiast tradycyjnego węzła lub prostych pasm były ułożone w piękne złociste loki. Być może dlatego nie zauważyłam jej od razu.
Podobają ci się? – odruchowo wyciągnęła rękę w kierunku włosów – To trwała. Zrobiłam sobie tydzień temu
Wybałuszyłam oczy ze zdumienia
Co cię naszło?
Wzruszyła ramionami.
Sama nie wiem. Tak po prostu
Wyglądasz...młodziej – stwierdziłam po dogłębnej analizie.
Dzięki – odparła rumieniąc się lekko. Kończyła w tym roku 31 lat a mimo to wciąż wyglądała jak przed trzydziestką. Zmiana fryzury idealnie to podkreśliła.
Więc...może usiądziesz ze mną? – spytała w końcu
Och,jasne. Spencera jeszcze nie ma?-
Jest,poszedł zadzwonić
Nie widziałam go w recepcji...
Bo najpierw poszedł rozejrzeć się za kartą do telefonu.
Aha. Ok,więc co słychać?
Widziałaś swoje ciuchy na turniej?
Tak.Są super.
W tym roku mam do dyspozycji kanarkowo żółtą sukienkę podobną trochę do kreacji Marii Sharapovej z tym,że mniej wyrafinowaną. Widać aż tak elitarna jeszcze nie jestem,ale pieprzyć to. Podoba mi się
Marina skrzywiła się.
Poważnie? Jak dla mnie są komiczne
Przesadzasz. Będzie dobrze kontrastował z moją karnacją.
Skoro tak mówisz – mruknęła.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę o turnieju,oczekiwaniach,o spędzeniu przerwy między Madrytem a Paryżem i o życiu uczuciowym(sądząc po wielkości rumieńca na policzku mojej menadżerki musi być baaardzo dobrze).
Tu jesteś! – powiedział Rafael idąc w naszą stronę – Wracaj kochanie,robi się ciemno. Och,witaj Marino
Cześć. Pocałował ją w oba policzki i zwrócił się do mnie:
To co,idziesz?Mamy zamiar urządzić sobie z Maribel mały pojedynek na PS3
Czy ty to wszędzie bierzesz ze sobą? – roześmiałam się – Jasne,że idę!
Ja też będę uciekać. Spencer pewnie zaraz wróci – oznajmiła Marina przechodząc obok nas – Do jutra!
Pa – rzuciliśmy jednocześnie.
Rafael odczekał chwilę i spytał cicho:
Co ona zrobiła z włosami?Wygląda o jakieś pięć lat młodziej!
Wiem – odparłam – Nieźle co?
Może – wzruszył ramionami – Ale i tak nie pobije ciebie

Cmoknął mnie w policzek a ja poczułam się jak prawdziwa członkini elity.


Moje drogie. Kingę macie przedstawioną w zakładce bohaterowie. Ta dziewczyna z szablonu to nie ona xD Złożyłam zamówienie na szablon,ale poczekamy,zobaczymy. Po prostu z nową częścią pobrałam nowy i tyle :)
Macie Marinę. Bez Spencera,ale zawsze :D Jeśli o nich chodzi,to "cierpliwi będą wynagrodzeni" czy jakoś tak xD
Rozpaczam. Deliciano,jak mogłeś? :c
Gatique.

wtorek, 18 sierpnia 2015

2.1 Moje miejsce na ziemi,czyli preludium do całości.

18.05.2011

Romantyczny spacer Kolat i Nadala:
W poniedziałek,16 maja paparazzi przyłapali najbardziej znaną obecnie parę sportowców na romantycznym spacerze wzdłuż plaży Cala Murta mieszczącej się w jednym z najsłynniejszych morskich kurortów na Majorce,Porto Cristo. Polka i Hiszpan nie szczędzili sobie czułości;obejmowali się,szeptali sobie czułe słówka,a nawet całowali.
'Jesteśmy bardzo szczęśliwi'-wyznała w jednym z wywiadów Kinga-'Sądzę,że oboje traktujemy ten związek bardzo poważnie'
Przypomnijmy,że jest to pierwsza deklaracja ze strony zainteresowanych,którzy spotykają się od lipca ubiegłego roku,ale ukrywali swój związek do połowy września.
Czyżby Steffi Graff i Andre Agassi doczekali się swoich następców?"

