Dziwnie się czułam wiedząc,że to
akurat dzisiaj na świat przyjdą moje dzieci. Nie jutro,nie za
tydzień ale właśnie dzisiaj,ósmego maja 2014 roku.
Zaburzam rytm natury.
Zaburzam rytm natury.
Ta myśl uderzyła mnie niczym cios w
drodze do szpitala. To tak,jakbym robiła coś niedozwolonego,a wręcz
popełniała przestępstwo. Nie mam prawa decydować o czyimś życiu.
Kilka miesięcy temu wydawało mi się to wygodnym i bezbolesnym
wyjściem,ale teraz nie jestem tego taka pewna. Niektórych rzeczy
nie da się zaplanować,a ja mimo to usiłowałam to zrobić. A teraz
nie mogę się już wycofać.
Rafael popierał moją decyzję. Dla
niego bezpieczeństwo liczyło się bardziej niż cokolwiek
innego,więc gdy Alves-Valera opowiedziała mu o wszystkich możliwych
porodowych komplikacjach,niemalże sam wetknął jej skalpel do ręki.
Wizyta odbyła się na początku tygodnia i wyszło na niej,że
dzieci obróciły się głowami do dołu,więc to tylko kwestia czasu
nim zaczęłyby się skurcze. Moja decyzja nie była zatem
bezpodstawna,ale i tak się denerwowałam,podobnie zresztą jak
Rafael. Starał się zachowywać normalnie,ale ręce drżały mu na
kierownicy i czasem posyłał mi nerwowy uśmiech.
Po dotarciu do szpitala skierowaliśmy
się bezpośrednio do doktor Alves-Valery. Podniosła głowę znad
biurka gdy wchodziliśmy do gabinetu.
-Och,państwo już są?-zdziwiła
się-Sądziłam,że pojawicie się po południu.
-Nie mogliśmy dłużej
czekać-powiedział Rafael.-O ile pani nie ma w tej chwili czegoś
ważnego.
-W zasadzie nie. Poproszę pielęgniarki
o przygotowanie sali do zabiegu. Proszę zaczekać.
Wyszła zamiatając długimi włosami.
Odetchnęłam kilka razy głęboko i dotknęłam nerwowo brzucha.
Przez całą ciążę robiłam to odruchowo zawsze,gdy byłam
zdenerwowana. Rafael to zauważył i podążył za moimi dłońmi.
-Spokojnie,za chwilę będzie po
wszystkim...
-Wiem,ale denerwuję się. To takie
dziwne. Gdybym rodziła naturalnie nie miałabym czasu na
niepotrzebne myślenie.
-Kinga,cieszę się,że zdecydowałaś
się na cesarkę. Poród jest zagrożeniem dla matki oraz dziecka. A
co dopiero dla bliźniąt. Nie zniósłbym,gdyby coś ci stało się
tobie albo dzieciom.
-Wiem-westchnęłam-I mam nadzieję,że
się nie mylisz. Ufam ci.
Ginekolog wróciła w asyście
Leandry,pielęgniarki zajmującej się mną podczas małego wypadku
na początku ciąży,w wyniku którego wylądowałam w szpitalu.
Prowadziła wózek inwalidzki. Rozszerzyłam oczy a serce zaczęło
mi bić szybciej.
-Proszę ze mną.-oznajmiła łagodnie
Leandra.-Przygotuję panią do zabiegu i zabiorę na salę.
Usiadłam niepewnie na wózku. Rafael
patrzył na mnie z niepokojem.
-A pana proszę do sali. Pańska żona
będzie potrzebowała kilku rzeczy-zerknęła na torbę z moimi
rzeczami,którą trzymał w rękach.
-Ale będę mógł być przy
niej?-spytał nieufnie zerkając na obie kobiety.
-Naturalnie-odparła Alves-Valera.-Ale
na razie proszę za mną.
Rozdzielili nas i trafiłam do
przestronnej i nowoczesnej sali porodowej ze specjalnym łóżkiem i
aparaturą. Leandra nakazała mi wstać i podała szpitalną koszulę.
Stanęłam za parawanem i wciągnęłam ją przez głowę coraz
bardziej spięta. Któreś maleństwo kopnęło w okolicach żeber.
-Już za chwilę będziemy
razem-szepnęłam po polsku starając się uspokoić siebie oraz
dzieci.
Często będąc sama mówiłam do
dzieci po polsku mając nadzieję,że od urodzenia będą mówić w
dwóch językach. No i może Rafa w końcu nauczy się więcej
polskiego.
-Proszę się położyć i nie
denerwować-powiedziała Leandra uspokajającym głosem podłączając
mnie do aparatury.
