Jezu,mam tego dość. Czemu to musi tak
boleć?
Jak zwykle leżałam na kanapie
zmagając się z bólem pleców. Brzuch miałam tak olbrzymi,że z
trudnością oglądałam telewizję na leżąco. Dodając do tego
kopniaki wewnątrz co jakiś czas,o odpoczynku mogłam zapomnieć.
Nic tylko leżeć jak kłoda i czekać na zbawienie mające planowo
nastąpić za miesiąc.
Rafa wkroczył i postawił przede mną
talerz. Skrzywiłam się patrząc na niego,to znaczy na talerz.
-Co to?
-Cielęcina. Bardzo ważna dla kobiet w
ciąży.
-To dlaczego przyrządzasz ją,kiedy
jestem w ósmy miesiącu a nie jak byłam w trzecim i dalej?
-Bo nie udało mi się przekopać
całego Internetu w ciągu kilku dni-westchnął ignorując mój
pomniejszy wybuch złości. Całkiem nieźle sobie radził z moimi
humorkami,które niekiedy przerażały mnie samą.
Jeszcze raz spojrzałam na szarawe
mięso i warzywa. Nie miałam najmniejszej ochoty na jedzenie.
-Nie jestem głodna.
-O,to coś nowego-zażartował.
-Naprawdę kochanie-jęknęłam
opierając głowę o poduszki i starając się uspokoić szalejące
maluchy.-Twoje dzieci bardzo chciałyby już wyjść i od rana nie
dają mi spokoju.
-Zauważyłem to w nocy-stwierdził
siadając obok.-Chodź,zrobię ci masaż.
Ułożyłam się wygodnie w jego
ramionach a jego dłonie łagodnie dotykały obolałych pleców.
-Całe szczęście,że te bóle zaczęły
się dopiero pod koniec,bo gdybym miała to znosić przez trzy albo
cztery miesiące,chybabym zwariowała.
-Im brzuch większy,tym bardziej
obciąża kręgosłup.-stwierdził Rafael przesuwając dłonie wzdłuż
kręgów.
-Ale skończyliśmy,co?Jedno i drugie z
chorym kręgosłupem.-mruknęłam z przekąsem.
-Z tym,że u ciebie jest to
przejściowe...
-Ale czujesz się
lepiej,prawda?-odwróciłam się twarzą do niego przerywając masaż.
-Tak,ale boję się-przyznał-Nie
wiadomo co to może oznaczać.
-Może to tylko zerwanie
mięśni?-zasugerowałam z nadzieją.
-Może-przyznał-Wiem tylko,że nie
kolano jest moim jedynym problemem.
Biedactwo. Zacisnęłam wargi. A ja
narzekam na przejściowy ból kręgosłupa!
-Znasz już dokładny termin
porodu?-spytał po dłuższej przerwie.
-Siedemnasty maja.-spuściłam wzrok i
odetchnęłam głęboko-Rozważam cesarskie cięcie.
Poczułam,jak jego ciało się spina.
-Jest jakieś ryzyko powikłań podczas
porodu?
-Zawsze jakieś jest.
-Kinga...
-Ja się boję!-krzyknęłam i
spojrzałam mu w twarz. Odsunęłam się na drugi koniec kanapy i na
tyle ile pozwoliły rozmiary brzucha,skuliłam się.
Rafael przekrzywił głowę i popatrzył
na mnie przenikliwie.
-Boisz się porodu?-spytała łagodnie.
Skinęłam głową.
-Przypomniałam sobie opowieści Mariny
i robi mi się słabo myśląc o tym. Rozmawiałam o cesarce na
życzenie z Alves-Valerą i nie widziała przeciwwskazań. Myślę,że
to będzie najlepsze wyjście. Poza tym,im krócej będę się
męczyć,tym lepiej.
Dumał przez chwilę i wreszcie
wypuścił wolno powietrze.