Znów czytasz te głupoty? – spytał poirytowany Rafael wchodząc do salonu. Siedziałam swobodnie na sofie i wpatrywałam się w ekran laptopa od dobrych kilkunastu minut, chichocząc okazjonalnie. Tak na marginesie,przeprowadziłam się z Wrocławia na Majorkę dopiero w marcu,mimo iż Rafa twierdzi,że jestem urodzoną Majorkanką. Wolałam się jednak nie spieszyć biorąc pod uwagę wydarzenia w Nowym Jorku w zeszłym roku. No i jest jeszcze praca,która nie daje o sobie zapomnieć,a akurat tak się złożyło,że w marcu było jej mniej niż zazwyczaj,głównie za sprawą naszych słabych wyników w Indian Wells i Miami,ale to już zupełnie inna historia....
A czemu nie? To nawet zabawne – odparłam – Wiesz,że teraz patrzę na to od zupełnie innej perspektywy?
Z pewnością skarbie – Rafael podszedł do sofy i cmoknął mnie lekko w usta – Mnie też jest znacznie łatwiej – kolejny buziak – A poza tym,muszę się tobą chwalić,a nie cię ukrywać.
Przeciągnęłam go na kanapę i pocałowałam mocno. Odwzajemnił pocałunek i zajął się zdejmowaniem ze mnie bluzki. Kiedy ją w końcu odrzucił na bok,zajął się całowaniem mojej szyi a ja rozpięłam guziki jego koszuli. Całował mnie coraz niżej aż w końcu jego palce rozpięły guzik moich spodni i rozsunęły suwak. Zsunęłam je z lekkim trudem(moje biodra były stanowczo za szerokie!)I kiedy miał się już zabrać za stanik...zadzwonił dzwonek do drzwi.
Och,tylko nie to! – jęknęłam – Nie otwieraj,proszę cię.
A jeśli coś się stało? – Rafael momentalnie oprzytomniał – Zaczekaj tu.
Powiedział i pospiesznie się ubierając pomknął otworzyć drzwi.
Mamo,dlaczego dzwonisz? – usłyszałam gdy otworzył drzwi – Przecież nie musisz!
Wiem,ale nie chciałam wam przeszkadzać...no i nie myliłam się.
Nie,skąd-skłamał,przynajmniej jak dla mnie – Coś się stało?
Och,chyba wysadziło mi korki. Mógłbyś mi pomóc?
Pewnie mamo. Kinga,skarbie wracam niedługo!
Jasne – mruknęłam w odpowiedzi,ale głośniej dodałam – Dobrze kochanie!
I zanim zdążyłam dokończyć drzwi się zamknęły. Cóż,nici z romantycznego wieczora...
Chyba pozostała mi jedynie gorąca kąpiel i wieczorna telewizja.
Od kiedy się przeprowadziłam,wieczory spędzaliśmy zazwyczaj razem z całą rodziną Nadalów. Jedliśmy razem kolację,graliśmy w karty,albo po prostu rozmawialiśmy. Atmosfera była wspaniała,pełna bliskości i rodzinnego ciepła. Nikt nie patrzył na mnie z ukosa. Stałam się częścią ich rodziny,nikt nie traktował mnie jak obcą. Jeśli już,to tylko ze względu na mój akcent i niezbyt jeszcze perfekcyjne posługiwanie się majorkańskim dialektem. Nie raz wszyscy mieli ubaw z przeinaczanych przeze mnie słów. Rafael uważał,że to słodkie,więc nie przejmowałam się tym zbytnio.
Czułam,że to właśnie jest moje miejsce na ziemi.
Uwielbiałam też miejscową kuchnię. Nie dość,że była zdrowa i zgodna z moją sportową dietą to jeszcze w dodatku pyszna. Owoce morza,oliwki,dużo warzyw,chude mięso...uwielbiałam wszystkie te produkty i cieszyłam się mogąc je pochłaniać codziennie w gigantycznych ilościach(nie przesadzam,naprawdę bardzo dużo tego jem!). A znając tak doskonale gotującą kobietę jaką jest Ana Maria Parera moje życie naprawdę zdawało się być doskonałe. Jednak nie było.
Namiastkę tego raju zaznawałam łącznie przez niecałe pół roku;gdy nie trzeba było jeździć po świecie i grać. Kochałam tenis,ale kochałam również mój nowy dom i opuszczałam go z żalem. No i zostawała jeszcze kwestia odwiedzania rodziców we Wrocławiu,którzy nie byli zachwyceni faktem zmiany mojego miejsca zamieszkania. Starali się tego nie okazywać co prawda,ale gołym okiem można dostrzec,że męczyli się tym. Coraz częściej też kłócili się z tego powodu. Nie wróżyło to dobrze i miałam czasami wyrzuty sumienia,że ich zostawiłam,ale przecież nie mogłabym z nimi mieszkać do końca życia.
Myślę też,że klimat Majorki lepiej wpłynął na mój wybuchowy temperament i dość skutecznie go utemperował. Mam tendencję do bardzo gwałtownego wyładowywania negatywnych emocji,niegdyś również na korcie. Typowa dziewczyna z dużego miasta.
Ale teraz,słuchając codziennie łagodnego szumu morskich fal,kąpiąc się w złocistych promieniach słońca zdającego się nigdy nie znikać zza horyzontu i spędzając całe dnie w objęciach ukochanego,nie miałam najmniejszych powodów do złości.
Weszłam do sypialni i uchyliłam drzwi balkonowe. Chłodne,przyjemne powietrze natychmiast rozproszyło gorącą,duszną-ale również przepełnioną miłością i namiętnością- atmosferę panującą wewnątrz. Włożyłam do odtwarzacza "Loud",najnowsza płytę mojej ukochanej Rihanny,którą podarował mi Rafa....właściwie bez okazji,kliknęłam parę razy guzik i położyłam się na łóżku nucąc leniwie.
Niczego więcej teraz nie potrzebowałam.