-Kiedy wróci mój mąż?-spytałam
poruszając głową na poduszce. A właściwie twardym wezgłowiu.
-Kiedy przyjdzie anestezjolog ze
znieczuleniem-odparła krótko.
Do sali wkroczyła Alves-Valera.
Związała włosy w koński ogon a na rękach miała zaciągnięte
jednorazowe rękawiczki. Towarzyszył jej siwiejący mężczyzna w
śnieżnobiałym fartuchu.
-To doktor Iberra. Będzie mi
asystował.-wyjaśniła.
Skinął mi głową krzyżując ręce
na piersi. Gdybym chciała nie mogłabym mu odpowiedzieć. Chyba
nawet nie potrzebowałam znieczulenia,tak byłam zesztywniała.
-Gdzie mój mąż?-spytałam
ostro.-Chcę żeby był ze mną.
-Spokojnie,zaraz przyjdzie.
Trochę...się zdenerwował.
-Co to znaczy?-wyszeptałam blednąc.
-Poród to poważne obciążenie
psychiczne dla wszystkich ojców.-powiedziała delikatnie-Czasem im
po prostu słabo.
O nie. Tylko niech nie zemdleje!
Jak na zawołanie,Rafael pojawił się
w drzwiach i natychmiast ruszył do mojego łóżka. Był
blady,potargany,a czarną koszulę miał wygniecioną.
-Dobrze się czujesz?-spytałam.
-Tak-uśmiechnął się pokrzepiająco
chwytając mnie za dłoń.
-Możemy zaczynać zabieg?-spytał
doktor Ibarra.
-Wszystko gotowe-przytaknęła moja
ginekolog i zaciągnęła niebieski parawan na wysokości mojego
biustu.
-Poczuje pani lekkie ukłucie i powie
mi pani czy coś czuje,okej?
-Okej.-wciągnęłam powietrze prosząc
w duchu o wytrzymałość.
Nakłuła mnie w okolicach miednicy i
pierwszym moim odruchem był lęk o dzieci. Potem jednak
przypomniałam sobie o co chodzi. Odrętwienie stopniowo ogarniało
dolne partie mojego ciała niczym ogromy skurcz,lecz bez
charakterystycznego bólu.
-Czuje pani ukłucie?
-Nie.
-Świetnie. Doktorze,skalpel proszę.
Wzdrygnęłam się. Skalpel. Cóż za
straszne słowo.
Jedyne co czułam,to jakby ktoś
łaskotał mnie piórkiem. Chciałam się roześmiać,ale to byłoby
nie na miejscu. Rafael cały czas wpatrywał się we mnie,albo w
parawan. Wiedziałam,że gdyby zerknął za niego mógłby zemdleć.
Poczułam jakieś szarpnięcie,jakby
wyrwali mi jakiś organ. Po chwili jednak rozległ się krzyk.
Momentalnie zaszkliły mi się oczy.
-Dziewczynka-odezwał się doktor
Ibarra gdy Alves-Valera podała mu dziecko. Mała krzyczała
przeraźliwie i chciałam krzyczeć,żeby mi ją dał,ale wtedy
szarpnięcie się powtórzyło. Powietrze przecięły dwa gniewne
piski. Naszej córeczki,którą zdaje się myła Leandra oraz synka
dopiero wyciągniętego z brzucha. Rafael oddychał płytko i
niespokojnie.
-Chcę zobaczyć moje
dzieci.-powiedziałam ochrypłym z emocji głosem.
Leandra podeszła bliżej z krzyczącym
wciąż zawiniątkiem z różowego becika od Emeline. Ostrożnie
uniosłam się na poduszkach i wzięłam od niej córeczkę.
Była zaróżowiona niemalże jak becik
i bardzo malutka,zdaje się,że mniejsza niż większość
noworodków. Miała czarne,skręcone włoski i długie rzęsy.
-Moja ślicznotka-wyszeptałam tuląc
ją do piersi. Momentalnie przestała płakać ustępując pole do
popisu braciszkowi.-Mała Elena Julia Nadal Kolat.
Wpatrywałam się w nią jeszcze przez
chwilę i podałam mężowi,a Leandra podała mi synka. Był niemal
identyczny jak siostrzyczka. Mieli taki sam kolor włosów i
zaróżowione policzki,jednak jego włoski były prostsze i rzadsze.
No i jak słychać posiadali taką samą pojemność płuc.
-Cii maleńki-szepnęłam przytulając
go mocniej aż poczuł zapach mamy i uspokoił się.
Spojrzałam na Rafaela. Oczy błyszczały
mu od łez a ręce drżały. On sam jednak zdawał się być zupełnie
zauroczony małą Eleną.
-Rafael?-odezwałam się cicho. Oderwał
wzrok od córeczki i popatrzył na małego.