-Dobrze. Skoro to nie zagraża ani
tobie ani dzieciom to chyba faktycznie będzie dobry pomysł. Nie
chcę cię zmuszać,abyś robiła coś wbrew sobie.
-Nie chciałam robić nic wbrew
sobie,po prostu chciałam to z tobą ustalić.
-Rozumiem-dotknął delikatnie mojego
ramienia.-Ale jesteś pewna swojej decyzji?
-Tak-odparłam stanowczo,bez
wahania.-Poza tym większość bliźniąt rodzi się wcześniej,a ten
tydzień nie zrobi szczególnej różnicy.
-A blizna?
-Teraz robią tak małe nacięcie,że
nie widać jej w bikini no i są na to dobre kremy...hm, ale nie
będzie ci przeszkadzała?
-No coś ty skarbie-przytulił
mnie-Zawsze kiedy będę na nią patrzył,będę pamiętał co
musiałaś znosić,żeby obdarzyć mnie dziećmi. Przez to będę cię
kochał bardziej. O ile to możliwe.
Wciągnęłam w nozdrza jego zapach i
odetchnęłam z ulgą. Poczułam się swobodniej słysząc jego
deklarację. Spodziewałam się tego,ale zawsze lepiej jest usłyszeć
takie słowa osobiście. To mobilizuje.
-W takim razie ustalone.-skwitowałam.
Zadzwoniła moja komórka. Chciałam wstać,ale Rafa powstrzymał
mnie gestem i sam mi ją podał.
-Cześć siostra-przywitałam się
odgarniając włosy za ucho.-Chcesz mnie zabrać na zakupy?Jutro o
piętnastej? Och,okej. Nie,nie mam planów. Fajnie. Do zobaczenia.
-Maribel chce mnie zabrać jutro na
zakupy.-poinformowałam męża ze zdziwieniem.
-Naprawdę?-uniósł brew,ale nie byłam
pewna czy ze zdziwienia czy lekkiej pogardy dla babskich
zwyczajów.-Cóż,powinnaś pojechać.
-Faktycznie,przyda mi się kilka
luźniejszych bluzek. Prawie wszystkie są już na mnie za ciasne.
-Już niedługo-mruknął całując
mnie w czoło.-Chociaż podobasz mi się z tym brzuszkiem. Zdążyłem
się przyzwyczaić.
*
Po zakupach w Palmie,Maribel z
tajemniczym uśmiechem jechała autostradą co jakiś czas skręcając
w kierunku Manacor. Zmarszczyłam brwi. To,że jestem w ciąży nie
oznacza,że utraciłam czujność.
W końcu zaparkowała pod domem i
wzięła torby z bagażnika. Nie protestowałam,kiedy oznajmiła,żebym
ruszyła przodem.
Ostrożnie otworzyłam drzwi. Dom na
pierwszy rzut oka wydawał się pusty,ale gdy weszłam do
salonu,rozległ się wrzask:
-NIESPODZIANKA!!!
Z różnych kątów salonu
przystrojonego w różowe i niebieskie balony i serpentyny oraz zza
wielkiego krzesła przypominającego tron,wyskoczyły
Gisela,Marina,Agnieszka i Urszula,Ana Maria i Emeline.
Zamrugałam nie wierząc własnym
oczom. Maribel,widząc moją niepewną minę szybko oznajmiła:
-Dziewczyny miały zamiar cię
odwiedzić,więc zaproponowałam przy okazji baby-shower...
-Mario,to cudowne-wykrztusiłam
podnosząc ręce do ust.-Jesteście kochane!
Wyraźnie widziałam,jak wszystkie odetchnęły z ulgą. Przywitałam się po kolei ze wszystkimi,najbardziej ciesząc się z wizyty młodszej Radwańskiej,która dotychczas nie miała czasu by odwiedzić Majorkę. Emeline trzymała się na dystans,więc uśmiechnęłam się do niej promiennie chcąc dodać jej otuchy.