Welcome back. Pewnie nie spodziewaliście się,że tak szybko co? :D
Nowa część to i nowy szablon. Jak się podoba? Mi osobiście najbardziej do gustu przypadła ta ozdobna czcionka xD 
No,pierwszy tak jakby informacyjny,ale od piątku wracamy do akcji. Przede wszystkim będzie trochę więcej tenisa.
No to...see you!
Gatique

wtorek, 11 sierpnia 2015

1.22 Nigdy więcej.

No gdzie jest ten samolot?! – denerwowałam się się w myślach kręcąc się bez celu po lotnisku – Miał tu być dziesięć minut temu!
Zdenerwowana wyciągnęłam komórkę. Było dziesięć po dziewiątej,wszędzie ciemno i ponuro. Trochę się bałam
Marina,wiesz gdzie jest ten cholerny samolot? – spytałam moją menadżerkę gdy w końcu odebrała telefon. O dziwo nie była zaspana,mimo że w Kazaniu na pewno było już gdzieś po jedenastej.
Podobno mają jakąś awarię i spóźnią się pół godziny
Dzięki że mi powiedziałaś – odparłam z przekąsem – Przynajmniej w tej poczekalni jest ciepło
Och,przepraszam. Dosłownie przed chwilą zadzwonili. Także nie martw się,na pewno przyleci
Ale nie zdążę!
Och,fakt! – pisnęła – Cholera,niedobrze!
Dobra,jakoś dam sobie radę – ucięłam,bo nie chciałam żeby i ona tu histeryzowała.
W poczekalni było pusto,jakieś pojedyncze osoby spoglądały na plan lotów. Cieszyłam się,że nikt do mnie nie podszedł i nie zaczepił,ale zadbałam żeby tak było odpowiednim kamuflażem. Długi,czarny płaszcz i kapelusz z szerokim rondem zrobiły swoje. Pokręciłam się zatem po całym budynku aż w końcu zauważyłam światła samolotu podchodzącego do lądowania i odetchnęłam z ulgą.

