Tekst

piątek, 29 lipca 2016

3.26 Baby shower

Jezu,mam tego dość. Czemu to musi tak boleć?
Jak zwykle leżałam na kanapie zmagając się z bólem pleców. Brzuch miałam tak olbrzymi,że z trudnością oglądałam telewizję na leżąco. Dodając do tego kopniaki wewnątrz co jakiś czas,o odpoczynku mogłam zapomnieć. Nic tylko leżeć jak kłoda i czekać na zbawienie mające planowo nastąpić za miesiąc.
Rafa wkroczył i postawił przede mną talerz. Skrzywiłam się patrząc na niego,to znaczy na talerz.
-Co to?
-Cielęcina. Bardzo ważna dla kobiet w ciąży.
-To dlaczego przyrządzasz ją,kiedy jestem w ósmy miesiącu a nie jak byłam w trzecim i dalej?
-Bo nie udało mi się przekopać całego Internetu w ciągu kilku dni-westchnął ignorując mój pomniejszy wybuch złości. Całkiem nieźle sobie radził z moimi humorkami,które niekiedy przerażały mnie samą.
Jeszcze raz spojrzałam na szarawe mięso i warzywa. Nie miałam najmniejszej ochoty na jedzenie.
-Nie jestem głodna.
-O,to coś nowego-zażartował.
-Naprawdę kochanie-jęknęłam opierając głowę o poduszki i starając się uspokoić szalejące maluchy.-Twoje dzieci bardzo chciałyby już wyjść i od rana nie dają mi spokoju.
-Zauważyłem to w nocy-stwierdził siadając obok.-Chodź,zrobię ci masaż.
Ułożyłam się wygodnie w jego ramionach a jego dłonie łagodnie dotykały obolałych pleców.
-Całe szczęście,że te bóle zaczęły się dopiero pod koniec,bo gdybym miała to znosić przez trzy albo cztery miesiące,chybabym zwariowała.
-Im brzuch większy,tym bardziej obciąża kręgosłup.-stwierdził Rafael przesuwając dłonie wzdłuż kręgów.
-Ale skończyliśmy,co?Jedno i drugie z chorym kręgosłupem.-mruknęłam z przekąsem.
-Z tym,że u ciebie jest to przejściowe...
-Ale czujesz się lepiej,prawda?-odwróciłam się twarzą do niego przerywając masaż.
-Tak,ale boję się-przyznał-Nie wiadomo co to może oznaczać.
-Może to tylko zerwanie mięśni?-zasugerowałam z nadzieją.
-Może-przyznał-Wiem tylko,że nie kolano jest moim jedynym problemem.
Biedactwo. Zacisnęłam wargi. A ja narzekam na przejściowy ból kręgosłupa!
-Znasz już dokładny termin porodu?-spytał po dłuższej przerwie.
-Siedemnasty maja.-spuściłam wzrok i odetchnęłam głęboko-Rozważam cesarskie cięcie.
Poczułam,jak jego ciało się spina.
-Jest jakieś ryzyko powikłań podczas porodu?
-Zawsze jakieś jest.
-Kinga...
-Ja się boję!-krzyknęłam i spojrzałam mu w twarz. Odsunęłam się na drugi koniec kanapy i na tyle ile pozwoliły rozmiary brzucha,skuliłam się.
Rafael przekrzywił głowę i popatrzył na mnie przenikliwie.
-Boisz się porodu?-spytała łagodnie.
Skinęłam głową.
-Przypomniałam sobie opowieści Mariny i robi mi się słabo myśląc o tym. Rozmawiałam o cesarce na życzenie z Alves-Valerą i nie widziała przeciwwskazań. Myślę,że to będzie najlepsze wyjście. Poza tym,im krócej będę się męczyć,tym lepiej.
Dumał przez chwilę i wreszcie wypuścił wolno powietrze.
-Dobrze. Skoro to nie zagraża ani tobie ani dzieciom to chyba faktycznie będzie dobry pomysł. Nie chcę cię zmuszać,abyś robiła coś wbrew sobie.
-Nie chciałam robić nic wbrew sobie,po prostu chciałam to z tobą ustalić.
-Rozumiem-dotknął delikatnie mojego ramienia.-Ale jesteś pewna swojej decyzji?
-Tak-odparłam stanowczo,bez wahania.-Poza tym większość bliźniąt rodzi się wcześniej,a ten tydzień nie zrobi szczególnej różnicy.
-A blizna?
-Teraz robią tak małe nacięcie,że nie widać jej w bikini no i są na to dobre kremy...hm, ale nie będzie ci przeszkadzała?
-No coś ty skarbie-przytulił mnie-Zawsze kiedy będę na nią patrzył,będę pamiętał co musiałaś znosić,żeby obdarzyć mnie dziećmi. Przez to będę cię kochał bardziej. O ile to możliwe.
Wciągnęłam w nozdrza jego zapach i odetchnęłam z ulgą. Poczułam się swobodniej słysząc jego deklarację. Spodziewałam się tego,ale zawsze lepiej jest usłyszeć takie słowa osobiście. To mobilizuje.
-W takim razie ustalone.-skwitowałam. Zadzwoniła moja komórka. Chciałam wstać,ale Rafa powstrzymał mnie gestem i sam mi ją podał.
-Cześć siostra-przywitałam się odgarniając włosy za ucho.-Chcesz mnie zabrać na zakupy?Jutro o piętnastej? Och,okej. Nie,nie mam planów. Fajnie. Do zobaczenia.
-Maribel chce mnie zabrać jutro na zakupy.-poinformowałam męża ze zdziwieniem.
-Naprawdę?-uniósł brew,ale nie byłam pewna czy ze zdziwienia czy lekkiej pogardy dla babskich zwyczajów.-Cóż,powinnaś pojechać.
-Faktycznie,przyda mi się kilka luźniejszych bluzek. Prawie wszystkie są już na mnie za ciasne.
-Już niedługo-mruknął całując mnie w czoło.-Chociaż podobasz mi się z tym brzuszkiem. Zdążyłem się przyzwyczaić.