Wyraźnie widziałam,jak wszystkie odetchnęły z ulgą. Przywitałam się po kolei ze wszystkimi,najbardziej ciesząc się z wizyty młodszej Radwańskiej,która dotychczas nie miała czasu by odwiedzić Majorkę. Emeline trzymała się na dystans,więc uśmiechnęłam się do niej promiennie chcąc dodać jej otuchy.
Maribel wskazała na tron i podnóżek.
-To twoje miejsce. Dziś jesteś naszą
królową.
Usiadłam na obitym czerwoną tapicerką
okazałym fotelu(pewnie pochodził z fabryki mebli moich teściów) i
z ulgą rozprostowałam obolałe nogi.
Dziewczyny zaczęły wypytywać mnie o
samopoczucie i nastawienie a ja zgodnie z prawdą odpowiadałam na
ich pytania. W końcu nie mogły się doczekać,by zobaczyć zdjęcia
maluchów,które idealnie zorganizowana Maribel miała pod ręką.
Zdjęcia przechodziły z rąk do rąk i zachwytom nie było końca.
Patrzyłam na to z odrobiną dystansu,bo przecież to dopiero
niedokładne wydruki z USG.
Moja szwagierka klasnęła w ręce.
-No moje panie. Czas na prezenty!
Dziwnie się czułam,gdy podchodziły
kolejno i wręczały mi podarunki jak prawdziwej królowej. Jako,że
żadna nie chciała iść pierwsza,Maribel wraz z matką przejęły
dochodzenie.
Ich prezent był spory;zapakowany w
dziecięcy papier prezentowy i z mnóstwem wstążeczek. W środku
kryła się wysoka wanienka. Tak się składa,że właśnie jej
jeszcze nam brakowało i zapewne to sprawka mojego męża.
Kolejny prezent pochodził od Giseli i Pico. Rozczuliłam się,gdy zobaczyłam dwie pary śpioszków podpisane odpowiednio „mała mamusia” i „mały tatuś”. Maluchom chyba też się spodobało,bo poczułam energiczne kopnięcie. Podzieliłam się tym spostrzeżeniem z Gi,a ta zachichotała i uniosła się dumnie.
Kolejny prezent pochodził od Giseli i Pico. Rozczuliłam się,gdy zobaczyłam dwie pary śpioszków podpisane odpowiednio „mała mamusia” i „mały tatuś”. Maluchom chyba też się spodobało,bo poczułam energiczne kopnięcie. Podzieliłam się tym spostrzeżeniem z Gi,a ta zachichotała i uniosła się dumnie.
Marina
i Spencer podarowali nam dwie maskotki z materiału i grzechotki.
Poczułam się trochę zawiedziona w porównaniu z dwoma poprzednimi
prezentami.
-Te szmacianki nasiąkają zapachem mamy i dzięki nim dziecko śpi spokojnie-wyjaśniła upijając łyk malinowego koktajlu.
Na pewno się przyda.
Siostry Radwańskie zakupiły matę podłogową i karuzelę oraz dwa dziecięce kocyki z delikatnego materiału.
Emeline podeszła jako ostatnia,bardzo nieśmiało. Otworzyłam opakowanie z elektroniczną nianią oraz dwoma becikami.
-To tak na wszelki wypadek-powiedziała,a w jej oczach niebezpiecznie błysnęły łzy. Szybko odłożyłam ostatni prezent.
-Bardzo wam wszystkim dziękuję-oznajmiłam-Kocham was. Skrzywiłam się pod kolejnym kopniakiem-Moje dzieci również
Przez pokój przeszła fala śmiechu a ja wyciągnęłam się wygodniej na tronie głaszcząc brzuch. Może dzięki temu trochę się uspokoją.
-Od początku miesiąca strasznie się wiercą-wyjaśniłam-Chyba chciałyby już wyjść.
-Dostały tyle prezentów i miłości,że nic dziwnego-stwierdziła Ana Maria.
-Ach,przypomniałam sobie!-klasnęła w dłonie Maribel-Rano przyszło coś jeszcze.