*

Szybciej,szybciej,ląduj! – poganiałam w myślach latającą maszynę – I tak jestem spóźniona!
Była osiemnasta czasu amerykańskiego i jak zdążyłam się zorientować,mecz zbliżał się do końca(Nigdy więcej nie polecę takim samolotem,ale trzeba przyznać,że był pierwsza klasa!)
Tomeu i reszta z pewnością myślą,że ich wystawiłam. Szlag by trafił tych profesjonalistów!
Gdy tylko wylądowałam na lotnisku JFK pognałam co sił(a przynajmniej na tyle,ile pozwoliły mi szpilki) złapać taksówkę. Było to troszkę trudne zważywszy na to,jak bardzo lotnisko jest oddalone od chociażby obrzeży miasta,ale w Nowym Jorku najwyraźniej nie ma rzeczy niemożliwych. Ponadto zbierało się na deszcz.
Na Flushing Meadows proszę – rzuciłam szybko ledwo łapiąc oddech.
Kierowca obrócił się w moją stronę. Był z całą pewnością wysokim afroamerykaninem.
Pani Kolat? – spytał.
Tak,to ja – odparłam zdziwiona.
Bardzo mi miło! Uwielbiam pani grę.
Cieszę się – uśmiechnęłam się do niego,a on odpalił gaz i ruszył.
Proszę mi wybaczyć,ale nie wybaczyłbym sobie gdybym nie spytał:Czy to prawda,że jest pani z Rafaelem Nadalem?
Całe szczęście byłam na to przygotowana.
Hm...niezupełnie. Jadę żeby wszystko odkręcić i dam panu solidny napiwek i autograf jeśli zawiezie mnie pan tam jak najszybciej!
Ok,proszę się trzymać! – powiedział i przyspieszył do jakichś stu pięćdziesięciu na godzinę a mną rzuciło.
Wow – wyrwało mi się – A jakiś kodeks drogowy?
Nowy Jork nie ma zasad! – odparł.
Po kilku minutach szaleńczej jazdy dotarłam przed korty
Dziękuję panu – powiedziałam dając mu napiwek i autograf – Jest pan moim bohaterem.
Drobiazg. Polecam się na przyszłość! – kiwnął mi głową i przypiął kartkę z autografem do deski rozdzielczej i odjechał z piskiem opon.
A ja pędem ruszyłam na kort Arthura Ashe'a. Wokół było jasno i głośno;okrzyki z kortu centralnego dochodziły aż do wejścia. Musiało się tam dziać.
Gnałam przed siebie omijając kontrole biletów i niemal z hukiem weszłam na arenę. Oślepiły mnie światła reflektorów i ogłuszyła kakofonia okrzyków i muzyki. Przynajmniej wkroczyłam podczas przerwy,obejdzie się bez zamieszania.
Jesteś – szepnął uradowany Tomeu gdy zajęłam swoje miejsce obok Any Marii – Myśleliśmy,ze się nie zjawisz!
Samolot mi się spóźnił,potem jazda...ach,nieważne .Jaki wynik? – wykrztusiłam łapiąc oddech.
Jest po 4 w drugim secie – oznajmiła Maribel – Dobrze cię widzieć
Uśmiechnęłyśmy się do siebie,a wtem Ana Maria powiedziała:
Czekajcie,chyba przerwą mecz!Zaczęło padać!
Och nie. Jeszcze tego brakowało!
Schodzą z kortu – stwierdził Tomeu wstając – Kinga,idziesz ze mną!
Jęknęłam podnosząc się z krzesła. Czy zdążę choć na chwilę złapać oddech?
Ruszyłam za nim,Tonim i Titinem krętymi korytarzami prowadzącymi do szatni zawodników. Chwila prawdy.
Rafael siedział na drewnianej ławie i zmieniał koszulkę. Weszłam ostatnia,a gdy mnie zobaczył-oniemiał.
Co ty tu robisz? – spytał zaskoczony,ale uradowany.
Przyjechałam żeby cię obejrzeć – wzruszyłam ramionami z uśmiechem.
Toni,Titin,Tomeu zostawcie nas proszę na chwilę – zarządził.
Toni,z grymasem niezadowolenia spełnił prośbę bratanka i podopiecznego a za nim wyszli pozostali. Gdy tylko wyszli zbliżył się do mnie i namiętnie pocałował w usta kompletnie zaskakując.
Nie mów nic,proszę cię – wyszeptał wsuwając rękę w moje włosy – To wszystko moja wina.
Nie,nie wszystko. Powinnam dac ci wyjaśnić...
Tu nie ma nic do wyjaśnienia,ja faktycznie nie wyobrażam sobie związku z kobietą spoza Majorki.
Odskoczyłam gwałtownie. Zaczyna się znowu...
Ale ty dla mnie jesteś właśnie kobietą z Majorki. Jesteś taka ciepła,czuła i otwarta. Idealna Majorkanka.
Uśmiechnęłam się lekko
Poważnie?
Jak najbardziej. Nie mam pojęcia jak to możliwe,ale tak właśnie jest. I przepraszam,że byłem takim egoistą,przyniosłem wstyd rodzinie
Nic się nie stało – odparłam i przytuliłam go.
Powinienem był powiedzieć wcześniej,ale problem polega na tym...że ja nie mogę się zdecydować kim być w kwestii związków;Rafą wojownikiem czy Rafaelem tchórzem.
Jesteś dokładnie pomiędzy nimi – powiedziałam miękko.
I to jest właśnie mój problem. Wybacz,ale nie potrafię go rozwiązać
Nie musisz – odparłam ujmując jego twarz w dłonie – Ja się tym zajmę.
Pocałowałam go lekko w usta,a on odwzajemnił pocałunek głębiej i mocniej niż bym się spodziewała.
Jeszcze jedno Kinga – odparł odsuwając się lekko.
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem
Nigdy więcej ukrywania się.