*

Po zakupach w Palmie,Maribel z tajemniczym uśmiechem jechała autostradą co jakiś czas skręcając w kierunku Manacor. Zmarszczyłam brwi. To,że jestem w ciąży nie oznacza,że utraciłam czujność.
W końcu zaparkowała pod domem i wzięła torby z bagażnika. Nie protestowałam,kiedy oznajmiła,żebym ruszyła przodem.
Ostrożnie otworzyłam drzwi. Dom na pierwszy rzut oka wydawał się pusty,ale gdy weszłam do salonu,rozległ się wrzask:
-NIESPODZIANKA!!!
Z różnych kątów salonu przystrojonego w różowe i niebieskie balony i serpentyny oraz zza wielkiego krzesła przypominającego tron,wyskoczyły Gisela,Marina,Agnieszka i Urszula,Ana Maria i Emeline.
Zamrugałam nie wierząc własnym oczom. Maribel,widząc moją niepewną minę szybko oznajmiła:
-Dziewczyny miały zamiar cię odwiedzić,więc zaproponowałam przy okazji baby-shower...
-Mario,to cudowne-wykrztusiłam podnosząc ręce do ust.-Jesteście kochane!
Wyraźnie widziałam,jak wszystkie odetchnęły z ulgą. Przywitałam się po kolei ze wszystkimi,najbardziej ciesząc się z wizyty młodszej Radwańskiej,która dotychczas nie miała czasu by odwiedzić Majorkę. Emeline trzymała się na dystans,więc uśmiechnęłam się do niej promiennie chcąc dodać jej otuchy.
Maribel wskazała na tron i podnóżek.
-To twoje miejsce. Dziś jesteś naszą królową.
Usiadłam na obitym czerwoną tapicerką okazałym fotelu(pewnie pochodził z fabryki mebli moich teściów) i z ulgą rozprostowałam obolałe nogi.
Dziewczyny zaczęły wypytywać mnie o samopoczucie i nastawienie a ja zgodnie z prawdą odpowiadałam na ich pytania. W końcu nie mogły się doczekać,by zobaczyć zdjęcia maluchów,które idealnie zorganizowana Maribel miała pod ręką. Zdjęcia przechodziły z rąk do rąk i zachwytom nie było końca. Patrzyłam na to z odrobiną dystansu,bo przecież to dopiero niedokładne wydruki z USG.
Moja szwagierka klasnęła w ręce.
-No moje panie. Czas na prezenty!
Dziwnie się czułam,gdy podchodziły kolejno i wręczały mi podarunki jak prawdziwej królowej. Jako,że żadna nie chciała iść pierwsza,Maribel wraz z matką przejęły dochodzenie.
Ich prezent był spory;zapakowany w dziecięcy papier prezentowy i z mnóstwem wstążeczek. W środku kryła się wysoka wanienka. Tak się składa,że właśnie jej jeszcze nam brakowało i zapewne to sprawka mojego męża.
Kolejny prezent pochodził od Giseli i Pico. Rozczuliłam się,gdy zobaczyłam dwie pary śpioszków podpisane odpowiednio „mała mamusia” i „mały tatuś”. Maluchom chyba też się spodobało,bo poczułam energiczne kopnięcie. Podzieliłam się tym spostrzeżeniem z Gi,a ta zachichotała i uniosła się dumnie.
Marina i Spencer podarowali nam dwie maskotki z materiału i grzechotki. Poczułam się trochę zawiedziona w porównaniu z dwoma poprzednimi prezentami.
-Te szmacianki nasiąkają zapachem mamy i dzięki nim dziecko śpi spokojnie-wyjaśniła upijając łyk malinowego koktajlu.
Na pewno się przyda.
Siostry Radwańskie zakupiły matę podłogową i karuzelę oraz dwa dziecięce kocyki z delikatnego materiału.