Wtaszczyła do pokoju dwa pudła i postawiła przede mną.
-Pozwolisz,że odpakuję?
Skinęłam głową. Wyglądały na ciężkie.
Zauważyłam napis Hiszpania i od razu wiedziałam od kogo jest przesyłka. Maribel wyciągnęła dwa biustonosze do karmienia,dwa duże misie oraz śliczną bielutką sukieneczkę dla malutkiej oraz maleńką koszulkę i szorty dla chłopczyka.
-Wimbledoński zestaw-stwierdziła Agnieszka.
-A to musisz przeczytać sama-stwierdziła Maribel podając mi kartkę.
W środku były życzenia podpisane „Mama i tata”. W oczach stanęły mi łzy,więc szybko ją zamknęłam.
Drugie pudło było białe i podpis również nic mi nie mówił. Skrywało jednak pełno paczek żelków Sugarpova.
-”Droga Kingo. Najlepsze życzenia zdrowia dla Ciebie,męża i dzieci.”Maria S.
-Rety,nie spodziewałabym się tego z jej strony-zdziwiłam się.
-Chyba się cieszy,że im dłużej nie będziesz grać,tym dłużej ona może wygrywać.
Roześmiałam się. Gisela potrafiła znaleźć ripostę na wszystko.
Maribel sprawnie uporządkowała wszystkie prezenty w koszu ustawionym obok mojego zaszczytnego miejsca i wyskoczyła po kolejną porcję napojów.
-Dobra,zdradziłaś nam wcześniej,że będziecie mieli chłopca i dziewczynkę przez co nie wygrałam mojego zakładu z Juanem.-wydęła usta-Ale on też nie wygrał,więc daruję ci. Nie daruję ci natomiast jak nie uchylisz rąbka tajemnicy odnośnie imion.
-Te szmacianki nasiąkają zapachem mamy i dzięki nim dziecko śpi spokojnie-wyjaśniła upijając łyk malinowego koktajlu.
Na pewno się przyda.
Siostry Radwańskie zakupiły matę podłogową i karuzelę oraz dwa dziecięce kocyki z delikatnego materiału.
Emeline podeszła jako ostatnia,bardzo nieśmiało. Otworzyłam opakowanie z elektroniczną nianią oraz dwoma becikami.
-To tak na wszelki wypadek-powiedziała,a w jej oczach niebezpiecznie błysnęły łzy. Szybko odłożyłam ostatni prezent.
-Bardzo wam wszystkim dziękuję-oznajmiłam-Kocham was. Skrzywiłam się pod kolejnym kopniakiem-Moje dzieci również
Przez pokój przeszła fala śmiechu a ja wyciągnęłam się wygodniej na tronie głaszcząc brzuch. Może dzięki temu trochę się uspokoją.
-Od początku miesiąca strasznie się wiercą-wyjaśniłam-Chyba chciałyby już wyjść.
-Dostały tyle prezentów i miłości,że nic dziwnego-stwierdziła Ana Maria.
-Ach,przypomniałam sobie!-klasnęła w dłonie Maribel-Rano przyszło coś jeszcze.
Wtaszczyła do pokoju dwa pudła i postawiła przede mną.
-Pozwolisz,że odpakuję?
Skinęłam głową. Wyglądały na ciężkie.
Zauważyłam napis Hiszpania i od razu wiedziałam od kogo jest przesyłka. Maribel wyciągnęła dwa biustonosze do karmienia,dwa duże misie oraz śliczną bielutką sukieneczkę dla malutkiej oraz maleńką koszulkę i szorty dla chłopczyka.
-Wimbledoński zestaw-stwierdziła Agnieszka.
-A to musisz przeczytać sama-stwierdziła Maribel podając mi kartkę.
W środku były życzenia podpisane „Mama i tata”. W oczach stanęły mi łzy,więc szybko ją zamknęłam.
Drugie pudło było białe i podpis również nic mi nie mówił. Skrywało jednak pełno paczek żelków Sugarpova.