I zanim zdążyłam coś odpowiedzieć zamknął mi usta kolejnym cudownym pocałunkiem...

No to the end :D Znów niezbyt długi,ale mam nadzieję,że treść nadrabia. Znowu się zrobiło słodko-cukierkowo,ale wszystko do czasu ;) Karmelku,bardzo się cieszę, że lubisz Marinę i Spencera i w takim wypadku mogę Ci obiecać,że w następnej części będziesz miała co do nich mieszane uczucia :D Ale cicho,to dopiero od następnego tygodnia.
A na razie znikam.
Gatique

piątek, 7 sierpnia 2015

1.21 Żyjmy teraźniejszością

Jeśli Spencer się wściekł,gdy rozmawiałam prze telefon pół treningu,to mówiąc że natychmiast muszę wrócić do Nowego Jorku wpędziłam go w szał. Nie żartuję. Pierwszy raz od pięciu lat widzę go tak rozjuszonego.
Naprawdę nie rozumiem o co ci chodzi – dziwiłam się raz po raz – Przecież to moja decyzja. To ja opuszczam treningi.
Racja. Ale to ja później słyszę narzekania jak przegrasz mecz – odpowiadał – Wiesz doskonale,że wolę zrobić coś raz a dobrze.
Wiem o tym – jęknęłam – Ale to naprawdę poważna sytuacja. Po prostu muszę to zrobić...I czy ja kiedykolwiek nie nadrabiałam potem treningów?
Westchnął z braku dalszych argumentów.
Dobrze. Wygrałaś. Ale potem naprawdę trzeba się wziąć ostro do roboty!
Jasne. Tym razem nie zawiodę!
Marina miała mi załatwić bilety,jednak okazało się,że to nie takie proste załatwić bilet w dwie strony na niedzielę przy założeniu,że mamy piątek.
Kinga,przykro mi – powiedziała gdy po raz setny chyba sprawdzała wolne loty – To po prostu niemożliwe.
Jęknęłam i schowałam twarz w poduszkę.
Muszę się tam dostać!
Mówiłaś zdaje się,że Tomeu proponował ci bilety...
No tak. Ale wyszłabym na idiotkę gdybym zmieniła teraz zdanie.
Nie masz teraz innego wyjścia – powiedziała stanowczo.
Wiem – jęknęłam przeciągle – Ale zrozum,naprawdę nie mogę!
Więc przykro mi,ale nic nie mogę już poradzić – powiedziała zrezygnowana przytykając palce do skroni.
No to po mnie...
Siedziałyśmy w milczeniu dobrą chwilę,gdy Marina doznała nagłego olśnienia.
Wiem! Przecież możesz wykorzystać sponsorów!
Rozszerzyłam oczy ze zdumienia.
Naprawdę?
Serio. Zaraz tam dzwonię i każę przygotować samolot.
Jesteś cudowna! – pisnęłam i objęłam ją za szyję.
Tak,być może – wychrypiała – Ale proszę,zabierz ręce bo mnie udusisz!

*

Marina jest genialna. Załatwiła mi ten lot. Wprawdzie nie bez problemów,ale liczy się. Problem się rozwiązał,ale w dalszym ciągu nie wiem jak powinnam się zachować w stosunku do Rafaela. Chyba powinnam przeprosić...chociaż to właściwie on ponosi winę za większość. Ach,sama już nie wiem!
Kocham go. Wiem o tym. Ale mimo to nie jestem pewna czy chcę walczyć. Bo co jeśli przegram?
Wiem na pewno,że jeśli on mnie nie przeprosi nie będę miała do czego wracać. Tak. Jeśli mnie przeprosi,wtedy będę się martwić o swoje kwestie.
A jeśli nie..?
Dość do cholery!Czy ja zawsze muszę się tak przejmować wszystkim na czym mi zależy?Czemu nie umiem powiedzieć sobie stop,skoro przychodzi mi to tak łatwo z innymi rzeczami?
Dosyć myślenia o przyszłości. Żyjmy teraźniejszością.

Przepraszam,że taki króciutki, ale to już przedostatni w tej części, więc musiałam jakoś podzielić. 
Do następnego!
Gatique