Emeline podeszła jako ostatnia,bardzo nieśmiało. Otworzyłam opakowanie z elektroniczną nianią oraz dwoma becikami.
-To tak na wszelki wypadek-powiedziała,a w jej oczach niebezpiecznie błysnęły łzy. Szybko odłożyłam ostatni prezent.
-Bardzo wam wszystkim dziękuję-oznajmiłam-Kocham was. Skrzywiłam się pod kolejnym kopniakiem-Moje dzieci również
Przez pokój przeszła fala śmiechu a ja wyciągnęłam się wygodniej na tronie głaszcząc brzuch. Może dzięki temu trochę się uspokoją.
-Od początku miesiąca strasznie się wiercą-wyjaśniłam-Chyba chciałyby już wyjść.
-Dostały tyle prezentów i miłości,że nic dziwnego-stwierdziła Ana Maria.
-Ach,przypomniałam sobie!-klasnęła w dłonie Maribel-Rano przyszło coś jeszcze.
Wtaszczyła do pokoju dwa pudła i postawiła przede mną.
-Pozwolisz,że odpakuję?
Skinęłam głową. Wyglądały na ciężkie.
Zauważyłam napis Hiszpania i od razu wiedziałam od kogo jest przesyłka. Maribel wyciągnęła dwa biustonosze do karmienia,dwa duże misie oraz śliczną bielutką sukieneczkę dla malutkiej oraz maleńką koszulkę i szorty dla chłopczyka.
-Wimbledoński zestaw-stwierdziła Agnieszka.
-A to musisz przeczytać sama-stwierdziła Maribel podając mi kartkę.
W środku były życzenia podpisane „Mama i tata”. W oczach stanęły mi łzy,więc szybko ją zamknęłam.
Drugie pudło było białe i podpis również nic mi nie mówił. Skrywało jednak pełno paczek żelków Sugarpova.
-”Droga Kingo. Najlepsze życzenia zdrowia dla Ciebie,męża i dzieci.”Maria S.
-Rety,nie spodziewałabym się tego z jej strony-zdziwiłam się.
-Chyba się cieszy,że im dłużej nie będziesz grać,tym dłużej ona może wygrywać.
Roześmiałam się. Gisela potrafiła znaleźć ripostę na wszystko.
Maribel sprawnie uporządkowała wszystkie prezenty w koszu ustawionym obok mojego zaszczytnego miejsca i wyskoczyła po kolejną porcję napojów.
-Dobra,zdradziłaś nam wcześniej,że będziecie mieli chłopca i dziewczynkę przez co nie wygrałam mojego zakładu z Juanem.-wydęła usta-Ale on też nie wygrał,więc daruję ci. Nie daruję ci natomiast jak nie uchylisz rąbka tajemnicy odnośnie imion.
Odstawiłam swój koktajl na stolik i pogładziłam brzuch w zamyśleniu.
-Właściwie to zastanawiamy się nad imionami od jakiegoś czasu i jak dotąd nie ustaliliśmy niczego oficjalnie...
-Naprawdę?-moja przyjaciółka wydawała się zawiedziona.
-Hm,tak-wzruszyłam przepraszająco ramionami.-W zasadzie tylko tyle,że na pewno będą mieli polskie drugie imię.
-No to pomóżmy jej coś wymyślić-odezwała się Marina-To w końcu baby-shower nie?
Propozycje zaczęły się sypać jak z rękawa. Aga i Ula dominowały w wymyślaniu propozycji drugich imion.
-Aha,zapomniałam dodać,że mają być zwyczajne. Nie chcę zepsuć im życia już od kołyski.-dodałam krzywiąc się na kolejne absurdalne propozycje.
Nawet Emeline się udzielała,co prawda rzadko i często odpływała myślami,ale dobrze było widzieć ją choć trochę zaangażowaną.
-A nie chcesz wybrać imienia po kimś z rodziny?-spytała Maribel-Jednej i drugiej?