-”Droga Kingo. Najlepsze życzenia zdrowia dla Ciebie,męża i dzieci.”Maria S.
-Rety,nie spodziewałabym się tego z jej strony-zdziwiłam się.
-Chyba się cieszy,że im dłużej nie będziesz grać,tym dłużej ona może wygrywać.
Roześmiałam się. Gisela potrafiła znaleźć ripostę na wszystko.
Maribel sprawnie uporządkowała wszystkie prezenty w koszu ustawionym obok mojego zaszczytnego miejsca i wyskoczyła po kolejną porcję napojów.
-Dobra,zdradziłaś nam wcześniej,że będziecie mieli chłopca i dziewczynkę przez co nie wygrałam mojego zakładu z Juanem.-wydęła usta-Ale on też nie wygrał,więc daruję ci. Nie daruję ci natomiast jak nie uchylisz rąbka tajemnicy odnośnie imion.
Odstawiłam swój koktajl na stolik i
pogładziłam brzuch w zamyśleniu.
-Właściwie to zastanawiamy się nad imionami od jakiegoś czasu i jak dotąd nie ustaliliśmy niczego oficjalnie...
-Naprawdę?-moja przyjaciółka wydawała się zawiedziona.
-Hm,tak-wzruszyłam przepraszająco ramionami.-W zasadzie tylko tyle,że na pewno będą mieli polskie drugie imię.
-No to pomóżmy jej coś wymyślić-odezwała się Marina-To w końcu baby-shower nie?
Propozycje zaczęły się sypać jak z rękawa. Aga i Ula dominowały w wymyślaniu propozycji drugich imion.
-Aha,zapomniałam dodać,że mają być zwyczajne. Nie chcę zepsuć im życia już od kołyski.-dodałam krzywiąc się na kolejne absurdalne propozycje.
Nawet Emeline się udzielała,co prawda rzadko i często odpływała myślami,ale dobrze było widzieć ją choć trochę zaangażowaną.
-A nie chcesz wybrać imienia po kimś z rodziny?-spytała Maribel-Jednej i drugiej?
-Właściwie to zastanawiamy się nad imionami od jakiegoś czasu i jak dotąd nie ustaliliśmy niczego oficjalnie...
-Naprawdę?-moja przyjaciółka wydawała się zawiedziona.
-Hm,tak-wzruszyłam przepraszająco ramionami.-W zasadzie tylko tyle,że na pewno będą mieli polskie drugie imię.
-No to pomóżmy jej coś wymyślić-odezwała się Marina-To w końcu baby-shower nie?
Propozycje zaczęły się sypać jak z rękawa. Aga i Ula dominowały w wymyślaniu propozycji drugich imion.
-Aha,zapomniałam dodać,że mają być zwyczajne. Nie chcę zepsuć im życia już od kołyski.-dodałam krzywiąc się na kolejne absurdalne propozycje.
Nawet Emeline się udzielała,co prawda rzadko i często odpływała myślami,ale dobrze było widzieć ją choć trochę zaangażowaną.
-A nie chcesz wybrać imienia po kimś z rodziny?-spytała Maribel-Jednej i drugiej?
-Nie wiem-przygryzłam wargę.-Nie
chcę,żeby to było coś banalnego. Musi naprawdę nam się podobać.
Tak długo czekaliśmy na tą ciążę...
-Dajmy jej spokój,co?-wtrąciła Gisela-Kiedy zapytałam o imiona nie chciałam robić Kindze wody z mózgu. Odpuśćmy.
Skinęłam głową rozpamiętując różne propozycje i nagle jedna mnie uderzyła.
-W zasadzie zawsze podobało mi się imię Julia. W Hiszpanii wymawiane przez h. Ale wolałabym je w polskiej wersji,na drugie imię.
-Dobry pomysł-przyznała Aga wygładzając spódniczkę opiętą na szczupłych udach.
-No,to mamy jedno z czterech-westchnęłam-Chyba kwestię imienia dla synka zostawię tatusiowi.