-Chcę go wziąć na ręce-powiedział
cicho,automatycznie niemal jak w transie.
Leandra pojawiła się znikąd i
przytrzymała małą gdy podawałam mężowi synka,po czym znów
trzymałam w ramionach Elenę.
-Diego Sebastian-wyszeptał dotykając
malutkiej piąstki chłopczyka.
-Tak-odparłam drżącym głosem.
Ledwie panowałam nad emocjami.
Obserwowałam rodzącą się relację
ojca z synem i przepełniła mnie duma.
-Czy jest tak jak podczas twoich
wizji?-spytałam poprawiając uchwyt łamiący się pod rozkosznym
ciężarem dziecka.
-O wiele lepiej-odparł i
niespodziewanie nachylił się całując mnie wprost w usta.
Wstałam dziś rano i się zorientowałam, że będzie ostatnia część. Zajrzałam normalnie z bijącym sercem, ale jeszcze nie było. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak czekałam :D
OdpowiedzUsuńŚliczne było to zakończenie. Nie wiem, co mam Ci napisać w sumie :D Śmiałam się z Rafy, bo już myślałam, że zemdlał :D
Może trochę brakuje mi w tym ostatnim rozdziale innych bohaterów, których bardzo polubiłam, ale przecież nie oni byli tymi głównymi postaciami ;) Już wiemy, że im się ułożyło i teraz był czas na tę najważniejszą parę.
Bardzo Ci dziękuję za to opowiadanie :* Tak mało jest tenisowych utworów w sieci, że nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła, bo dobrze ponad rok umilałaś mi piątki :) Uwierz mi, że też nie mogę się pogodzić z końcem, bo już absolutnie nie zostało mi nic tenisowego do czytania - Ty skończyłaś, Sorciere zawiesiła... :( - ani nawet do pisania, chociaż jakieś tam nieśmiałe pomysły krążą mi po głowie. Ja proponuję, żebyś dopisała teraz drugi tom z losami bliźniąt Nadalów :D Naprawdę nie obraziłabym się, sama przecież dopisałam losy tenisowej córci na pierwszym moim blogu ;) Weź tam dołóż młode pokolenie, wszystkie Federery, Stefanka, Murrayową Zośkę, może jakąś Radwańską junior wymyśl... xD
Do pogawędek oczywiście będę zaglądać i się udzielać. A Ciebie do mnie zapraszam, wymiana informacji musi być, zwłaszcza że igrzyska się zaczynają ;)
Życzę Ci powodzenia na drugim blogu, w który się jakoś nie wkręciłam, za co przepraszam, ale wiem, że masz tam liczniejsze grono czytelniczek i dasz sobie radę ;)
Ściskam Cię bardzo, bardzo mocno ;*
Dziękuję kochana. Nawet nie wiesz jak dużo dla mnie znaczą Twoje słowa. Pamiętam jak jakimś cudem odnalazłam Twoje pierwsze opowiadanie w sieci i przeczytałam i zapytałam czy byłabyś zainteresowana,gdybym ja coś wstawiła i bałam się,co sobie pomyślisz o mnie xD
UsuńA teraz już koniec...no jesli chodzi o innych bohaterów to ciutkę wyjaśniłam w poprzednim rozdziale,może zbyt mało Mariny i Spencera,ale oni mieli już swoje 5 minut i po prostu u nich już wszystko ok :)
Mówisz drugi tom o bliźniakach? A wiesz,że to nie jest głupie? Te wszysykie inne dzieci,super plan:D Kurczę,pomyślę nad tym,ale na razie mam w planach kontynuację tego drugiego bloga,co też mi trochę zajmie (swoją drogą,broń Boże się nie gniewam,kto co lubi :D)
No to się będziemy widzieć u Ciebie(wpadnę wieczorem jak tylko na spokojnie siądę do laptopa bo piszę z mobilnego)lub tu,bo Igrzyska ahshejdjwj jaram się,dzisiaj otwarcie,Rafa niesie flagę <3
Również ściskam mooocno :*
Jak dobrze, że byłam zainteresowana! ;D
UsuńTo jest nawet mądre xD Miałabyś spore pole do popisu, mogłabyś zawsze dać gościnne występy rodziców, a dzieciaki jakoś ciekawie połączyć (jeszcze nie wiadomo, co z nich wyrośnie, więc nie ma większych ograniczeń dla autorki), do tego akcje typu: jaki ojciec, taki syn (lub matka i córka, jak kto woli ;) Pomyśl dobrze, kochana, ja Cię nie zmuszam, ale mogłoby być naprawdę ciekawie! :)
Pozdrawiam raz jeszcze ;)