-Nie wiem-przygryzłam wargę.-Nie chcę,żeby to było coś banalnego. Musi naprawdę nam się podobać. Tak długo czekaliśmy na tą ciążę...
-Dajmy jej spokój,co?-wtrąciła Gisela-Kiedy zapytałam o imiona nie chciałam robić Kindze wody z mózgu. Odpuśćmy.
Skinęłam głową rozpamiętując różne propozycje i nagle jedna mnie uderzyła.
-W zasadzie zawsze podobało mi się imię Julia. W Hiszpanii wymawiane przez h. Ale wolałabym je w polskiej wersji,na drugie imię.
-Dobry pomysł-przyznała Aga wygładzając spódniczkę opiętą na szczupłych udach.
-No,to mamy jedno z czterech-westchnęłam-Chyba kwestię imienia dla synka zostawię tatusiowi.
Wiedziałam na pewno,że nie chcę by mój syn nosił imię po ojcu. Zbyt dużo facetów w tej rodzinie nosi to imię. Przyda się trochę różnorodności. A co do dziewczynek,Maria jest zdecydowanie zbyt powszechna.
Reszta wieczoru upłynęła na rozmowach,zarówno w grupach,jak i na forum. Miło było zobaczyć wszystkie przyjaciółki w jednym miejscu i czasem po prostu myślałam z uśmiechem na ustach jak dobrze je tutaj widzieć. Jednak kiedy obserwowałam Giselę,zauważyłam coś innego w jej zachowaniu. Wyglądała pięknie w rozpuszczonych włosach i opasce z różową kokardką oraz dopasowanej sukience na ramiączkach podkreślającą jej piękne oczy barwy chłodnego oceanu(oraz,podejrzewam,że celowo okazjonalnie komponowała się z wystrojem wnętrza). Pełna swoboda jej ruchów i szczery uśmiech na twarzy zdawały się być wręcz sztuczne,bo nigdy się tak nie zachowywała. Coś musi ją trapić. Podążyłam za jej spojrzeniem w kierunku szwagierki. Maribel znacząco skinęła jej głową i Gisela zamarła.
-Mogę prosić o uwagę?-spytała cicho,niemal niesłyszalnie. Wystarczyło jednak by wszystkie panie umilkły.-Chciałabym coś ogłosić. Wzięła głęboki oddech.
-Juan poprosił mnie o rękę.
Rozszerzyłam oczy ze zdumienia i prędko zamknęłam ją w ramionach.
-Oczywiście się zgodziłaś-syknęłam jej do ucha.
-Tak-oczy jej błyszczały i miałam wrażenie,że zaraz się rozpłacze.
-Tak się cieszę-szepnęłam ściskając ją tak mocno jak mogłam.
-I nie tylko ty-zachichotała dotykając mojego brzucha.
Przewróciłam tylko oczami. Czeka mnie ciężka praca przy wychowywaniu tej dwójki.
W końcu Maribel uznała,że czas kończyć imprezę,bo przyszła mama musi odpocząć po dniu tak pełnym wrażeń,a jej brat zdołałby ją zamordować,gdyby coś mi się stało. Przed pożegnaniem ze wszystkimi uściskałam ją serdecznie.
-Dziękuję ci za to przyjęcie. Jesteś po prostu kochana.
-To drobiazg.
-W Polsce nie organizuje się takiego czegoś. Przynajmniej nie często.
-No creo!-żachnęła się-Każda przyszła mama powinna mieć baby shower.
-Ja miałam to szczęście-uśmiechnęłam się.
Wyściskałam wszystkie dziewczyny. Zatrzymałam się przy Emeline. Przez ostatnie miesiące przekonałam się,że lepiej jest mieć ją po swojej stronie. Była dobrym pracownikiem no i dobrze też było wiedzieć,że radzi sobie z traumą i wreszcie znalazła rodzinę,choć musi minąć trochę czasu zanim się w nią wpasuje. Gdy wszystkie wyszyły,a Maribel ruszyła do salonu,jeszcze raz pogratulowałam Giseli.