Wiedziałam na pewno,że nie chcę by mój syn nosił imię po ojcu. Zbyt dużo facetów w tej rodzinie nosi to imię. Przyda się trochę różnorodności. A co do dziewczynek,Maria jest zdecydowanie zbyt powszechna.
Reszta wieczoru upłynęła na rozmowach,zarówno w grupach,jak i na forum. Miło było zobaczyć wszystkie przyjaciółki w jednym miejscu i czasem po prostu myślałam z uśmiechem na ustach jak dobrze je tutaj widzieć. Jednak kiedy obserwowałam Giselę,zauważyłam coś innego w jej zachowaniu. Wyglądała pięknie w rozpuszczonych włosach i opasce z różową kokardką oraz dopasowanej sukience na ramiączkach podkreślającą jej piękne oczy barwy chłodnego oceanu(oraz,podejrzewam,że celowo okazjonalnie komponowała się z wystrojem wnętrza). Pełna swoboda jej ruchów i szczery uśmiech na twarzy zdawały się być wręcz sztuczne,bo nigdy się tak nie zachowywała. Coś musi ją trapić. Podążyłam za jej spojrzeniem w kierunku szwagierki. Maribel znacząco skinęła jej głową i Gisela zamarła.
-Mogę prosić o uwagę?-spytała cicho,niemal niesłyszalnie. Wystarczyło jednak by wszystkie panie umilkły.-Chciałabym coś ogłosić. Wzięła głęboki oddech.
-Juan poprosił mnie o rękę.
Rozszerzyłam oczy ze zdumienia i prędko zamknęłam ją w ramionach.
-Oczywiście się zgodziłaś-syknęłam jej do ucha.
-Tak-oczy jej błyszczały i miałam wrażenie,że zaraz się rozpłacze.
-Tak się cieszę-szepnęłam ściskając ją tak mocno jak mogłam.
-I nie tylko ty-zachichotała dotykając mojego brzucha.
Przewróciłam tylko oczami. Czeka mnie ciężka praca przy wychowywaniu tej dwójki.
-Dajmy jej spokój,co?-wtrąciła Gisela-Kiedy zapytałam o imiona nie chciałam robić Kindze wody z mózgu. Odpuśćmy.
Skinęłam głową rozpamiętując różne propozycje i nagle jedna mnie uderzyła.
-W zasadzie zawsze podobało mi się imię Julia. W Hiszpanii wymawiane przez h. Ale wolałabym je w polskiej wersji,na drugie imię.
-Dobry pomysł-przyznała Aga wygładzając spódniczkę opiętą na szczupłych udach.
-No,to mamy jedno z czterech-westchnęłam-Chyba kwestię imienia dla synka zostawię tatusiowi.
Wiedziałam na pewno,że nie chcę by mój syn nosił imię po ojcu. Zbyt dużo facetów w tej rodzinie nosi to imię. Przyda się trochę różnorodności. A co do dziewczynek,Maria jest zdecydowanie zbyt powszechna.
Reszta wieczoru upłynęła na rozmowach,zarówno w grupach,jak i na forum. Miło było zobaczyć wszystkie przyjaciółki w jednym miejscu i czasem po prostu myślałam z uśmiechem na ustach jak dobrze je tutaj widzieć. Jednak kiedy obserwowałam Giselę,zauważyłam coś innego w jej zachowaniu. Wyglądała pięknie w rozpuszczonych włosach i opasce z różową kokardką oraz dopasowanej sukience na ramiączkach podkreślającą jej piękne oczy barwy chłodnego oceanu(oraz,podejrzewam,że celowo okazjonalnie komponowała się z wystrojem wnętrza). Pełna swoboda jej ruchów i szczery uśmiech na twarzy zdawały się być wręcz sztuczne,bo nigdy się tak nie zachowywała. Coś musi ją trapić. Podążyłam za jej spojrzeniem w kierunku szwagierki. Maribel znacząco skinęła jej głową i Gisela zamarła.