-Tak się cieszę. Tworzycie cudowną parę.
-Ja też się cieszę.-przytaknęła-To było cudowne.
-Opowiedz mi jak było.
-Ach,nic nadzwyczajnego,ale prawie rozpłakałam się ze szczęścia. Zabrał mnie na spacer po plaży i zapytał czy za niego wyjdę. No i oczywiście miał ze sobą pierścionek.
-To czemu go nie nosisz?-zdziwiłam się.
-Nie mogę-pokręciła głową.-Ostatnio mam skoki ciśnienia i puchną mi palce.
Uśmiechnęła się na widok mojej zdezorientowanej miny i przystawiła mi ręce do ucha szepcząc:
-Nie byłaś jedyną kobietą w ciąży w tym towarzystwie.
Odskoczyłam od niej otwierając usta ze zdziwienia. Roześmiała się na widok mojej miny i dodała:
-Dowiedziałam się dopiero dwa dni temu. Pico jeszcze nie wie.
-I leciałaś w tym stanie samolotem?-wyszeptałam przerażona. Nie darowałabym sobie,gdyby przeze mnie przyjaciółka straciła własne dziecko.
-Nie martw się. Lekarz zapewnił mnie,że wszystko w porządku.
Oby miała rację.
-Czyli on...nie oświadczył ci się ze względu na dziecko?
-Nie. Chociaż gdy to zrobił,już byłam w ciąży. Tyle,że nikt o tym nie wiedział.
Wypuściłam gwałtownie powietrze i oparłam się o ścianę.
-To nokaut.-stwierdziłam
-Och,dlatego nie powiedziałam ci wcześniej. Nie miałam zamiaru ukraść ci przyjęcia.
-Ha ha ha-mruknęłam.
Maribel uparła się aby sama wszystko sprzątnąć,więc poszłam wziąć prysznic. Kiedy zeszłam na dół w długiej koszuli nocnej,rozmawiała z Rafaelem.
-Lecę-cmoknęła mnie przelotnie w policzek.-Dobranoc.
-Dobranoc. Jeszcze raz dziękuję.
-De nada.-z uśmiechem zamknęła za sobą drzwi.
-Jak przyjęcie?Udało się?-spytał Rafa omiatając wzrokiem salon.
-Bardzo-westchnęłam-Cieszę się,że je zobaczyłam.
Podszedł do kosza z prezentami i zajrzał do środka,a potem dostrzegł paczki żelków.
-Od Szarapowej. Uwierzyłbyś?
Roześmiał się i pokręcił głową biorąc kosz.
-Uważaj na plecy-nakazałam widząc jak krzywi się.
-Nic mi nie będzie.
Ruszyłam po schodach i otworzyłam mu drzwi do pokoju dziecięcego przerobionego z gościnnej sypialni. Był pomalowany na beżowy kolor,przy lewej ścianie stały dwie kołyski z różowym i niebieskim baldachimem a przy oknie stał przewijak i szafa z ubrankami.
-Gdzie to postawić?-spytał wyrywając mnie z zadumy.
-Na środku. Jutro to rozpakuję.
Odłożył kosz i podszedł do mnie oplatając ramionami,a ręce opierając na brzuchu.
-Maluchy się uspokoiły-powiedziałam wtulając twarzy w jego szyję.
-Zobaczymy w nocy.-stwierdził poruszając dłońmi-Pozwolicie mamusi i tatusiowi się wyspać?
Zachichotałam i cmoknęłam go w usta.
-Zawsze możesz spać na kanapie.
-Nie ma mowy-pokręcił stanowczo głową.-Muszę być blisko,gdybyś zaczęła rodzić.
Ziewnęłam kiedy zaczął mną delikatnie kołysać.
-Pójdę już spać. Może usnę póki są spokojne.
-W porządku-skinął głową cmokając mnie w skroń,po czym schylił się i uniósł koszulę całując brzuch.-Dajcie mamusi się wyspać.
-Już niedługo będą nas budzić płaczem w tym pokoju.-zauważyłam.
-Nie mogę się doczekać.
-Nieprzespanych nocy?