-Mogę prosić o uwagę?-spytała cicho,niemal niesłyszalnie. Wystarczyło jednak by wszystkie panie umilkły.-Chciałabym coś ogłosić. Wzięła głęboki oddech.
-Juan poprosił mnie o rękę.
Rozszerzyłam oczy ze zdumienia i prędko zamknęłam ją w ramionach.
-Oczywiście się zgodziłaś-syknęłam jej do ucha.
-Tak-oczy jej błyszczały i miałam wrażenie,że zaraz się rozpłacze.
-Tak się cieszę-szepnęłam ściskając ją tak mocno jak mogłam.
-I nie tylko ty-zachichotała dotykając mojego brzucha.
Przewróciłam tylko oczami. Czeka mnie ciężka praca przy wychowywaniu tej dwójki.
W
końcu Maribel uznała,że czas kończyć imprezę,bo przyszła mama
musi odpocząć po dniu tak pełnym wrażeń,a jej brat zdołałby ją
zamordować,gdyby coś mi się stało. Przed pożegnaniem ze
wszystkimi uściskałam ją serdecznie.
-Dziękuję ci za to przyjęcie. Jesteś po prostu kochana.
-To drobiazg.
-W Polsce nie organizuje się takiego czegoś. Przynajmniej nie często.
-No creo!-żachnęła się-Każda przyszła mama powinna mieć baby shower.
-Ja miałam to szczęście-uśmiechnęłam się.
Wyściskałam wszystkie dziewczyny. Zatrzymałam się przy Emeline. Przez ostatnie miesiące przekonałam się,że lepiej jest mieć ją po swojej stronie. Była dobrym pracownikiem no i dobrze też było wiedzieć,że radzi sobie z traumą i wreszcie znalazła rodzinę,choć musi minąć trochę czasu zanim się w nią wpasuje. Gdy wszystkie wyszyły,a Maribel ruszyła do salonu,jeszcze raz pogratulowałam Giseli.
-Tak się cieszę. Tworzycie cudowną parę.
-Dziękuję ci za to przyjęcie. Jesteś po prostu kochana.
-To drobiazg.
-W Polsce nie organizuje się takiego czegoś. Przynajmniej nie często.
-No creo!-żachnęła się-Każda przyszła mama powinna mieć baby shower.
-Ja miałam to szczęście-uśmiechnęłam się.
Wyściskałam wszystkie dziewczyny. Zatrzymałam się przy Emeline. Przez ostatnie miesiące przekonałam się,że lepiej jest mieć ją po swojej stronie. Była dobrym pracownikiem no i dobrze też było wiedzieć,że radzi sobie z traumą i wreszcie znalazła rodzinę,choć musi minąć trochę czasu zanim się w nią wpasuje. Gdy wszystkie wyszyły,a Maribel ruszyła do salonu,jeszcze raz pogratulowałam Giseli.
-Tak się cieszę. Tworzycie cudowną parę.
-Ja też się cieszę.-przytaknęła-To
było cudowne.
-Opowiedz mi jak było.
-Ach,nic nadzwyczajnego,ale prawie
rozpłakałam się ze szczęścia. Zabrał mnie na spacer po plaży i
zapytał czy za niego wyjdę. No i oczywiście miał ze sobą
pierścionek.
-To czemu go nie nosisz?-zdziwiłam się.
-To czemu go nie nosisz?-zdziwiłam się.
-Nie mogę-pokręciła głową.-Ostatnio
mam skoki ciśnienia i puchną mi palce.
Uśmiechnęła się na widok mojej
zdezorientowanej miny i przystawiła mi ręce do ucha szepcząc:
-Nie byłaś jedyną kobietą w ciąży
w tym towarzystwie.
Odskoczyłam od niej otwierając usta
ze zdziwienia. Roześmiała się na widok mojej miny i dodała:
-Dowiedziałam się dopiero dwa dni
temu. Pico jeszcze nie wie.
-I leciałaś w tym stanie
samolotem?-wyszeptałam przerażona. Nie darowałabym sobie,gdyby
przeze mnie przyjaciółka straciła własne dziecko.
-Nie martw się. Lekarz zapewnił
mnie,że wszystko w porządku.
Oby miała rację.
-Czyli on...nie oświadczył ci się ze
względu na dziecko?
-Nie. Chociaż gdy to zrobił,już byłam w ciąży. Tyle,że nikt o tym nie wiedział.
-Nie. Chociaż gdy to zrobił,już byłam w ciąży. Tyle,że nikt o tym nie wiedział.
Wypuściłam gwałtownie powietrze i
oparłam się o ścianę.
-To nokaut.-stwierdziłam
-Och,dlatego nie powiedziałam ci wcześniej. Nie miałam zamiaru ukraść ci przyjęcia.
-Ha ha ha-mruknęłam.
-To nokaut.-stwierdziłam
-Och,dlatego nie powiedziałam ci wcześniej. Nie miałam zamiaru ukraść ci przyjęcia.
-Ha ha ha-mruknęłam.
Maribel uparła się aby sama wszystko
sprzątnąć,więc poszłam wziąć prysznic. Kiedy zeszłam na dół
w długiej koszuli nocnej,rozmawiała z Rafaelem.
-Lecę-cmoknęła mnie przelotnie w
policzek.-Dobranoc.
-Dobranoc. Jeszcze raz dziękuję.
-De
nada.-z uśmiechem zamknęła za
sobą drzwi.
-Jak przyjęcie?Udało się?-spytał
Rafa omiatając wzrokiem salon.
-Bardzo-westchnęłam-Cieszę się,że
je zobaczyłam.
Podszedł do kosza z prezentami i
zajrzał do środka,a potem dostrzegł paczki żelków.
-Od Szarapowej. Uwierzyłbyś?
Roześmiał się i pokręcił głową
biorąc kosz.
-Uważaj na plecy-nakazałam widząc
jak krzywi się.
-Nic mi nie będzie.
Ruszyłam po schodach i otworzyłam mu
drzwi do pokoju dziecięcego przerobionego z gościnnej sypialni. Był
pomalowany na beżowy kolor,przy lewej ścianie stały dwie kołyski
z różowym i niebieskim baldachimem a przy oknie stał przewijak i
szafa z ubrankami.
-Gdzie to postawić?-spytał wyrywając
mnie z zadumy.
-Na środku. Jutro to rozpakuję.
Odłożył kosz i podszedł do mnie
oplatając ramionami,a ręce opierając na brzuchu.
-Maluchy się uspokoiły-powiedziałam
wtulając twarzy w jego szyję.
-Zobaczymy w nocy.-stwierdził
poruszając dłońmi-Pozwolicie mamusi i tatusiowi się wyspać?
Zachichotałam i cmoknęłam go w usta.
-Zawsze możesz spać na kanapie.
-Nie ma mowy-pokręcił stanowczo
głową.-Muszę być blisko,gdybyś zaczęła rodzić.
Ziewnęłam kiedy zaczął mną
delikatnie kołysać.
-Pójdę już spać. Może usnę póki
są spokojne.
-W porządku-skinął głową cmokając
mnie w skroń,po czym schylił się i uniósł koszulę całując
brzuch.-Dajcie mamusi się wyspać.
-Już niedługo będą nas budzić
płaczem w tym pokoju.-zauważyłam.
-Nie mogę się doczekać.
-Nieprzespanych nocy?
-Do
diabła z nimi. Chcę zobaczyć moje dzieci.
Jak tak patrzę na ten rozdział z perspektywy czasu to wydaje mi się zbyt przesłodzony. Moja ulubiona część to zdecydowanie Gisela,mam nadzieję,że sprawiła małą niespodziankę.
Za tydzień epilog i się pożegnamy. Już mi jest przykro,ale na słowa pożegnania jeszcze przyjdzie czas.
xoxo