-Do diabła z nimi. Chcę zobaczyć moje dzieci.


Jak tak patrzę na ten rozdział z perspektywy czasu to wydaje mi się zbyt przesłodzony. Moja ulubiona część to zdecydowanie Gisela,mam nadzieję,że sprawiła małą niespodziankę. 
Za tydzień epilog i się pożegnamy. Już mi jest przykro,ale na słowa pożegnania jeszcze przyjdzie czas.
xoxo

5 komentarzy:

  1. Jest słodki, ale to dobrze! Już napsułaś wcześniej, i wystarczy :P
    Gisela była miłym, podwójnym zaskoczeniem. Chociaż gdy chciała coś ogłosić, w pierwszej chwili na myśl przyszedł mi właśnie błogosławiony stan, ale i tak trafiłam ;) Po prostu wszystko się układa.
    A pierwszym i chyba większym zaskoczeniem rozdziału była paczka od Marii S.! Ja bym chyba wysłała te żelki do przebadania w laboratorium xD Nie no, ale już bardziej spodziewałabym się prezentu od takiej Azarenki albo, kurde, Federera ;)
    Też już mi smutno na tę myśl. Szczerze mówiąc, już dziś obawiałam się, co tu ujrzę. Powiem tylko, że znam Twój ból, bo po zakończeniu Radwańskiej i Djokovicia przeżyłam istną depresję ;) Napisz coś jeszcze! Tenisowego! Ja Cię błagam! ;*
    W takim razie do za tydzień, a u mnie do poniedziałku! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś jeszcze tenisowego? Hmmm,kurczę nie mam pojęcia co tu jeszcze wymyślić xd

      Usuń
    2. Odpoczniesz trochę i Ci przyjdzie do głowy samo! ;) Wiesz, że od braku pisania fan fiction mnie już wpadają do głowy pomysły na opowiadania, jednego z Novakiem, a jednego z Rafą? :D

      Usuń
    3. Oooo to ja poproszę teraz z Rafą :D

      Usuń
  2. To wszystko było takie urocze. Całe przyjęcie, Gisela. Nawet Emeline nie jest już wiedźmą. Ehh, nie mam na kogo narzekać ;)

    OdpowiedzUsuń